Mitologia podaje, że zuchwały sylen – Marsjasz – wyzwał na pojedynek samego boga Apolla, by zmierzyć się z nim w sztuce gry na ulubionych instrumentach. Miał swoje powody: grał przecudnie, w dodatku na aulosie porzuconym przez Atenę… Był poza tym sylenem: półczłowiekiem-półkoniem, a mimo końskich nóg sylenowie uwielbiali taniec, muzykę i wino. Ale Marsjasz przegrał pojedynek (któż by wygrał z bogiem!), a że zwycięzca mógł zrobić z pokonanym, co tylko chciał – Apollo kazał Marsjasza obedrzeć ze skóry. Ten moment namalował Tycjan. Co było dalej – napisał Herbert.

właściwy pojedynek Apollona
z Marsjaszem
(słuch absolutny
contra ogromna skala)
odbywa się pod wieczór
gdy jak już wiemy
sędziowie
przyznali zwycięstwo bogu

mocno przywiązany do drzewa
dokładnie odarty ze skóry
Marsjasz
krzyczy

Patrząc na obraz Tycjana – właśnie na to patrzymy. Widok tylko dla wytrwałych, bo scena to nadzwyczaj okrutna.

Marsjasz do góry nogami – Apollo i człowiek w ciemnej czapce zdzierają z niego skórę. Satyr z prawej dostarcza wiaderko. Na krew. Piesek z fikuśnym ogonkiem – chłepce krew. Brytan – większe psisko – trzyma w zębach strzępy skóry z nóg Marsjasza. Postaci jest więcej – na przykład z boku przygląda się scenie w zamyśleniu stary król Midas, podobny do Tycjana. O czym myśli? O istocie cierpienia? O winie i karze? A może o sztuce?

Krzyku, o którym pisze Herbert, nie słychać – może Marsjasz omdlał. Jeśli coś słychać, to muzykę tajemniczego młodzieńca z lirą (być może to inne wcielenie Apolla). Ale w wierszu Herberta słychać przede wszystkim krzyk obdzieranego ze skóry Marsjasza.

tylko z pozoru
głos Marsjasza
jest monotonny
i składa się z jednej samogłoski
A
W istocie
opowiada
Marsjasz
nieprzebrane bogactwo
swego ciała

łyse góry wątroby
pokarmów białe wąwozy
szumiące lasy płuc
słodkie pagórki mięśni
stawy żółć krew i dreszcze
zimowy wiatr kości
nad solą pamięci

Ból, cierpienie zamknięte w samogłosce A. Poeta przedstawia je bardzo materialnie, cieleśnie: metafory dotyczą wnętrza ludzkiego organizmu. Płuca, mięśnie, stawy – wszystko to wyje z bólu, każdy z organów otrzymał portret najbardziej wierny swej istocie: choćby „szumiące lasy płuc”. Jest w tym sformułowaniu i oddech, i podobieństwo kształtu. Wiatr kości jest zimowy (mróz przenika odbiorcę), sól pamięci – w kontekście żywego mięsa boli jeszcze bardziej. Ale to dopiero teraz trwa pojedynek – twierdzi Herbert. Dlaczego? Przecież patrząc na płótno Tycjana, widzimy zwycięzcę. Apollo żyje, Apollo z wieńcem na głowie spokojnie zdziera skórę Marsjaszowi, Apollo gra na lirze, wreszcie Apollo odejdzie spokojny – a Marsjasz będzie wył, aż śmierć przyniesie mu ukojenie.

teraz do chóru
przyłącza się stos pacierzowy Marsjasza
w zasadzie to samo A
tylko głębsze z dodatkiem rdzy

to już jest ponad wytrzymałość
boga o nerwach z tworzyw sztucznych

żwirową aleją
wysadzaną bukszpanem
odchodzi zwycięzca
zastanawiając się
czy z wycia Marsjasza
nie powstanie z czasem
nowa gałąź
sztuki – powiedzmy – konkretnej

Otóż to – dlatego pojedynek wciąż trwa. Apollo przestał już grać. Jest zresztą nieprawdziwy – ma nerwy z tworzyw sztucznych. Jak robot, jak indywiduum ze świata fantazji. To nie jest prawdziwa sztuka ani prawdziwe emocje. Działanie Marsjasza trwa – wyraża cierpienie, prawdę o ludzkim bólu. Sztuka z głębi trzewi, z bólu pełznącego wzdłuż kręgosłupa. Jak to nazwiemy? Ekspresją? Turpizmem? Nurtem dionizyjskim – tak gorącym w zestawieniu z chłodem apollińskiego.

Wszystko jedno, jak to nazwiemy: ten nurt działa, porusza. Może nie tak piękny – jak mocny. Gdy Apollo odchodzi:

nagle
pod nogi upada mu
skamieniały słowik

odwraca głowę
i widzi
że drzewo do którego przywiązany był Marsjasz
jest siwe
zupełnie

Rzućmy okiem na tło sceny w ujęciu Tycjana. Tam też są drzewa, zwierzęta, chmury. Daleko im do zwykłych drzew czy chmurek. To sceneria nieziemska – tu też otoczenie współgra z cierpieniem. Czy można skamienieć z bólu? Od bólu Marsjasza skamieniał słowik, który zaplątać się musiał w gałęziach pokutnego drzewa. Czy można osiwieć z przerażenia? Na widok grozy Marsjasza – posiwiało drzewo. Apollo powinien przestraszyć się solidnie – to rzeczywiście nowa gałąź sztuki, i ta przetrwa, przetrwa dłużej niż obojętność klasycznych autorytetów, niż sympatia sztucznych bogów. Dowodem na to jest obraz Tycjana – Ukaranie Marsjasza.