Upalne letnie popołudnie. W przedziale pociągu jadącego z Hamburga do szwajcarskiego kurortu Davos siedzi samotny pasażer – Hans Castorp. Maleńka walizka wskazuje, że nie zamierza podróżować długo – jedzie w odwiedziny do przebywającego w sanatorium kuzyna tylko na trzy tygodnie. Dlaczego więc – wbrew wcześniejszym planom – pozostanie tam aż siedem lat? Czy sanatorium Berghof kryje jakąś tajemnicę?

Sanatoryjny mikrokosmos

W sanatorium panowały specyficzne, tylko jemu znane prawa. Wydawały się bezwzględne, gdyż pensjonariusze byli odcięci od reszty świata i w sensie dosłownym (uzdrowisko położone wysoko w górach), i przenośnym (leczono tu gruźlików – specyfika choroby automatycznie ogranicza ich kontakty z otoczeniem).

Już po kilku dniach pobytu w tej enklawie prob­lemy pozostawione „na nizinach” zaczynały wydawać się śmiesznie małe i jakby nieprawdziwe.

Jakże musiało zmienić się myślenie człowieka, któremu przyszło spędzić tu kilka lat! Kierownik placówki, doktor Behrens, starał się, by nawet ci prawie zdrowi nie wyjeżdżali zbyt szybko (zysk!). To właśnie on namówił Hansa, żeby poddał się badaniom i stwierdził, że jest on zagrożony gruźlicą. Ale ostateczną decyzję o pozostaniu podjął sam Castorp. Czy to nie dziwne, że ten sprawiający wrażenie może nawet zbyt rozsądnego chłopak tak szybko uległ magii „zaczarowanego” miejsca? Berghof stał się dla Hansa Castorpa czymś w rodzaju laboratoryjnej próbówki, w której bezrefleksyjny dotychczas młodzieniec po raz pierwszy dostrzegł skomplikowaną naturę życia i uświadomił sobie własne, do tej pory głęboko skrywane, pragnienia i namiętności.

Oczarowanie miłością

Hans – doskonale wychowany potomek patrycjuszowskiej rodziny, czuł się jak ryba w wodzie w eleganckiej atmosferze jadalni Berghofu. I nagle to misterium snobizmu przerywa prostackie trzaśnięcie drzwiami! Kławdia Chauchat zawsze wchodzi w ten sposób, poza tym ma poobgryzane paznokcie i ostro zarysowane kości policzkowe. Młoda Rosjanka nie robi na Hansie dobrego wrażenia, dopiero jej przytłumiony śmiech porusza w nim dawną, głęboko skrywaną namiętność. Podobnie jak ona śmiał się Przybysław Hippe – przedmiot pierwszej szkolnej miłości Hansa. Kto z Was czytał chociaż fragmenty W poszukiwaniu straconego czasu, zna zapożyczoną od Prousta technikę swobodnych skojarzeń, gdzie jedno wydarzenie przywołuje drugie (głos Kławdii – głos Hippego). Ale nie oczekujcie pikantnych szczegółów – minione uczucie rozgrywało się głównie w wyobraźni chłopca. Jak wielka musiała być jego siła, skoro wystarczyło małe podobieństwo (oprócz głosu – lekko skośne oczy i nie do końca określona „wschodniość” rysów), aby dawna fascynacja wróciła, i to z taką mocą! „Przybysław zjawił się tutaj na górze pod postacią pani Chauchat” zauważa Hans i podobnie jak przed laty czeka na okazję, by móc chociażby stanąć w pobliżu swojej wybranki. W końcu decyduje się na „śmiały i awanturniczy incydent”: podczas towarzyskiej gry prosi Kławdię o pożyczenie ołówka. Na taki sam gest zdobył się przed laty – też pożyczył od Hippego ołówek – było to jedyne realne „skonsumowanie” dziecięcej miłości. Czy znajomość z Kławdią zaszła dalej, przekonacie się już podczas lektury.

Czy nie sądzisz, że żadne z uczuć Hansa nie było do końca zdrowe?
Miłość do chłopca, chociaż pozbawiona fizyczności, była przecież miłością homoseksualną, zaś miłość do Kławdii była chora jak cała atmosfera Berghofu. Z drugiej zaś strony – czy życie „na dole” było mniej zakłamane, czy tylko jego fałsz bardziej rozmywał się w mnogości wydarzeń?

Oczarowanie śmiercią

Z nią też zetknął się Hans już w pierwszych dniach pobytu w Berghofie. Spacerując po ogrodzie z Settembrinim, zauważył księdza, który spieszył do umierającego z wiatykiem – ostatnim sakramentem. Takie sytuacje były tu niemal na porządku dziennym: ktoś nie zjawiał się po raz kolejny na obiedzie – czy można było udawać, że nie zna się powodu? Zresztą sprawy ostateczne stanowiły w sanatorium temat ciągłych dyskusji i spekulacji, a nawet – perwersyjnych w swojej makabryczności żartów. Pokazywano sobie buteleczki z plwocinami, licytując się, czyja jest bardziej pełna, i zakładano się, kto umrze jako następny.

Często zastanawiano się, czy życie naprawdę ustaje wraz z fizycznym odejściem, czy istnieje jakakolwiek alternatywna forma egzystencji. A może wszyscy jesteśmy tylko składowymi cząstkami jakiejś wszechpotężnej kosmicznej istoty, a przekonanie o niepowtarzalności każdego z nas jest tylko złudzeniem?

Ciągłe sąsiedztwo śmierci prowokowało takie właśnie pytania – Hans nie potrafił odpowiedzieć na prawie żadne z nich, ale frapowała go już sama możliwość ich roztrząsania. Wreszcie doświadczył, jak wspaniałą rzeczą jest intelekt i rozbudzona wyobraźnia! Rozpoczęło się przyspieszone dojrzewanie Hansa Castorpa.

Humanizm kontra faszyzm

Jego wewnętrzna przemiana z pewnością nie byłaby możliwa bez mimowolnej pomocy dwóch pensjonariuszy Berghofu: Włocha Lodovico Settembriniego i Leona Naphty. Obaj byli wręcz niezmordowanymi dyskutantami, a ich poglądy tak skrajnie różniły się od siebie, że biedny Hans często czuł się jak postać ze średniowiecznego moralitetu, o duszę której walczą diabeł i Bóg.

Paradoksalnie – siłę diabelską uosabiał jezuita Naphta, nie tyle skromny zakonnik, co duchowny, który nie wahałby się walczyć z niewiernymi ogniem i mieczem. Poglądy Naphty zdają się pasować do aktualnej sytuacji politycznej – zbliża się pierwsza wojna światowa, a on, chociaż uważa się za kosmopolitę (ideał ojczyzny zamienił na ideał wiary), w rzeczywistości bliski jest fanatycznemu myśleniu nacjonalistów. Za kilkanaście lat tacy jak on przywdzieją czarne hitlerowskie koszule i wyruszą na podbój świata. Settembrini zaś uosabia humanistyczne idee powszechnego dobra i miłości. Hans z zapartym tchem przysłuchuje się takim debatom – w jego wnętrzu przez cały czas trwa walka o wartości: jakie wybrać? Którym być wiernym? Symbolicznym wyrazem jego duchowego rozdarcia jest sen z rozdziału Śnieg (kluczowy fragment powieści), w którym obrazy dzieci Słońca przeplatają się z wizjami czarownic.

Czas

Może to zabrzmi dziwnie, ale jest on obok Hansa, Settembriniego i Naphty jednym z głównych bohaterów powieści. Rozważaniom o tym zjawisku autor poświęca nie mniej miejsca niż losom stworzonych przez siebie postaci. Czymże jest czas/ Tajemnicą – bo jest nierealny a wszechpotężny.(…) Czy czas jest funkcją przestrzeni? Czy raczej odwrotnie? Czy są z sobą identyczne? Tak rozpoczyna się drugi tom książki, ale refleksje na temat czasu rozsiane są po całej powieści. Nie zawsze pojawiają się w bezpośredniej formie – względność tego pojęcia Mann zaznacza niekiedy jak gdyby na marginesie: opisując jakieś wydarzenie z punktu widzenia bohatera jako długotrwałe, pokazuje subiektywność tego odczucia (w rzeczywistości zdarzenie zajęło kilkanaście minut – wspomniany już sen Castorpa). Poza tym czas „na nizinach” ­i ­„na górze” zdawał się płynąć w zupełnie innym tempie, podobieństwo wypełnionych leczniczymi zabiegami dni sprawiało, że zlewały się one w jedno wielkie ­„teraz”.
To też jedna z magicznych właściwości Berghofu. Nic więc dziwnego, że Hans zupełnie stracił poczucie rzeczywistości i dopiero wieść o wybuchu wojny wyrwała go z tej na wpół realnej egzystencji.

 

Źródło nieprzemijającej aktualności Czarodziejskiej góry

– oprócz mistrzowskiego warsztatu pisarskiego Manna – tkwi w tym, że książka ta dotyka podstawowych problemów ludzkiej egzystencji (miłość, śmierć, zagubienie w świecie wartości), które wcześniej czy później staną się udziałem każdego z nas.

Jej pierwsze strony mogą Was znudzić rozwlekłymi opisami banalnych zdarzeń i czynności (podróż Hansa, powitanie z kuzynem, Joachimem Ziemssenem, poznawanie okolicy i pensjonariuszy).

Nie odkładaj jednak książki! Ta celowo zastosowana przez autora drobiazgowość (wprowadza nas w jednostajność sanatoryjnego życia) zostanie niebawem zastąpiona mniej szczegółowym sposobem opowiadania. A życie w Berghofie tylko pozornie jest monotonne – naprawdę można tu doświadczyć tego, co w innym otoczeniu umknęłoby naszej uwadze.

Uwaga
Czarodziejska góra
miała w pierwotnym zamyśle stanowić satyryczną nowelę o życiu w sanatorium (Mann spędził w Davos kilka zimowych tygod­ni).

Pod piórem rozrosła się ona w prawdziwy traktat o podstawowych prob­lemach ludzkiej egzystencji. Wątek intelektualnego i emocjonalnego dojrzewania bohatera zbliża Czarodziejską górę do konwencji powieści edukacyjnej (zwanej również inicjacyjną
– np. Wilhelm Meister Goethego).

 

Zobacz:

Buddenbrookowie – Thomas Mann

Czarodziejska góra Tomasza Manna