„Nikt poważny nie wątpi, że to, co stanowi największe, niezaprzeczone zło naszego świata, może być w znacznej mierze usunięte i że – jeżeli tylko ludzkość będzie szła nadal po drodze postępu – zostanie ostatecznie bardzo ograniczone. Bieda, która zawsze pociąga cierpienie, da się całkowicie pokonać przez rozumną politykę społeczną popartą przez zapobiegliwość i rozsądek jednostek. […] wszystkie wielkie źródła ludzkiego cierpienia dadzą się opanować – jedne w znacznym stopniu, inne niemal całkowicie – przez ludzką zapobiegliwość i wysiłek”.
Odwołując się do przywołanej myśli Johna Stuarta Milla, wyrażonej w jego dziele pt. Utylitaryzm. O wolności, spróbuj odpowiedzieć na pytanie, czym jest utylitaryzm i czy jest dziś propagowany.
Utylitaryzm to doktryna filozoficzna głosząca, że pożytek jednostki i społeczeństwa stanowi najwyższy cel moralny postępowania ludzi oraz że dążenie do dobra własnego sprzyja pomnożeniu dobra społecznego. John Stuart Mill rzeczowo objaśnia tę teorię w swym dziele, twierdząc, że stosowanie zasady utylitaryzmu jest gwarancją szczęścia jednostki. Każdy człowiek dąży do szczęścia i ma do tego prawo, jednak wedle Milla nie osiągnie prawdziwego szczęścia, jeśli nie będzie przejęty dobrem publicznym, jeśli nie podporządkuje swego egoizmu celom nadrzędnym, ogólnospołecznym właśnie. Przekładając to na praktyczne działanie, można powiedzieć, że szczęśliwy jest ten, kto pracuje dla innych, potrafi zrezygnować z nadmiernych bogactw, aby użyczyć ich biedniejszym, umie ograniczyć swoje potrzeby materialne i cielesne na rzecz rozwoju duchowego i pomocy bardziej potrzebującym. Mill stwierdza:
„Nie ma takiej żadnej zasadniczej konieczności, by człowiek trwał w egoistycznym sobkowstwie, wypranym z wszelkich uczuć i trosk, poza tymi, które koncentrują się na jego własnej nędznej osobie”.
Stosowanie zasady utylitaryzmu przyczyni się, według Milla, do polepszenia świata. Pomoże zlikwidować nędzę, ograniczyć zło i cierpienie moralne i da ludzkości szansę na zajęcie się tym, co od niej niezależne, a czego skutki będzie mogła, być może, ograniczyć – zwalczaniem chorób i cierpień fizycznych.
Utylitaryzm nie ma nic wspólnego z poświęcaniem się, ofiarą. Jednostka nie tylko że nie poświęca się na rzecz innych, lecz właśnie zyskuje korzyści: radość życia, satysfakcję, świadomość celu i sensu życia.
„A chociaż usuwanie zła posuwa się naprzód z pożałowania godną powolnością […], to jednak każdy człowiek […] czerpać będzie szlachetną radość już z samej tej walki, radość, z której nie zrezygnuje dla zadośćuczynienia własnym interesom egoistycznym” – z przekonaniem pisał Mill.
Cóż można powiedzieć o aktualności tej teorii dzisiaj, w XXI wieku, kiedy zewsząd słychać nawoływania do spektakularnego sukcesu, kiedy rozpowszechnione są postawy roszczeniowe, kiedy najczęściej mówi się o indywidualnym, egoistycznym rozwoju jednostki? Wydaje się, że dzisiaj rozwój jednostki oznacza coś zupełnie innego niż to, o czym pisał Mill. Postawa propagowana przez Milla zakłada dobrą wolę jednostek pragnących nadać lepszy kształt światu, w którym żyją. Wydaje się, że dzisiaj mało kogo to obchodzi. Jest to uzasadnione o tyle, o ile w istocie różne ideologie, które miały świat naprawić, przyniosły więcej szkody niż pożytku, wiązały się z walką, przemocą i dziś ludzkość raczej wątpi w sens takich „działań naprawczych”. Czy to znaczy, że jednostka rzeczywiście nie ma wpływu na sprawy ogólne i że jedynym celem jej życia jest „egoistyczne sobkostwo”, o którym pisał Mill? Wydaje się, że jednak – wbrew powszechnym dziś postawom – wielu ludzi z Johnem Stuartem Millem mogłoby się zgodzić. Kiedy rozejrzymy się wokół, zobaczymy, jak wiele jest osób, które sens swego życia upatrują właśnie w takim pozytywistycznym utylitaryzmie, w byciu użytecznym dla świata, dla innych. To często ludzie anonimowi, ale tacy właśnie, dzięki którym można mieć nadzieję, że nasz świat nie zniszczy sam siebie do reszty. Pracują w hospicjach, ośrodkach pomocy społecznej, zajmują się dziećmi ulicy, bezdomnymi, nie zakładając, że każdy, kto jest biedny i nieszczęśliwy, jest „sam sobie winien”. O takich ludziach można powiedzieć za Millem, że są „dostatecznie inteligentni i ofiarni, by wnieść do ogólnego dzieła swoją, choćby niepozorną cząstkę”. Dostatecznie inteligentni? To by do naszych czasów, wynoszących rozum i inteligencję nad wszystko, pasowało! Tyle że dziś o takich ludziach myśli się często, że są właśnie niedostatecznie inteligentni, aby odnieść sukces. A dziś sukces to przede wszystkim dobrobyt materialny. Według Milla sukcesem jest życie pożyteczne, sensowne, pomocne innym – utylitarne. Utylitarne i dla pojedynczego człowieka, i dla całego świata zarazem. Być może, pod słowami Johna Stuarta Milla podpisaliby się Jurek Owsiak, Małgorzata Chmielewska. Zgodziłby się z nimi zmarły niedawno Marek Kotański. I pewno jeszcze całe rzesze ludzi nieznanych szerszemu ogółowi.
Zobacz: