Z wizytą w zamku Cześnika. Napisz opowiadanie.

Zanim napiszesz
Zbierz potrzebne informacje – wypisz z tekstu zwroty charakterystyczne dla poszczególnych bohaterów, tematy, o jakich mógłbyś z nimi porozmawiać. Ustal, o czym będzie to opowiadanie. Raczej odradzamy „wtrącanie” się w środek akcji komedii, lepiej dopisz epilog do całej historii lub wątek, którego w Zemście nie było.

W rozwinięciu
wprowadzasz dialogi, opisujesz postacie, prezentujesz stany psychiczne bohaterów. Relacjonujesz akcję – musi przecież coś się dziać. Możesz też wpleść fragmenty listów, dziennika, pamiętnika.

Wstęp

To była najdziwniejsza szkolna wycieczka. A wydawało mi się, że zasnę z nudów. Bo zamiast obiecanego dwudniowego pobytu w Zakopanem, komitet rodzicielski „zafundował” nam jednodniową objazdówkę autokarem z atrakcjami w stylu rozwalających się ruin i nudnych muzealnych przewodników. To z powodu braku pieniędzy i naszego nie najlepszego zachowania na ostatniej dyskotece.

Rozwinięcie

– Wysiadka. Mam tu dla Was pewną niespodziankę. – głos pani od polskiego brzmiał zachęcająco. Wyskakiwaliśmy z autokaru, nie szczędząc sobie przy okazji kopniaków i kuksańców. – Jesteśmy w Odrzykoniu. Widzicie tam na górze ruiny zamku…
Trudno ich było nie zauważyć. Ruiny zamku, fakt, że całkiem okazałe, były jedyną rzeczą w promieniu wielu kilometrów. A więc to jest ta atrakcja. Kiepski żart.
– …To właśnie tutaj mieszkali Cześnik i Rejent. To znaczy ich pierwowzory, szlachcice, których kłótnia była przyczyną napisania Zemsty… Zemstę przerabialiśmy w zeszłym miesiącu, więc chyba wszyscy pamiętają ją szczegółowo. Chodźcie, popatrzymy, jak mieszkał prawdziwy Cześnik…
– No doprawdy, fascynujące – skomentowała cicho Karolina – Mam nadzieję, że jest tutaj chociaż budka z lodami.
Około godziny zabrało nam zwiedzanie ruin. Oczywiście, można było to zrobić w pół godziny, ale po pierwsze pani od polskiego wyjątkowo wczuła się w rolę przewodnika i co chwila sypała cytatami z Zemsty, a po drugie czterech chłopaków cały czas uparcie szło w przeciwnym kierunku niż reszta grupy. Wreszcie zaopatrzyliśmy się w upragnione lody i zmęczeni obsiedliśmy kamienie. Popatrzyłam do góry. Na najwyższym piętrze, a raczej tam, gdzie kiedyś znajdowało się najwyższe piętro zamku, stało dwóch mężczyzn, na oko pięćdziesięcioletnich. Śmiesznie wyglądali z daleka – jeden gruby , postawny, drugi chudy i niewysoki. Ten większy zamaszyście wymachiwał rękami, jakby coś tłumaczył drugiemu. „Nie wyglądają jak turyści. Może to przewodnicy? Ale czemu tak się kłócą?”
– Idziemy, sprawdźcie, czy wszystko macie i do autokaru. Kto musi w ustronne miejsce, to szybciutko. Za dziesięć minut odjeżdżamy. – komendy pani od polskiego przerwały mi obserwację.
Wlokłam się za całą grupą.
– Idź, serdeńko, bo cię trzepnę – wypowiedziane zjadliwym tonem słowa sprawiły, że stanęłam jak wryta. Odwróciłam się. Nie było wątpliwości. Dziesięć metrów ode mnie stał ten chudy, którego widziałam na murze. Z wyraźną niechęcią spoglądał na niepozornego robotnika, jednego z tych, którzy upartym piłowaniem i spawaniem zakłócali wykład pani od polskiego.
– Ale, panie Rejencie…
– Żadnych ale. Sprawę uznaję za zamkniętą.
„Serdeńko”, „rejencie”? Nie, to przypadek. Nie wierzę w podróże w czasie. Zresztą facet ma na sobie garnitur, a nie szlachecki kontusz. Widocznie nazywa się Rejent. Biegiem do autokaru, bo chłopaki będą śmiać się, że najdłużej siedziałam w WC.
– Przepraszam. Panienka raczy wybaczyć, że zakłócam jej spokój, ale znalazłem się w ogromnej potrzebie. Gdyby nie to, że sprawa jest niecierpiąca zwłoki i nader delikatna, nigdy bym sie nie ośmielił…
A cóż to za dziwadło? Chudy, wąsaty facet, na pół kilometra czuć go było perfumerią.
– Padam do nóżek, Papkin.
– Ten… Papkin? – zadałam pytanie najgłupsze z możliwych. – Papkin, lew północy?
– Aaa, widzę, że nie obce ci me czyny. Skromność nie pozwala mi rozwodzić się tutaj nad niebezpiecznymi przygodami, które przeżyłem na swej drodze… Iluż to ja niecnych łotrów wysłałem na tamten świat, ileż niewieścich serc złamałem…
Tak, nie miałam wątpliwości. To był Papkin. Wprawdzie współcześnie ubrany, ale chwalipięta i tchórz żywcem wzięty z Fredrowskiej komedii. Nie było jednak czasu na wyjaśnienia, bo oto krzaki się rozchyliły i wyszedł z nich drugi z mężczyzn, których widziałam na murze. Oczywiście, wiedziałam kto to. Cześnik Raptusiewicz we własnej osobie. Jego mina nie wróżyła niczego dobrego. Sapał i potrząsał pięścią, jakby komuś groził. Papkin zbladł, szepnął „zginąłem” i uciekł. A ja stałam jak wryta.
– Ha, nicponiu, hultaju, fircyku! Toż doprawdy, mocium panie, o pomstę niebios woła. Niech no tylko w moje ręce trafi ten, ten… – Cześnik przeszedł obok, jakby wcale mnie nie zauważył.
Ciekawość wzięła górę. Poszłam w ślad za nim. Ledwo nadążałam, bo potężny Cześnik poruszał się zadziwiająco szybko. Kątem oka zobaczyłam, że ktoś zza muru obserwuje Cześnika. To był Rejent. Chichotał i zacierał ręce.
– A, tu jesteś! Niech no tylko dobiorę ci się do skóry… – Cześnik gwałtownie skręcił za wyłom muru. A ja za nim i nagle… wpadłam wprost w objęcia Karoliny.
– Co ty wyprawiasz, wariatko? Kierunki ci się pomyliły? Polonistka już siedem razy wszystkich liczyła.
– Tam, tam – bełkotałam niewyraźnie. – Tam poszedł Cześnik. Gonił Papkina. A Rejent się śmiał.
– Tak, tak. I pewnie mówił: „Idź, serdeńko, bo Cię trzepnę”.
– A skąd wiesz?
– O matko, całkiem ci odbiło. Wiesz co, ty lepiej nie czytaj już lektur. Po Małym Księciu też z różami gadałaś?

Zakończenie

Odrzykoń był ostatnim punktem tej dziwnej wycieczki. Siedziałam w autokarze i zastanawiałam się, czy opowiedzieć rodzicom o tym, co przeżyłam? A jeśli zaprowadzą mnie do psychiatry?

Zobacz:

Zemsta Aleksandra Fredry na lekcji

Zemsta Aleksandra Fredry – pytania i odpowiedzi

Zemsta Aleksandra Fredry