Perswazyjna funkcja języka na przykładach tekstów propagandowych. Analiza przykładów.
Strategia wstępu
Co to jest perswazyjna funkcja języka?
Każdy tekst, niezależnie od formy, w jakiej został przedstawiony (zapisany czy tylko wygłoszony), pełni jednocześnie kilka funkcji. Są one związane z poszczególnymi elementami aktu komunikacji, w którym zawsze występuje: nadawca, rzeczywistość, o której się mówi, i odbiorca.
Ze względu na to, który element został najsilniej zaakcentowany w konkretnej wypowiedzi, mówimy, że dominuje w niej odpowiadająca mu funkcja, a inne chociaż też są obecne, automatycznie schodzą na dalszy plan.
Z nadawcą wiąże się funkcja ekspresywna (wyrażająca). Nieświadomie jest ona realizowana przez autorów wszystkich tekstów – na podstawie każdej wypowiedzi uzyskujemy przecież jakieś informacje o jej nadawcy, który wypowiadając się na jakiś temat, jednocześnie wyraża samego siebie. Słuchając go (lub czytając napisany przez niego tekst), możemy się zorientować, czy jest wykształcony (zasób i charakter słownictwa!), a wtrącane niekiedy do wypowiedzi regionalizmy pozwalają stwierdzić, z jakiej części kraju pochodzi. Zawsze też – w sposób bardziej czy mniej zamierzony – ujawnia on swoją postawę wobec przedstawianego tematu, uczucia, emocje. Jeśli chodzi o literaturę, to funkcja ta dominuje w liryce osobistej, manifestach programowych, recenzjach i listach.
Z przedstawianą rzeczywistością związana jest funkcja komunikatywna, czyli obiektywne, klarowne i bezosobowe przedstawianie wiadomości na dany temat. Obcujemy z nią w podręcznikach szkolnych, encyklopediach, słownikach i prasowych tekstach informacyjnych, ale tylko tych, które pozbawione są jakiegokolwiek komentarza.
Interesująca nas funkcja perswazyjna (zwana też funkcją impresywną, apelatywną lub konatywną) pojawia się natomiast w wypowiedziach nastawionych na odbiorcę. Jak wskazuje sama nazwa (od łac. persuadeo – namawiać, nakłaniać), teksty, w których ona dominuje, mają go do czegoś zachęcić, przekonać, nakłonić do działania albo zmiany poglądów. Ze szczególną siłą ujawnia się w reklamie i tekstach propagandowych.
Co nazywamy propagandą?
Termin pochodzi od łac. propagare – rozkrzewiać i oznacza rozpowszechnianie oraz wyjaśnianie idei, poglądów i doktryn w celu pozyskania dla nich jak najszerszej grupy zwolenników (definicja ze Słownika terminów literackich). Szczególnie ważną rolę odgrywa ona w czasach zaostrzających się konfliktów politycznych, społecznych i narodowościowych (np. w Polsce pod koniec XVIII w. i po II wojnie światowej – walka pomiędzy obozem komunistycznym a opozycją), przy czym równie często sięgają po nią obydwie zaangażowane w walkę strony. Propagandę można uprawiać za pośrednictwem języka mówionego (przemówienia, orędzia, wystąpienia) bądź pisanego. W tym przypadku możemy się spotkać z tekstami okolicznościowymi (ulotki, jednodniówki, które często przybierają postać paszkwilu lub pamfletu) bądź z dojrzałymi formami takimi, jak:
- literatura propagandowa (poezja okolicznościowa ośmieszająca lub szkalująca przeciwnika, gatunki dydaktyczne – bajka, poemat heroikomiczny, powieść z tezą – pozytywizm, socrealizm);
- publicystyka (wypowiedzi dziennikarskie podejmujące aktualne tematy społeczne, polityczne lub kulturalne, które wykraczają poza granice rzeczowej informacji i ujawniają poglądy osoby piszącej lub reprezentowanej przez niego grupy; jej formy to: felieton, komentarz, list otwarty itp.).
Strategia rozwinięcia
Po jakie środki językowe i stylistyczne sięga propaganda prasowa, by jak najlepiej pełnić swą funkcję perswazyjną? Jakie cechy języka propagandy ujawniają się przy tej okazji?
Analiza wybranych tekstów z polskiej prasy powojennej.
Głos Ludu z 31 stycznia 1947 roku
Niech ta ręka uschnie. Publicysta reakcji emigracyjnej o obcych siłach podsycających walki wewnętrzne w Polsce
Dziennik „Nowy Świat” drukuje korespondencję z Londynu pióra Zygmunta Nowakowskiego, który stwierdza, że rozgrywka wyborcza w Polsce została zaaranżowana w interesie sił zewnętrznych, pragnących wyciągnąć korzyść w grze, której celem jest już nie Polska, ale Niemcy. To sufler, siedzący w budce, starał się doprowadzić w Polsce do ostrej walki wyborczej. „Zapatrywania nasze na Mikołajczyka zmieniły się – pisze dalej Nowakowski.
– Jeżeli w chwili obecnej gdzieś w lasach kryją się jeszcze ośrodki oporu, to przejmuje nas to grozą, ale nie podziwem. Wiemy, iż ośrodki te otrzymują pomoc od czynników z zewnątrz i trudno ich działalność nazwać inaczej, jak zbrodnią przeciwko narodowi polskiemu. Jeśli jest jakaś ręka, która pcha do walki w warunkach całkowicie beznadziejnych, to niech ta ręka uschnie”. Nowakowski powołuje się na przykład powstania warszawskiego i stwierdza, iż wielu uczestników powstania zaczyna trzeźwo oceniać tę sprawę i kwestionuje celowość tej beznadziejnej manifestacji.
W artykule ujawnia się jedna z najistotniejszych cech języka propagandy – jego magiczność. Polega ona na tym, że ów język powołuje do życia własną rzeczywistość, która niekoniecznie musi pokrywać się z jej prawdziwym obrazem. Tu anonimowy autor wyraźnie fałszuje bieżące wydarzenia. W roku 1947 przed wyborami do sejmu w Polsce faktycznie toczyła się walka o władzę (między PSL-em a partiami Bloku Demokratycznego – PPR-em i PPS-em), więc nikt nie musiał jej „aranżować”. Nadawca tekstu za wszelką cenę chce jednak utwierdzić odbiorcę w fałszywym przekonaniu, że gdyby nie obce podszepty, konflikt w ogóle by nie zaistniał. Aby mieć na kogo zepchnąć winę za zaistniałą sytuację, powołuje do życia postać wroga (kolejna cecha typowa dla propagandy komunistycznej). A że nie może wskazać go po imieniu (bo taki ktoś nie istnieje), plącze się wśród mało konkretnych obrazów i określeń. Wróg raz jest „suflerem siedzącym w budce” (sformułowanie wprowadza niezamierzony efekt humorystyczny), kiedy indziej zaś mowa o obcych, podsycających do walki „siłach”, które też nie zostają do końca nazwane.
Warto też zwrócić uwagę na sam rzeczownik „siły”, bo wraz z nim ujawnia się jeszcze jedna cecha języka propagandy – jego rytualność. Polega ona na tym, że w określonych sytuacjach mówi tylko w określony sposób. Słowa pojawiają się zwykle w ustabilizowanym, powtarzającym się sąsiedztwie (stałym kontekście). Konsekwencją tego jest fakt, że wyrazy, które dotychczas były obojętne emocjonalnie, zyskują jakieś zabarwienie – skoro jakiś rzeczownik pojawia się zwykle z przymiotnikiem o zabarwieniu ujemnym, to w końcu sam zaczyna być odbierany jako słowo nacechowane pejoratywnie (negatywnie). W języku propagandy nie ma więc słów neutralnych, które tylko znaczą, każde z nich właśnie dzięki owej „dodanej” emocjonalności również ocenia rzeczywistość (kolejna cecha – przewaga oceniania, wartościowania nad znaczeniem). Tak stało się z naszym słowem „siły”, które w tym krótkim artykule występuje aż dwukrotnie i na ogół (nie tylko w tym tekście) jest łączone z przymiotnikami nacechowanymi ujemnie (tu: „obce” i „zewnętrzne”). Jego powtórzenie jest nieprzypadkowe – autorowi zależało, aby wywołać silne, negatywne emocje i wśród nich z łatwością przemycić odgórne (w tym wypadku – partyjne) opinie i narzucić je czytelnikom (kolejna cecha języka propagandy). Jednocześnie zabieg ten pozwala uzyskać jasny podział świata na dwa obozy („my” i „obóz wroga” – następna właściwość).
Przykład „sił” zilustrował, jak w propagandzie dochodzi do pośredniego wyrażania ocen, ale mogą być one również formułowane wprost. W tym tekście z ich nagromadzeniem spotykamy się w końcowym fragmencie – korespondencji Zygmunta Nowakowskiego. Przynosi je np. zdanie „Jeżeli (…) w lasach kryją się ośrodki oporu, to przejmuje nas to zgrozą, ale nie podziwem” oraz sformułowanie „zbrodnia przeciwko narodowi polskiemu” (jednoznacznie kojarzy się z zagładą – np. z Oświęcimiem). Styl tego fragmentu jest zdecydowanie kolokwialny, a pojawiająca się w nim metafora „usychającej ręki” (tego, kto popycha do walki o władzę) kojarzy się z „językiem awantur rodzinnych” (tak prof. Michał Głowiński określa w Nowomowie po polsku niewyszukane, lecz plastyczne metafory pojawiające się w tekstach propagandowych). Można by spierać się, czy ówczesny londyński korespondent faktycznie rozmawiał z przebywającymi na emigracji Polakami – nie przedstawia przecież jakichkolwiek danych na ich temat (znowu ogólnikowość!).
Powątpiewać w to każe również fakt, że już na pierwszy rzut oka widoczna jest tu wręcz nachalna perswazyjność tego urywka tekstu. Jest on idealnie dopasowany do możliwości intelektualnych mało wyrobionego czytelnika (do takich adresowany był Głos Ludu), a przecież to właśnie skupienie się wokół osoby odbiorcy jest typowe dla tekstów o tym właśnie nastawieniu.
Głos Ludu z 2 stycznia 1947 roku
PÓJDZIEMY DO URN WYBORCZYCH po nowe zwycięstwo demokracji oświadczył tow. Wiesław w Łodzi na uroczystości wręczenia 50 000 legitymacji partyjnej.
Polska Partia Robotnicza w Łodzi obchodziła w dniu 1 stycznia 1947 roku uroczystość wstąpienia w jej szeregi 50 000-go członka. Na uroczystość przybył sekretarz generalny KC PPR tow. Gomułka – Wiesław. Kilkutysięczny tłum, zalegający wielki podwórzec wokół kina „Bałtyk”, przywitał tow. Wiesława w chwili jego przyjazdu niemilknącymi okrzykami i oklaskami. Gorącą owację wywołało ukazanie się tow. Wicepremiera na wypełnionej do ostatniego miejsca sali. Okrzykom na cześć PPR, sojuszu robotniczo-chłopskiego, sojuszu partii robotniczych, a przede wszystkim na cześć tow. Wiesława nie było końca. (…) Wśród niemilknących oklasków i skandowanych okrzyków „Wie-sław”, „Wie-sław” zabrał głos sekretarz generalny KC PPR, tow. Gomułka (…).
Tytuł tekstu z powodzeniem może pełnić rolę sloganu. Tak nazywamy zwięzłe, dobitne sformułowania zbudowane często z ogólnikowych słów, w których nad treścią góruje wpisana a priori (odgórnie, z założenia) ocena. Twórcy sloganów z upodobaniem posługują się przymiotnikami, których zasadność praktycznie jest nie do sprawdzenia, no bo jak np. odbiorcy z lat 40. mieliby zbadać, czy poprzednie „zwycięstwo” PPR-u (wygrane referendum z roku 1946) było tylko efektem sfałszowania głosów? Ale ogólnikowość nie jest w przypadku sloganów wadą, lecz ich bronią – nie sposób z nimi dyskutować, już na starcie wykluczają one możliwość jakiejkolwiek odpowiedzi. Jak twierdzi francuski znawca retoryki, Olivier Reboul: „Dobrze skonstruowany slogan stawia nas przed alternatywą: milczeć albo powtarzać go”. Język propagandy bez sloganów nie mógłby w ogóle istnieć!
Poza tym artykuł zasypuje nas całą lawiną epitetów, które mają podkreślać imponujący rozmiar partyjnej uroczystości i nadawać jej wręcz monumentalny ton. Mamy więc „wielki podwórzec” (archaizm, który wprowadza odcień godności, dostojeństwa), owacja jest nie tylko „gorąca”, ale i „niemilknąca”, a sala „wypełniona do ostatniego miejsca”. To też przemyślany zabieg perswazyjny: chodzi o to, by przytłoczyć odbiorcę rozmachem, który wobec rangi imprezy ma jednocześnie poczuć swą małość (jak średniowieczny człowiek w gotyckiej katedrze) i wyrobić sobie przekonanie, że na tym świecie nie ma potęgi większej aniżeli partia i uosabiający ją towarzysz. Atmosfera jaka towarzyszy jego pojawieniu się (Gomułka nie „przyjeżdża” na miejsce spotkania, lecz dostojnie „przybywa”), ma coś z kultu katolickich świętych i coś z baśniowej wizyty na królewskim dworze.
I tak tekst, który pojawił się na stronie (kolumnie) prasowej poświęconej nie materiałom publicystycznym, lecz informacjom, stracił swój obiektywny charakter. Jego autor, mieszając gatunki, popełnił zasadniczy dziennikarski błąd, ale z pewnością zrobił to celowo: przedstawiając osobistą, oglądaną oczami zwolennika PPR-u relację jako wiadomość, chciał narzucić czytelnikom przekonanie, że jest to obraz bezstronny i nie pozostaje nic innego, jak tylko się z nim utożsamić (znowu założona z góry perswazja).
Głos Ludu z 10 lutego 1947 roku
Kryzys węglowy w Anglii. Londyn tonie w ciemnościach. Ograniczenie pracy radia, kin, teatrów i restauracji
Londyn, 9.02 (PAP). – Komunikaty meteorologiczne zapowiadają dalszą falę mrozów w Europie. W Anglii zaspy śnieżne w wielu okolicach nie tylko utrudniają, ale w ogóle uniemożliwiają wszelką komunikację. Wiele miast angielskich zostało odciętych od świata.
W Londynie ulice wyglądają jak podczas zaciemnienia w okresie wojennym. Londyńczycy rozchwytywali dzienniki z zarządzeniem ministra paliwa i energetyki Emanuela Shinwella o daleko idących ograniczeniach w używaniu prądu. Ograniczenia dotyczą kin, teatrów, restauracyj oraz również radia brytyjskiego. Minister Shinwell ostrzega, że o ile ludność nie zastosuje się do ograniczeń, które zaczynają obowiązywać w niedzielę o północy – w ciągu najbliższych 10 dni sytuacja może stać się katastrofalną.
Ten artykuł staje się szczególnie ciekawy, gdy zestawimy go z tekstem poprzednim. Tam mieliśmy do czynienia z wyolbrzymianiem partyjnych sukcesów, tu zastosowano podobny zabieg, ale jego intencja jest całkowicie przeciwna: chodzi o dyskredytowanie wroga. Teksty propagandowe mają to do siebie, że chętnie podkreślają jego nawet najmniejsze potknięcia, potęgują je i przerysowują. Trudności związane z aurą są zwykłym życiowym problemem – tu zostały przedstawione w taki sposób, jakbyśmy znajdowali się w przededniu końca świata. Tekst ma niemal wymiar apokalipsy. Też nie jest rzeczową informacją, lecz przesycają go emocje i subiektywność. Uwagę czytelnika przykuwa plastyczny, niemal literacki opis „miast odciętych od świata” i „ulic jak podczas zaciemnienia w okresie wojny” (porównanie!). Dramatyczny ton wypowiedzi potęguje ekspresyjny obraz tłumu, który nie „kupował”, lecz „rozchwytywał” (skojarzenie z dzikością i rzucającymi się na pożywienie zwierzętami) gazetę z zarządzeniami ministra o przymusowym wyłączeniu prądu. W Polsce, gdzie wiele miejscowości nie było w ogóle zelektryfikowanych, ta wiadomość nie powinna zrobić najmniejszego wrażenia, dziennikarz PAP-u ogłasza ją jednak takim tonem, jakby obwieszczał ogólnoświatową katastrofę. Ale gdyby atak zimy dotyczył nas albo jakiegoś państwa z naszego obozu, z pewnością zostałby odpowiednio pomniejszony (własne trudności język propagandy tuszuje i ukrywa) – przeczytalibyśmy co najwyżej o „przejściowych niedogodnościach” i „chwilowych zawieszeniach” dopływu prądu (eufemistyczne omówienia).
Strategia zakończenia
Lektura artykułów prasowych przekonuje nas, że język propagandy pełni funkcję perswazyjną, tzn. przekonującą, formującą światopogląd czytelnika.
Jego charakterystyczne cechy to:
- dominowanie pierwiastka wartościującego (aksjologii) nad znaczącym (semantyką);
- narzucanie opinii, wskazywanie, z czym odbiorcy powinni się identyfikować, a co odrzucać;
- operowanie dychotomicznymi, kontrastowymi podziałami świata, przy czym to, co dobre, zawsze skupia się po naszej stronie, zaś zło dominuje w obozie przeciwnym;
- kreowanie sylwetki wroga (nie zawsze autentycznego);
- posługiwanie się w określonych sytuacjach zawsze jednakowym słownictwem, tworzenie schematycznych wyrażeń i określeń (rytualizacja);
- powoływanie do życia własnej rzeczywistości (magiczność); często odbiegającej od faktów.
Pytania do dyskusji
Dlaczego do analizy wybrałeś wyłącznie artykuły, które skupiają się wokół propagandy komunistycznej? Czy sądzisz, że język propagandy zawsze związany jest z polityką?
Proponowana odpowiedź
Nie. Zdaję sobie sprawę, że propaganda może dotyczyć zupełnie innych sfer życia. Można np. propagować zdrowy styl życia, sport, czytanie książek itp. Ale wydaje mi się, że w artykułach, które propagują komunizm, i to właśnie tuż po wojnie, z całą ostrością ujawniają się wszystkie charakterystyczne cechy tego języka i jego perswazyjna funkcja.
Jakim terminem bywa inaczej nazywany interesujący Cię język propagandy komunistycznej? Skąd został on zaczerpnięty?
Proponowana odpowiedź
Jest określany jako nowomowa. Nazwa pochodzi z antyutopijnej powieści George’a Orwella Rok 1984 (ang. słowo newspeak), a w Polsce spopularyzował ją współczesny językoznawca prof. Michał Głowiński.
Mówiąc o literaturze propagandowej, użyłeś terminów pamflet i paszkwil. Czy potrafisz je wyjaśnić?
Proponowana odpowiedź
Pamflet to utwór literacki bądź publicystyczny, często anonimowy, mający charakter demaskatorskiej i ośmieszającej krytyki znanej osoby, środowiska społecznego, instytucji, ale również zjawiska (jakiejś wady – np. pijaństwa). Pamflety uprawiali znani literaci – np. Daniel Defoe, Wolter, Heinrich Heine. Paszkwilem natomiast nazywamy utwór wymierzony przeciwko konkretnej osobie i ośmieszający ją złośliwie w sposób insynuujący, obelżywy i zniesławiający tak, by skompromitować ją w oczach opinii publicznej. Te teksty też są zwykle anonimowe lub podpisywane pseudonimami. Uważa się, że ich nazwa pochodzi od nazwiska rzymskiego szewca Pasquino, który na początku XVI w. zasłynął jako autor zjadliwych i szyderczych epigramatów zwróconych przeciwko znanym osobowościom.