Autorka

Maria Kuncewiczowa (1895-1989) – jedna z czołowych przedstawicielek nurtu psychologiczno-obyczajowego we współczesnej prozie. Mieszkała w Paryżu, w Wielkiej Brytanii (prowadziła tam polski oddział Pen Clubu) i w USA, gdzie wykładała literaturę polską na uniwersytecie w Chicago. W 1968 roku powróciła do kraju i aż do śmierci mieszkała w Kazimierzu Dolnym. Właśnie tam, w dawnym domu pisarki, zwanym Kuncewiczówką, mieści się jej muzeum.

Epoka

W dwudziestoleciu międzywojennym bardzo ważnym nurtem był psychologizm – do tego nurtu zaliczymy np. Cudzoziemkę, Granicę Zofii Nałkowskiej i Zazdrość i medycynę Michała Choromańskiego. Ten kierunek był m.in. próbą znalezienia nowych form konstrukcji utworu. Do rozwoju tego nurtu bardzo przyczyniło się silne zainteresowanie dziełami Zygmunta Freuda.

Dzieło

Powieść była drukowana w odcinkach w „Kurierze Porannym” (1935 rok). Wydanie książkowe miało miejsce w 1936 roku.

Forma utworu

  • Cudzoziemka to studium psychologiczne niespełnionej kobiety. Powieść psychologiczna (do tego gatunku zaliczamy Cudzoziemkę) to dzieło, które koncentruje się na przeżyciach, wyobrażeniach i odczuciach bohatera. Autorka zastosowała tu retrospekcję – podróż w głąb czasu i w głąb siebie jest dla Róży ważną terapią.
  • Akcja powieści dzieje się na dwóch płaszczyznach – pierwsza z nich to teraźniejszość, ostatni dzień życia bohaterki, druga to płaszczyzna subiektywna – retrospekcje samej Róży oraz innych bohaterów, np. Adama i Marty.
  • Kompozycja utworu przypomina kompozycję fugi, jednego z gatunków muzycznych, opartego na powtarzaniu jednego tematu przez różne głosy.

Bohaterowie

Róża Żabczyńska – niespełniona skrzypaczka (poprawna, lecz nie wybitna), kobieta o trudnym charakterze i skomplikowanej osobowości. Wrażliwa na piękno, piękna (wszyscy podziwiają jej niezwykle kształtny nos), ale zaborcza, konfliktowa, władcza. Wiązała wielkie nadzieje z karierą skrzypaczki, lecz jej marzenia się nie spełniły – przeszkodą był brak umiejętności technicznych, za co Róża winiła swych nauczycieli. Muzyka dostarczała jej najszlachetniejszych przeżyć i pozwalała zapomnieć o nieudanym życiu osobistym – kobieta przeżyła w młodości zawód miłosny i z zemsty wyszła za człowieka, którego zupełnie nie kochała. Terroryzowała cały dom, męża i dwoje dzieci, Martę i Władysia. Wszyscy żyli w obawie narażenia się jej, gdyż w gniewie bywała straszna. Domownicy nienawidzili także jej zmiennych nastrojów i nieprzewidywalnych reakcji – nigdy nie wiadomo było, czy spotka ich z jej strony poniżenie, czy niezwykła serdeczność. Zdawało się, że Róża nienawidzi całego świata i jest bliska obłędu. Nazywano ją „jędzą”. Parę razy myślała o zamordowaniu własnych dzieci. Dopiero przypadkowa rozmowa z lekarzem, który dotknął najczulszych strun jej duszy, zmieniła Różę – kobieta stwierdziła, że „ani ambicja, ani sztuka, ani podróże, ani bogactwo – uśmiech jest niezbędny do życia”. Niestety, na życie zgodne z tą nową filozofią było już za późno – Róża umarła, na szczęście pogodzona z najbliższymi.

Marta Żabczyńska – córka Róży, zmuszona przez matkę do kształcenia głosu. Róża, która sama nie zaznała sławy, pragnęła, aby zdobyła ją córka. Marta została znaną w kraju śpiewaczką.
Władyś Żabczyński – syn Róży, jej ulubieniec. Najwięcej mu wybacza i traktuje go (jak na nią) bardzo dobrze, ma dla niego najwięcej czułości.

Michał Bądski – dawny ukochany Róży, syn Januarego, wirtuoza skrzypiec, u którego Róża pobierała lekcje. Zawiodła się na nim i pragnęła zemsty na wszystkich mężczyznach. Michał, ­który sprawiał wrażenie bardzo zakochanego, ożenił się z Ros­janką i wyjechał z nią do Wierchnieudińska.

Adam Żabczyński – mąż Róży, matematyk. Człowiek bardzo łagodny, cierpliwy, wyrozumiały. W miarę możliwości starał się łagodzić wybuchy żony. Róża doprowadziła go w końcu do rozstroju nerwowego.

 

Kraina dzieciństwa bohaterki – raj utracony

Dzieciństwo miała pogodne i szczęśliwe. Co prawda, urodziła się na obczyźnie – w Taganrogu nad Morzem Azowskim (jej dziadek – żołnierz napoleoński – został zesłany w głąb Rosji), ale miasto i jego malownicze okolice były jedyną znaną dziewczynce rzeczywistością. Nie miała za czym tęsknić. Zapobiegliwy, od najmłodszych lat przyzwyczajony do ciężkiej pracy (szybko został sierotą) ojciec dorobił się folwarku, który gwarantował rodzinie spokojny, dostatni byt. Różę zewsząd otaczała miłość. Rodzice czasem się kłócili, bo matka – piękna, tryskająca energią Sophie – ciągle wikłała się we flirty, ale drobne niesnaski nie burzyły poczucia bezpieczeństwa młodziutkiej Róży. Lubiła swój dom. Zimą chętnie przesiadywała w kuchni i przyglądała się wesołym dziewczętom czeladnym, które pracując, ciągle coś nuciły i z wzorów namalowanych przez mróz na szybach wróżyły jej „małojca pięknego jak krew z mlekiem”. Latem biegała z babką Anastazją (Litwinka!) na targ po winogrona. Tylko chwilami robiło się jej przykro: gdy szkolnym korytarzem przechodził pop, koleżanki odsuwały się od Róży, bo nie była jak większość z nich prawosławna, lecz chodziła do katolickiego kościoła. Ale to jeszcze nie było wyobcowanie. Jego zapowiedź pojawiła się wraz z przyjazdem do Taganrogu ciotki Ludwiki. Oschła, zasadnicza stara panna w niczym nie przypominała swojej młodszej rozflirtowanej siostry. Mieszkała w Polsce i przez wiele lat była guwernantką („tułała się od dworu do dworu i ćwiczyła panięta w wymowie francuskiego r r r”). Z biegiem lat uskładała skromny kapitalik. Gdy poczuła, że już nie starcza jej sił na systematyczną pracę, a nadal rozsadzała ją chęć działania, wpadła na pomysł dobrego uczynku: uratowania siostrzenicy przed zupełnym „skacapieniem” i przywrócenia jej Polsce! Od dawna krytykowała męża siostry, który zamiast starać się o powrót do kraju, niepomny na pamięć ojca zesłańca, gorliwie pracował dla caratu. Róża nie słyszała ich rozmowy – pamięta tylko, że ojciec wyszedł po niej smutny i blady. „Pojedziesz do Polski” – powiedział. Wyrok zapadł. Trzeba było pożegnać się z przyjaciółką – Greczynką Maniutą Psarułaki – i szykować do drogi.

 

Rozczarowanie nową ojczyzną

Ciotka obiecywała, że Polska to kraj zielony i piękny, Warszawa – prawdziwie europejska, Polacy – wyrozumiali i życzliwi. Róża dzielnie znosiła niewygody trwającej ponad tydzień podróży, wierząc, że już niebawem zamieszka w najwspanialszym miejscu na świecie i zacznie uczyć się muzyki, bo Ludwika obiecała rodzicom, że zadba o jej wykształcenie. Ale szybko zaczęły się rozczarowania: w porównaniu z bujnością taganroskiej przyrody polskie sosny wydały się dziewczynie anemiczne i żałosne, warszawskie dorożki z trudem utrzymywały się na kocich łbach, a ludzie… Pierwszy zapamiętany z pociągu rodak: gruby, obwieszony złotem pan zachowywał się, jakby był nie tylko właścicielem całego wagonu, lecz i jego pasażerów – rozpychał się, awanturował, traktował wszystkich z góry. I tak było niemal wszędzie. W tym wymarzonym, wyczekanym kraju ciągle trzeba było walczyć i upominać się o swoje prawa!

Rozczarowana Polską Róża czuła się coraz bardziej samotna, napiętnowana, odrzucona. Koleżanki z konserwatorium wyśmiewały jej śpiewny, kresowy akcent i wplatane do rozmowy rusycyzmy, na tle ich jasnych twarzy i włosów jej śniade policzki i krucze warkocze (jedna babka Litwinka, druga – Hiszpanka) raziły bardziej niż skromny, niemodny strój, kłuło z semicka pobrzmiewające imię (tolerancja!). Ciotka dla jej dobra nazwała ją Eweliną, ale dziewczyna nigdy nie polubiła tego imienia, tak samo jak polskiej, ubogiej w owoce i warzywa kuchni („koleżanka nachyli się do kosza, kupi za dziesięć groszy węgierek, ot, i rozkosz na pół dnia”), wychowawczych metod ciotki (za najmniejsze przewinienie – różaniec i przepisywanie Trenów Kochanowskiego) i tysiąca innych napotkanych w Warszawie rzeczy.

 

Miłość

Właściwie było ich dwie: obie tak samo silne, początkowo dające schronienie przed udrękami codzienności, później – tak samo raniące i bolesne. To muzyka i Michał. Skrzypce bohaterka pokochała całą sobą – mogła na nich wygrać tęsknotę za Taganrogiem, wyrazić uczucia i myśli, które w jej skażonych „kacapskim akcentem” ustach zabrzmiałyby śmiesznie i fałszywie. To dzięki nim – na wieczorku muzycznym – poznała Michała Bądskiego, i z brzydkiego, odrzuconego kaczątka zaczęła przeistaczać się w łabędzia. Dopiero wraz ze spojrzeniem Michała i jego pełnymi zachwytu słowami: „diese, diese Nase” („jaki nos!”) zaczęła docierać do niej jej własna, tak niebanalna uroda. Tego wieczoru – wróciwszy od Bądskich do domu, Róża z wielką ostrożnością zamknęła drzwi przed ciotką Ludwiką, zasiadła przed lustrem i nie wstała, aż świeca spłynęła w świeczniku. Odkryła swoją twarz.

W wiosenne wieczory ktoś stale chodził pod oknami domu Róży, ktoś nosił za nią skrzypce, kładł na fortepianie nuty z zakreślonymi romantycznymi tytułami utworów, ktoś ją kochał… Ale szczęścia nie starczyło na długo – Michał wyjechał na studia do Petersburga i poznał rosyjską „kursistkę”. Wkrótce została jego żoną – przed zdradą nie uchronił go nawet krzyżyk, który Róża zawiesiła mu na szyi w dniu rozstania. Majątek Rosjanki okazał się pokusą nie do odparcia. Skrzypce też zawiodły: nauczyciel – maestro January – źle kształcił swoją uczennicę. Grająca na pozór tak efektownie Róża miała – z jego winy – poważne braki techniczne. Uświadomiono jej to zbyt późno, by mogła poważnie myśleć o karierze artystycznej. I ta miłość pozostała więc niespełniona.

 

Czas odwetu

„Róża postanowiła się zemścić. Na Polsce, gdzie ją nieszczęście spotkało, i na mężczyznach”. Szybko wyszła za mąż za cichego, niebogatego, mało atrakcyjnego Adama Żabczyńskiego. Takiego mężczyzny było jej potrzeba: nie miał nic, czym mógłby ją obdarować – to ona „zwaliła na niego swoją piękność jak miażdżący głaz”, przytłoczyła stanowczością i elokwencją. Decyzja o małżeństwie była świadoma i wyspekulowana, ale zaraz po ślubie Róża – a właściwie Ewelina, bo jako mężatka używała tego imienia – zaczęła szaleńcze gry z własną psychiką. Dawne uczucia nie wypaliły się do końca, nie przestały boleć młodzieńcze kompleksy. Dumnej kobiecie trudno było się do nich przyznać nawet przed samą sobą, zresztą z wielu z nich nie zdawała sobie nawet sprawy, bo istniały tylko w jej podświadomości, ale jeszcze trudniej było z nimi żyć. Starała się zepchnąć wszystkie lęki na margines, schować swoją niepewność pod maską pozornego chłodu, wyniosłości, pogardy dla ludzi. Przekornie namówiła męża na wyjazd do pracy w Petersburgu i z satysfakcją obserwowała ból, jaki sprawiła rodzinie „Polaczka”. Nic nie winien, zapłacił za zdradę Michała – byli przecież tej samej nacji! Uwodząc rosyjskich dostojników, prawiąc impertynencje przełożonym męża czy gromiąc „taganroskie porządki”, które w jej domu wprowadzała uwielbiana przez wnuków babka Sophie (rodzice Róży sprzedali swój majątek i przeprowadzili się do córki), brała odwet na „kursistce”, która zabrała jej ukochanego. Dokuczała wszystkim, w żelaznej dyscyplinie wychowywała dzieci, na każdym kroku poniżała męża, odpychała najmniejszy skierowany ku niej ciepły gest, często błyszczała, ale nie była szczęśliwa. Rozdarta między dwoma narodami wszędzie czuła się obca, odrzucona „eine Fremde” (cudzoziemka). Te słowa wypowiedziane pod jej adresem przez obserwujących ją w berlińskim parku nieznajomych spacerowiczów wryły się jej w pamięć tak jak kiedyś słowa Michała, ale nie koiły – przeciwnie z biegiem lat coraz częściej stawały się powodem udręki.

 

Przemiana bohaterki

„To całe moje życie takie nędzne (…). Siebie zadręczyłam i celu nie osiągnęłam. A wszystko przez zawziętość w tęsknocie niedorzeczną” – powie w ostatnim dniu życia do wnuka, małego Zbyszka, jakby przeczuwając zbliżającą się śmierć. Była zbyt inteligentna, żeby nie zauważyć swojej źle ustawionej poprzeczki wymagań wobec świata i chorych relacji z otoczeniem, ale z upływem czasu coraz trudniej było je zmienić. Ludzie się jej bali. Mąż od początku schodził z drogi, syn Władyś zostawił niepodobającą się matce narzeczoną, córka Marta niemal bezwolnie pozwalała prowadzać się na lekcje śpiewu i aby zrealizować niespełnione marzenie matki o karierze artystycznej, została śpiewaczką operową… Tylko mały synek Kaziuk zbliżał się do niej bez lęku, bawił się, przytulał, ale on zmarł w dzieciństwie, utwierdzając Różę w przekonaniu, że żadna jej miłość nie ma szansy przetrwania, a Bóg nie zna dla niej litości. I pewnie do końca życia trwałaby w swoim pancerzu, gdyby nie wyjazd do Królewca i spotkanie z doktorem Gerhardtem. Kardiolog nie zrobił na pacjentce najlepszego wrażenia – więc na samym początku wizyty usłyszał od niej kilka przykrych słów. A on, zamiast przestraszyć się pewnej siebie, agresywnej kobiety, ujął ją za rękę, uśmiechnął się i wypowiedział słowa jak magiczne zaklęcie: „diese, diese Nase”. I wszystko odżyło: po tylu latach znalazł się wreszcie człowiek, który wiedział, że jej szorstkość nie jest złem, tylko lękiem przed ludźmi, którzy znowu wyśmieją, odtrącą, zabiorą, co kocha najbardziej. Wiedział, że można z nią normalnie rozmawiać, że trzeba się nad nią pochylić.

Wróciła odmieniona. Co prawda z typową dla siebie przekorą wbrew radom córki kupiła za jasny dla siebie sweter. Stojąc przed jej drzwiami, zdążyła już zezłościć się, że nikt nie pędzi jej otwierać. Ale tym razem nie przyszła już krytykować. Chciała powiedzieć Marcie – zresztą nie tylko jej – coś bardzo ważnego. „Ani ambicja, ani sztuka, ani podróże – uśmiech jest niezbędny do życia”. Niestety, na cieszenie się tą prawdą Róża nie ma już czasu – poznawszy ją, umiera, mając 60 lat.

 

Cudzoziemka jako powieść psychologiczna

Cudzoziemka spełnia wszystkie wymogi tego rozwijającego się dynamicznie w latach dwudziestych gatunku. Fabuła koncentruje się wokół wewnętrznych przeżyć bohaterki, która jednocześnie jest narratorką. Cały świat przefiltrowany jest przez jej psychikę – poznajemy go tylko w takim wymiarze, w jakim ona nam na to zezwala – wszechwiedzący trzecioosobowy narrator zastąpiony został personalnym, pierwszoosobowym, którego wiedza jest ograniczona. Kuncewiczowa burzy chronologię: życie Róży poznajemy nie w porządku linearnym – tak jak wyglądało w miarę jej dorastania, lecz ze wspomnień, które snuje w ostatnim dniu życia. Trudno oczekiwać, by retrospekcje były uporządkowane, ich bieg podpowiada uwolniona z wszelkich rygorów wyobraźnia, gra swobodnych skojarzeń (np. smak ciasta przy obiedzie u Marty wywołuje wspomnienie Maniuty, zlizana przez Zbyszka kropla śmietany – historię z kawiorem) i podświadomość (freudyzm!). Czas narracji i czas fabularny zdecydowanie się od siebie różnią: pierwszy obejmuje zaledwie jeden dzień z życia Róży Żabczyńskiej, drugi – sześćdziesiąt kilka lat jej życia. W Cudzoziemce, jak w większości powieści psychologicznych, silnie zaznaczają się wątki poboczne (choroba i śmierć Kazia, małżeństwo Władysia, pełna wyrzeczeń młodość Marty) – pogłębiają one charakterystykę głównej bohaterki, a jednocześnie nadają książce spójność kompozycyjną.

 

Kompozycja powieści

Powieść dzieje się w dwóch płaszczyznach czasoprzestrzennych. Pierwsza to obiektywny opis akcji, czasu teraźniejszego – ostatniego dnia życia głównej bohaterki. Druga to płaszczyzna subiektywna – wspomnienia i retrospekcje samej Róży, a także innych bohaterów: Adama, Władysława, Marty i, oczywiście, narratora. Wspomnienia i retrospekcje nie układają się chronologicznie, ale na zasadzie luźnych skojarzeń. Róża, patrząc na różne przedmioty, słysząc słowa czy dźwięki, przypomina sobie epizody ze swojego życia. Warto zwrócić także uwagę, że zasada swobodnych skojarzeń pozwala zastosować liczne skróty czasowe. Specyficzne jest także to, że niektóre wydarzenia z życia bohaterki są przywoływane kilkakrotnie, a o innych w ogóle się nie wspomina.

Niektórzy krytycy dopatrują się w kompozycji powieści podobieństw do seansu terapeutycznego. Ten właśnie seans terapeutyczny – dokonany samodzielnie przez bohaterkę, uświadamia jej przyczyny kompleksów i lęków, przyczyny jej specyficznego stosunku do świata.

W kompozycji powieści można także dostrzec podobieństwa do budowy jednego z gatunków muzycznych – fugi. Tak jak fuga ma formę polifoniczną, oparta jest na imitacji, to znaczy powtarzaniu jednego tematu przez rozmaite głosy, tak w powieści główna bohaterka pokazywana jest z różnych punktów widzenia i w różnych momentach życia.

 

Wątki autobiograficzne i biograficzne

„Ależ ja, niedyskretna, nieprzytomna córka, zdradziłam własną matkę, opisując ją jako »Cudzoziemkę« (…) Czyżby miał nadejść czas, że sama nie będę już mogła odróżnić, co jest, a co nie jest tylko dla mnie?” – napisała Kuncewiczowa w „Naturze”. Ale nie tylko matkę pisarki, Różę Anielę z Dziubińskich, artystkę-skrzypaczkę odnajdziemy na kartach powieści. Ojciec autorki, Józef Szczepański, służył w wojsku rosyjskim, a później był dyrektorem szkół średnich. Obydwoje rodzice pochodzili z polskich rodzin o tradycjach patriotycznych i powstańczych. Nie byli małżeństwem z miłości, matka Kuncewiczowej została zmuszona do małżeństwa i fakt ten mocno zaciążył na atmosferze domu rodzinnego pisarki.
W treści powieści możemy także odnaleźć motywy z biografii samej autorki. Urodziła się ona w Rosji, w Samarze, a w wieku 15 lat w 1910 przyjechała wraz z rodziną do Warszawy. Ukończyła nie tylko studia filologiczne, ale także uczęszczała do klasy operowej – studiowała śpiew w Konserwatorium Warszawskim i w Paryżu.
Życie pisarki stało się materiałem, z którego czerpała, tworząc postacie Róży, Adama, Marty.

 

Sztuka w powieści

Bohaterowie Kuncewiczowej interesują się sztuką i często się z nią stykają. Z dzieł literackich na kartach powieści pojawiają się Słowacki, Treny Kochanowskiego, Matka Spartanka Kniaźnina, Wesele Wyspiańskiego, które czytają wspólnie Róża i Władysław, Quo vadis Sienkiewicza, wiersze Staffa.

Główna bohaterka powieści jest artystką – osobą wrażliwą, dlatego też dyskutuje z Władysławem na temat Ukrzyżowania Konrada Witza, a Róża porównuje jego malarstwo do twórczości Leonarda da Vinci. Różę zachwyca także architektura Rzymu, na przykład Corso Umberto, Termy, Bazylika św. Piotra, amfiteatr w Osti, Forum, świątynia Wespazjana. Natomiast nie podobał jej się Złoty Dom Nerona, tak jak nie podobała jej się architektura Warszawy.

Róża jest skrzypaczką, dlatego też w powieści nie brak terminologii muzycznej (treliki, allegro non troppo, adagio, pasaże, solo, forteespressivo, staccata, fermata, tutti), w ten sposób autorka urzeczywistnia muzyczne zainteresowania bohaterki. W powieści pojawiają się tytuły dzieł muzycznych (jest ich kilkadziesiąt), a także nazwiska muzyków i kompozytorów.

Konteksty

  • Pani Bovary Gustawa Flauberta – Emma, bohaterka jego powieści, i Róża nie są zadowolone z życia, które wiodą, drobne radości i kochający, wyrozumiali mężowie nie wystarczają im.
  • Poskromienie złośnicy Williama Szekspira – Kasia, bohaterka tej komedii, to prawdziwa jędza, jej cięty język i napady złego humoru wywołują strach u wszystkich, którzy się z nią stykają. Do czasu jednak – Kasia trafiła na mężczyznę, który uczynił z niej pokorną kurę domową. Róża także złagodniała (pod wpływem „magicznego” komplementu lekarza).
  • Inne powieści psychologiczne, np. Granica Zofii Nałkowskiej.
  • Powieści, które są analizą psychiki kobiety, np. Anna Karenina Lwa Tołstoja.
  • Doktor Faustus Tomasza Manna – bohaterem tej powieści jest muzyk.

Tematy, z którymi można powiązać Cudzoziemkę

  • samotność,
  • małżeństwo,
  • miłość,
  • rodzina,
  • śmierć,
  • sztuka.

Zapamiętaj!
Retrospekcja
– przedstawianie minionych zdarzeń w innym porządku niż chronologicznie. Przedstawiając wydarzenia w ten właśnie sposób, pisarze XX-wieczni próbowali pokazać subiektywne doświadczenie czasu.

Dwudziestowieczni naukowcy – psychologowie i filozofowie – zwrócili uwagę na fakt, że to, co minęło, przeszłość istnieje dla nas tak długo, dopóki o niej pamiętamy. Stąd dalsze wnioski, że to, co obiektywnie minęło, w naszym subiektywnym myśleniu może wciąż istnieć.
Różne wydarzenia dla różnych osób są ważne i mogą wpłynąć na ich życie i postrzeganie świata. Bohaterka powieści Róża Żabczyńska spędza popołudnie w domu swojej córki. W ciągu kilku godzin wspomina wydarzenia, które były ważne w jej życiu – od wczesnego dzieciństwa do wydarzeń sprzed kilku tygodni. Zakupy, na których była z córką – drobne, nieistotne zdarzenie – przywołują inne wspomnienia. W przypadku Róży punktem wyjścia retrospekcji jest zdarzenie, które ją dotknęło, a które dla innych niewiele znaczyło.

Cudzoziemka była drukowana w odcinkach w „Kurierze Porannym” w 1935 roku. Była to doskonała reklama zarówno dla gazety, jak i dla powieści. Rok później ukazało się wydanie książkowe – nakład szybko się wyczerpał i jeszcze w tym samym roku wydawano powieść dwukrotnie! Czytelnicy byli zachwyceni, a krytycy uhonorowali pisarkę nagrodą literacką miasta Warszawy.

Powieść psychologiczna

Według Słownika terminów literackich „powieść psychologiczna zakłada przedstawienie życia wewnętrznego postaci, koncentruje uwagę na jej przeżyciach, wyobrażeniach, procesie odczuwania”. Bardzo popularny w dwudziestoleciu międzywojennym gatunek literacki był próbą znalezienia nowych sposobów konstrukcji utworu – nowych rozwiązań formalnych, a także nowych tematów. Pisarze zaczęli odkrywać na przykład psychikę kobiecą – sięgali w podświadomość postaci, analizowali jej myśli, uczucia, skojarzenia, skupiali się na świecie wewnętrznym.
W przypadku Cudzoziemki mamy do czynienia z dwoma punktami widzenia: subiektywnym punktem widzenia Róży i obiektywnym spojrzeniem narratora. Można powiedzieć, że powieść to swoisty seans psychoanalityczny – pacjentka – Róża – wspomina ważne dla siebie wydarzenia z przeszłości. Sposób ich przedstawienia i wybór tych, a nie innych sytuacji z życia bohaterki są dla lekarza – narratora źródłem wiedzy o problemach psychicznych pacjentki. Dzięki retrospekcji narrator analizuje przypadek Róży, a dla samej pacjentki jest to terapia – uzmysławia sobie, dlaczego przez całe swoje życie czuła się nieszczęśliwa.

Freud – twórca psychoanalizy

Sigmund Freud, lekarz psychiatra jest twórcą psychoanalizy. Był specjalistą od leczenia zaburzeń nerwicowych u młodych kobiet. W czasie wielogodzinnych rozmów z pacjentkami starał się ze wspomnień z dzieciństwa, wolnych skojarzeń i analizowania snów wywnioskować, jakie są bezpośrednie przyczyny nerwicy.

Niewątpliwie pani Róża jest osobą nienormalną. Pomóc jej przeto może tylko lekarz. I tak rzeczywiście dzieje się w powieści. Doktor Gerhardt w Królewcu rozpoznaje kompleks chorej, odkrywa w wojowniczej złośnicy nieszczęsne, udręczone stworzenie i uświadomiwszy Róży podłoże jej niedomagania, tym samym uzdrawia ją (freudyści mogliby zalecać „Cudzoziemkę” jako powieściową ilustrację psychoanalitycznej metody leczenia nerwicy – zwłaszcza kobiecej). Pani Róża – uleczona, zbudzona do normalnego życia, staje się cicha, uprzedzająco dobra, co nie na żarty przeraża i dezorientuje jej rodzinę. Przed śmiercią godzi się z mężem i córce wyznaje tajemnicę swej choroby i uzdrowienia: doktor Gerhardt był pierwszym, który się jej nie zląkł; nauczył ją uśmiechu niezbędnego do życia.

Zobacz:

Cudzoziemka na maturze