Tomasz Judym za 10 lat – jak wyobrażasz sobie jego dalsze losy?

Wstęp I

Nie lubię tego bohatera i chciałabym go jakoś ukarać – za odrzucenie miłości Joasi i za sprzeniewierzenie się swoim ideałom w Cisach… Uważam, że nie ma prawa być szczęśliwy, bo zniszczył szczęście Joasi i jej marzenia o skromnym, ale pogodnym domu, kochającej rodzinie, wspólnej pracy z mężem dla dobra innych. Myślę, że Judym miał zadatki na zgorzkniałego cierpiętnika – i za 10 lat kimś takim zostanie. Trudno mu będzie pomagać ubogim, bo ci nie zaufają mu ani go nie polubią, będą go uważali za dziwaka, który wtrąca się w ich życie – zupełnie niepotrzebnie.

Wstęp II

Tomasz Judym to według mnie jeden z najbardziej antypatycznych bohaterów stworzonych przez Stefana Żeromskiego – zupełnie inny niż pełen uroku Rafał Olbromski, równie czarujący i bardzo ludzki Cezary ­Baryka czy w końcu Stasia Bozowska. Gdyby Judym był do niej podobny – pełen zapału i entuzjazmu, silniejszy wewnętrznie – miałby szansę osiągnąć sukces. Stasia była kochana i szanowana przez chłopów, wśród których żyła. Judym nie ma szans na miłość prostych ludzi – jest zbyt konfliktowy i zgorzkniały.

Rozwinięcie

Nie minie nawet rok, a Judym poczuje się zagubiony i pożałuje swojej decyzji odrzucenia uczucia Joasi. Nie będzie miał w nikim oparcia. Zrealizuje swój zamiar służenia najuboższym i zaszyje się w biednej, zapyziałej wiosce. Od razu weźmie się do organizowania wykładów o higienie i pierwszej pomocy w nagłych wypadkach – często bowiem zdarzało się, że chłopi kaleczyli się ostrym narzędziem, oblali wrzątkiem lub ulegli podobnym nieszczęściom. Zauważy wysoką śmiertelność noworodków i będzie się starał przekonać kobiety, by pozwoliły mu asystować przy porodzie. Żadna się nie zgodzi. Nie zgodzą się na to również ich mężowie, a kobiety nadal będą korzystały z pomocy zaprzyjaźnionej zielarki-akuszerki. Wykłady… Chłopi nie rozumieli, o czym Judym do nich mówi, a on nie starał się przemawiać prostym, jasnym językiem. Mówił jakby do siebie… Wkrótce nikt już nie przychodził posłuchać „pana z miasta”, bo w domu i w gospodarstwie było mnóstwo zajęć.

Mimo to Judym wytrzymał tam 10 lat – z czasem zaczął odnosić pewne sukcesy, np. uratował chłopa przed gangreną. Starał się zbliżyć do nich, lecz miał wybuchowy charakter, często krzyczał i wieśniacy trzymali się od niego z daleka.

Czasem jeździł do miasta, bo żył z pisania krótkich artykułów medycznych i co miesiąc zawoził je do redakcji. W czasie jednej z wypraw do miasta zobaczył znajomą postać – szczupłą, niezbyt wysoką kobietę w eleganckim, ale skromnym płaszczu, która trzymała za rękę małą, może czteroletnią dziewczynkę. To Joasia, która prawie nie zmieniła się od tego czasu. Poczuł ukłucie zazdroś­ci, że ona jednak ułożyła sobie życie, a on nie… I to ułożyła je sobie – z innym. Miał ochotę podejść do niej, ale zawstydził się i postanowił udawać, że jej nie widzi. Niestety, kobieta zauważyła go i podeszła do niego. Judym starał się dostrzec na jej twarzy ślady wzruszenia, a w jej oczach radość. Nadaremnie. Joasia przywitała go jak dawnego znajomego, przedstawiła mu swoją córeczkę Martę. Od pięciu lat Joasia była szczęśliwą mężatką. Jej mąż był inżynierem, bardzo troszczył się o rodzinę. Kobieta znalazła w końcu upragnione szczęście. Wypytywała Judyma o jego sprawy: co robi, gdzie mieszka, ale on wstydził się przyznać, że jest zgorzkniałym samotnikiem. Gdy wzruszony spotkaniem chciał wziąć ją za rękę, Joasia grzecznie, ale stanowczo odsunęła jego dłoń.

Tomasz zrozumiał, jakim był głupcem. Wrócił do domu i długo siedział wieczorem, nie zapalając światła. Nie udało mu się w życiu absolutnie nic! Był znakomitym studentem, skończył dobrą uczelnię, spotkał wspaniałą kobietę, mogącą mu dać szczęście i oparcie, którego tak bardzo potrzebował. Z tak dob­rym dyplomem mógł wrócić do miasta i znaleźć pacjentów, ale było już trochę za późno. Za długo siedział zaszyty na wsi, medyczne nowinki znał z prasy i ze słyszenia. Nie praktykował ich, bo nie miał na to pieniędzy ani chętnych pacjentów. Zrozumiał, że tak naprawdę gardzi najuboższymi, którym poświęcił aż 10 lat życia.

Przypomniał sobie inżyniera Korzeckiego i jego tragiczne dzieje. Czy nie czas pójść jego śladem? Z dostępnych mu środków przyrządził truciznę i połknął ją. Położył się na łóżku i czekał na śmierć. Ta nadeszła 24 godziny później. Chłopi nie lubili go za bardzo, więc nie interesowało ich, że Judyma nie widać we wsi. Znaleziono go dwa dni potem, gdy młoda kobieta przyprowadziła do niego chorego synka.
Pochowano go w kącie cmentarza, bo był przecież samobójcą.

Zakończenie

Moja wizja losów Judyma nie jest zbyt wesoła. Nie wydał mi się przekonujący jako idealista, bo brakowało mu radości i entuzjazmu. Była w nim tylko determinacja, a to za mało, by dać innym szczęście. Ten bohater nie umiał i nie chciał być szczęśliwy. I ma za swoje!