Wyprawa moich marzeń (Temat wolny)

„Wyprawa spod przymkniętych powiek”

Gdyby tak mieć trochę forsy… niewiele, tak „na początek”. Może wygrać w „Totka” i ruszyć stąd, samemu. Kupić bilet lotniczy w jedną stronę, do Jacksonsville na Florydzie, pomachać najbliższym i już. Miasto wprawdzie niewielkie, ale stare, pamięta chyba pierwszych lądujących osadników.

Ale nie ono jest celem mojej podróży – nie, nie. To tylko pierwszy „przystanek”.
Z lotniska udam się do najbliższego handlarza starych samochodów. To auto musi być lincolnem albo oldsmobilem z lat 50. – olbrzymim, palącym ponad 25 litrów na setkę. Poza tym potrzebny jest koc, zapałki, trochę żywności, parę drobiazgów – i w drogę, na zachód. Na przykład do Memphis. W drodze, po prawej stronie horyzontu rozciąga się górskie pasmo Appalachów. Ten „kawałeczek” to etap na kilka dni.

Memphis roi się od pamiątek po Elvisie Presleyu; jednak nie mogę marudzić, bo przygoda wzywa. Teren stopniowo obniża się i przechodzi w wyżynny. Na przeszkodzie mej podróży rozciąga się owiana złą sławą pustynia Llano Estacado. Tam się w życiu nie zapuszczę… Ale w marzeniach nie ma rzeczy niemożliwych. A więc teleportacja, statek ufoludków czy inna latająca kanapa – i już pustynia pozostała w tyle razem ze swoją grozą i bielejącymi w piaskach kośćmi. Brrr…

Teraz pasmo Gór Skalistych. Przyroda jest tutaj surowa, acz piękna – to kraina Indian i dzikich zwierząt. Chciałabym zatrzymać się tu dłużej, ale to zbyt trudne i niebezpieczne, a ja sama i bezbronna.
Pojadę więc dalej moim oldsmobilem czy tam lincolnem krętymi i stromymi górskimi drogami, by wreszcie dotrzeć do wyżyny Kolorado, a później do Wielkiej Kotliny w stanie Nevada.

Idzie mi ta podróż nadspodziewanie pomyślnie, chyba troszkę oszukuję, ale w marzeniach wolno to czynić…
Zatrzymam się teraz na krótki odpoczynek. Zwiedzę okolicę, zadzwonię do przyjaciół, coś przeczytam, coś napiszę i pojadę sobie dalej. A teraz na zachód, aż do miasta Burley nad rzeką Snake, gdzie mój stary grat odmawia posłuszeństwa. Trudno, przesiądę się na pierwszy lepszy statek płynący z biegiem rzeki. Aaa, jeszcze pieniądze?! Na szczęście w pobliżu jest słynne Las Vegas. I tak zbliżam się do celu. Stateczek o nazwie „Dream” przybija do nabrzeża w mieście Pasco, stąd udaję się autostopem, a po trzech godzinach jazdy z miłym kierowcą ukazuje się mym oczom tablica:

YAKIMA – 5 MILES

Te pięć mil przebiegam w myślach przez sekundę. Oto jestem w stupięciotysięcznym mieście, rojnym i gwarnym, mieniącym się różnymi kolorami domów, reklam i ulic. Mieszkają tu ludzie podobni do nas – młodzi i starzy, piękni i paskudni, bogaci i biedni. Śpieszący się gdzieś lub drzemiący na ławce w parku.
Teraz udam się do jakiegoś urzędu, instytucji czy muzeum, aby dowiedzieć się, czy naprawdę miasto to założył mój praprzodek z indiańskiego szczepu Yakima. A może to całkiem coś innego? Mam nadzieję, że nie. A gdy już poznam prawdę i zobaczę wszystko, co chciałam, złożę starannie moją mapę „Stany Zjednoczone Ameryki Północnej w skali 1:6 000 000” i z prędkością 1000 myśli na minutę wrócę tu, do mojego miasteczka nad Sanem, gdzie właśnie za oknem pada pierwszy w tym tysiącleciu śnieg.

 

Komentarz

Tematy wolne, takie jak „wyprawa moich marzeń”, „moja największa przygoda” czy „mój najpiękniejszy dzień” wymagają uruchomienia wyobraźni i sprawności językowej. Nie wystarczy sam pomysł. Chodzi też o przemyślaną i konsekwentną jego realizację!

Inne pomysły na pracę o „wyprawie marzeń”?
Jest ich mnóstwo. Autorka wybrała podróż palcem po mapie. Można było równie dobrze zdecydować się na opis snu lub… wyprawę w świat ukochanej książki albo filmu.

Jak również na podróż w miejsce utrwalone na pięknej fotografii, pocztówce czy na obrazie. A może ktoś wpadłby na pomysł najprostszy: wyprawą marzeń może być przecież wycieczka szkolna czy urlop z rodzicami.
Albo spacer z ukochaną osobą w dobrze znane, lecz odmienione jej obecnością miejsce… Przyznaję jednak, pomysł Agaty wydaje mi się najoryginalniejszy, bo… najbardziej zaskakujący.

Przykładowe wstępy innych prac na taki temat:
1)
Kiedy zamykam oczy zmęczona po odrobieniu lekcji, kolejnym odcinku serialu czy nowej grze komputerowej, mam jeszcze przez chwilę w pamięci ten obraz ze ściany naprzeciwko. To piękny wstęp do beztroskich snów… Kolorowa uliczka, zalana słonecznym blaskiem, nadmorski bulwar, na który nie dolatują dźwięki z dalszych rejonów miasta. Kiedyś zostałam tam dłużej…
(połączenie opisu obrazu i snu)

2)
Nie sądziłam, że przejście jest właśnie tu, na mojej stacji kolejki, którą codziennie dojeżdżam do szkoły. Wystarczyło uwierzyć w połówkę peronu i… oto jestem w szkole czarodziei, witana przez Harry’ego Pottera i przyjaciół…
(wyprawa w świat ukochanej książki)

3)
Kiedyś po szkole Marek powiedział: dzisiaj pójdziemy. Posłusznie wykręciłam się od pójścia z Karoliną na zakupy i wspaniałomyślnie zrezygnowałam z lodów po drodze ze szkoły. Marek prowadził mnie dobrze znajomą, ale jakże dziś inną ulicą (w końcu szłam z nim!). Skręcił za rogiem Wiśniowej…
(wyprawa na spacer z ukochanym, można ją też zamienić na wyprawę do fotoplastykonu, antykwariatu, żeby było bardziej niezwykle, a może do biblioteki, w której odkryjemy ulubionego autora)