Wieczory przy jednej świecy, spaghetti z sosem z puszki, darmowy koncert i tanie piwo, kolega pukający do drzwi, głośni współlokatorzy, czasem kino, częściej film ściągnięty z internetu – oto sceneria związków studenckich. Dla niektórych pierwszych, dla innych tych najważniejszych, na całe życie.
Kto kupi bilet na express?
Ania i Krzysiek nierozłączną parę stanowili od trzeciej klasy liceum. Zdecydowali się jednak na studia w dwu różnych miastach. Ona wybrała stomatologię w Warszawie, on rolnictwo w Krakowie. Problemy zaczęły się już na pierwszym roku – nowi koledzy, koleżanki, imprezy, drogie bilety na express, a w związku z tym spory, kto do kogo ma przyjechać. Jako para dotrwali do czwartego roku, choć już od dawna więcej było wzajemnych pretensji niż uczuć.
– Niedawno się spotkaliśmy, bo nadal jesteśmy przyjaciółmi. Powiedziała, że ma innego chłopaka. Szkoda mi tego związku. Zwłaszcza, że do końca studiów już niedaleko, a mieszkamy blisko siebie – Krzysiek nie chce mówić nic więcej. Na jego szafce obok łóżka oprawione w ramkę zdjęcie roześmianej dziewczyny. To Ania.
Na studiach rozpadł się również związek Magdy i Tomka. – To była moja pierwsza, wielka miłość. Razem przeszliśmy przez studniówkę, maturę, ale na studiach coś się zepsuło – opowiada Magda, studentka socjologii. Na pierwszy roku wynajęła z koleżankami kawalerkę w centrum miasta, przez którą przewijały się tłumy ludzi. Ciągle ktoś wpadał na herbatę, a wieczorem z butelką wina na małą imprezę, która często przeciągała się do późnych godzin nocnych. Tomek zamieszkał u ciotki, na jednym z oddalonych od centrum osiedli krakowskich. Rozstali się pod koniec pierwszego roku. – Rozdzielili nas nowi znajomi, nowe środowisko. Nie byliśmy już nierozłączni jak wcześniej. I okazało się, że mamy mniej wspólnego niż nam się wydawało – wspomina Magda, sympatyczna blondynka z rozwichrzoną grzywką. Dziś mieszka w akademiku, a od kilku tygodni spotyka się z Sebastianem, kolegą z roku.
Indeks związków miłosnych
Rozpad tych związków, bardzo często wiąże się z tym, że dziewczyny oczekują od swojego partnera jakiejś deklaracji. A ponieważ mężczyźni często nie spieszą się do ślubu bywa, że takie związki się rozpadają i dziewczyna gorączkowo szuka nowego partnera, co często wynika z presji środowiska, zwłaszcza małomiasteczkowego czy wiejskiego, by po studiach wyszła za mąż. Choć określenie „złapać męża” nie do końca jest trafne – badania socjologiczne potwierdzają, że młodzi ludzie coraz później zawierają związki małżeńskie, a coraz częściej żyją w związkach nieformalnych – to jednak istota rzeczy się nie zmieniła. Chodzi o znalezienie odpowiedniego partnera życiowego. Studentki dobrze znają określenie syndrom piątego roku. Marta z trzeciego roku politologii: – Nie lubię takich określeń i szufladkowania kobiet, jako osób których jedynym celem jest złapanie faceta. Takie myślenie niestety funkcjonuje a niektórym wykładowcom zdarza się nawet na ten temat robić złośliwe uwagi i sugerować, że niektóre dziewczyny właśnie po to przyszły na studia. Ale może faktycznie na piątym roku każdy bardziej stara się znaleźć fajnego chłopaka czy dziewczynę, bo potem jest trudniej. – Niewątpliwie po studiach, w pracy, możliwość kontaktów i poznania wolnych osób jest mniejsza i niektóre dziewczyny mają obawy związane z tym, że jeśli na studiach nie znajdą odpowiedniego kandydata, to potem będzie im coraz trudniej.
Humaniści nie dla wszystkich
Grześka poznała na piątym roku. Kończył telekomunikację na AGH. Zamieszkali ze sobą po kilku miesiącach bycia razem w mieszkaniu studenckim. Magda – niska brunetka w okularach – absolwentka anglistyki UJ, pracuje w szkole językowej. Za rok planują ślub. – Tendencja, że humanistki wiążą się ze studentami uczelni technicznych zawsze istniała, bo zawsze uczelnie techniczne są raczej męskie, a uniwersytety, gdzie jest więcej kierunków humanistycznych, sfeminizowane. Takie związki są często udane, bo dziewczyna wnosi pewną dozę romantyzmu i humanistycznego podejścia do życia, a chłopak konkret i zaradność.
Wszystko zależy na kogo się trafi i od tego jakie dana osoba ma oczekiwania co do związku czy osoby partnera. A jakość związku w niewielkim stopniu zależy od profesji partnerów. Raczej od charakteru, wzajemnego szacunku, respektowania wzajemnie swoich praw i wypełniania obowiązków. To, że ludzie studiują inne rzeczy czy nawet na innej uczelni bywa zaletą. Bo każde z nich wnosi do związku coś innego, mają różne kontakty społeczne, znajomych, zainteresowania. Choć faktem jest, że zbyt wielkie kontrasty też nie sprzyjają porozumieniu – potrzebna jest pewna doza wspólnych wartości, zainteresowań, podobne upodobania co do sposobu spędzania wolnego czasu. Potwierdzają to badania przeprowadzone niedawno przez psychologów z Uniwersytetu Warszawskiego. Wynika z nich, że partnerzy związków studenckich są do siebie podobni pod względem intelektu, stopnia ugodowości, dynamiczności, mają podobne potrzeby dotyczące aktywności i życia towarzyskiego. A nawet o tej samej porze robią się śpiący czy głodni.
Dwójka dla pary
W obrębie niektórych wydziałów związki osób studiujących na jednym kierunku zdarzają się częściej, tak jak to jest w przypadku lekarzy i prawników. Być może te studia, które wymagają dużo pracy i koncentracji na nauce nie pozostawiają zbyt wiele czasu na życie towarzyskie i wychodzenie poza obręb uczelni. Ludzie uprawiający podobny zawód często tworzą dobre związki, dobrze się rozumieją. Ważne tylko żeby nie pracowali w tej samej instytucji, bo to może być źródłem rywalizacji i sprzyja przenoszeniu problemów zawodowych na teren prywatny.
Miłość Oli i Darka rozpoczęła się na trzecim roku. Ni stąd ni zowąd, bo znali się już ponad dwa lata – studiowali na jednym roku. Wszystko zaczęło się od imprezy w akademiku, gdzie jakoś zaiskrzyło. – Zaczęliśmy się spotykać i okazało się, że mamy wiele wspólnych zainteresowań, lubimy te same książki i filmy. I jakoś dobrze miło nam razem spędza się czas – mówi Ola, sympatyczna, krótko obcięta blondynka. Oboje studiują na Akademii Ekonomicznej. Ta uczelnia daje duże możliwości pracy, więc problemu z rywalizacją w jednej firmie raczej mieć nie będą. – Szkoda tylko, że nasze grono znajomych się nie powiększyło, bo oboje obracamy się w tym samym kręgu towarzyskim. Ale przecież nowe znajomości ciągle przed nami – podkreśla Ola. Niedawno przeprowadziła się do mieszkania, które Darek wynajmował z bratem. – Mamy teraz więcej czasu dla siebie, bo do mojego akademika jechał godzinę. Poza tym czułam już zmęczenie ciągłym natłokiem ludzi. I nawet gdyby Darek postarał się o miejsce w akademiku nie moglibyśmy mieszkać razem – mówi. Oczywiście legalnie, bo tak naprawdę w domach studenckich wiele par mieszka w jednym pokoju. Najlepszy sposób to umówienie się ze znajomymi, którzy też chcą razem mieszkać. Formalnie dziewczyny mieszkają w jednej dwójce, a chłopcy w drugiej. Kontroli raczej nikt nie przeprowadza. – Dzięki temu pomysłowi możemy cieszyć się wspólnym mieszkaniem. Mieszkanie z bliską osobą to namiastka domu i więcej spokoju. Miło jest się przytulić wieczorem do swojego chłopaka – mówi Aneta, studentka III roku geologii, mieszkanka jednego z akademików UJ. Dużą dwójkę urządzili sobie wspólnie, powiesili kilka fotografii w antyramach, a nawet złączyli łóżka. – Gdybyśmy mieli jedynkę byłoby jeszcze taniej, bo jedno mogłoby nie płacić, ale też byłoby tu nielegalnie, więc to chyba optymalny pomysł. Dużo taniej niż wynajęcie czegoś na mieście, a na sam akademik nie narzekam, bo sąsiadów mamy spokojnych – dodaje.
Kolokwium z miłości
Żeby zwiększyć swoje szanse na udany związek trzeba poznać siebie i umieć sygnalizować otoczeniu swoje rzeczywiste potrzeby. Nie stwarzać pozorów, które często stają się przyczyną problemów w związku. – Dziewczyny sprawiające wrażenie bardzo energicznych, odważnych, przebojowych przyciągają chłopców bardziej nieśmiałych, wycofanych, którzy nie są w stanie zapewnić dziewczynie opieki i wsparcia. A często okazuje się, że zachowania kobiety to tylko pozory, natomiast jej potrzeby wewnętrzne są całkiem inne. I tak naprawdę potrzebuje silnego mężczyzny i partnera, który będzie ją wspierał.
Okres studiowania to dobry czas na weryfikację związku. Zwłaszcza gdy studiuje się w innym mieście, z dala od domu rodzinnego i wszystkich udogodnień z tym związanych. Taka weryfikacja bywa bolesna, bo czasem trzeba rozstać się z człowiekiem, z którym przeżyło się najważniejsze, jak dotąd, wydarzenia – maturę, studniówkę, pierwsze wspólne wakacje.
– Nasze rozstanie z Tomkiem bardzo przeżyłam. Byłam przekonana, że spędzimy ze sobą całe życie i że to jest wielka miłość. Planowaliśmy nawet jak będą wyglądały zasłony w pokoju dziecinnym – wspomina Magda. Podobnie bywa z parami, które poznały się już na studiach.
Młodym ludziom każdy nieudany związek wydaje się tragedią. A studia to właśnie czas na poznawanie siebie, swojego miejsca w życiu i osoby, z którą chce się je dzielić. Trzeba to, co wydaje się tragedią uznać za ważne doświadczenie, bo studenckie wybory bywają często jeszcze niedojrzałe. I nie zawsze to co najważniejsze udaje się odnaleźć już na początku drogi. A każdy związek z drugim człowiekiem to ważna lekcja nas samych.