Uzasadnij tezę, że literatura różnych epok uczy odróżniać dobro od zła i piękno od brzydoty.

W starych, antycznych megaronach słychać było dźwięki delikatnej formingi. Już niedługo straż północna zamieni się na wypatrującą słońca i na niebie ukaże się rydwan Heliosa zaprzężony w cztery ogniste rumaki.
Bogini Astrea dźwiga na swych ramionach brzemię sprawiedliwości. Czy nie zachwieje się pod nim, kiedy niknące za horyzontem promienie słońca dotkną swym światłem starej, pomarszczonej twarzy Sokratesa?
„Nie martw się – mówił Sokrates – kiedy rydwan Heliosa zniknie gdzieś za horyzontem, ja będę spokojnie przechadzał się po rajskich ścieżkach, razem z moim dobrym bożkiem dajmonionem i wspominał jego ziemskie szepty rozkoszy. Wiem, że wszelkie zło pochodzi z niewiedzy, tak samo jak wiem, że po drugiej stronie czeka na mnie świat.

Człowiek musi posiadać duszę, wynika to z założenia teorii przeciwieństw i paremnezy. Gdyby tak nie było, gdyby za naszym światem nie stał świat idei, żylibyśmy w chaosie, a przecież tak nie jest. Tak więc, przyjaciele, na mnie już czas, odchodzę. Czy do dobrego, czy złego, to już wie tylko Bóg…”
Sokrates odszedł. Bogini Astrea pogrążyła się we własnych myślach: Coś ty Atenom zrobił, Sokratesie, czy rzeczywiście miałeś rację? Pomyślała wtedy o zasadzie boga Apollina, o tym, by poznać samego siebie, by poznać człowieka. Jeśli się będzie znało prawdę, czy już nigdy nie będzie się wbrew niej postępowało?
Astrea wychodząc ze świątyni, popatrzyła jeszcze na rzeźbę Fidiasza, ideał człowieka zaklęty w zimnym marmurze…
Dźwięki unoszone przez bożka Eola dolatywały tymczasem do wysokich gór, gdzie grecka arte odprawiała wraz ze swymi nimfami święty taniec, dostępna tylko temu, kto w pocie czoła do niej dąży.
„Poznaj samego siebie” – unosiła się jeszcze myśl boga Apollina, poznaj człowieka.

*
Oto drabina świętego Tomasza, jej każdy szczebel zbuduje na kilka wieków mityczne myślenie o świecie. Porządek rzeczy – ordo – każdy jest powołany do tego, aby spełnić swoją rolę, wolę najwyższego Boga.
Kiedy człowiek przychodzi na świat, nie może go tworzyć, to Stwórca, Najwyższy kreator świata umieszcza go swymi delikatnymi palcami na odpowiednim szczeblu drabiny, nigdy nie za nisko i nigdy nie za wysoko. Każdy pojedynczy człowiek tworzy budowlę świata. To Bóg wyznacza mu sposób myślenia i życia.

Sytuację człowieka szkicuje moralitet: sytuacja probiercza pomiędzy dobrem a złem, civitas dei i civitas terrena. Idealna sfera wartości duchowych, chcąc wznosić się ku górze i rozwijać, popada w kolizję z marnym światem cielesności. Skrajny dualizm w swojej materialności wszystko, co abstrakcyjne usuwa, pozostawiając symbol – nieodłączny atrybut średniowiecznego człowieka. Piękno istnieje poza zasadami kanonu i estetyki antyku. Jest o tyle warte, o ile odzwierciedla coś głębszego, metaforycznego. Dla człowieka in statu nascendi świat był zmetaforyzowany, to Słowo nadało mu wartość istnienia.

Ikona, Madonna z jednorożcem na czerwonym tle, dla człowieka średniowiecza związek Chrystusa z Bogiem. Deszczułki drewniane, to sztuka umierania – ars moriendi, w całym swoim rytuale spisane dla świeckich, by wiedzieli, jak umierać. Piękno: rozkładające się zwłoki, kobieta z kosą, śmierć szalejąca w danse macabre, wszystko ma swoją symbolikę, architektura również. Kiedy opat bractwa Saint-Denis układał plany katedry, przyrównywał ją do Salomonowej świątyni: kolumny i przypory miały symbolizować apostołów i proroków, zwrotnik, do którego schodziły się kolumny – Chrystusa jednoczącego ludzi, a promienie słońca przechodzące przez witraże – światło, pokazujące człowiekowi drogę do Boga, do dobra absolutnego.

Człowiek otoczony symbolami wiecznie przypominającymi mu, którędy iść, widział świat dualistycznie, skrajnie, bez światło-cienia. Istniało albo zło, albo dobro, trzeba więc było być albo zimnym, albo gorącym.
Czym ostatecznie było życie człowieka: pomiędzy sacrum a profanum, pomiędzy dobrem a złem, z wiecznie powtarzanym memento mori? Życie to cień, mgła „memoria hospitis unius diei praetereuntis” – jak mawiała Stara Mądra Księga. Umiłowanie śmierci było po części usprawiedliwione strachem przed życiem, strachem przed majestatem Boga podkreślanym na każdym kroku.

*
Kiedy wyniesiona na ponad pięćdziesiąt metrów wysokości katedra w Beauvais runęła, przełamała dualistyczne widzenie świata i otworzyła drogę do słynnej terencjuszowskiej tezy. Od tego czasu człowiek przychodzi na świat, sam tworzył prawa i sam je obalał. Na Tomaszowej drabinie, niegdyś statycznej, zaczął się powolny ruch w górę i w dół.

*
„Homo fortunae suae ipse faber1”.
Człowiek jest powołany do tego, by sam siebie tworzył – pisał renesansowy myśliciel, określając tym samym nowe jego miejsce – człowiek artysta, człowiek kreator.
Delikatny uśmiech Giocondy miał w sobie coś z tajemniczości. Zastanawiała się z pewnością, jak ten „nowy świata bóg” sobie z tym zadaniem poradzi. Czy wiesz, co znaczy przekroczyć granice odtwórczości, ludzkiego porządku, Tomaszowego ordo, przekroczyć granicę od tylu lat ukształtowanej moralności i praw? I przyszedł człowiek – artysta zawieszony gdzieś pomiędzy mimesis i imitatio, z poetyką Arystotelesa pod pachą. Tak, teraz się spróbujmy!

Tymczasem Eol przywiał dawną zasadę boga Apollina. Miejmy świadomość, czym jesteśmy – pisał Pascal – jesteśmy czymś, ale nie jesteśmy wszystkim. To, czym możemy być, zasłania nam świadomość pierwszych zasad powstałych z nicości. Jesteśmy jak trzcina na wietrze, krucha i delikatna i choćby największe zło, największa siła próbowała nas złamać, to i tak nie zabiją w nas człowieka, bo będziemy mieli świadomość, że umieramy. To świadomość określa człowieka, w sposób fundamentalny. Wyrwany z nicości, a pogrążony w wieczności do niej będzie dążył, będzie dla niego miarą dobra i zła. Miejmy świadomość, czym jesteśmy.
To człowiek tworzy epokę i człowiek tworzy czas; dobro i zło mają o tyle sens, o ile dotyczą świadomości człowieka. Epoka jest wytworem sztucznym – to człowiek tworzy epokę i jej kanony. Oderwijmy człowieka od czasu.

„pomarańcze za pensa biją dzwony Klemensa”
Jak było dalej, co potem? Piosenka z czasów dzieciństwa, głupi wers zaklęty w wyobraźni i nic – pustka, cisza. Podchodzę do lustra – czy to ja, odbicie jakiejś błazeńskiej twarzy, która za chwilę, za sekundę może zniknąć, zostać ewaporowana, wymazana, może zamienić się w kogoś absolutnie innego. Jaki dziś rok, miesiąc, dzień – czy to ważne w nieustannym tworzeniu świata, weryfikacji przeszłości i teraźniejszości, czy istniejemy?
„Non omnis moriar” Horacego, śmiechu warte! Wystarczy jedna drobna chwila nieuwagi, krok w stronę luki pamięci – jawne zaprzeczanie prawdzie absolutnej. Miejmy świadomość, czym jesteśmy…
Świątynia boga Apollina dawno spłonęła, nie pozwalając nam zrobić kroku do poznania prawdy, do poznania dobra i zła , wszystko istnieje poza tą zasadą.

Korytarze drążone przez codzienność. Szara rzeczywistość na zakrętach brudnych budynków. Mijamy Blok Partii, Ministerstwo Miłości – to profanacja wszelkiego estetyzmu i kanonów piękna, trudno dziwić się, że wybór pomiędzy werblem a buntem był tylko kwestią smaku. Człowiek wsiąka w tę rzeczywistość, staje się taki sam jak ona: kobiety w szarych kombinezonach, mężczyźni w jednakowych uniformach – estetyka Wielkiego Wodza. Człowiek wsiąka w rzeczywistość, staje się jej częścią. Krucha trzcina – czy da się ją złamać, czy będzie miała świadomość tego, że umiera jako człowiek?
W przerażającej ciszy rozległ się nagle krzyk: zróbcie to Julii, nie mnie! – ten krzyk, nie był już krzykiem człowieka, trzcinę można złamać…
Rzeczy tak naprawdę nie są dobre lub złe, są takie, jakimi nam się wydają, i może to po części prawda, że byt tworzy świadomość. Człowiek jest sobą w ludzkich warunkach, czy można go oceniać wtedy, kiedy się znajduje w innym świecie bez praw i moralności?

Cały mityczny świat stworzony przez Biblię i antyk z jego zasadami i kanonami, czy może trwać nadal?
Człowieka tak się zabija jak zwierzę, byli tacy, co widzieli furgony wywożone na rzeź. Młoda piękna kobieta: czym jest dla niej nieprzyznanie się do własnego dziecka? Lament bogini Niobe umilkł już dawno, ars moriendi przeminęło. To inny świat, on tworzy własne wartości, nie próbujcie go zrozumieć, zostawcie nas, zapomnijcie!
Bogini Astrea próbuje zapomnieć. Myśli o minionych latach, o człowieku, który kiedyś był i który jest teraz. Jeszcze raz odtwarza w swej pamięci dzieje świata i człowieka.

„Bogini miłości była z przodu i z twarzy piękną kobietą, jednak kiedy się ją odwróciło – miała z tyłu oblicze śmiejącej się małpy2” – Astrea myślała: człowiek zawsze żył w świecie dualistycznym, gdzie dobro i zło znajdowało się na dwóch różnych biegunach. Przypomniała sobie o Baudelairze i Kwiatach zła, on chciał ukazać w kobietach dobro i zło jednocześnie, widział w nich demony zła i anioły dobra: Jeanne Duval, Mme Sabatier, Marie Daubrun – trzy kobiety życia zaklęte w trzech cyklach wierszy. Poeta to uprzywilejowany świadek, który z wdziękiem własnej wyobraźni przekształca mit codzienności. Jeśli potrafi to zrobić perfekcyjnie, to tak, by dobro i zło występowało równocześnie. A piękno?
Cóż, Le Beau est toujours bizarre…
Piękno zawsze obierało jakąś formę – pomyślała Astrea – jej myśli krążyły teraz wokół Sklepów cynamonowych: „(…) jakże piękna jest forma, którą panie obrały – zwrócił się ojciec do siedzących panienek”.
Piękna forma zachwycała, gdyż świat został przyzwyczajony do tandety. Traktat o manekinach był odpowiedzią na bergsonowski pęd życiowy, wobec którego człowiek zawsze stawał na przegranej pozycji. Jeśli nie można było stworzyć czegoś doskonałego w wiecznym pędzie życia, trzeba było skoncentrować się na tandecie i uczynić ją nowym pięknem świata.
Współistnienie dobra i zła było możliwe – pomyślała Astrea –a teraz?
(…) teraz świat się wyrównał. Nie ma złych i dobrych. Jest wielki, nieszczęsny tłum depczący sobie po nogach. Wyschły, wsiąkły w piasek zapomnienia źródła odżywcze niegdysiejszej moralności. Nie ma skąd czerpać, nie ma tego miejsca, gdzie można się orzeźwić. Nie ma przykładu, nie ma natchnienia. Jest noc. Noc obojętności, noc apatii, noc chaosu.3”

Czy można zatem zająć jakąś postawę wobec dobra, którego nie widać, i zła, które ogarnia? Przypomniała sobie pewnego chrześcijanina, co na widok człowieka z wyłupionymi oczami stracił wiarę. Kiedy niewinność ma wyłupione oczy, trzeba albo stracić wiarę, albo zgodzić się na to, że samemu się będzie miało wyłupione oczy.
Bo taki jest świat, należy się pogodzić ze złem, które nosimy w sobie i zrobić wszystko, by nie chuchnąć nim w twarz drugiego. Jeśli nie przyniesie nam to ulgi w życiu, to może chociaż nadzieję dobrej śmierci.
Żyjemy teraz, hic et nunc, nasze jedno życie, jeden punkt, choćby ktokolwiek mógł myśleć inaczej. Możemy łagodzić lawinę i jej okrucieństwo albo czasami stanąć przy bramie ogrodu i nie osiągając go jeszcze wzrokiem, powiedzieć „to jest ogród”. Może czasem będzie to więcej znaczyło niż jeden grzech obojętności. Tak więc pomimo to, że dramat układasz, pomimo wszystko: BĄDŹ WIERNY. IDŹ.

*
Bogini Astrea wraz z wiekiem żelaznym opuściła ziemię, by znów zamieszkać na firmamencie nieba.

*
Czas i epoka są o tyle ważne, o ile ważny jest człowiek. Dobro i zło, piękno i brzydota stają się dla niego aksjomatami niezależnie od czasu i miejsca, ale zawsze w jeden i ten sam sposób – w taki, w jaki on je stworzy dla siebie. „Homo fortunae suae ipse faber”. Tak więc człowiek o tyle, o ile tworzy siebie, o tyle tworzy świat i jego kanony moralne, estetyczne i etyczne. Miejmy świadomość, czym jesteśmy…
*
W starych, antycznych megaronach słychać było dźwięki delikatnej formingi. Już niedługo straż dzienna zamieni się na straż północną, by zobaczyć, jak zaprzężony w cztery ogniste rumaki rydwan Heliosa chowa się za horyzontem.
Bogini Astrea już od dawna siedzi na firmamencie nieba i przygląda się ziemi. Brzemię sprawiedliwości nosi teraz człowiek. Od czasu do czasu potyka się, upada, ale jednak wstaje i idzie dalej. Jest wierny – idzie.

Zobacz: