„Żyjemy na najlepszym z możliwych światów”

Oto i efekt – nasz najlepszy ze światów

Wolter strasznie wyśmiał Leibniza. Znana powiastka Kandyd zaprzecza całej teorii, a pod postawą Doktora Panglossa rozpoznajemy samego Leibniza. Jego optymistyczne nauki – stają się śmieszne w obliczu nie-szczęść głównego bohatera. Poza tym – wciąż przecież istnieje problem zła na tym doskonałym padole.

Problemy ze złem

Jak to jest? Czy Bóg – istota doskonała i dobra nie może zwyciężyć zła? Jeśli tak – nie jest wszechmocny. A jeśli jest – i nie likwiduje zła i cierpień ludzkości – to nie jest istotą dobrą, bo dobrotliwy Bóg nie zrządziłby potworności świata. Tak zauważał już Epikur. Nie tylko on. Hume – inny filozof– ironizował, sugerując, że Bóg kiepsko zaprojektował świat i powinien był zająć się czym innym. Odmówił Stwórcy kompetencji. „Zgrzybiały Bóg” – nie jest zatem doskonały… Inni jeszcze nazywali zło po prostu „brakiem dobra” – tak jak śmierć (zło) jest po prostu brakiem życia, niebytem, zaś Boskie stworzenie – Byt – jest dobrem…

Co na to wszystko Leibniz?

Leibniz zaczął od tego, że uznał monadę. W podzielonym świecie materii – substancji złożonych, podzielonych, muszą istnieć też proste – niepodzielne. Nie mają konstrukcji materialnej – są duchowe. To właśnie monady, wieczne, nieśmiertelne, nie-podzielne substancje „bez okien” – to znaczy odporne na oddziaływania z zewnątrz. Monadą taką jest ludzka dusza. A najdoskonalszą– Bóg. Bóg two¬rzy – ale nie w sposób dowolny – musi trzymać się pewnych ograniczeń, jak choćby – nie stwo¬rzy czegoś, co zaprzeczy już stworzonym praw-dom wiecznym – np. iloczynu 3×3 innego niż 9. Bóg – rozumna zasada świata musi unikać sprzecz¬ności. I właśnie dlatego – nasz świat jest jaki jest – najlepszy z możliwych układów – najlepszy, jaki mógł być. I tak samo ze złem – jest tam, gdzie brak dobra. Bóg tworzy tylko dobro, ale jest ono ograni¬czone, poza jego granicąrozciąga się zło. W dodatku „zło” konieczne jest dla pełni świata (jak ciemność dla światłości). W dodatku – zło bywa relatywne. To znaczy względne. Być może po prostu nie potrafi-my go zrozumieć. I na koniec: lepiej, że Bóg tworzy byty, w których z natury tkwi niedoskonałość, niż gdyby miał nie tworzyć wcale istnienia… Przy dys¬kusji o istocie zła nadmieńmy czym jest teodycea. To właśnie teorie filozoficzne dążące do usprawie¬dliwienia Boga za zło istniejące we wszechświecie – próba pojednania człowieka ze złem i zrozumienia go. Czy osiągnięto kiedykolwiek teodyceę? Ba!

A co z rozumem?

„Ostatni z tych, którzy wiedzieli wszystko” – czyli Leibniz, bo tak go nazywano ze względu na niezwykłą erudycję – jako dziecko czytał dzieła starożytnych autorytetów. Dwunastoletni – studiował Herodota, Platona i Arystotelesa. Cóż więc sądził na temat rozumu? Otóż – niezupełnie zgadzał się z Locke’m.

Locke głosił, iż rozum ludzki jest jak czysta tablica. „Tabula rasa”, taki się rodzi, dopiero potem życie zapisze na niej swoje znaki, bo nie ma w umyśle ludzkim nic oprócz doświadczenia… tak głosił Locke.

– Nic – z wyjątkiem samego rozumu – pokpiwał Leibniz. Święcie wierzył, że jest w ludzkim umyśle wiedza wrodzona. Do tego stopnia, że uważał, iż „może tworzyć nauki w swoim pokoju, nawet z zamkniętymi oczyma, nie dowiadując się wzrokiem ani choćby dotknięciem o prawdach… A doświadczenie, empiria? Owszem – przyśpieszają bieg sprawy. Ale w gruncie rzeczy są jak dłuto, co rzeźbi posąg z marmuru. Wydobędzie kształt posągu – lecz przecież tkwił on już wcześniej w marmurze.
I tak zewnętrzna nauka odsłania tylko to co już tkwi w umyśle. Fakt, że Leibniz bronił idei wrodzonych, dowodzi, iż był natywistą – zwolennikiem tezy o niezależnych od doświadczenia pojęciach wrodzonych, prowadzących do poznania.
Ostatni człowiek, który wiedział wszystko i wierzył w wielką syntezę, w pogodzenie zwaśnionych odłamów religijnych – katolików z protestantami, kalwinów z luteranami – umarł w osamotnieniu.

Nikt nie docenił jego zasług. Projektował maszynę liczącą. Niezależnie od Newtona wymyślił rachunek różniczkowy. Opracował plan francuskiej inwazji na Egipt–i Napoleon sto lat później wziął go pod uwagę… A jednak nie przekonał Leibniz współczesnych. Filozof, matematyk, astronom, założyciel berlińskiej Akademii Nauk – urodził się w Lipsku. Wiele lat życia spędził na dworze Hanoweru – dyskutował z księżniczkami (np. Zofią), udzielał rad carowi Piotrowi Wielkiemu, był przyjacielem królowej pruskiej, przy-czynił się do kariery księcia hanowerskiego, który dzięki niemu wskoczył na tron Wielkiej Brytanii… A jednak książę nie zabrał go ze sobą na dwór angielski. Zmarł Leibniz w opuszczonym hanowerskim dworze, jako samotny, niechciany bibliotekarz. Tylko jego sekretarz podążył w żałobnym kondukcie. Pastor nie chciał udzielić filozofowi ostatniej posługi… Samotny, niezrozumiany, nie lubiany, przez nikogo prawie nie pożegnany. Taki był kres Leibniza na tym najlepszym ze światów.

Zapamiętaj!
Leibniz (1646-1716) – niezwykły człowiek dążący do syntezy wszystkiego, co wymyślili poprzednicy, doszedł do takiego optymistycznego wniosku. Stworzony przez Boga nasz świat, ten na którym przyszło nam istnieć – jest najlepszym, najdoskonalszym z możliwych. Musi tak być – bowiem stworzył go Bóg – Bóg wybrał system, który nie będzie wewnętrznie sprzeczny, za to najlepiej zharmonizowany…