Bohater literacki, którego losy i osobowość szczególnie mnie zaintere­sowały.

A. Eleanor H. Porter „Pollyanna”.

Osobą, która zainteresowała mnie szczególnie jest Pollyanna, tytułowa bo­haterka powieści napisanej przez Eleanor H. Porter. Pollyanna jest sierotą, która przybywa do swojej bogatej ciotki Polly do Beldingsville, aby z nią zamieszkać. Ciotka – panna Polly Harrington jest osobą oschłą i surową, a Pollyanna jest dziewczynką niezwykłą. Przebywanie z nią prowokuje do śmie­chu, do poszukiwania radości. Tajemnica jej uroku wkrótce się wyjaśnia. Otóż „sposobem na życie” Pollyanny – i zarazem tym pomysłem, który wzbudził moje zainteresowanie – jest jej gra „w zadowolenie”. Pollyanna „gra” zżyciem, czyli w każdym wydarzeniu poszukuje radosnej strony, czegoś z czego można się cieszyć. Gry tej nauczył ją ojciec, gdy jako dziecko otrzy­mywała kule zamiast upragnionych lalek. Z czego można się cieszyć w takiej sytuacji?

Otóż z tego, że nie są potrzebne człowiekowi kule, że ma zdrowe nogi! Z czego można się cieszyć w poniedziałek, jeśli nie znosi się poniedziałków? Otóż z tego, ze następny znienawidzony dzień jest aż za tydzień! Pomysło­wość Pollyanny w tym względzie jest godna pozazdroszczenia. Dzięki swojemu usposobieniu szybko znajduje krąg przyjaciół – ludzi, którzy jej potrze­bują, jej radości życia, jej optymizmu. Myślę, że taką osobą jest każdy czytelnik. Przynajmniej ja czytam często, aby oderwać się od rzeczywistości i uciec od swoich smutków. Pollyanna zawsze mi w tym pomaga. Jej niezwykła osobowość i energia w poszukiwaniu radosnych stron życia zmuszają do op­tymizmu. Próbuję przejąć jej grę, stosować ją we własnym życiu, uczyć jej swoich przyjaciół.

Nie mogę napisać, że Pollyanna nie robi nic poza graniem w swoją grę. Jej losy także powodują zaciekawienie czytelnika, a chwilami wręcz łzy i współ­czucie. Moment szczególnego napięcia jest wówczas, gdy Pollyanna przeżywa wypadek. Okazuje się, że życiu jej nie zagraża niebezpieczeństwo, lecz nigdy nie będzie mogła chodzić. Rozpacz dziewczynki jest tak wielka, że nie poma­ga jej nawet własna gra. Rozpaczają także jej bliscy i przyjaciele, a wraz z postaciami książek – czytelnik, czyli ja. Na szczęście wszystko dobrze się kończy – nie tylko pomyślną operacją, która zwróci Pollyannie „zdrowe nogi”, lecz zmianą w charakterze jej ciotki, a nawet ślubem!

Lubię szczęśliwe zakończenia, kiedy dotyczą moich ukochanych bohate­rów. Wiem także, że istnieje dalszy ciąg losów Pollyanny, pt. „Pollyanna dorasta”. Muszę koniecznie przeczytać tę książkę, aby sprawdzić, czy losy i osobowość dorosłej Pollyanny są równie ciekawe i czy nadal tak silnie na mnie działają.

B. Henryk Sienkiewicz – „Pan Wołodyjowski”.

Bezwzględnie i jednoznacznie moją ulubioną postacią jest Mały Rycerz, czyli tytułowy bohater ostatniego tomu Trylogii H. Sienkiewicza. Pan Woło­dyjowski, oficer Wiśniowieckiego, świetny żołnierz, wódz stanicy w Chreptio­wie, obrońca Kamieńca Podolskiego. Prywatnie – narzeczony zmarłej przedwcześnie Anusi Borzobohatej – Krasieńskiej i szczęśliwy małżonek Basieńki Wołodyjowskiej, przyjaciel pana Zagłoby. Spotykamy się z tą postacią już w poprzednich tomach Trylogii: w „Ogniem i mieczem” oraz w „Potopie”. Dlaczego chcę opisać właśnie tę postać, choć są w tym dziele inne – może barwniejsze? Czy opisywanie pana Zagłoby nie byłoby ciekawsze? Otóż nie. Cenię Onufrego Zagłobę za jego spryt, nieograniczony wybór forteli, inteli­gencję i inne „talenta”. Cenię Ketlinga za jego szlachetność i urodę. Hołd składam Janowi Skrzetuskiemu za jego nieposzlakowaną opinię, lecz Michał Jerzy Wołodyjowski jest dla mnie wzorem, jest najbardziej sympatyczną z postaci tworzących świat Trylogii. Jest osią powieści. Losy tego bohatera zaskakują czytelnika. Na pana Michała sypią się klęski i sukcesy, niepowo­dzenia prywatne i zwycięstwa w bitwach. U progu wojny z Turcją, czyli na początku trzeciego tomu widzimy naszego bohatera w szatach zakonnych. To brat Jerzy – szuka schronienia w murach klasztoru, aby ukoić ból po stracie ukochanej Anusi. „Wydobywa” go ze świętych murów pan Zagłoba. I znów Mały Rycerz pechowo „inwestuje” swoje uczucia: Krzysia pokocha Ketlinga, pan Michał wybaczy obojgu. Gdy znajdzie wreszcie szczęście w ramionach obdarzonej temperamentem Baśki – Azja Tuhajbejowicz zagrozi tej idylli. Ginie pan Michał jako bohater, w Kamieńcu Podolskim, a jego słowa „nic to” i pożegnalna przemowa księdza są ńajbardziej wzruszającymi fragmenta­mi w znanej mi literaturze. A wracając do losów postaci: oglądaliśmy ją w szatach mnicha, w stroju rycerza, w roli przebaczającego, w pościgu, w walce, na murach Kamieńca. Fascynuje mnie ta zmienność kostiumów i portretów, sprawia ona, że postać jest barwna i żywa. Chociaż osobowość pana Michała nie jest może najbardziej skomplikowana. Ma on przecież duszę prostego rycerza, wie co to odwaga, wiemość, przyjaźń, miłość ojczyzny. Obce mu są: filozofowanie i wewnętrzne rozdarcie. Wielbi damy i łatwo naraża swoje ser­ce, lecz również łatwo „przychodzi do siebie” po kolejnym rozczarowaniu. Cechą charakterystyczną tej postaci jest mistrzostwo we władaniu szablą.

Mały wzrostem rycerz jest niezrównany w fechtunku jak bohater baśniowy lub rodem z westernu. Być mistrzem w wybranej przez siebie dziedzinie – to coś co mnie fascynuje i czego zazdroszczę bohaterowi. Pan Zagłoba zarzuca Wołodyjowskiemu brak „lotności” i sprytu, umiejętności mowy… Cóż – Sienkiewicz nierównomiernie obdarzył tymi cechami swoje postacie. Gdyby jednak był pan Michał super – ideałem, byłby postacią nudną i sztuczną. A tak, gdy nie jest piękny jak Ketling, ma swoje słabości, lecz ma także cechę niezawodną: jest bliski czytelnikowi i zarazem mu imponuje. Typowy żoł­nierz – szczerość i poświęcenie się ojczyźnie stawia na pierwszym planie. Uważam, że pana Michała można naśladować i dziś – w poszukiwaniu swo­jej „mocnej strony”. Uważam go za bohatera , imponuje mi jego poczucie honoru, jego rycerskość, fakt, że woli on zginąć niż przeżyć klęskę Kamieńca Podolskiego. Takim wzorem w mojej wyobraźni już pan Michał pozostanie.