Topos pielgrzyma w literaturze – od romantyzmu do współczesności.

Któż to jest pielgrzym?

Słowo przywołuje na myśl człowieka, który porzucił spokojne i stabilne miejsce, w którym żył, i zdając się na wszelkie trudy oraz niewygody, wyrusza w niepewną, długą wędrówkę. Po co wyrusza? Pielgrzymuje się zawsze do jakiegoś sacrum, miejsca świętego, aby otrzymać łaskę poznania, zrozumienia – istoty rzeczy; tego, co najważniejsze. Oczywiście owo „sanktuarium” może mieć nie tylko postać fizyczną; to także metafora odnalezienia tej świętej przestrzeni, miejsca w sobie samym. Dlatego też największą duchową pielgrzymką jest wędrówka w poszukiwaniu siebie, własnej prawdy, może też celu, dla którego warto żyć.

Pielgrzymka

zarówno w znaczeniu dosłownym, jak i metaforycznym to motyw często przewijający się przez karty literatury, poezji i prozy. Pielgrzymkę, wędrówkę ukochał zwłaszcza romantyzm polski. Przyczyniła się do tego niewątpliwie swoista sytuacja polityczna kraju, którego nie było wówczas na mapie Europy. Najwięksi poeci owych czasów, którzy dzisiaj noszą miano wieszczów, tworzyli na emigracji. Nostalgia, niemożność powrotu do utraconej arkadii dzieciństwa kazała im podróżować w poszukiwaniu sensu i prawdy o sobie. Dlatego też popularnym motywem w romantyzmie polskim jest podróż na Wschód. Orient bowiem otwierał nowe wymiary rzeczywistości, relacji człowieka z naturą i Bogiem, nową metafizyką. Patrząc na znany obraz Mickiewicz na Judahu Skale, zastanawiamy się, czy autor Sonetów krymskich jest szczęśliwy u kresu podróży. Chyba jednak nie, skoro patrzy w stronę podziemnego nieba, a w sonecie Ajudah mówi o tym, że choć piękno i egzotyka pejzażu krymskiego są niezaprzeczalną wartością, duszy Polaka nie dają ukojenia. Ponieważ polski pielgrzym to przede wszystkim wygnaniec, banita. Ów pielgrzym wie, gdzie jest jego świątynia, ale nie może do niej, czyli do Polski, powrócić. Dlatego bohater Burzy siedzi ponury i zobojętniały na losy własne i towarzyszy, a podróżnik ze Stepów akermańskich próbuje w mistycznej ciszy, która zapadła nad stepem, odnaleźć więź z ojczyzną. Cóż z tego, że ma świadomość swojej wielkości jako poeta, jeżeli prawdziwy cel pielgrzymki jest nieosiągalny – tkwi tylko we własnym sercu i pamięci. Te same motywy powracają w Hymnie Juliusza Słowackiego:

„że nie wiem, gdzie się w mogiłę położę,
smutno mi, Boże!”

Poeta, wygnaniec, będący zawsze „sto mil od brzegu i sto mil przed brzegiem”, wie, że nigdy do tego brzegu nie dopłynie. Jego życie to nieustająca podróż, to już nie tyle pielgrzymka, co tułaczka. A jednak właśnie rozmowa z Bogiem, wewnętrzny bolesny dialog jest owocem tej pielgrzymki. Dialog, w którym jak równi stają naprzeciw siebie Bóg – Stwórca i cierpiący, choć pogodzony z przeznaczeniem człowiek.

Tragizm pielgrzymowania romantyków polega na tym, że ich cel – miejsce święte i ukochane jest nie przed nimi, ale za nimi. Przestrzeń zastępuje tu kategoria czasu – pielgrzymka to nieustający ruch, pogoń w przestrzeni, a zarazem cofnięcie się w czasie; do przeszłości, na zawsze zamkniętej.

Inne natomiast pielgrzymki odbywają bohaterowie powieści modernistycznych.

Poszukują oni swego miejsca na ziemi, miejsca szczęśliwego, w którym mogliby żyć pogodzeni ze sobą, realizować własne człowieczeństwo. Najsłynniejszą powieścią owego czasu jest Ulisses Jamesa Joyce’a, odwołujący się do mitycznego archetypu Odyseusza, pragnącego dotrzeć do utraconej Itaki. W powieści Joyce’a główny bohater odbywa jednak nie tylko wędrówkę w sensie fizycznym, ale przede wszystkim penetruje zakamarki i wiry podświadomości. Czy dociera do swojej „świątyni”? Pesymizm Joyce’a raczej nakazuje w to wątpić.

Podobnie „niespełnionym” pielgrzymem jest Conradowski Jim. Na jego życiu i samoocenie zaważyła słabość, której nie był on w stanie sobie wybaczyć i o którą się obwiniał. Ale nie tylko słabość, która doprowadziła do śmierci ludzi na Patnie. Przede wszystkim zdrada samego siebie, własnych wartości i ideałów. A więc dalsze życie młodego człowieka staje się poniekąd ucieczką przed widmami przeszłości, ale też i pielgrzymką pokutną. Szuka on miejsca, w którym mógłby odkupić swoje grzechy i uzyskać przebaczenie. I wydaje się przez chwilkę, że swoją świątynię znalazł na Patusanie – tubylcy oddają mu niemalże boską cześć i otaczają go miłością. Jednak kolejny błąd doprowadza do tragedii – a więc ostatecznym rozliczeniem może stać się nie tyle dotarcie do miejsca świętego, co ofiarowanie własnego życia. Podróż – pielgrzymka Jima do utraconego honoru i poczucia człowieczeństwa ma dramatyczny finał.

Klęska pielgrzyma staje się również udziałem głównego bohatera Ludzi bezdomnych, doktora Tomasza Judyma. W wielu miejscach próbuje on odnaleźć to najwłaściwsze, dom – ostoję ciepła i bezpieczeństwa. Warszawa, Cisy, wreszcie Śląsk – te wszystkie miejsca są w jego życiorysie naznaczone cierpieniem i walką z własnymi ideałami. A przecież wydaje się, że dociera do kresu podróży, gdy w Cisach zakochuje się w Joasi. Wydaje się, że to już koniec samotnej pielgrzymki. Dlatego decyzja doktora nie do końca jest zrozumiała. Wybiera on dalszą wędrówkę, odrzucając szczęście i spokój rodzinny. Czyżby więc cel okazał się iluzją? A może Tomasz odkrył inny aspekt losu – wieczną, samotną walkę i zmaganie się z małością społeczeństwa? Czyżby pielgrzym doszedł do wniosku, że nieważny jest cel, a tylko sama podróż? Jednak scena z rozdartą sosną, ostatnia w powieści Żeromskiego, daje wiele do myślenia. Pielgrzymka nigdy się nie kończy, poświęcenie miłości to jeszcze jedno wyrzeczenie, które musi ponieść człowiek na drodze do wypełnienia własnego powołania.

O wiele więcej szczęścia niż bohaterowie modernistyczni mają postaci ze współczesnej literatury.

Pod koniec XX wieku topos pielgrzyma powraca, co więcej, pielgrzymka – dążenie do odkrycia sensu własnej egzystencji – staje się głównym motorem ludzkich działań.
I co ciekawe, kończy się sukcesem. Tak właśnie przedstawia losy swoich bohaterów Paulo Coelho – choćby w powieściach Na brzegu rzeki Piedry usiadłam i płakałam czy w słynnym Alchemiku.

Dwoje bohaterów pierwszej z książek przebywa daleką drogę. Dziewczyna z małego miasteczka dojrzewa do dorosłości i samoświadomości. Natomiast jej partner, zwolennik nowej religii i znany cudotwórca, przebywa inną drogę – rezygnuje z boskiego daru, po to, aby być z ukochaną. Na szczęście kresem pielgrzymki tych dwojga jest odkryta przez nich nowa miłość – rzecz najświętsza na tym świecie.

Bohater Alchemika, pasterz, to typowy pielgrzym. Na wstępie musi dokonać wyboru – czy pozostać, skazując się na stagnację i duchową śmierć, czy też podjąć wyzwanie, wyruszając po Prawdę – symbolizowaną przez skarb piramid. Pielgrzymka uczy go żyć pięknie i godnie, akceptować różne przejawy życia jako konieczny etap własnego rozwoju. Uczy się też nasz bohater trudnej sztuki czekania i słuchania głosu Boga, objawiającego się przez znaki na Ziemi. Jednak nagroda jest cenna. Odkrywa ziarno prawdy i świętości w sobie, odkrywa głęboki, podskórny sens świata, a niejako po drodze otrzymuje miłość wspaniałej kobiety. A więc warto pielgrzymować, mówi nam poprzez swoją powieść Coelho, tym bardziej że „jeśli człowiek podąża za swoją własną legendą, to sprzyja mu cały Wszechświat”.

Pierwszym „pielgrzymem” był grecki Odyseusz. Od tego czasu wielu podróżników, wędrowców i poszukiwaczy świętości przewinęło się przez karty literatury. Zmieniały się cele pielgrzymki i jej szlaki. Romantycy szukali na obczyźnie utraconej Ojczyzny, bohaterowie moderny nie umieli odnaleźć samych siebie. Współcześnie „pielgrzymka” znowu wraca do łask w literaturze. Chociaż zazwyczaj łączy się z nią podróż w sensie geograficznym, ma jednak przede wszystkim wymiar symboliczny. Co ciekawe, współczesna pielgrzymka jest często „podróżą w nieznane”. I choć wiadomo, dokąd doprowadzi, odwaga i pragnienie wiedzy oraz własnego rozwoju są tymi „pielgrzymimi kosturami”, które pomagają dojść do sacrum, do poznania boskości we własnej duszy.