Analiza porównawcza wierszy: Z lat dziecięcych Bolesława Leśmiana i Elegia o lecie Krzysztofa Kamila Baczyńskiego.
Bolesław Leśmian
Z lat dziecięcych
Przypominam – wszystkiego przypomnieć nie zdołam;
Trawa… Za trawą – wszechświat… A ja kogoś wołam.
Podoba mi się własne w powietrzu wołanie –
I pachnie macierzanka – i słońce śpi – w sianie.
A jeszcze? Co mi jeszcze z lat dawnych się marzy?
Ogród, gdzie dużo liści znajomych i twarzy –
Same liście i twarze! Liściasto i ludno!
Śmiech mój w końcu alei! Śmiech stłumić tak trudno!
Biegnę, głowę gmatwając w szumach, w podobłoczach!
Oddech nieba mam w piersi! Drzew wierzchołki w oczach!
Kroki moje już dudnią po grobli – nad rzeką.
Słychać je tak daleko! Tak cudnie daleko!
A teraz – bieg z powrotem do domu – przez trawę –
I po schodach, co lubią biegnących stóp wrzawę…
I pokój przepełniony wiosną i upałem,
I tym moim po kątach rozwłóczonym ciałem –
Dotyk szyby – ustami. Podróż – w nic, w oszklenie –
I to czujne, bezbrzeżne z całych sił istnienie!
Krzysztof Kamil Baczyński
Elegia o lecie
O dziecinne oczy chabrów,
dojrzałość nasturcji.
Dzień dziś jest jak okręt odpływający do Indii,
odpływający do Turcji.
Aleje prześnione o cieniach szerokich baobabów lip.
Balkon sąsiedni fugą Bacha
pejzaż prowadzi pod kościół
i słychać koła nieba – planet skrzyp.
Cóż zostało?
Oto grób jest glinianą warstwą wspomnienia
nieżywy kwiat o dziecięcych policzkach,
mój wiersz ostatni, który spaliłem,
została z niego mała, czarna różyczka.
1940
Dwa utwory dwóch wybitnych polskich liryków – tak bliskie w czasie i tak – zdawałoby się na pierwszy rzut oka – podobne. Wspólny temat – dzieciństwo – do wspomnień którego cofają się dojrzali artyści, każdy z nich widzi je jednak z innej perspektywy, niejako „innymi oczyma”. Zanim jednak przejdziemy do różnic – tych oczywistych i tych bardziej subtelnych – spróbujmy odnaleźć podobieństwa. A jest ich wiele.
Dzieciństwo w obu tych wierszach jawi się jako okres życia nieskalany kulturą, cywilizacją ludzi dorosłych, ze wszystkimi jej obwarowaniami, fałszem i zakłamaniem. Świat dziecka to świat bez maski, upajający przez swą oczywistość, pierwotność, doznawaną wszystkimi zmysłami, ukochany wyobraźnią. Ten czas daje możność przebywania w sielskiej arkadii, będącej synonimem piękna, ciepła i bezpieczeństwa.
Interesujące, że w obu wierszach mamy motyw ogrodu obserwowanego czy zachłannie pochłanianego zmysłami. Ogród to jakby mikrokosmos, wycinek rzeczywistości najbliższy doświadczeniu dziecka; to łącznik z resztą świata, jednocześnie podtrzymujący bezpieczną więź z domem. Nie zapominajmy jednak, że wiersze te wyszły spod piór dojrzałych już ludzi; czyżby więc marzyli oni o dzieciństwie jako o raju utraconym, Edenie, do którego chcieliby powrócić z mniej czy bardziej niespełnionej dorosłości? A więc Ogród – raj jest tu widziany tylko pozornie jako przestrzeń – w istocie zaś nabiera on perspektywy czasowej – być może jest wciąż żywym i plastycznym wspomnieniem, być może jednak również mitycznym Złotym Wiekiem, kiedy w dzieciństwie rodzaju ludzkiego homo sapiens żył w niewinności i beztroskiej kontemplacji piękna, w ścisłej łączności z naturą.
U Leśmiana wiosna, u Baczyńskiego lato – wszakże to dwie pory roku najbardziej przez dzieci ukochane. Kojarzą się one z radością, nieskrępowaną wolnością. Przyroda rozkwita i bucha bogactwem barw i zapachów. Można się w nią wtopić, zachłysnąć jej urodą, odczuć w pełni dziką, barbarzyńską rozkosz istnienia. Pofrunąć na skrzydłach fantazji do dalekich orientalnych krajów. Poczuć bezgraniczną wolność.
I również to łączy oba wiersze – przestrzeń, szeroko otwarty przed oczyma dziecka pejzaż, kryjący jakże ciekawe, nieznane możliwości. Nieprzypadkowo dużo jest w tych utworach ruchu, wędruje się – dosłownie lub tylko wzrokiem. Aleje, rzeczywiste bądź „prześnione”, symbolizują drogę, poznanie, pionierską penetrację nowych terytoriów. Można by zadać pytanie, dokąd doprowadzi ta droga? Czy do rozczarowania dojrzałością, które tak dobrze znamy z twórczości Schulza i Gombrowicza?
Przypatrzmy się z bliska każdemu z tych wierszy jako indywidualnemu przejawowi wrażliwości poetyckiej.
Wydaje się, że Leśmian, ów odkrywca przyrodniczo–metafizycznych przestrzeni, lepiej potrafi wejść w emocje dziecka niż Baczyński. Pomimo że autor zaznacza, iż wiersz jest tylko przypomnieniem, można odnieść wrażenie, że na powrót staje się dzieckiem, zachwyconym otaczającym go światem, dzieckiem, które wiosenny, upalny dzień wprawia w stan euforii czy nawet ekstazy. Liście – natura i twarze – być może najbliższych, to niezwykle drogie i fascynujące zarazem elementy dziecięcego ogrodu. Bieg nad groblę i z powrotem, wbieganie po schodach, dotyk szyby – wszystko to pozwala blisko, wręcz fizycznie doświadczyć wspaniałości świata. Dominują wrażenia akustyczne – „gmatwając głowę w sznurach”, „lubią… biegnących nóg wrzawę”, „podoba mi się własne w powietrzu wołanie”. Jednak dziecko poznaje też otoczenie wzrokiem, wonią, dotykiem – „pachnie macierzanka”, „dotyk szyby na ustach”. Granica między własnym ja a naturą, między jawą a oniryczną wizją zaciera się – jak to zwykle u Leśmiana stan zachwytu prowokuje do przejścia w inny, metafizyczny wymiar – oszklenie. Łączność z naturą odczuwa się każdą komórką ciała – „słońce śpi w sianie”, a więc staje się bliskie, znajome, nieomal uchwytne. Radosny śmiech współgra z ruchem powietrza – „oddech nieba mam w piersi!”. Jakby z dziecięcej perspektywy następowało pełne radości zjednoczenie z kosmosem. Nawet własne ciało przestaje mieć wyraźne granice – staje się czymś nie do końca określonym, wypełniającym dom i ogród – „rozwłóczone po kątach”. To coś znacznie więcej niż zwykła „wszędobylskość” małego urwisa. Dom, ogród poprzez sferę emocji dziecka nabierają znaczenia sensu życia – sensu, którego nie trzeba szukać jeszcze w naukowych czy filozoficznych wywodach. „Z całych sił istnieć” – tego pełnego witalizmu i pasji życia sformułowania nie można zanegować, poddać w wątpliwość. Ta siła odczuwania jest „bezbrzeżna”. W taki sposób może odczuwać świat tylko wrażliwe dziecko albo wrażliwy artysta, któremu pozostało coś z dziecka – właśnie to zdumienie i zachwyt dla cudowności rzeczy zwykłych sprawia, że jest się artystą zdolnym do objawienia cudu w każdym kolejnym liryku.
Inaczej zgoła wygląda poetycki świat z wiersza Baczyńskiego. Tu nie mamy złudzeń, że przypomina sobie dzieciństwo człowiek dorosły. Choćby dlatego, że nie jest to jak u Leśmiana liryka w pełni bezpośrednia; opis dziecięcego pejzażu jest pokazany jakby z odległości, widać tu chłodny dystans obserwatora. Także uogólnienia i abstrakcje nie są typowe dla prawdziwego dziecka – „dojrzałość nasturcji”; „balkon sąsiedni fugą Bacha”. Tak może napisać tylko dorosły! Ale ten jeden letni dzień jest również objawieniem. Zmieniają się fantastyczne krajobrazy – rozpalony słońcem pejzaż miasteczka, jego przepych barw i kształtów przywołuje marzenia o dalekich podróżach, kojarzy się z Orientem – jego egzotyką i tajemniczością. I jeszcze jedno – w takiej Podróży wszystko może się zdarzyć. Dla fantazji dziecka Ziemia nie ma granic – podróżujemy więc w jednej sekundzie do Indii, a w następnej swojskie lipy przemieniają się w olbrzymie baobaby. Inaczej niż Leśmian, bardziej myślowo niż uczuciowo, podmiot liryczny wiersza odczuwa jednak jedność z kosmosem. W widok zwyczajny wkrada się „planet skrzyp”, „koła nieba” zagarniają mały, dziecięcy wszechświat.
Ale w tym miejscu sielankowa złuda pryska – „cóż zostało?” – to pytanie przenosi czytelnika w dorosłość poety. Dorosłość, jak wiemy, niełatwą, na której zaważył koszmar „spełnionej Apokalipsy” i gorzkie poczucie zgniecenia przez historię.
Echa konfliktu w duszy Baczyńskiego między pragnieniem dziecięcej arkadii a twardą rzeczywistością żołnierza – Kolumba dźwięczą również w tym wierszu. Tragicznie brzmi słowo „grób”, jakby z dzieciństwa nic już nie zostało; jakby tamten świat był nierealny, być może nawet fałszywy. Zamiast czarodziejskiego ogrodu – tylko spalona różyczka papieru, nostalgiczny protest poety przeciw pisaniu idyllicznych wierszy w czasach tak bardzo niepoetyckich.
Jak różne są te dwie poetyckie wizje, tak różny jest też sposób obrazowania. Płynny, rozlewny trzynastozgłoskowiec Leśmiana podkreśla upojenie wiosennym dniem. Rytm i rymy żeńskie, parzyste potęgują wrażenie ruchu, pędu. Bardzo pięknie w tym rygorystycznym formalnie wierszu egzystują liczne wykrzyknienia, dodające ekspresji i namiętności – „Liściasto i ludno!” „Tak cudnie daleko”. Leksyka jest dość niewyszukana, ukryte znaczenia przenikają się przez niewymyślne metafory – to wszystko sugeruje prawdziwy język dziecka. Nawet ze swymi ulubionymi neologizmami Leśmian tu nie przesadza – „liściasto”, „głowę gmatwając w podobłoczach”, „oszklenie”. Wielość równoważników zdań ma na celu ukazanie autentyczności przeżyć, to zapis w zmysłach i emocjach dziecięcego bohatera, prawie nie poddany poetyckiej, świadomej obróbce. Dzięki tym wszystkim chwytom poeta tworzy plastyczny obraz dnia wiosennego. Przefiltrowany przez wszystkie zmysły jawi się on w całym przemijającym pięknie.
Baczyński o wiele bardziej w swoim wolnym wierszu panuje nad słowem i metaforą. Dąży do pewnego skrótu, lapidarności, uchwycenia metafory – „dziecinne oczy chabrów”, „balkon sąsiedni fugą Bacha”, „pejzaż prowadzi pod kościół” skupiają to wspomnienie w soczewce oka pamięci. Dysonans i przeskok czasowy, wprowadzony pytaniem retorycznym, przenosi nas w świat wojenny, w klęskę dorosłości. Liryka opisu zamienia się w drugiej części wiersza w lirykę bezpośrednią – pełną gorzkiej refleksji. Dzieciństwo umarło nieodwołalnie.
I właśnie te konkluzje najwyraźniej obrazują różnice między wierszami obu poetów. U Leśmiana, choć paradoksalnie zaczyna wiersz od słowa „przypominam”, dzieciństwo nadal istnieje, w duszy i odbiorze świata poety. Euforyczne uniesienia nadal towarzyszą kontaktom dorosłego już poety ze światem. To dziecko, zdumione, zachwycone i twórcze jest ciągle w głębi duszy autora. Przeciwnie Baczyński – jego wiersz zaczyna się pochwałą letniego dnia dzieciństwa. Lecz kiedy czytelnik wchodzi w ten świat, poprzez nagły zgrzyt uświadamia sobie, że patrzy… z perspektywy grobu! Tylko smutna sczerniała różyczka odrzuconego wiersza jest ostatnim, smutnym hołdem oddanym czasowi bezpowrotnie utraconemu.