Do wykupienia raportów o historii pojazdów udało się przekonać wiele osób planujących kupno używanego samochodu. I bardzo dobrze, bo to pozwala uniknąć sporych rozczarowań. Ale jest jeszcze jedna rzecz, którą warto zrobić, a mianowicie rozkodować VIN.
.

Dekodowanie VIN-u: co ujawnia?

Numer VIN zawiera wiele informacji – jednych bardziej, innych mniej przydatnych. Do tych ostatnich można zaliczyć na przykład dane o miejscu produkcji. To akurat przy zakupie samochodu nie jest za bardzo potrzebne, choć oczywiście i taka informacja na pewno nie zaszkodzi. Zdecydowanie ciekawsze jest jednak dekodowanie VIN-u w celu uzyskanie kompletnej listy wyposażenia. W przypadku nowych aut nie ma problemu: sprzedawca może przedstawić wszystkie funkcje i dostosować opcje, ale w samochodach używanych często bywa to problematyczne.

Rozkodowany VIN ujawnia historię

Lista wyposażenia jest kodowana w numerze VIN jeszcze na taśmie produkcyjnej. Informuje o tym, jakie wyposażenie miał pojazd opuszczający fabrykę. Dla kupującego taka lista konfiguracyjna może przydać się w kilku przypadkach:

  • kiedy auto na przykład brało udział w wypadku i zostało naprawione, ale w celu redukcji kosztów wymieniono pewne elementy na inne niż fabrycznie, choćby reflektory ksenonowe na zwykłe;
  • kiedy sprzedający celowo zmodyfikował auto do niższe wersji, na przykład demontując fotele kubełkowe i zastępując je standardowymi, albo zmieniając alufelgi na felgi stalowe;
  • kiedy sprzedający doinwestował samochód i dokonał pewnych modyfikacji zwiększających jego wartość w stosunku do wyposażenia fabrycznego i tutaj lista dostępnych opcji jest zdecydowanie najdłuższa.

Dekodowanie VIN-u może więc w niektórych przypadkach ujawnić ciekawe epizody z historii auta, o których nie można się dowiedzieć ze standardowego raportu: nie każda kolizja zostanie tam odnotowana, a o tuningu nawet nie warto wspominać.

Co można zakodować w VIN-ie?

Możliwości kodowania w numerze VIN są naprawdę znaczne, ale nie ma jednego standardu, który decydowałby o tym, co jest tego warte, a co nie. Dobrze więc byłoby zrozumieć filozofię producentów. Z ich punktu widzenia na przykład nie ma najmniejszego sensu kodowanie podstawowego wyposażenia. Nikt raczej nie spodziewa się, że Mercedes klasy S opuścił salon w 2017 roku na stalowych felgach. Mógłby jednak – w niektórych przypadkach – mieć kilka wariantów wielkości. Informacja o materiale więc do VIN-u nie trafi, ale już o rozmiarze – może. Inaczej będzie wyglądała sytuacja w autach z segmentu średniego, gdzie do dziś alufelgi są opcją. W VIN-ie takich aut często będzie zawarta informacja o użytym rozwiązaniu. Bardzo często po prostu nie marnuje się miejsca w VIN-ie (bo jednak jest to ograniczona przestrzeń kodowania) na opis opcji podstawowych. Jeśli więc wie się, jak wyglądał „golas”, to VIN zdradzi, co w konkretnym egzemplarzu jest ponad tę podstawową wersję.

Czy warto płacić za rozkodowanie VIN-u?

Teoretycznie sposób kodowania nie jest tajny, bo poniekąd chodzi także o to, żeby w miarę łatwo odczytywać listę wyposażeń pojazdów. Producentów i modeli jest jednak tak dużo, że nie można stworzyć jednej uniwersalnej instrukcji. Tym samym nie zawsze udaje się rozkodować VIN za darmo, a jeszcze rzadziej wynik takiego działania jest całkowicie poprawny czy choćby kompletny. Szczególnie więc przy zakupie nieco droższych używanych samochodów, warto zapłacić za zdekodowanie VIN-u. Pozwoli to łatwo i szybko poznać wyjściowe wyposażenie i upewnić się, że w aktualnym stanie auto faktycznie je ma i jest warte swojej ceny.