Płonąca żyrafa – Salvador Dali
Świat na obrazach Salwadora Dali to kraina snu albo halucynacji. Realnie nie ma takiego świata – i bardzo dobrze, bo sam popatrz: pusto, nieziemsko, ani drzewa, ani wiatru…
Pusty pejzaż – te małe górki w tle jak kretowiska – olbrzymie postacie przemieszczające się powoli (bo trudno powiedzieć: idące). Ta w pierwszym planie wydaje się szczególnie potworna – ale zarazem jakaś tragiczna, kaleka. Idzie po omacku. Głowa bez twarzy niemal nie mieści się na płótnie, jakby nie mieściła się w przestrzeni. Przegięta postać, chuda w talii, z pewnością złamałaby się, gdyby nie liczne podpórki utrzymujące ją w pionie. Podpórki to zresztą mania artysty – zobaczysz je na wielu płótnach – a to podtrzymują rozlewające się twarze, a to dziwaczne konstrukcje nieforemnych istot. Ta nasza tutaj ma mnóstwo szuflad. Cała jej lewa noga to komódka składająca się z siedmiu szuflad. Pod biustem (bo twór jest kobietopodobny) – duża, ósma szuflada. Wszystkie otwarte. Nie pytaj, po co, dlaczego – przecież to sen, a sny odczytają wróże i psychoanalitycy. Dla zwykłych ludzi żyjących na jawie szuflada to część mebla, w której się gromadzi różne rzeczy, zamyka, porządkuje lub bałagani. Czy ta nieszczęsna postać nosi wszystko ze sobą? Chyba nie, bo te szuflady są puste, a sama istota przypomina śmierć z dawnych ujęć danse macabre. A zatem może przybyła zbierać i szufladkować ludzkość, oniemiała ze strachu gdzieś tam za górami?
Nie przybyła sama. Trochę dalej druga istota z kręgosłupem pełnym podpórek i niesamowitą fryzurą (?), też posiadająca kobiece kształty, trzyma coś w ręku i przygląda się ciekawie. To coś – to chyba płomień. Czy wokół dziwnych przybyszów wszystko, co ziemskie płonie? Być może, bo w dali mamy tytułową płonącą żyrafę. Cały grzbiet ma już w ogniu, dym unosi się górą – ale żyrafa znosi to raczej spokojnie.
Taki obraz jest możliwy tylko w świecie surrealizmu – ten kierunek bowiem i w literaturze, i w malarstwie, i w filmie dał prawo istnienia wszelkiego rodzaju wytworom ludzkiej podświadomości. Zauważ: podświadomości, nie wyobraźni, bo „oczyma duszy” można patrzeć już od Szekspira. Tymczasem cuda, które kłębią się w podświadomości człowieka, a ujawniają się nagle w czasie snu lub podczas hipnozy – to materia surrealistów. Rzecz w tym, że nie pozostają one bez znaczenia, nie są pozbawiane sensów. Na przykład obraz Dalego doczekał się specjalnej interpretacji polskiego poety współczesnego: Stanisława Grochowiaka. Pamiętajmy jednak, że Grochowiak był turpistą – a znaczy to, że poszukiwał prawdy w brzydocie, chorobie, kalectwie i śmierci, i tym aspektom ludzkiego istnienia oddawał głos w poezji:
Tak
To jest coś
Biedna konstrukcja człowieczego lęku
Żyrafa kopcąca się tak pomaleńku
Tak
To jest coś
Komu Grochowiak składa ten hołd? Malarzowi, który olśnił go wizją, potrafił bowiem nadać kształt – konstrukcję ludzkim lękom? Czy może jest to hołd złożony regułom istnienia na świecie, pełen goryczy, trochę zaprawiony ironią podziw wobec tego, że zafundowano ludzkości ten strach i pożar? Tak, to jest coś.
Coś co nas czeka
Użyteczne i groźne
Jak noga
Jak serce
Jak brzuch i pogrzebacz
Ciemna mogiła człowieczego nieba
Tak to jest coś
Biedna konstrukcja człowieczego lęku. Ciemna mogiła człowieczego nieba. To płonąca żyrafa w pustej przestrzeni, to przesuwające się po świecie groteskowe zjawy. Czym w takim razie jest ludzkie życie? Śmiałe pytanie. Ale otrzymamy odpowiedź:
Bo życie
Znaczy:
Kupować mięso Ćwiartować mięso
Zabijać mięso Uwielbiać mięso
Zapładniać mięso Przeklinać mięso
Nauczać mięso i grzebać mięso
I robić z mięsa I myśleć z mięsem
I w imię mięsa Na przekór mięsu
Dla jutra mięsa Dla zguby mięsa
Szczególnie szczególnie w obronie mięsa
A ono się pali
Nie trwa
Nie stygnie
Nie przetrwa i w soli
Opada
I gnije
Odpada
I boli
Tak
To jest coś
Powyższa poetycka definicja życia jest jedną z potworniejszych. Co gorsza – nie możemy nazwać jej bzdurą, obrazić się, iż sprowadzono nas do kilkudziesięciu kilogramów mięsa, odebrano duszę i ideały. W wersach, w których zastąpiono słowo „ludzkość” słowem mięso, tkwi okropna prawda. Po doświadczeniu holokaustu wiemy dokładnie i dosłownie – że ono się pali. Mięso, którym jesteśmy, jest wprawdzie przyprawione szczyptą rozumu, ale cielesność człowieka na pewno jest istotna, jest nie do odrzucenia. Choroba i ból, przemijanie, lęk przed śmiercią – najlepiej tego dowodzą. Można zresztą mnożyć wersy Grochowiaka, przecież lubimy mięso, zdobimy mięso, dbamy o mięso, żyjemy dla mięsa. A ono się pali!
Okrutny żart na tej trzeciej planecie od Słońca. Namalował go Salwador Dali. Ujął w słowa wiersza Stanisław Grochowiak. Patrzymy oniemiali: a więc to nie sen, to życie?