Sprzedam, kupię, zrobię dready
To miejsce gdzie można poznać ciekawych znajomych, zdobyć najlepsze notatki i informacje o egzaminie. Sprzedać za małe buty, ciasne dżinsy, a nawet fotel, który zawadza. Powiesić w pokoju własne obrazy, a na drzwiach kartkę z napisem „Galeria za szafą”. Znajdą się tacy, którzy wejdą zobaczyć. Będą nowi znajomi, a może nawet ktoś kupi obrazek. I o to przecież chodzi.
W ostatnich latach w większości akademików polepszyły się warunki mieszkaniowe – są nowe łóżka, ładne kafelki w łazienkach, odnowione kuchnie. Znakiem czasu jest też coraz większa przedsiębiorczość studentów. Na klatkach schodowych, w windach i na drzwiach pokoi mnożą się ogłoszenia o odpłatnym drukowaniu, korepetycjach, sprzedaży kosmetyków, papierosów, robieniu dreadów i warkoczyków. – Tu chyba można wszystko kupić i sprzedać. Ludzie sprzedają notatki, książki, ciuchy, komputery, a nawet meble. Jak moi sąsiedzi z góry, którzy niedawno sprzedawali fotel – śmieje się Iwona z III roku geologii, mieszkanka „Żaczka”. Sama sprzedaje kosmetyki. U sąsiadów z piętra kupuje papierosy sprowadzone zza wschodniej granicy, tańsze niż w sklepie. Na drugim piętrze domu studenckiego „Piast” ktoś powiesił ogłoszenie: „Sprzedam buty, gringersy, rozmiar 39”, obok „komputer z monitorem za 400 złotych”. – W zeszłym roku, gdy zamknięty był pobliski market, kupiliśmy kilka zgrzewek piwa. Wieczorami szło w akademiku po 5 złotych – mówi Sebastian, mieszkaniec 15 piętrowego Kapitolu na Miasteczku Studenckim. Zrezygnowali ze sprzedaży piwa bo była zbyt ryzykowna – za handel alkoholem czy papierosami można stracić miejsce w domu studenckim. Równie ryzykowne jest sprzedawanie na giełdzie nielegalnych programów czy ściągniętej z internetu muzyki. Tym, że pracują na komputerach z pirackimi programami zbytnio się nie martwią. – Mamy informacje z pewnych źródeł, że nie będzie nalotów policji na akademiki jak zdarzyło się w Toruniu. Poza tym używamy tych programów tylko dla siebie – dodaje Sebastian. Od dwóch lat, razem z kolegami z pokoju, zarabia odpłatnym drukowaniem. – W czasie sesji były dni, że drukowaliśmy nawet po 1500 stron dziennie, po dwadzieścia groszy każda. Nie są to duże pieniądze, jak się je podzieli na trzy osoby, ale zawsze jakieś kieszonkowe. I dzięki temu sami możemy drukować ile chcemy praktycznie za darmo – podkreśla. Kierownik akademika, choć wyrzucił kilka osób za handel papierosami i alkoholem, nie ma nic przeciwko drukowaniu. Nawet na portierni osoby z zewnątrz mogą uzyskać informacje, w których pokojach studenci prowadzą takie usługi. – Opłaca się pani portierce kupić od czasu do czasu kawę, żeby podała numer właśnie naszego pokoju – śmieje się Sebastian, student III roku elektroniki na AGH. Psycholog mgr Katarzyna Gierowska-Cupryś ze Studenckiej Poradni Zdrowia Psychicznego: – W ostatnich latach nastąpiła pewna komercjalizacja życia studenckiego. Ludzie są bardziej nastawieni na konkretne interesy, które sobie nawzajem świadczą. Ten mikrokosmos akademików odzwierciedla ogólne, społeczne tendencje. Dziś rzadziej zdarza się bezinteresowna pomoc studentów. Często osoby udzielające koledze pomocy w nauce żądają za to ekwiwalentu finansowego. Dawniej byłoby to nie do pomyślenia.
Zakup z solidarności
Iza, studentka III roku medycyny, w akademiku mieszka od początku studiów – najpierw był to dom studencki Collegium Medicum przy Racławickiej, a od dwóch lat elitarny uniwersytecki „Piast”. – Lubię mieszkać w akademiku. Dzięki temu ciągle poznaję nowych ludzi, a nie należę do osób, które uczą się od rana do wieczora, więc nie potrzebuję absolutnej ciszy. Iza z nostalgią wspomina akademik przy Racławickiej: – Tam łazienki i kuchnie były na korytarzu więc możliwość nawiązania nowych znajomości była jeszcze większa. Tutaj są składy, które mają własne łazienki, więc zna się właściwie tylko osoby z najbliższego sąsiedztwa. Z kuchni raczej nie korzysta – na parterze jest stołówka, gdzie za niewielkie pieniądze można zjeść smaczny, dwudaniowy obiad. A ponieważ większość osób ma w pokoju czajniki elektryczne, więc do kuchni, wspólnej dla całego piętra, prawie się nie chodzi. Za to wieczorami drzwi do pokoju właściwie się nie zamykają. – Ciągle ktoś wpada zapytać czy nie chcemy kupić karty telefonicznej, kalendarza, papierosów. To jest dobry rynek zbytu, zwłaszcza tanich produktów. Wczoraj były dziewczyny z figurkami z modeliny. Takie rzeczy kupuje się z solidarności, zwłaszcza, że kosztowały tylko dwa złote, a były naprawdę ładne – pokazuje na półkę gdzie leży mały aniołek.
Dla Dominiki – bojówki, krótka grzywka i dwa małe kucyki – akademik to właściwie hotel. Choć jest już na piątym roku filozofii w domu studenckim mieszka po raz pierwszy. – Chciałam spróbować jak się tu żyje, bo to ostatnia szansa. Będę miała o czym dzieciom opowiadać – mówi ze śmiechem. Wcześniej wynajmowała mieszkanie na Kazimierzu, modnej, artystycznej dzielnicy. – Najbardziej denerwuje mnie mała powierzchnia tego pokoju, zwłaszcza jak porównam ją z poddaszem, gdzie mieszkałam wcześniej. Ale za to jest ciepło i nie muszę martwić się opłatami za ogrzewanie, wodę, prąd. – Dominika i tak rzadko bywa w pokoju. Częściej jest u swojego chłopaka – mówi jej współlokatorka, Jadwiga. Lub w pracy, bo od niedawna jest przedstawicielem handlowym. Jadwiga, studentka ukrainistyki, też często wyjeżdża – właśnie wróciła z tygodniowej wyprawy do Czerniowiec na Ukrainie. Planuje kolejny wyjazd, by zbierać tam materiały do swojej pracy magisterskiej. Na drzwiach ich pokoju wisi ogłoszenie – „kosmetyki Avon – sprzedaż”. – Gdybym poświęcała temu więcej czasu dałoby się coś zarobić, a tak mam z tego około 20, 30 złotych plus dwa, trzy kosmetyki za darmo miesięcznie – mówi. Konkurencja jest duża – takich ogłoszeń na każdym piętrze akademika jest kilka. Najczęściej sprzedażą kosmetyków zajmują się dziewczyny. W legendarnym „Żaczku” na klatce schodowej i przy windzie ogłoszenie o sprzedaży kosmetyków droższych niż na przeciętną studencką kieszeń – ktoś reklamuje zestawy po 60 i 120 złotych. Pod wskazanym numerem otwiera szczupły chłopak, z ufarbowanymi na blond włosami. Na oknie klatka z dwoma papużkami, laptop, sporo książek. Studiuje socjologię, pierwszy rok. Kosmetyki sprzedawał jeszcze u siebie, na Syberii. Jak przyjechał do Polski na studia też się tym zajął. Rozprowadza je głównie wśród znajomych, którzy najczęściej wybierają produkty z promocji, po 10 złotych. Miesięcznie udaje mu się zarobić kilkadziesiąt złotych. Nie lubi akademika – mało prywatności, ciągle ktoś wpada do pokoju, rzadko można pobyć samemu, w ciszy. Ale ma świadomość, że na mieszkaniu studenckim nie byłoby lepiej, bo żeby obniżyć koszty wynajmu trzeba mieszkać z kilkoma osobami. A własna kawalerka to niedościgłe marzenie, koszt kilka razy wyższy niż cena miejsca w akademiku (230 złotych). Ktoś puka do drzwi, pyta o współlokatora. Grzesiek, z którym mieszka, ma dużo znajomych, ciągle wpadają go odwiedzić – Igor, choć lubi kolegę z pokoju, nie ukrywa, że czasem to go denerwuje. Ale życie w akademiku to ciągłe kompromisy, więc stara się nie narzekać.
Dziewczyny skarżą się częściej
Wśród plusów najczęściej wymieniają niskie koszty mieszkania, stałego łącza, telewizji kablowej, łatwy dostęp do notatek, pomoc kolegów w nauce, dobrą lokalizację. Minusy to zazwyczaj głośna muzyka u sąsiadów, brak prywatności i niewielka przestrzeń pokoju, na której trzeba żyć z nie zawsze rozumiejącymi potrzeby innych współlokatorami. Najwięcej problemów z mieszkaniem w akademiku mają osoby zamknięte w sobie, nieśmiałe, a także ci którzy nie są przyzwyczajeni do życia z kimś na małej powierzchni, także jedynacy. Takie osoby mają dużą sferę prywatności, nie dopuszczają do siebie tak blisko innych osób i oczekują poszanowania tej prywatności. A zdarza się, że ludzie nie bardzo liczą się z potrzebami drugiej osoby i na przykład nocują bliską sobie osobę, co jest krępujące dla współlokatora. Poza tym taka duża społeczność, gdzie na przestrzeni kilku pięter mieszka kilkaset osób, nieraz o skrajnych upodobaniach, nawykach, charakterach, zawsze stwarza pewną bazę problemów.
Częściej na uciążliwości życia w akademiku skarżą się dziewczyny. One przywiązują większą wagę do kontaktów z innymi ludźmi, przestrzeni, gdzie żyją. Studentki często narzekają na pożyczanie rzeczy przez współlokatorki, nieraz nawet bielizny osobistej, robienie bałaganu w pokoju czy słuchanie radia w nocy. Jadwiga nie skarży się na współlokatorkę, choć na początku roku akademickiego ich pokój był zawalony rzeczami Dominiki, która po kilku latach wynajmowania mieszkań zwiozła do niewielkiego pokoiku cały swój dobytek. –Jest z nad morza, więc to zrozumiałe, że trochę trwało zanim wywiozła do domu większość rzeczy. Nie utrudniamy sobie życia. Jak któraś z nas wstaje wcześniej to nie włącza radia, wieczorem też zachowujemy się cicho, gdy ktoś chce iść spać. Na szczęście żadnej z nas nie przeszkadza włączona lampka. Zdarzyło się, że poprosiła mnie, żebym przenocowała u koleżanek, bo przyjedzie jej chłopak. Zgodziłam się, bo to normalne, że trzeba się dogadywać w takich sytuacjach – podkreśla.
Na frytki wpada cały skład
Coraz częściej akademik jest tylko miejscem do spania i załatwiania materiałów do nauki oraz potrzebnych informacji przed sesją. Dla Hiszpana Jose` to jedynie miejsce gdzie ma swoje rzeczy, bo właściwie mieszka ze swoją dziewczyną. Ale większość osób próbuje w domach studenckich odnaleźć bliskie osoby, stworzyć sobie namiastkę rodziny, ciepła, do którego się wraca po męczącym dniu zajęć. Jadwiga: – Akademik dla mnie to jak jedna wielka rodzina. Na piętrze znam większość osób, a nawet z tymi, których nie znam mówimy sobie cześć. Do koleżanek, z którymi mieszkałam przez dwa lata, mogę wpaść o każdej porze. A z Dominiką, chociaż ona jest wegetarianką, więc razem nie gotujemy, zawsze dzielimy się sałatkami przywiezionymi z domu, mamy wspólne owoce, chleb. Marta, studentka pierwszego roku geodezji skarży się zwyczaj nie oddawania pożyczonych produktów spożywczych. – To właściwie naturalne, bo za jakiś czas ja też coś pożyczam, czy koleżanki dzielą się ze mną jedzeniem, bo pod koniec tygodnia mało komu już na to starcza. Pierwszoroczniacy rzadko traktują jedzenie jako priorytet. Po weekendowym imprezowaniu muszą liczyć na wsparcie rozsądniejszych kolegów i koleżanek. – Mam wrażenie, że akademik dziś już nie stanowi, tak jak np. w okresie naszych studiów, miejsca gdzie ludzie żyją blisko siebie, w sensie psychicznym, dużo o sobie wiedzą, wspólnie spędzają czas. Czasem studenci skarżą się na ten brak bliskich więzi, na to, że każdy jest zajęty swoimi problemami, planowaniem przyszłej karierze. Ale tak naprawdę wszystko zależy od osobowości studenta, jego otwartości na innych. Jeżeli ktoś lubi ludzi, jest komunikatywny, otwarty na innych i spragniony nowych znajomości to dla niego idealne miejsce. Najlepszym dowodem, że w akademiku żyje się nieźle, jest duża liczba osób starających się o miejsce w domach studenckich. Iza, studentka medycyny: – Planuję mieszkać tutaj do końca studiów. Jak mam ochotę pogadać po powrocie z zajęć zawsze jest ktoś z przyjaciół czy znajomych. Nie wyobrażam sobie powrotów do pustego mieszkania. Już nie mówiąc o tym, że nie martwię się, cieknącym zlewem czy zepsutym kaloryferem, bo od tego jest konserwator. Marta z geodezji: – Życie w akademiku uczy funkcjonowania w małej społeczności, współżycia z ludźmi. I zawsze ma się dobre informacje, z czego przygotować się do kolokwium. A jak się robi frytki to można być pewnym, że właśnie wtedy odwiedzi cię cały skład.