Czy prawda i dobro zapewniają człowiekowi szczęście? Jak na to pytanie odpowiadają bohaterowie literaccy wybranej epoki?

Wersja I.

Przemyśl temat!

Na pierwszy rzut oka sprawia on wrażenie prostszego niż inne. Na maturze pojawiają się najczęściej tematy przekrojowe – tu wyraźnie zaznaczono, że masz odwoływać się do literatury tylko jednej, w dodatku samodzielnie wybranej epoki. Ale żeby swobodnie się w niej poruszać i selekcjonować materiał literacki pod wskazanym kątem, musisz mieć tę epokę w jednym paluszku!

Druga sprawa: na początku pracy postaraj się precyzyjnie określić, co rozumiesz przez szczęście. Jeśli tego nie zrobisz, możesz się zaplątać i pogubić w argumentach i w rezultacie napisać niespójne, chaotyczne, nie do końca czytelne wypracowanie. Nie musisz cytować dokładnych definicji, ale nawet gdy pokusisz się o sformułowanie własnej, odwołuj się do wypowiadających się na temat szczęścia autorytetów – pisarzy, filozofów. Pochwalisz się erudycją – to raz, a poza tym unikniesz zarzutu komisji, że Twoja praca jest zbyt dowolna (czyli że po prostu „lejesz wodę”…). Jeśli mimo tych uwag jesteś zdecydowany „kupić” temat, to wybierz epokę, przypomnij sobie, jakich wartości poszukiwali jej bohaterowie we własnej drodze do szczęścia, jak zwykle sporządź plan i… do pisania!

Układ pracy:

I Rozważania wstępne – próba zdefiniowania szczęścia i wskazania wartości, które zbliżają nas do tego stanu.

II Wierność dobru i prawdzie – warunkiem osiągnięcia pełnego zadowolenia z życia nawet wbrew okolicznościom:

– postaci z Dżumy Alberta Camusa;
– Robert Jordan z Komu bije dzwon Ernesta Hemingwaya;
– piloci z Ziemi, planety ludzi Antoine’a de Saint-Exupéry’ego.

III Zwątpienie w sens służenia prawdzie – przyczyną utraty radości życia i kryzysu osobowości:
Mistrz i Małgorzata Michaiła Bułhakowa.

IV Rozważania końcowe – własne przemyślenia i wnioski.

 

Przykładowe rozwinięcie tematu

I
Każdy człowiek nosi w sobie intuicyjne wyobrażenie szczęścia. Oczekujemy, że będzie ono czymś wielkim i bardzo przyjemnym, dlatego często mylimy je z innymi miłymi stanami: radością i euforią. Te ulotne ze swej istoty uczucia szybko mijają, my zaś obwiniamy los, że nie pozwala nam nacieszyć się szczęściem. A przecież ono jest czymś więcej niż uniesienie, egzaltacja czy zadowolenie z jednostkowego sukcesu!

Władysław Tatarkiewicz, który poświęcił zjawisku całą obszerną rozprawę (O szczęściu), definiuje je jako „(…) życie dające trwałe, pełne i uzasadnione zadowolenie”. Poprzeczka w górę? Też, ale nie tylko. Myślę, że definicja, która osadza to abstrakcyjne pojęcie w konkretnym wymiarze udanej ludzkiej egzystencji, uzmysławia nam, że to właśnie my sami w dużym stopniu decydujemy o tym, czy będziemy szczęśliwi! Nikt nie zbuduje nam przecież harmonijnych relacji ze światem, nie wyszuka wśród tysięcy zajęć tego, które da nam nie tylko pieniądze, ale również radość i satysfakcję, nie nauczy żyć wśród ludzi. Po wszystko, co składa się na pojęcie szczęścia, musimy sięgnąć sami, a w realizacji marzeń o udanym życiu na pewno pomogą nam proste zasady etyczne: kierowanie się szeroko rozumianym dobrem i wierność prawdzie. Do tego wniosku doszłam, analizując losy bohaterów literackich z mojej ulubionej epoki – współczesności. Ci, którzy starali się żyć w zgodzie z wymienionymi nakazami etyki, nie osiągali, co prawda, doraźnych korzyści i sukcesów, rzadko błyszczeli i skupiali na sobie uwagę tłumów, lecz zyskiwali coś znacznie bardziej wartościowego: przekonanie, że sensownie przeżyli swoje życie, zrobili coś ważnego i dobrego, spełnili się jako ludzie. Myślę, że samo uświadomienie sobie tej prawdy napawa człowieka ogromnym szczęściem, jeśli nawet chwila, w której zdamy sobie z tego sprawę, będzie jedną z ostatnich chwil naszego życia.

II
Trudno wyobrazić sobie, aby komuś zdarzyło się odnaleźć szczęście w warunkach ekstremalnego zagrożenia, właściwie nawet dzięki nim. O tym, że takie sytuacje się zdarzają, przekonują nas losy bohaterów Dżumy Alberta Camusa. Ich szczęście nie jest arkadyjskie ani łatwe, nie zawiera pierwiastków osobistych, ale daje tak pełne i obiektywnie uzasadnione poczucie spełnienia, o jakim marzy chyba każdy człowiek! I, co ważne, nie jest ono efektem pomyślnego zrządzenia losu ani zbiegu okoliczności, lecz wynikiem prawych i aktywnych postaw bohaterów. W Oranie nagle wybucha epidemia śmiertelnej choroby. Miasto ogarnia panika, władze szybko zarządzają zakaz jego opuszczania. Sytuacja wygląda na beznadziejną – co robić? Ludzie gubią się w wątpliwościach – od początku epidemii ani przez chwilę nie ma ich doktor Rieux. Nie marzy, by zostać bohaterem, chodzi mu o zwykłą uczciwość. Walcząc o zażegnanie choroby, pracuje po kilkanaście godzin na dobę, bo jest przekonany, że zło zawsze musi ugiąć się przed siłą dobra. Nie ma gwarancji, że sam nie stanie się ofiarą choroby, ale to wcale nie odstrasza go od kontaktów z zakażonymi. Przeżywa osobisty dramat – umiera jego żona i największy przyjaciel. Taka tragedia nie może nie sprawić bólu, ale nawet ona nie jest w stanie przytłumić szczęścia, które ogarnia doktora w chwili opanowania epidemii. „W człowieku więcej zasługuje na podziw niż na pogardę” – powie z dumą. Ma do niej pełne prawo – nie zawiódł sam siebie, dał przykład innym, pomógł. Cieszmy się jego szczęściem i… wyciągnijmy wnioski dla siebie!

Bez dobra nie potrafi być szczęśliwy inny bohater Dżumy – Jean Tarrou. W młodości opuścił zamożny dom swojego ojca tylko dlatego, że ten „wielki zadżumiony” (czyli zdominowany przez zło) prokurator domagał się kary śmierci dla wielu skazanych. Chłopak nie wyobrażał sobie, jak można żyć z tak obciążonym sumieniem, nie widział szansy, by mieć z takim człowiekiem normalne relacje rodzinne. Dżumę odbiera jako jedną z postaci zła, które od dawna panoszy się na świecie. Ale – mimo tych obserwacji – jego światopogląd wcale nie jest pesymistyczny! Podobnie jak Rieux szansę ocalenia człowieczeństwa dostrzega w etycznej aktywności, którą należy zacząć od… wnikliwego przyjrzenia się samemu sobie, bo „każdy nosi w sobie dżumę (…). Trzeba czuwać nad sobą nieustannie, żeby w chwili roztargnienia nie tchnąć dżumy w twarz drugiego człowieka (…)”. To właśnie Tarrou jest przyjacielem doktora. Umiera w momencie, gdy epidemia jest już prawie zażegnana. Tak kończą idealiści – powie jakiś pragmatyczny sceptyk, ale czy na pewno będzie miał rację? Nawet gdyby nie włączył się do pracy w kolumnach sanitarnych, nie miałby gwarancji, że przeżyje – choroba w równym stopniu dotykała bowiem wszystkich ludzi. Wydaje mi się, że łatwiej jest umierać, mając świadomość, że sensownie wykorzystało się swój czas, że nie zostawia się za sobą niewykorzystanych szans i nie sprzeniewierzyło się sobie. Zresztą – przy tak pełnej humanizmu postawie życie Jeana Tarrou musiało obfitować w chwile autentycznej radości, którą do końca potrafią odczuć tylko najwrażliwsi.

Ten bohater bardzo mi się podoba, ale do poglądu, że bez dobra i prawdy nie da się osiągnąć prawdziwego szczęścia, najbardziej przekonuje mnie dziennikarz Rambert. Jest obcy w Oranie, przyjechał tu służbowo tylko na kilka dni, ale epidemia zatrzymała go na dłużej. Żyje jakby poza nią: nie martwi się o nikogo, bo nie ma tu bliskich, i przez cały czas usilnie stara się o zezwolenie na wyjazd do rodzinnego Paryża. Wreszcie, po wielu trudach, otrzymuje upragnioną przepustkę – wydawałoby się, że oto już za chwilę wydostanie się z tego piekła i pomknie prosto w ramiona narzeczonej, ale on, niespodziewanie dla samego siebie…, zostaje w Oranie. „Myślę, że może być wstyd, że człowiek jest sam tylko szczęśliwy” – konstatuje i przestaje odczuwać swą obcość. Dżuma związała go z mieszkańcami Oranu. Z zapatrzonego w siebie egoisty zmienił się w człowieka, który umie współczuć i na którego można liczyć. Po prostu dojrzał i właśnie na tej wewnętrznej przemianie polega jego szczęście. Po tym doświadczeniu będzie o wiele lepszym partnerem dla swojej dziewczyny, inaczej podejdzie do każdej życiowej roli, nie będzie bał się podejmować kolejnych wyzwań.

Ale moralista Camus pokazuje też, jak brak dobroci i prawdy niszczy ludzką osobowość, mści się na człowieku, który chce nagiąć ją do swoich nieczystych celów. Przestępca Cottard cieszy się z wybuchu epidemii – dla niego jednego choroba jest azylem, który chroni go przed więzieniem. Gdy zostaje opanowana i całe miasto szaleje z radości, on jeden cierpi i nie wytrzymując ciśnienia faktów, popełnia samobójstwo. Jest przykładem człowieka nieszczęśliwego, który przegrał swoje życie. Nie budzi nawet współczucia – wśród czytelników Dżumy trudno znaleźć kogoś, kto by go żałował.

Niełatwe szczęście staje się udziałem Roberta Jordana z Komu bije dzwon. Czy do jego losu można w ogóle odnieść to pojęcie? Młody amerykański naukowiec ma nie tylko niespokojną naturę – jest również bardzo czuły, jeśli chodzi o sprawy światopoglądowe i wybory moralne. Uważa się za republikanina, więc gdy wybucha wojna domowa w Hiszpanii, zgłasza się na ochotnika, by pomóc ludziom mającym podobne poglądy w walce z faszystami. Zostaje przydzielony do partyzanckiego oddziału Pabla i ma do spełnienia poważną misję: wysadzenie mostu. Ale zanim to nastąpi, poznaje dziewczynę, w której zakochuje się z wzajemnością. Chce jej dać wszystko, co w nim najlepsze: czułość, opiekuńczość, dobroć. Ale jeżeli z nią zostanie i nie wykona swojego zadania, przegra także ukochana Maria. Faszyści obejmą władzę i wszyscy, łącznie z nią, będą musieli żyć w zdominowanym przez nich kraju. Walka, którą stacza w swoim wnętrzu, jest nie tylko starciem pomiędzy uczuciem a obowiązkiem, lecz również grą między dwoma wizjami szczęścia: bardziej doraźną i osobistą oraz ogólną i długofalową. Ta pierwsza też byłaby wyrazem dobra, ale pojętego w bardzo wąski sposób jako dobro Roberta i Marii. A co z prawdą? Nasz bohater musiałby, niestety, się jej wyrzec, zapomnieć o nadziejach ludzi walczących o wolność, od tej chwili żyć z zamkniętymi oczami. Czy takie postępowanie dałoby mu szczęście? Jestem przekonana, że nie, zresztą Robert też czuje podobnie, więc dokonuje przeciwnego wyboru. Zostawia Marię pod opieką starej kobiety Pilar, mądrą życiową i dbającą bardzo o ukochaną Roberta. Jordan tymczasem wypełnia swą misję i – zostaje podczas niej śmiertelnie ranny. Przegrywa, choć mógł być szczęśliwy? Ależ skąd! Umierającemu towarzyszą zupełnie inne uczucia: „Ciężko mi bardzo, ale mam nadzieję, że zrobiłem tu coś dobrego. Próbowałem w miarę tych zdolności, jakie miałem”. Czy sam taki wniosek nie świadczy o szczęściu, i to o wiele dojrzalszym niż mała stabilizacja z ukochaną?

Dobro i prawda stają się też drogowskazami w podróży ku szczęściu bohaterów prozy Antoine’a de Saint-Exupéry’ego. Z tych ogólnych zasad wywodzą się wszystkie szczegółowe zalecenia, którym są wierni piloci z Ziemi, planety ludzi: solidarność, poczucie odpowiedzialności, odwaga. Hasła jak z podręcznika etyki – znowu słyszę głos przekornego sceptyka – gdzie tu miejsce na szczęście? Pomimo wysokich wymagań moralnych – a może właśnie dzięki nim – wcale go nie brakuje! Szczęściem narratora i jego kolegów jest poczucie wolności, jakie daje im panowanie nad stalowymi maszynami. Nie są „galernikami” niewolniczo przywiązanymi do jednego miejsca, skazanymi na jego monotonię. Ryzyko, o które ciągle się ocierają, uczy ich szacunku dla życia, a jednocześnie pozwala sprawdzić granice własnej odwagi i wytrzymałości. Ale oprócz tych twardych, „męskich” postaw pojawiają się również bardziej subtelne: wzruszenie, rozrzewnienie i poczucie braterstwa z innymi ludźmi, z którym narrator patrzy na naszą zagubioną w przestworzach planetę. Tych graniczących niemal z metafizyką przeżyć możemy mu tylko pozazdrościć! Ale pisarz absolutnie nie twierdzi, że szczęście zarezerwowane jest tylko dla najlepszych i wybranych. Choć sam był również lotnikiem, który poświadczył swój etos własnym życiem (jako ochotnik włączył się do II wojny światowej i zginął podczas jednego z lotów zwiadowczych), wielokrotnie podkreślał, że prawo do niego ma każdy człowiek, jeśli wykonuje swoje zajęcie dla wspólnego dobra i najlepiej jak potrafi. By się spełnić, niekoniecznie trzeba być artystą, lekarzem czy filozofem – życie szczęśliwe i pełne sensu może mieć nawet „skromny pasterz, który pilnuje stada pod rozgwieżdżonym niebem”.

III
Tę głoszoną przez Saint-Exupéry’ego prawdę przypomniałam sobie, czytając odległą od jego rozważań powieść: Mistrza i Małgorzatę Michaiła Bułhakowa. Utwór kończy się dobrze: główny bohater wraz z ukochaną zostaje przeniesiony do nadnaturalnej rzeczywistości, a spalony przez niego rękopis powieści o Poncjuszu Piłacie – odzyskany. Można by rzec, że para będzie teraz żyła „długo i szczęśliwie”, ale mnie dręczy pytanie: dlaczego trzeba było aż interwencji szatana, by ocalić Mistrza przed zwątpieniem, załamaniem (to na jego skutek niszczy rękopisy), wlać do jego serca spokój i wiarę w sens tego, co zrobił? Może w swoich ocenach jestem zbyt surowa, bo sama nigdy (na szczęście) nie zetknęłam się z terrorem i koszmarem państwa totalitarnego, ale wydaje mi się, że osoba, która czuje głębię swego posłannictwa (w tym wypadku – pisarstwa) i chce naprawdę służyć dobru i prawdzie, powinna być szczęśliwa, mając jedynie świadomość, że choć w ukryciu, może chronić najważniejsze wartości! Znający obowiązujące w jego kraju reguły Mistrz powinien przygotować się na miażdżącą krytykę. Zresztą – czy to ona jest najważniejsza? Tylko dla najsłabszych psychicznie, zakompleksionych ludzi miarą szczęścia staje się uznanie i opinia otoczenia. Przecież to nie inni mają nam uświadamiać, że zrobiliśmy coś wartościowego – takich ocen dokonuje się we własnym wnętrzu! I odwrotnie: jeśli nawet świat się nami zachwyca, my zaś nie jesteśmy do końca zadowoleni z własnej postawy, nie będziemy szczęśliwi, jak Jim z powieści Josepha Conrada.

IV
Moraliści zawsze lubili narzekać na współczesne czasy, które ich zdaniem przynoszą nadmierne rozluźnienie moralne. Tak działo się we wszystkich epokach – łącznie ze starożytnością. Ale teraz na alarm biją nie tylko przeczuleni humaniści. Gdy wieczorami oglądam telewizyjne wiadomości, mam wrażenie, że większość pojęć z zakresu etyki – wśród nich także prawdę i dobro lada dzień trzeba będzie odłożyć do lamusa, przestać marzyć o głębszych postaciach szczęścia i zadowolić się bezmyślnym, konsumpcyjnym trwaniem. By odreagować te czarne scenariusze, sięgam po dzieła pisarzy, którzy żyli zaledwie kilkadziesiąt lat wcześniej niż moje pokolenie. Spotykam w nich bohaterów, którzy wędrując z sukcesem ku szczęściu, bez żadnej przesady mogliby powiedzieć niczym Kant: „Niebo gwiaździste nade mną, prawo moralne we mnie”. Czy te kontrastowe obrazy życia naprawdę do końca się wykluczają? Czy moje przekonanie, że przywołane tu książki przekazują chociaż fragment prawdy o życiu, jest naiwne? Na razie nie mam zamiaru z niego rezygnować.

 

Inna epoka – oświecenie

1. Odważne mówienie prawdy nie zapewnia doraźnych korzyści: bogactwa, popularności, poklasku (Ignacy Krasicki – Malarze). Tak pojmowana szczęśliwość staje się udziałem sprytnych, fałszywych pochlebców, którzy umieją wykorzystać życiowe okazje (Ignacy Krasicki – Kruk i lis).

2. Ale ich styl życia sprawdza się tylko na krótką metę. W dłuższej perspektywie prowadzi do bankructwa (Ignacy Krasicki – Żona modna), utraty zdrowia i spokoju duszy (pierwsza część Mikołaja Doświadczyńskiego przypadków).

3. Pełne, długotrwałe zadowolenie przynosi natomiast życie prawe i zgodne z naturą, wypełnione pracą. Osiągnięcie szczęścia jest niemożliwe bez świadomości, że jest się potrzebnym w swoim otoczeniu (Mikołaja Doświadczyńskiego przypadki – cz. II i III). Tę prawdę potwierdzają bohaterowie Powrotu posła Juliana Ursyna Niemcewicza – Walery i Teresa, których oprócz uczucia łączy podobny stosunek do świata – pełen troski o innych ludzi (uwłaszczają chłopów w swoim majątku) i dobro kraju (Walery – działacz sejmowego obozu reform).

4. Do szczęścia zbliża człowieka również miłość, ale tylko wtedy, gdy nie traktuje się jej jak zabawy – musi być naprawdę głęboka i wierna (Franciszek Karpiński – Laura i Filon).

5. Bohaterowie literaccy epoki oświecenia uzmysławiają nam, że bez zachowania podstawowych wartości etycznych: dobra (to jego przejawem jest pracowitość, uczciwość, sprawiedliwe wykonywanie własnych obowiązków, troska o los innych ludzi i kraju) oraz prawdy człowiek nie może być w pełni szczęśliwy.

 

Zobacz:

Czy prawda i dobro zapewnią człowiekowi szczęście?

 

„W życiu nie chodzi o szczęście”, lecz o dobre życie (Barbara Skarga). Rozważ myśl, odwołując się do postaw wybranych bohaterów literackich.

Prawda i dobro, piękno i brzydota w literaturze