Zbigniew Herbert
Głos wewnętrzny
mój głos wewnętrzny
niczego nie doradza
niczego nie odradza
nie mówi ani tak
ani nie
jest słabo słyszalny
i prawie nieartykułowany
nawet jeśli się bardzo głęboko pochyli
słychać tylko oderwane
od sensy sylaby
staram się go nie zagłuszać
obchodzę się z nim dobrze
udaję że traktuję go na równi
że mi na nim zależy
czasami staram się z nim nawet rozmawiać
– wiesz wczoraj odmówiłem
nie robiłem tego nigdy
teraz też nie będę
– glu – glu
– no więc sądzisz
że dobrze zrobiłem
– ga –go –gi
-dobrze że się zgadzamy
– ma – a
– no a teraz wypocznij
jutro znów pogadamy
nie jest mi na nic potrzebny
mógłbym o nim zapomnieć
nie mam nadziei
trochę żalu
gdy leży tak
przykryty litością
oddycha ciężko
otwiera usta
i stara się podnieść
bezwładną głowę
Interpretacja wiersza Głos wewnętrzny Zbigniewa Herberta
Czym jest tytułowy głos wewnętrzny? Wewnętrzny sędzia?
Najczęściej to pojęcie występuje w kulturze europejskiej pod nazwą sumienia. W etyce chrześcijańskiej ma być ono strażnikiem moralności człowieka, sprawiającym, że postępuje on zgodnie z wyznawanymi zasadami wiary. Podobnie boskie pochodzenie miał też antyczny daimonion – głos, który nakazywał Sokratesowi jak postępować. Inaczej jest w ważnej dla Herberta filozofii stoickiej, gdzie głos ten nie był głosem boga, ale głosem natury. Oczywiście żaden konkretny sposób rozumienia określenia „głos wewnętrzny” nie jest tu uprzywilejowany, równie dobrze mogą występować wszystkie naraz, jak i żaden z nich.
Podmiot liryczny określa głos wewnętrzny słowem „mój”, kryje się za tym stwierdzenie, że rozważania, jakie będzie prowadził, będą dotyczyć tylko jego i nie będą tym samym rościć sobie żadnych pretensji do uniwersalności. To, co mówi głos, przypomina tylko paplaninę małego dziecka albo pojękiwanie człowieka ciężko chorego. Głos nie może więc w tej sytuacji nakazywać, nie może być nawet partnerem dialogu. Wydawane przez niego dźwięki można dowolnie interpretować Głos wewnętrzny zostaje wyraźnie upersonifikowany jako istota słaba, chora, być może nawet umierająca. Nadaremnie stara się ona podnieść, sprawia wrażenie, że nic nie jest w stanie jej pomóc. Zabieg personifikacji sprawia, że głos zostaje odcięty od podmiotu; podmiot obserwuje swój wewnętrzny głos z zewnątrz, jako coś obcego, a w dodatku kalekiego. Dlatego kontakt pomiędzy nimi nie jest nieustanny, jak byłoby to w przypadku, gdyby głos naprawdę znajdował się wewnątrz, dochodzi do niego jedynie „czasami”, a i to wtedy, kiedy podmiot się o to „stara”. To ostatnie słowo pojawia się w tekście dwa razy i, w zestawieniu ze słowem „czasami”, najlepiej chyba odzwierciedla stosunek podmiotu do głosu (można zauważyć, że wiersz zbudowany jest głównie z czasowników i rzeczowników, brakuje mu właściwie przymiotników i przysłówków, dzięki czemu brzmi tak sucho i ostro). Po wersach „nawet jeśli się bardzo głęboko pochyli / słychać tylko oderwane od sensu sylaby” musimy zadać sobie pytanie o to, kto się pochyla: albo podmiot nad dogorywającym głosem, albo też głos tak cichy, że musi zniżyć się do poziomu podmiotu. W tym drugim przypadku głos znajdujący się wyżej byłby głosem nakazującego bóstwa, którego nakazy pozostają już jednak niezrozumiałe, w przypadku pierwszym – głos byłby głosem pozbawionym boskości, upadłym, roztrzaskanym. Nie da się – i jest to jedno z wielu takich miejsc w tym wierszu – stwierdzić, która z tych dwu możliwości odczytania jest bardziej trafna, pozostanie to chyba nie rozstrzygnięte. Niezależnie od tego, jaki jest głos, jedyne co możemy tu usłyszeć, to ton, w którym rozbrzmiewa nie wyrażony wprost pewien brak, refleksja o utracie czegoś, co mogło być istotne.
Kim, a może jaki, jest podmiot liryczny wiersza?
To pytanie niezwykle ważne w przypadku poezji Herberta, a odpowiedź, zakładając, że w ogóle jest możliwa, może wiele w wierszu rozjaśnić. I choć nie jest to wiersz z cyklu Pan Cogito, gdzie postać tytułowa jest zawsze punktem, od którego zaczyna się interpretacja, to i tak nie można tu tego pytania pominąć. A będzie na nie trudno odpowiedzieć, gdyż cały monolog podmiotu jest monologiem skierowanym do wewnątrz i opowiadającym o tym, co wewnątrz niego się dzieje. Jedynym momentem, gdzie moglibyśmy zaobserwować odniesienia do rzeczywistości zewnętrznej jest fragment, gdzie podmiot w niby-rozmowie ze swoim głosem powiada: „wiesz wczoraj odmówiłem / nie robiłem tego nigdy / teraz też nie będę”. Fragment ten, decydujący dla odczytania utworu, znów możemy rozumieć dwojako: albo podmiot jest oportunistą, który nigdy niczego nie odmawiał, zawsze wybierał to, co łatwiejsze i korzystniejsze, a ten jednorazowy fakt odmowy, wymagający, jak możemy się domyślać, pewnego poświęcenia, jest dla niego samego zaskoczeniem, chce się pochwalić nim przed swym głosem i jednocześnie pokazać mu jego niepotrzebność – wszak można nawet odmawiać (czyli postąpić słusznie) nawet bez jego udziału i poinformować go dopiero potem. Albo też podmiot zawsze odmawiał, a „nie robiłem tego nigdy” odnosi się do tego, co mu proponowano. W tym drugim przypadku głos również okazuje się niepotrzebny, jego właściciel może podjąć trudną decyzję bez jego udziału. Widać tu typowy dla Herberta sposób wykorzystania tkwiącej w gramatyce języka możliwości konstruowania wypowiedzi o dwu (co najmniej) sensach. Próba ostatecznego wyboru jednej z nich jest zawsze ryzykowna, nie inaczej jest w tym wierszu. Zresztą próba znalezienia odpowiedzi na pytanie, jaki może być podmiot, nie daje odpowiedzi na pytanie, czym dokładnie jest głos wewnętrzny. Nie da się ocenić postawy moralnej podmiotu, gdyż on sam nie daje o sobie jednoznacznej informacji. Nie da się nawet stwierdzić, czy ta podwójność jest przypadkowa, czy też podmiot celowo się nią posługuje, czy na swoją wypowiedź nie nakłada maski? Czy można zakładać, że jego wypowiedź jest prosta i bezpośrednia, zwłaszcza gdy widzimy, że chętnie posługuje się ironią („dobrze się zgadzamy”). Problem ironii jest bowiem innym z najważniejszych zagadnień poetyki Herberta: zawsze przy interpretacji musimy rozstrzygnąć czy i na ile dany utwór jest ironiczny, a często przecież bywa to ironia złożona, wielowarstwowa.
Co, jeśli nie głos wewnętrzny, decyduje o wyborach etycznych podmiotu?
Powiada on o głosie: „udaję że traktuję go na równi” – ale nie powiada na równi z czym. W tej elipsie tkwi być może odpowiedź na to, co jest przeciwwagą dla głosu wewnętrznego. Być może zresztą nie ma niczego, przeciwwagą dla głosu jest pustka, ale tego się nie dowiemy; wiemy tylko tyle, że utracił on już swój wpływ. Poza tym podmiot powiada przecież „nigdy nie odmawiałem”, a to znaczy, że kieruje się jakimiś zasadami, jakiekolwiek by one nie były, jego wybory nie są przypadkowe.
Czy jednak głos nie był zupełnie potrzebny podmiotowi?
Traktuje go jak zabawkę, ale powiada też „nie mam nadziei / trochę żalu / gdy leży tak / przykryty litością” I znów można to odczytywać na dwa sposoby: brak nadziei i żal mogą odnosić się do sytuacji samego głosu, ale mogą dotyczyć też sytuacji, w jakiej znajduje się podmiot, pozbawiony oparcia, zdany w decyzjach na samego siebie (tak więc być może przeciwwagą dla głosu wewnętrznego jest głos samego podmiotu). I tu nie można znów udzielić do końca odpowiedzi, gdyż podmiot w innym miejscu mówi o głosie: „udaję że mi na nim zależy”. Nie da się, jak widać, udzielić pewnej odpowiedzi. Pod tym względem wiersz ten, broniący się przed narzucaniem mu określonego sensu, nie jest niczym niezwykłym w twórczości Herberta. Jedyne, co możemy tu zrobić, to oświetlać tekst pytaniami, pamiętając, że próby nazbyt jednoznacznych odpowiedzi mogą go chyba tylko zaciemnić.
Zobacz:
Zinterpretuj wiersz Zbigniewa Herberta Głos wewnętrzny, zwracając uwagę także na kompozycję utworu.