Bohater „Kolędy prozą, czyli opowieści wigilijnej o duchu” Ebenezer Scrooge to człowiek nieczuły na ludzką krzywdę. Jako właściciel kantoru wiele czasu spędzał nad książkami rachunkowymi, obliczając zyski i straty. Był człowiekiem skąpym, chytrym, bardzo chciwym.
Nie lubił świąt, gdyż za wolny dzień pracy musiał zapłacić swojemu kanceliście Bobowi. Po śmierci wspólnika Jakuba Marleya sam prowadził kantor, a praca całkowicie pochłaniała jego czas. Nie miał przyjaciół ani znajomych, ponieważ uchodził za człowieka gburowatego, zgorzkniałego i mrukliwego.
Scrooge uważał, iż ludzie biedni nie powinni w ogóle okazywać radości, gdyż nie mają powodu do tego, by się cieszyć. Szanował jedynie ludzi interesu, podobnych do siebie. Wszelkie przyjazne odruchy serca były mu obce.
W wieczór wigilijny, nawet Fred – siostrzeniec Ebenezera, syn ukochanej niegdyś siostry, nie został przez niego mile przyjęty, choć zaprosił go na świąteczny obiad. Nie mieli szczęścia także mężczyźni zbierający datki na rzecz ludzi ubogich ani mały chłopiec śpiewający kolędy w zamian za jedzenie.
Osoba, która w ten sposób spędza święta Bożego Narodzenia, nie budzi sympatii. Czy jednak można żyć w ten sposób wśród innych ludzi? Okazuje się, że tak i nie.
Tak, bo Scrooge wiele lat wiódł takie życie i fakt, że nie był lubiany nie sprawiał mu wielkiej przykrości, a świadomość pomnażanych pieniędzy pozwalała z wyższością traktować innych ludzi. Uważał, iż jest godnym następcą swojego wspólnika.
Nie – gdyż, tak naprawdę, nie można żyć bez ludzi. Samotność, którą próbuje się oszukać, w końcu daje się odczuć, a wtedy człowiek gotów jest poddać się wszelkim działaniom, jeśli tylko pozwolą mu one poczuć się choć odrobinę szczęśliwym.