Opisz dowolny obraz Stanisława Wyspiańskiego. Czy wiesz coś o okolicznościach jego powstania?

Obraz noszący tytuł Chochoły (format 70 x 109 cm) prawdopodobnie powstał w porze roztopów przedwiosennych w lutym 1899 r. Niektóre szczegóły sytuacyjne (na przykład: mur biegnący po lewej stronie, rodzaj lamp oświetlających Planty i ich rozstawienie) powodują, że intuicyjnie łączymy ten obraz z serią widoków Plant, malowaną przez Wyspiańskiego na przełomie lat 1894/95. Drugie skojarzenie to okolice mieszkania ciotki Wyspiańskiego Stankiewiczowej, skąd w lipcu 1898 r. artysta przeprowadził się na plac Mariacki. Ponieważ ze swego nowego mieszkania nie musiał Wyspiański (mając znacznie krótszą drogę) chodzić do ciotki Plantami, przy malowaniu tego dzieła wykorzystał prawdopodobnie dawniejsze studia. W sierpniu 1899 r. artysta prosił Rydla, aby sprzedał kilka jego obrazów. Wśród piętnastu płócien znalazły się także Chochoły. Dzięki listowi, który napisał Wyspiański do Rydla, znamy pierwotny autorski tytuł obrazu: Pałuby na plantach tańczące. Dzieło to nabyli Przybyszewscy i powiesili we własnym domu. Chochoły wyjątkowo podobały się Dagny.

Doskonały opis obrazu powstał w 1901 r., bezpośrednio po premierze Wesela, w którym Chochoł gra przecież ważną rolę. Stworzył go Rudolf Starzewski w recenzji wydrukowanej na łamach krakowskiego Czasu:

Przed kilku laty był w Sukiennicach dziwny obraz. Noc chmurna; kawałek plant z zamkiem wawelskim w tle. Przy świetle latarni, odbitych w rozlanej kałuży, majaczą «pałuby»: słomiane okrycia krzewów, owiązanych na zimę. Stoją naprzeciw siebie, rzędami, poprzeginane wiatrem i słotą, ponachylane jakby w takt szumu drzew za chwilę miały ruszyć w tan widmowy (…). Wiosenne życie – krzew „z zapachem róż owinięty w słomę zbóż” – drzemie, czeka, aż spadnie zimowy chochoł. Czy go odwiążą? Czy krzew odkwitnie?

Choć ostatnie zdania to raczej echo dramatu Wyspiańskiego, to opis dziennikarza jest chyba wyjątkowo trafny.

Stanisław Wyspiański, Chochoły

Jeśli rzucimy okiem na dzieło, zobaczymy gęsto zadrzewiony obszar przylegający do Plant, na bliższym planie majaczą w nocnym mroku pałuby, czyli chochoły. Jeśli przyjrzymy się dokładniej, zauważymy, że widok opiera się wyraźnie i chyba nieprzypadkowo na zarysowanych liniach regulacyjnych alei z murem po lewej stronie, poza nim błyskają światełka (może domów, może innej ulicy) z prawej strony. Na wprost widza zaś wyrasta na tle nieba masyw zamku wawelskiego z wieżami katedry królewskiej. Na pierwszym planie po obu stronach Wyspiański namalował pnie dwóch grubych drzew, u góry zwisają ich konary. Taka kompozycja nasuwa skojarzenie z teatralnymi kulisami i sceną (konary to przecież zarys podniesionej kurtyny). Jeśli podążymy tym teatralnym tropem, to zauważymy pośrodku sceny błyskające lustro wielkiej kałuży, wokół którego rozstawione są po brzegach chochoły. Pochylają się ku środkowi kałuży, co sprawia wrażenie, jakby składały sobie ukłony i przystępowały do jakiegoś rytuału. Czy zaczną tańczyć, czy odprawiać czary? Takie ustawienie i pochylenie pałub, jakby naśladowały zachowanie się ludzi, powoduje, że szczególnej wyrazistości nabierają ich kształty: węzły, którymi są u góry związane, przypominają głowy kobiece z włosami uczesanymi w kok (wówczas bardzo modna fryzura), a ich środkowe części budzą skojarzenia ze szczupłymi torsami z opuszczonymi ramionami. ­„Kobiety” ubrane są w lekko rozkloszowane spódnice. Chochoły wydają się ciemne i tajemnicze, podświetlają je od tyłu dwie lampy ogrodowe, otoczone aureolami blasku, stwarza to aurę niesamowitości i tajemniczości.

Słomiane snopy okrywające parkowe róże przypadkowemu przechodniowi wydawać się mogą ludźmi wiodącymi w wielkim mieście swe tajemnicze życie – nocą, kiedy mieszkańcy miasta śpią, te dziwne twory (istoty?) rozpoczynają tajemnicze obrzędy.
Myślę, że malarz został zainspirowany widokiem zaobserwowanym na Plantach i powstałym wówczas skojarzeniem. Zapadający zmrok to doskonały moment do uchwycenia chwili – Wyspiański stworzył wspaniałe dzieło impresjonistyczne – zatrzymał chwilę, wrażenie ze spaceru. O głębszym rozumieniu tego dzieła tak pisze Zdzisław Kępiński:

Widmowa i ekspresyjna nastrojowość, odwołująca się jedynie do ogólnoludzkich skojarzeń i mechanizmów podświadomości, a nie do znajomości polskich kompleksów narodowych, czyniła Chochoły zrozumiałymi dla Dagny Przybyszewskiej, która obraz ten wyróżniała ponad wszystkie inne. Był on widać dla niej najbardziej „europejski” i ponadlokalny.

A jednak Wyspiański widział w nim i to, co dawało się przetłumaczyć na język kwestii narodowej, a nawet rozwinąć na skalę aktualnego problemu życia publicznego.

Pałuba – to osłona życia na przetrwanie martwoty zimowej, ale to także trumna życia w wypadku, gdy nie zostanie w porę rozbita i odrzucona, aby mogło się ono wyzwolić. Upiorna pałuba widmowa z obrazu na plantach staje artyście w oczach zarazem jako groza i nadzieja, doznaje on olśnienia, gdy postrzega, że na królewskim Wawelu i w całych dziejach polskich stoją naprzeciw siebie takie trumny kryjące prochy, w których tai się sama istota wiecznego życia narodu. Wiodą one między sobą niezrozumiałe dla współczesnych dialogi w oczekiwaniu na wyzwolenie ich witalności z trumiennych okowów pałuby.

Jest zatem obraz Wyspiańskiego zarówno dziełem uniwersalnym, jak i narodowym.