Być czy mieć? Odwieczny dylemat człowieka, nie tylko w literaturze (esej).

Być czy mieć? Co to znaczy? Czy to walka ducha z ciałem? Jestem tylko człowiekiem, małą istotą przepełnioną egoizmem, chciwością i żądzą władzy. Nie, jestem wielka, przepełniona duchem wiary, nadziei i miłości – trzech cnót, które towarzyszą mojemu życiu. Pamiętam jak przed laty, na lekcję języka polskiego przyszedł do nas gość. Był to młody mężczyzna, student, który przez kilka kolejnych dni podejmował trud nauczania naszej klasy.

Pamiętam jego słowa, gdy po raz pierwszy stanął przed nami: “W człowieku toczy się bój, walka między dobrem i złem, pośrodku jest linia frontu a wokoło nas arena, pole walki”. Następnie ów młody człowiek wziął kredę i zakreślił okrąg. W środku umieścił człowieka i ostrą linią przedzielił go na połowy – jedną czarną, drugą białą.
Rysunek ten głęboko zapadł mi w pamięć a dzisiaj myślę, że przyszła pora, bym mogła go przedstawić, gdyż ma on wpływ… a właściwie jest doskonałym obrazem tematu, w który – krok po kroku – pragnę się zagłębić.

Być albo mieć? Czy takie pytanie zadał sobie Judasz, zanim wydał Jezusa w ręce Piłata? Chyba nie. Zapomniał? Nie zdążył? Judasz był zmęczony, odczuwał ludzkie potrzeby, pragnął dobrobytu, pieniędzy, a nade wszystko Królestwa, które Chrystus obiecywał. Lecz krocząc za Mistrzem przez długie lata słyszał jedynie, że należy być pokornym, cichym i do niczego w życiu się nie przywiązywać. Nie rozumiał wówczas, dlaczego tak ma być. Kiedy musiał za długo czekać na odpowiedź, postanowił wynagrodzić sobie te lata “zmarnowane” bezsensownym słuchaniem Jezusa i wydać Go. A kiedy już to uczynił – trzymał w ręku trzydzieści srebrników, pieścił je i tulił, szeptał do nich jak matka do główki dziecka, by usnęło wreszcie. Był całkowicie cielesny, zaślepiony blaskiem tej sztucznej i fałszywej wartości, która zasłoniła mu nie tylko wzrok, ale i uczucia, i słuch, gdyż stał się głuchy na wszelkie prawe nawoływania swoich braci – Apostołów. Ale do czasu. Widok Mistrza niosącego krzyż, pobitego, cierpiącego, przywrócił mu świadomość – do czego doprowadziła go chciwość. A pieniądze zaczęły parzyć w dłonie… U Judasza wygrało pytanie “czy mieć?”, na które rzucił donośną odpowiedź: “tak”.

Czy było warto? Zabił siebie. Ludzka namiętność, która pokonała ducha rozsądku, zabiła wiarę i – co więcej – nie pozwoliła sobie przebaczyć. Tak oto wygląda los Judasza, młodego Apostoła, przyjaciela Boga na Ziemi, którego zgubiła własna materialność i głos, by tylko mieć i mieć, i mieć.

Ktoś mógłby mi zarzucić, że potępiam dobrobyt i wszystkie dobra ziemskie, ale to nieprawda. Trzeba wiedzieć, co z nimi zrobić, jak je wykorzystać. Trzeba też umieć myśleć trzeźwo, nawet wtedy, gdy stoimy przed dylematem: majątek – honor; majątek – miłość; majątek – cierpienie.

“Wierna rzeka” Stefana Żeromskiego to jeden z najdoskonalszych obrazów owego wyboru, dokonanego przez młodą, piękną i dobrą szlachciankę – pannę Salomeę. Los przyprowadził do niej, w środku zimy, rannego powstańca. Troszczyła się o obcego jej człowieka, ciężko pracowała, by wyleczyć jego bolesne rany, które odniósł w powstaniu.

Od początku obdarowała go uczuciem. Gdy powrócił do zdrowia, pozwoliła, by ją pokochał, choć wiedziała już, że był księciem – Józefem Odrowążem. Szczęście nie trwało długo. Józefa odnalazła zatroskana matka, która za wszelką cenę pragnęła powrotu syna do domu. Nie dbała o losy Salomei, a co więcej w sposób wyrafinowany wręczyła jej sakiewkę pełną złotych monet, by ta zapomniała o jej synu. Dziewczyna nie chciała pieniędzy, nie chciała “mieć”, pragnęła być, być blisko ukochanego mężczyzny i być przez niego kochaną. Wyrzuciła monety do rzeki. Salomea wybrała – godność – “być”, chociaż tak wiele straciła.

W powyższych dwóch przykładach chciałam ukazać odmienne losy ludzi targanych przez te same namiętności, choć w tak odległym czasie. Moim zadaniem było zebranie dowodów na to, iż temat ten jest odwieczny i wciąż aktualny.

Być czy mieć? Najpiękniejszym przykładem harmonii między tymi pytaniami jest człowiek, którego bardzo szanuję i cenię, nie tylko ze względu na jego talent, ale zwłaszcza dlatego, iż jest prawdziwym, wspaniałym człowiekiem. Doskonały muzyk, niezwykły tancerz, wspaniały poeta i aktor, którego twórczość sięga każdego zakątka ziemi. Michael Jackson – jeden z dziewięciorga dzieci wychowanych przez państwa Jackson w ubogim domu, w stanie Indiana w USA. Od dzieciństwa pracował bardzo ciężko. Dzisiaj ma wszystko o czym marzy każdy z nas, ale czy przez to, że ma, nie jest człowiekiem? Wręcz przeciwnie, jest harmonią między pytaniami być a mieć i odpowiedzią na nie. Ten człowiek ma w sobie grom miłości i dobroci. Jest najbardziej zwyczajną osobą, zupełnie odmienną postacią niż ta, na którą wykreowały go brukowce, telewizja czy radio. Stworzył szereg wspaniałych fundacji ratujących życie małym dzieciom. Jedna z nich jest fundacja “Heal the world” udzielająca pomocy dzieciom cierpiącym z powodu głodu, pragnienia i wojny. Kiedy przed laty docierały do nas “głosy głodu” z Afryki, Michael nie został obojętny. Z pomocą wystartowały jego prywatne samoloty, w których znajdowały się ubrania, lekarstwa i żywność. Ten człowiek , sam, z własnych środków pieniężnych pokrył niezbędne koszty, by pomoc mogła dotrzeć bezpiecznie. Ponadto dopełnieniem owego daru była piosenka napisana przez niego, a która w chwili obecnej stała się hymnem braterstwa i miłości. Nosi ona tytuł “We are the world” – “USA for Africa”. W Nowym Jorku powstało centrum leczenia oparzeń im. Michaela Jacksona, które stworzył sam gwiazdor, pragnąc w ten sposób ulżyć w cierpieniu wszystkim ofiarom tego żywiołu jakim jest ogień. Michael nie jest obojętny na łzy, cierpienie i wołania ludzi krzywdzonych. Jest protektorem dzieci całego świata, a jednocześnie ich idolem i autorytetem. Chciałabym jeszcze przytoczyć słowa piosenkarza, które wypowiedział na konferencji w 1993 roku, dotyczącej spraw rozwoju fundacji “Heal the world”: “Ja jestem głosem tych, którzy go nie mają. Jestem głosem dzieci (…). Ja sam do końca życia będę przeznaczał na ten cel własne środki pieniężne…”

Wielu ludzi mogłoby mi zarzucić, że mówię tak dlatego, że lubię Michaela, że jest moim idolem i to wszystko. To zupełne kłamstwo. Ja stwierdzam fakty, staję obok i obserwuję. Nie zauważyłam jeszcze do tej pory, choć bardzo się starałam, by jakiś inny artysta postępował tak jak Michael. Ten człowiek ma pieniądze, ale i serce. Nie chowa swego dobrobytu w plecaku i nie nosi go na plecach, udając, że jest garbaty. Wręcz przeciwnie, wydaje pieniądze na wybudowanie na własnej ziemi wesołego miasteczka i szpitala dla dzieci chorych na raka, by mogły jeszcze doznać trochę szczęścia. W kinie, które znajduje się przy jego domu, są łóżka umożliwiające chorym i kalekim dzieciom bawić się i cieszyć możliwością samego bycia w kinie.
Pragnę jedynie dodać, że to co widzę w tym człowieku jest pięknem. On sam kiedyś powiedział o sobie: “Jestem instrumentem natury” i ja się z tym zgadzam. Nie sztuką jest nic nie mieć i być, bo wówczas nie trudno o pokorę, sztuką jest mieć wszystko i być do końca człowiekiem!

Inną postawę zaobserwowałam w Dżumie Alberta Camusa. Jeden z bohaterów – dziennikarz Rambert, który przez przypadek znalazł się w zadżumionym Oranie, chciał początkowo uciec, mimo zamkniętych bram miasta. W Paryżu czekał na niego dom, a w nim ukochana kobieta. Bał się utracić to wszystko. W Oranie żył w niepewności, w każdej chwili mogła go dopaść zaraza. Nagle zdał sobie sprawę, że mieć to za mało, że trzeba być. Straciwszy szansę powrotu do Paryża został w Oranie, aby być przy tych, którzy umierają, cierpią w samotności, aby być człowiekiem. Ta postawa go ocaliła. Epidemia minęła a on odzyskał to, o co tak walczył, za czym tęsknił i czego pragnął, tylko, że teraz był już bogatszy. Wzbogaciło go doświadczenie, miłość, współczucie, przyjaźń i cierpienie. Było w nim “więcej człowieka”. On rozumiał, więc może i my zrozumiemy, że najważniejsze jest, by żyć pełnią życia, by być bogatym duchowo, by kochać, zauważać świat wokoło nas. Nie znaczy to, że ci którzy mają dużo, są źli. To zupełnie nie tak. Przecież na przykładzie Michaela Jacksona możemy zauważyć, że istnieje harmonia między posiadaniem a byciem. Nie możemy być jak Judasz, który fałszywym pocałunkiem zdradza swojego Pana. Musimy mieć w sobie siłę dziewczyny, leżącej na brzegu rzeki z pustą sakiewką. Ona nie pozwoliła sobie na poniżenie, mimo straty jaką poniosła. Mogła wziąć pieniądze, ale kim by wtedy była?

Przed kilkoma dniami ktoś przytoczył takie słowa: “Ludzi to nas dużo, ale o człowieka trudno”. Dlaczego? Ponieważ trapi nas wciąż dylemat być czy mieć? Chciałabym takich cytatów słyszeć coraz mniej, a może kiedyś usłyszę bardzo zbliżony, ale o innym znaczeniu: “Ludzi to nas dużo i o człowieka nie trudno”.