Opowiadanie
Cechy dobrego opowiadania
- Jest zrozumiałe.
- Ciekawe.
- Zawiera fragmenty dialogów, opisów.
- Wyraźnie dzieli się na wstęp wprowadzający sytuację, rozwinięcie – właściwą akcję, zakończenie – podsumowanie wydarzenia.
Czym powinno się charakteryzować każde opowiadanie?
- Występowaniem związku przyczynowo-skutkowego. Co to oznacza? Że wydarzenia muszą się wiązać w logiczną, chronologiczną całość (czyli następować po kolei). Pomogą Ci w tym określenia oznaczające następstwo czasowe (pewnego dnia, kiedyś, niedawno, następnie, z kolei, potem).
- Czasownikami oznaczającymi ruch, dynamikę. Przydadzą się wyrazy wprowadzające napięcie emocjonalne (nagle, nieoczekiwanie, wtem, niespodziewanie itp.).
Zadbaj o to, aby Twoje opowiadanie składało się z następujących części:
- wprowadzenia, czyli wstępu – tutaj jest miejsce na wprowadzenie wydarzeń, które będą rozwijały akcję, przedstawienie bohaterów, czasu i miejsca wydarzeń;
- rozwinięcia – przedstawienia akcji, to główna część opowiadania – w tej części jest miejsce na opisy, wypowiedzi bohaterów;
- zakończenia – to podsumowanie opowiadania, w zakończeniu jest miejsce na ocenienie wydarzeń, komentarz, refleksje.
Pamiętaj!
Opowiadanie ma jeden główny wątek – czyli opowiada o jednej tylko historii! Oczywiście, możesz wprowadzić małe dygresje (czyli wtrącenia na inny temat) – ale muszą być one epizodyczne. Pamiętaj, to ważne, i nie zmień nagle opowiadanej historii – jeśli opowiadasz o tym, że znalazłeś w lesie pieska, możesz króciutko opisać las – ale króciutko!
Uwaga!
Do swojego opowiadania możesz też wprowadzać inne formy wypowiedzi – opis sytuacji, przeżycia wewnętrznego, charakterystykę, dialog.
Zanim napiszesz
Koniecznie musisz ustalić
1. O czym będzie Twoje opowiadanie?
O niezwykłej przygodzie, wyjątkowym dniu w szkole, spotkaniu z ciekawą postacią, wycieczce, pierwszej randce. Zastanów się, co masz do powiedzenia na dany temat. Najlepiej na kartce przygotuj sobie notatkę – plan opowiadania.
Możesz to zrobić tak:
- Przybycie do szkoły.
- Wiadomość o odwołaniu lekcji.
- Wyprawa do parku.
- Pomoc pracownikom parku.
- Powrót do szkoły.
2. Kto będzie bohaterem?
Cała klasa czy może jeden spośród Twoich kolegów? A może ulubiony psiak? Przecież zwierzaki także miewają ciekawe przygody. A może Ty sam?
Ważne! Pamiętaj, abyś w trakcie opowiadania nie „zgubił” swojego bohatera, tzn. abyś nagle nie zaczął opowiadać o czymś zupełnie innym.
Jeśli już wiesz, kto będzie bohaterem, zastanów się, jakie są jego cechy charakteru. Przygotuj je sobie na kartce, w opowiadaniu powinny znaleźć się elementy charakterystyki – czyli właśnie opisu postaci.
3. Gdzie i kiedy będzie toczyła się akcja?
Piszemy opowiadanie
Ważna sprawa: narracja
Masz do wyboru dwie metody:
- Narracja pierwszoosobowa (1. osoba liczby pojedynczej)
Jesteś świadkiem wydarzeń, a nawet ich uczestnikiem. Chcesz opowiedzieć o tym, co Ci się przytrafiło.
Przykład:
Stałem tuż przy wystawie sklepowej. Nagle zauważyłem, że ze sklepu wybiega chłopak ściskający pod pachą jakieś zawiniątko. - Narracja trzecioosobowa (3. osoba liczby pojedynczej)
Opowiadasz o kimś. Sam zachowujesz się tak, jakbyś był operatorem kamery i obserwował jakieś wydarzenie.
Przykład:
Ze sklepu wybiegł chłopak. Pod pachą ściskał jakieś zawiniątko.
Wprowadzamy dialogi i opisy.
Dzięki dialogom opowiadanie będzie dynamiczne, ciekawe. Wypowiedź każdej osoby zaczynamy od myślnika i piszemy w nowej linii. Po zakończonej wypowiedzi stawiamy kolejny myślnik i piszemy, kto jest autorem słów.
Przykład:
Spotkałyśmy się pod kasztanowcem.
– Zrobiłaś już matmę na jutro? – zapytała Majka.
– Coś ty? A niby kiedy miałam zrobić? U mnie urwanie głowy z remontem! – odpowiedziałam trochę niegrzecznie, bo naprawdę miałam już dosyć malowania ścian, a jeszcze bardziej ciągłego spisywania ode mnie prac domowych.
Uwaga! W opowiadaniu mogą pojawić się nie tylko dialogi, także fragmenty listów, pamiętnika.
Oto nasze przykładowe opowiadanie. Zaznaczyliśmy na nim wszystkie ważne elementy. Postaraj się, aby nie zabrakło ich także w Twoim opowiadaniu.
wstęp – wprowadzenie wydarzenia
Ten dzień zapowiadał się zwyczajnie. Zimny i pochmurny wtorkowy ranek. Wstawałam z łóżka niechętnie, żałując, że nie mam grypy albo anginy. Nic z tego, nawet cienia kataru. Nie było wyjścia, trzeba iść do szkoły.
rozwinięcie – akcja i dialogi, opisy
Przez pierwszą lekcję ziewaliśmy na przemian. Jesienna nuda dopadła całą VIb. Wszystko się zmieniło na drugiej lekcji. Nikt wówczas nie myślał o ziewaniu. A to za sprawą pani dyrektor, która z uśmiechem weszła do naszej klasy i od progu powiedziała:
– Macie ciepłe kurtki? Chcecie się trochę poruszać? To wychodzimy! Szybciutko!
I już jej nie było. Zakładając kurtki i buty, głowiliśmy się, jaki też plan ma wobec nas pani dyrektor. Po chwili wędrowaliśmy razem przez boisko, skwerek, park miejski. Na wszystkie nasze pytania pani dyrektor odpowiadała tajemniczo:
– Cierpliwości. Dowiecie się na miejscu.
Po kilkunastu minutach doszliśmy do wielkiego ogrodzonego placu, na którym absolutne niczego nie było. Musieliśmy mieć bardzo niemądre miny, bo pani dyrektor roześmiała się. Za chwilę podeszła do nas grupa mężczyzn. Jeden z nich zapytał:
– To nasi eksperci?
– Tak, panie inżynierze. Tylko że oni zupełnie o niczym nie wiedzą – odpowiedziała pani dyrektor.
– Oczywiście, już wyjaśniam.
Okazało się, że ci panowie to architekci, którzy planują wybudowanie ogromnego centrum rozrywki. Jest sponsor całego przedsięwzięcia, są fundusze i jest grupa pomysłowych architektów. I to oni właśnie zwrócili się do pani dyrektor z prośbą o wyznaczenie grupy młodych ekspertów, którzy pomogliby w zaplanowaniu supercentrum. Pani dyrektor wybrała naszą klasę i to była przyczyna tej niezwykłej wycieczki.
– Interesują nas wszystkie, najbardziej kosmiczne pomysły – na zakończenie dodał pan inżynier. – Zaplanujcie taki plac, na którym wy chcielibyście spędzać cały dzień. Musi na nim znaleźć się wszystko – boiska, restauracje, place zabaw dla waszego młodszego rodzeństwa. Do dzieła. Oto kartki, flamastry, tyczki z chorągiewkami. Spotykamy się za godzinę. Owocnej pracy!
zakończenie – podsumowanie, ocena wydarzenia
To była bardzo męcząca godzina. Ale jej efekty zaskoczyły nawet architektów. Powiedzieli, że nasze projekty są wspaniałe i bardzo profesjonalne. Pomyśleliśmy o wszystkim – o torze dla rolkowców i o piaskownicy dla maluchów.
Projekty trafiły do biura, a my zmęczeni wróciliśmy do szkoły. Nawet nie zauważyliśmy, że od pół godziny padał deszcz i pewnie niejedno z nas przypłaci tę wyprawę anginą. Nie szkodzi. To był naprawdę wyjątkowy dzień.
Opowiadanie twórcze
Co to znaczy, że opowiadanie jest twórcze?
To znaczy, że jego temat jest całkowicie (od początku do końca) wymyślony przez Ciebie. A co może być tematem opowiadania? Wszystko! Twój pierwszy dzień w szkole, spotkanie z jakąś ciekawą postacią, przygoda, która spotkała Cię na wakacjach. Ale temat opowiadania może być też bardziej niezwykły (np. spotkanie z ufoludkami) – wtedy będzie to opowiadanie fantastyczne.
Przykładowe wypracowanie
Nocny przybysz
Coś dziwnego wisiało w powietrzu. Maks sam nie wiedział, co się zmieniło. Może od jakiegoś czasu niebo było jakby bardziej różowe? Wiatr wiał coraz częściej i zawodził w taki przerażający sposób… I jeszcze coś! Na początku Maks nawet nie zwrócił na to uwagi, ale teraz był pewien – już od jakiegoś czasu nie widział żadnego ptaka! Nawet na jabłonce obok domu, na której zawsze siedziało stado wróbli – pustka i cisza.
Ale najdziwniejsze było to, co działo się w nocy. Po pierwsze, nie mógł spać – długo wiercił się w łóżku, zanim wreszcie usnął, a i tak zaraz się budził. No i zaczął mieć dziwne sny – prawdziwe senne koszmary! Jakieś oślepiające światła, dziwne rozmowy w języku, którego nigdy nie słyszał. I coś jeszcze – codziennie rano na kołdrze znajdował ślady błota – takiego dziwnego, bo jaskarwożółtego! Najpierw myślał, że to Mega, ukochana sunia. Ale kiedy rodzice pojechali z nią na weekend na działkę, a rano ślady znów się pojawiły, przestraszył się nie na żarty!
W tym samym czasie w okolicy zaczęły się dziwne zniknięcia. Najpierw te ptaki, potem kilka podwórkowych kotów i Buba – suczka sąsiadów. Odnalazła się kilka dni później – przerażona, nie poznawała nikogo, wszystkiego się bała. A potem zginął pan Tomek – osiedlowy dozorca.
– To już przestało być zabawne! – zdenerwowała się mama. – Ptaki, koty, nawet Buba, choć żal mi było psiaka… Ale żeby pan Tomek?! To taki porządny człowiek, gdyby chciał gdzieś wyjechać, na pewno komuś by powiedział!
Pan Tomek odnalazł się tydzień później. Pewnego ranka spotkał go roznosiciel pieczywa. Pan Tomek wyglądał na bardzo zmęczonego, miał brudne i pogniecione ubrania, a na twarzy ponadtygodniowy zarost. Wyglądał, jakby od kilku dni był w podróży. I okazało się, że był! Kiedy dwa dni temu się ocknął, ze zdumieniem spostrzegł, że jest w środku lasu! I co gorsza – niczego nie pamiętał! Pojęcia nawet nie miał, co robił przez ten tydzień ani jak znalazł się w lesie…
***
Przez kilka dni był spokój i wszyscy mieli już nadzieję, że tajemnicze zniknięcia się skończyły. Aż do pamiętnej środy, kiedy to w ciągu jednej nocy w niewytłumaczalny sposób znikły… wszystkie psy z pobliskiego schroniska! 37 psiaków – całkiem małych szczeniaków, ale i naprawdę dużych psów! Nikt nic nie widział, tylko ci, którzy mieszkali najbliżej schroniska, słyszeli podobno tej nocy straszne piski i ciągłe ujadanie.
Sprawą zajęła się policja – bo o ile zniknięcie jednego kotka przybłędy nikogo nie zmartwiło, to całe schronisko to już nie są żarty! Śledztwo było bardzo dokładne, ale niczego nie ustalono.
Tylko Maks wiedział swoje. To, co zobaczył obok schroniska, było dziwnie znajome – wielkie hałdy żółtego błota. Że też nikogo nie zainteresowały – a przecież przez ostatnie tygodnie nie padało, skąd więc to błoto?!
***
Dwa dni później obudziło go oślepiające żółte światło i nieznośne ujadanie psów. Spojrzał na zegarek – była dokładnie północ. Wyjrzał przez okno – skąd dochodziło to światło? Włożył szlafrok i cicho, żeby nikogo nie obudzić, wyszedł na podwórko.
Widok był niesamowity! Obok budy Megi stał wielki spodek. Najprawdziwszy, zupełnie jak na filmach SF! Nisko zawieszony nad ziemią lekko falował, wprawiając w ruch pobliskie drzewa. Przed spodkiem, w kałuży żółtego, gęstego błota jak zahipnotyzowana stała Mega.
– Mega, do nogi! – zawołał cicho Maks, sunia jednak nawet nie drgnęła. – Mega, chodź do domu!
– Szarpnął ją lekko za obrożę. Zaczęli odchodzić w stronę domu, gdy nagle z przerażającym świstem otworzyły się drzwi do spodka. Przez drzwi zaczęły się tłoczyć psy. Maks je poznał – to były psiaki z ich schroniska! Zaczęły przeraźliwie ujadać. Na ten dźwięk Mega błyskawicznie się odwróciła, wyrwała Maksowi z rąk i zanim chłopak zdążył się zorientować, wskoczyła do wnętrza spodka, który zaczął coraz szybciej wirować.
Maks nie myślał długo – w ostatniej chwili, tuż przez zamknięciem włazu, wskoczył za psem do spodka.
***
Trzy dni później w lokalnej gazecie ukazał się dramatyczny artykuł o nagłym zniknięciu 12-letniego Maksymiliana, razem z którym zaginęła 3-letnia, biszkoptowa suczka rasy labrador – Mega.
Opowiadanie odtwórcze
Opowiadanie odtwórcze – co to takiego?
To opowiadanie napisane na podstawie jakiegoś istniejącego już, innego utworu – opowiadania, powieści czy mitu. Ty musisz historię troszkę wzbogacić, czasami dokończyć, dodać nowe szczegóły. Zadanie nie powinno być trudne, jeśli znasz dobrze utwór, na podstawie którego masz pisać opowiadanie.
Na co musisz zwrócić uwagę?
- Pisząc odpowiadanie odtwórcze, musisz bardzo dobrze znać lekturę, żeby nie popełnić żadnych błędów (np. zmienić imion bohaterów).
- Zastanowić się, kto będzie narratorem Twojego opowiadania. Bardzo ciekawe będzie opowiadanie, w którym historię opowie ktoś, kto w pierwowzorze był postacią drugoplanową – może wyrazi zupełnie inne zdanie na temat przedstawianych wydarzeń?
- Musisz trzymać się pierwowzoru – nie wolno zmienić Ci wydarzeń (chyba że masz zmienić np. zakończenie).
Przykład 1.
Zobacz, jak powinno wyglądać opowiadanie odtwórcze. Prześledź je krok po kroku na przykładzie opowiadania stworzonego na podstawie fragmentu mitu o Syzyfie.
Co jest wspólne dla tego opowiadania i mitu – pierwowzoru? A czym się różnią?
Syzyf otarł pot z czoła. Czuł się już naprawdę bardzo zmęczony. Nic zresztą dziwnego – głaz, który starał się wtoczyć na górę, był gigantyczny! Pewnie nawet Herkulesowi nie udałoby się go wepchnąć na szczyt, a co dopiero Syzyfowi, który zdecydowanie nie był osiłkiem.
– Hej, ho, jeszcze raz! – stęknął Syzyf, zaparł się mocno nogami i z całej siły pchnął głaz, który nie przesunął się nawet o centymetr. – No, uda mi się, uda!
To nie było jednak takie proste. Kamień był ciężki, a Syzyf strasznie już zmęczony. Bał się jednak odpocząć – a nuż kamień stoczyłby się na sam dół góry i cała robota na próżno? Dojście do tego etapu kosztowało Syzyfa wiele sił i nie chciał ryzykować.
Był jednak wykończony – nogi mu się trzęsły i obawiał się, że za chwilkę zemdleje. Postanowił więc choć trochę odpocząć. Usiadł na zboczu, opierając się plecami o głaz – tak żeby ten nie stoczył się na dół.
Po dziesięciu minutach poczuł się jak nowo narodzony. I – co najważniejsze – odzyskał wiarę w zwycięstwo.
– Zobaczysz, Zeusie, uda mi się! Wtoczę ten głaz na górę i skończy się moja kara! – Syzyf był naprawdę zdeterminowany.
Zaparł się mocno, z całych sił naprężył mięśnie i powolutku, centymetr po centymetrze zaczął wtaczać głaz pod górę. Nie było to łatwe! Pot lał mu się z czoła, mięśnie drżały ze zmęczenia, ale Syzyf był uparty.
– Jeszcze tylko trochę, jeszcze trochę… – cicho szepnął, bo widział już szczyt góry. Miał przed sobą jeszcze kilka metrów, naprawdę niewiele. Już-już widział koniec swojej męczarni, gdy nagle ze spoconych, mokrych rąk wyślizgnął mu się głaz. Syzyf próbował go złapać, ale boleśnie otarł mu dłoń i z głośnym hukiem zsunął się ku podnóżu góry.
– A niech to! – zaklął głośno wściekły Syzyf. – A tak mało brakowało!…
Cóż miał jednak zrobić? Przecież nie miał innego wyjścia – surowy Zeus wymierzył mu przecież karę… A wydawała się taka banalna! Teraz jednak wiedział, że nie będzie tak łatwo. Westchnął więc tylko i powoli zaczął schodzić z góry.
– Choćbym miał sto razy wspinać się z tym głazem, to i tak mi się uda! – mruknął sam do siebie, ale w jego głosie nie słuchać już było takiej pewności siebie.
Przykład 2.
Wódz na linie – przykładowe wypracowanie
Stoję za kotarami i znudzony czekam na swój występ. Rozglądam się po sali – wszystkie miejsca zajęte. Zresztą nic dziwnego – zawsze tak jest. Trzeba to przyznać naszemu dyrektorowi, że zawsze, gdy nasz cyrk przyjeżdża w nowe miejsce, tak potrafi zaciekawić i zachęcić mieszkańców, że ludzie tłoczą się w kolejkach, aby tylko obejrzeć występy. Czasami się zastanawiam, czy gdybym nie był cyrkowcem, chodziłbym do cyrku… Sam nie wiem…
– Drodzy państwo, bardzo proszę o całkowitą ciszę! Sachem jest dziś w wyjątkowo złym humorze i nawet najmniejszy dźwięk, który dojdzie go z publiczności, może spowodować atak szału. Proszę więc o oglądanie występu w całkowitej ciszy i w skupieniu – ogłasza przez tubę dyrektor.
Eh, te jego stare sztuczki – że też ludzie cały czas się na to nabierają! No tak, ale tutaj, w Antylopie to zupełnie inaczej wygląda! Kiedyś dyrektor mi opowiadał, że piętnaście lat temu, kiedy mnie przygarnął do swojego zespołu, tutejsi mieszkańcy wymordowali całe moje plemię. Tak, tylko że ja niewiele pamiętam… Miałem przecież wtedy zaledwie dziesięć lat! Ale nikt o tym nie musi wiedzieć – dla tych ludzi jestem wściekłym i żądnym zemsty człowiekiem. Niech i tak będzie!
Wystarczy jeden okrzyk wojenny na początek występu, żeby cała widownia siedziała przerażona. Długo ćwiczyłem, żeby mój krzyk wychodził przekonująco – no i są efekty! Czasami trochę mi głupio – kiedy patrzę na twarze tych ludzi wiem, że są śmiertelnie wystraszeni. A przecież to tylko występ – zupełnie jak w teatrze. Krzyczę więc, ile sił mi starcza – przecież za to zapłacili, przyszli obejrzeć mnie – główny punkt programu. Dyrektor zawsze powtarza – klient nasz pan, nie można go rozczarować.
Jestem Indianinem – tego nie da się ukryć. Ba, jestem nawet sachem. Tylko że dla mnie nie ma to najmniejszego znaczenia. Przede wszystkim jestem świetnym akrobatą – kto wie, czy nie najlepszym w promieniu setek mil. Niech ktoś mi pokaże kogoś, kto tak pewnie i z taką łatwością chodzi po linie! No, pokażcie mi kogoś, kto mi dorówna!
Raz, dwa wskakuję na kozła, kilka chwil i jestem już na końcu cienkiego drutu. Tym razem nawet się nie zachwiałem! Kątem oka patrzę na dyrektora, który zza kotary daje mi znaki, żebym zaczął śpiewać.
Nie lubię tej części występu. Po co takie przedstawienie – czy nie wystarczyłoby, żebym robił to, co umiem najlepiej – czyli chodził po linie? Ale dyrektor to uparty człowiek – sam napisał mi tę pieśń wojenną i stwierdził, że to będzie prawdziwa bomba. No i miał chyba rację, bo publiczność siedzi jak zaczarowana. Czuję się, jakbym miał nad nimi władzę – mogę sprawić, żeby byli zaniepokojeni – ba, nawet śmiertelnie przerażeni! To głupie uczucie, mieć nad ludźmi taką władzę – tym bardziej że wiem, iż w jakiś sposób ich oszukuję. Dyrektor cały czas jednak stoi i przygląda mi się z napięciem – a co ja bym zrobił, gdyby mnie wyrzucił? Gdzie znalazłbym pracę?
Stoję więc na linie i śpiewam – coraz głośniej i bardziej zdecydowanie. Już nauczyłem się udawać wściekłość – i muszę przyznać, że jestem naprawdę przekonujący. Widzę to po twarzach tych ludzi – gdyby mogli, najchętniej wyszliby z cyrku. Gdzieś w kącie sali zapłakała jakaś kobieta – czyli udało się, cel osiągnięty! Dyrektor powinien być zadowolony – kto wie, może nawet dostanę jakąś premię?
A teraz najlepsze – urywam w pół zdania i jednym szybkim susem znikam ze sceny. Rany, co tam się dzieje! Publiczność jest tak przerażona, jakbym za chwilę miał wrócić z pochodnią i podpalić namiot!
– Świetna robota – szepce mi do ucha dyrektor i podaje metalową puszkę, z którą wracam na scenę.
Jest naprawdę w porządku – to, co teraz uzbieram wśród publiczności, jest moje. Tak, gdyby nie te napiwki, byłoby naprawdę kiepsko…
– Brawo, sachem! – krzyczy ktoś z tylnych rzędów, a puszka szybko zapełnia się brzęczącymi monetami. Powinno starczyć na porządną kolację w gospodzie.
A jutro znów w trasę…
Przykład 3.
Dopisz zakończenie do Katarynki Bolesława Prusa.
Pan Tomasz stał w oknie i smutno patrzył na deszcz, który monotonnie stukał w parapet.
– Eh, jesień przyszła – westchnął i zasunął ciężkie kotary. W pokoju zrobiło się ciemno, starszy pan sięgnął więc po stojącą na stoliku naftową lampę.
– Co ta mała ma teraz z życia. Od kilku dni pada tak, że nawet okna nie można otworzyć. Nic dziwnego, że kataryniarzowi nie chce się w taką pogodę przychodzić… Oj, biedne dziecko. Nie dość, że żyje w ciemności, to i w ciszy. No, bo ten pluskający deszcz to żaden miły dźwięk. A gdyby tak… – pan Tomasz wyraźnie się ożywił. Widać było, że do głowy wpadła mu jakaś myśl – i to na pewno pozytywna. Szybko przywołał lokaja.
– Nie pamiętasz, czy tutaj za rogiem, na Krakowskim Przedmieściu, jest jeszcze ten sklep, w którym sprzedają zwierzątka?
– Ale po co… – zaczął zdziwiony lokaj.
– Jest czy nie ma?!
– Jest, ale… – Lokaj nadal nic nie rozumiał.
– To biegnij szybko i kup jakiegoś ptaszka z klatką. Tylko żeby mi ładnie śpiewał! – zawołał pan Tomasz i uśmiechnął się – po raz pierwszy od bardzo dawna.
Kilkanaście minut później na stole stała klatka z małym, ciemnym ptaszkiem. Siedział na patyczku i przekrzywiał główkę, z ciekawością przyglądając się otoczeniu.
– Jakiś taki mały i bury… – zaczął pan Tomasz i nagle sobie uświadomił, że przecież to nie ma znaczenia. Osoba, której zamierzał podarować ptaszka, i tak go nie zobaczy.
Kiedy następnego dnia rano pan Tomasz stał przed drzwiami swoich sąsiadów, troszkę się bał, jak go przyjmą. „Wcześniej powinienem się tym zająć, dużo wcześniej. Eh, głupiec ze mnie!” – myślał, przestępując z nogi na nogę. Obok niego stała duża, opakowana w szary papier paczka. Zapukał.
– Czy coś się stało? – W drzwiach stanęła biednie ubrana, zmęczona kobieta. Widać było, że wizyta pana Tomasza ją przestraszyła.
– Nie… ja tylko… z wizytą – zawstydził się mężczyzna i podniósł pakunek. – Bo tak naprawdę, to ja do tej dziewczynki, co to całymi dniami w oknie stoi, przyszedłem…
– Do Emilki? – zdziwiła się kobieta.
– Bo widziałem, że żadnej radości tutaj nie ma. Nie wychodzi z domu, w oknie tylko stoi, a teraz nawet ten kataryniarz, co tyle radości jej sprawiał, nie przychodzi. To chciałem małą choć trochę rozweselić… – powiedział i zdjął z paczki papier. Zdziwiona kobieta ujrzała klatkę, a w niej małego, czarnego ptaszka.
– To szczygieł, podobno pięknie śpiewa. Emilka na pewno się ucieszy – powiedział pan Tomasz i szeroko się uśmiechnął.
Emilka była zachwycona! W biednie urządzonym mieszkaniu od razu zrobiło się gwarno – ptaszek nie dał na siebie długo czekać i rozpoczął piękny koncert. Wreszcie w skromnym mieszkanku słychać było tupot dziewczęcych stópek i głośny śmiech. Pan Tomasz też się śmiał – wziął Emilkę na ręce i wysoko podrzucał. Ależ było zabawy!
– Ja jeszcze w jednej sprawie. – Pan Tomasz usiadł na kanapie. – Już dawno powinienem coś zrobić, bo przecież mogę Emilce pomóc. Stary jestem, samotny, a na co mi pieniądze w kufrze trzymać? A Emilce mogą się przecież przydać! Już ją zapisałem do doktora Tusińskiego, to podobno najlepszy specjalista w całej Warszawie. Słyszałem, że niejednej osobie pomógł. Idziemy w przyszłym tygodniu – oczywiście, jeśli pani się zgodzi… – zawahał się pan Tomasz.
– Czy się zgodzę? Mój Boże! Emilko, słyszałaś? Pan Tomasz nam pomoże! Może znowu będziesz widziała! – zawołała, a Emilka z całej siły przytuliła się do wzruszonego pana Tomasza.
Wiosna rozpoczęła się na całego. Przez ostatnich kilka dni drzewa wypuściły pąki, a kwiaty rozkwitły. Emilka ostrożnie szła z panem Tomaszem po schodach.
– Zobaczysz, jak ślicznie odnowiliśmy Twój pokój! I szczygieł już się za tobą stęsknił. Usłyszysz, jakie teraz trele wyśpiewuje!
– Och, wujeczku, jak to wspaniale! Nudziło mi się w szpitalu i za domem się stęskniłam, i za szczygiełkiem!
– Zobaczysz, teraz będzie wszystko inaczej! Doktor Tusiński powiedział, że operacja się udała. Jutro zdejmiemy bandaże, a potem pojedziemy na wakacje. Nad morze! Byłaś kiedyś nad morzem? Zobaczysz, jak tam pięknie! Emilko, wszystko się udało!
Opowiadanie z dialogiem
Co to jest opowiadanie z dialogiem?
To jakaś na ogół fikcyjna historia, którą opowiadasz w 1. lub 3. osobie, przytaczając wypowiedzi bohaterów.
Tematem opowiadania może być np.:
- wakacyjna przygoda (nasza lub cudza),
- śmieszne wydarzenie z naszego (czyjegoś) dzieciństwa,
- jakaś pomyłka, z której wynikło wiele zamieszania,
- straszna historia, której bohaterowie przeżyli spotkanie z duchem.
Cechy charakterystyczne to:
- najczęściej używanym czasem jest czas teraźniejszy,
- wypowiedzi są fragmentaryczne (ktoś kończy zdanie rozpoczęte przez przedmówcę),
- rozmowy są wielowątkowe – czyli oprócz głównego tematu poruszane są też inne.
Zwróć uwagę!
W dialogu każda wypowiedź ma odbiorcę, czyli adresata – nie może być skierowana w próżnię!
Budowa opowiadania z dialogiem
- Wstęp – który jest wprowadzeniem w akcję i świat bohaterów. Nie powinien być długi. Zwykle sygnalizowany jest słowami: pewnego razu…, w pewne słoneczne popołudnie…, w marcowy piątek…
- Rozwinięcie – czyli opis biegu zdarzeń. Zdecydowanie powinno stanowić najdłuższą część opowiadania. W nim powinny znaleźć się dialogi. Warto używać w nim dynamizujących akcję słów: wtem, nagle, niespodziewanie, określać następstwo czasowe: najpierw, potem, następnie, w tej chwili.
- Zakończenie – zamknięcie akcji w stylu „długo będę pamiętać tę historię” lub pozostawienie czegoś niedopowiedzianego: „Nikt nie wie, co się potem z nią stało. Niektórzy mówią, że widzieli ją na dworcu”. Może też zamykać opowiadanie jakaś przejmująca dialogowa kwestia, np.: „– Dlaczego to zrobiłeś, dlaczego?!”.
Warto, by zakończenie zaskakiwało lub puentowało historię – i by nie było za długie.
Jaką rolę pełni dialog w opowiadaniu?
- Ożywia opowiadanie.
- Podkreśla racje bohaterów i pokazuje ich punkt widzenia.
- To, w jaki sposób wypowiadają się bohaterowie, jest też częścią ich charakterystyki.
Używając w opowiadaniu dialogu, pamiętaj, żeby:
- każdą wypowiedź wprowadzać po myślniku, rozpoczynając ją od wielkiej litery;
- używać wyrazów bliskoznacznych – zamiast ciągle pisać: powiedziała/ powiedział, użyj innych czasowników, np.: stwierdziła, odpowiedziała, zdziwiła się…
Pamiętaj!
Dialog to inaczej rozmowa dwu lub więcej osób. Ta forma nie powinna sprawić Ci trudności. Dlaczego? Bo jest zapisaniem języka mówionego – czyli obowiązują tutaj troszkę inne reguły niż przy innych formach. Nie musisz tak bardzo uważać na styl, możesz wprowadzać wyrazy z języka potocznego, co przy innych formach byłoby niemile widziane. Dialogi często sprawiają wrażenie nieładu – ale tak ma być! Naprawdę ciężko byłoby znaleźć osobę, która mówi pełnymi, złożonymi zdaniami – zwłaszcza w potocznej rozmowie (a przecież zapisem takiej jest właśnie dialog!). Aby zapisana przez Ciebie rozmowa wyglądała naturalnie, nie powinna zawierać długich zdań.
Zanim zaczniesz pisać, wymyśl:
- gdzie i kiedy toczy się akcja?
- kto jest bohaterem Twojego opowiadania – Ty sam czy inni (od tego zależy, czy wybierzesz 1. czy 3. osobę)?
- imiona i charaktery osób
- historię, którą chcesz opowiedzieć – możesz napisać jej plan
Próbka opowiadania z dialogiem
W pewną deszczową środę wracałyśmy z Alą ze szkoły.
Spieszyłyśmy się bardzo na nasz ulubiony serial M jak miłość.
– Chodźmy przez park – zaproponowała Alka.
Zgodziłam się bez zastanowienia.
Gdy weszłam pomiędzy stare drzewa, poczułam się trochę niepewnie. Robiło się już ciemno i nieprzyjemnie, a deszczowa pogoda wywoływała u mnie dziwny nastrój.
– Wiesz, to chyba głupie, co robimy. Kapie mi z drzew prosto na plecy – poskarżyłam się – bo nie chciałam się przyznać, że po prostu się boję.
– Co, cykor? – zapytała Ala. – Musimy iść tędy, inaczej nie zdążymy. Gdyby Sikorska nie gadała tak długo na kółku matematycznym, nie byłoby problemu.
Wtem usłyszałyśmy trzask gałązki i jakby szuranie liści.
– Słyszałaś? – spytała Alka.
– Nic a nic – odpowiedziałam.
– A teraz?
Nie mogłam zaprzeczyć, wydawało mi się nawet, że słyszę cichy jęk.
– Skąd to? – próbowałam ustalić.
– Nie wiem, chyba zza tamtego drzewa – niepewnie odpowiedziała odważna zawsze Alka.
– Chodź – pociągnęłam ją. Coś nagle dodało mi odwagi.
Jakież było nasze zdziwienie, gdy za starym dębem zobaczyłyśmy na trawie starszą kobietę w powalanym błotem, jasnym płaszczu. Podeszłyśmy bliżej i… zamarłyśmy ze zdziwienia. To była… pani Sikorska.
Wyglądała jakoś inaczej niż na klasówce czy nawet na kółku. Bardzo niepewnie i bezradnie.
– Ttto pppani, ppani profesor? – wydusiła z siebie Ala.
– Dziewczynki, pomóżcie mi! Ja… chyba złamałam nogę – poskarżyła się największa piła w szkole.
– Może wezwiemy pogotowie – zaproponowała Alka. I wyciągnęła telefon. Sikorska była wielką przeciwniczką komórek, ale tym razem nic nie powiedziała.
Była jakaś przygaszona i bardzo bezradna. Co chwilę powtarzała:
– Dziękuję wam, dziewczynki.
Tak dostrzegłyśmy po raz pierwszy ludzkie oblicze największej piły w szkole. Szkoda tylko, że poznałyśmy je w takich okolicznościach.
Przykładowe opowiadanie z dialogiem
Plotka
– Nie znoszę cię, nie znoszę! Jak możesz tak strasznie kłamać! – krzyknęła Kaśka do Iwony i z płaczem wybiegła z szatni, trzaskając głośno drzwiami.
Gdyby Iwona wiedziała, co się będzie działo po tym, jak wczoraj niewinnie rozmawiała z Moniką, zastanowiłaby się milion razy, zanim powiedziałaby cokolwiek koleżance. Eh, trzeba było choć chwilę pomyśleć – przecież wszyscy w klasie wiedzieli, że to największa plotkara.
A wszystko zaczęło się wczoraj. Kaśka nie przyszła do szkoły i dlatego Iwona sama wracała do domu. No, nie całkiem sama, bo zaraz za rogiem szkoły dopędziła ją zdyszana Monika.
– Czemu Kaśka nie przyszła dziś do szkoły? Stało się coś? – szeptem spytała Monika, węsząc sensację.
– Nie, dlaczego? Po prostu nie mogła przyjść, miała gdzieś jechać z rodzicami – odpowiedziała Iwona i poprawiła plecak, który zsuwał jej się z ramienia.
– A daleko pojechała? – Monika nie dawała za wygraną.
– Nie, mieli coś do załatwienia w Warszawie…
– No, ale ty chyba wiesz co, przecież Kaśka zawsze ci wszystko mówi…
– Oj, jakieś tam sprawy jej rodziców… Nie wiem dokładnie, ale chyba mieli jechać do jakiegoś sądu… – odburknęła Iwona, która miała już dość wścibskiej koleżanki.
– Do sądu?! O rany, ale jaja! – krzyknęła Monika tak głośno, że obejrzało się za nimi kilka osób na ulicy.
– Tylko nikomu nic nie mów, ja nie wiem dokładnie… – Iwona zaczęła żałować, że się wygadała.
– No co ty, nikomu nie powiem, przecież mnie znasz… Dobra, Iwa, muszę lecieć, mama na mnie czeka z obiadem – szybko pożegnała się Monika i skręciła w lewo, w stronę swojego domu.
– …no mówię wam, że się rozwodzą! – przekonywała głośno Monika. Razem z grupką dziewczyn z klasy stała w szatni i czekała na dzwonek.
– E, to chyba niemożliwe… – zawahała się Małgosia.
– W tamtym tygodniu poszliśmy z rodzicami do kina i spotkaliśmy Kasię z rodzicami i wcale nie wyglądali, jakby się ze sobą kłócili…
– Iwa mi powiedziała, a przecież ona wszystko wie najlepiej! – zdecydowanie powiedziała Monika. – Pojechali do sądu na rozprawę!
– Normalnie szok… – westchnęła Magda i sięgnęła po worek z kapciami. – Nie wiem, co bym, zrobiła, gdyby moi rodzice się rozwodzili…
– No i teraz będzie musiała wybrać, z kim chce zostać – z mamą czy z ojcem… – dokończyła Monika.
– Biedna Kaśka… – powiedziała Dorota na tyle głośno, że usłyszała to wchodząca do szatni Kaśka z Iwoną.
– O mnie mówicie? A czemu niby jestem biedna? – zaśmiała się dziewczyna. – To raczej wy jesteście biedne, bo musiałyście się wczoraj męczyć na klasówce z matmy, a mnie to ominęło!
– Kaśka, nie żartuj sobie… – cicho powiedziała Małgosia. – Wiesz, strasznie mi przykro, ja bym chyba nie wiedziała, czy wybrać mamę, czy tatę…
– Ale o co chodzi?! Niby czemu mam wybierać?
– Kaśka niczego nie rozumiała.
– No, z kim zostaniesz po rozwodzie. Powiedziałam już wszystkim… – Monika porozumiewawczo uśmiechnęła się do Kasi.
– Jakim rozwodzie?! Oszalałyście?! Kto wam takich bzdur naopowiadał?
– Jak to kto? Iwa mi wczoraj mówiła, że pojechałaś z rodzicami do sądu na rozprawę rozwodową. Prawda, Iwa? – Monika odwróciła się do Iwony.
– Ja nie… To nie tak… Nic takiego nie mówiłam, ja tylko… – Iwona zaczęła się bezradnie tłumaczyć, ale nie zdążyła dokończyć zdania.
– Nie znoszę cię, nie znoszę! Jak możesz tak strasznie kłamać! – krzyknęła do niej Kaśka i z płaczem wybiegła z szatni, trzaskając głośno drzwiami.
– Kasiulek, nie płacz – mama mocno przytuliła Kasię.
– Tak to czasami jest, że ktoś coś niedokładnie usłyszy, nie dowie się, a sam sobie stworzy historię. Tak właśnie powstają plotki.
– Ale jak ona mogła, jak Iwa mogła tak nakłamać! – Kasia szlochała w chusteczkę. – Ja jej tylko powiedziałam, że jedziemy do sądu…
– I to wystarczyło. Znam Iwonkę i wiem, że nie nazmyślałaby tak. Powiedziała pewnie Monice to, co usłyszała od ciebie, a ta dopowiedziała sobie resztę – tylko zrobiła z tego wielką sensację… Przecież gdyby wiedziała, że pojechaliśmy do sądu, żeby wreszcie założyć księgę wieczystą, nie byłoby to takie ciekawe i nie byłoby czego opowiadać innym.
W tym momencie rozległ się dzwonek do drzwi, a po chwili w pokoju Kasi stanęła Iwona.
– Kaśka, ja jej nic takiego nie powiedziałam, słowo! – zawołała Iwona i z płaczem rzuciła się przyjaciółce na szyję.
– Wiem, już ci wierzę. – Kasia objęła Iwonę. – Mama mi powiedziała, jak powstają plotki… A tej głupiej Monice to ja jeszcze dam popalić!