Ulisses jak epos Homera?
Przypominamy sobie Odyseję. Po zakończeniu dziesięcioletniej wojny trojańskiej dzielny Odys (inaczej – Ulisses) wraca do swej ojczyzny – Itaki. Perypetie powodują, że jego tułaczka trwa kolejne dziesięć lat. W domu czeka żona – wierna Penelopa, niezmiennie odrzucająca wszystkich zalotników, którzy chętnie uznaliby Odysa za zaginionego na wieki. Kiedy ojciec nie wraca do domu przez blisko dwadzieścia lat, Telemach (pierworodny syn) wyrusza wraz z Ateną na jego poszukiwanie. Po powrocie do Itaki spotyka go, przebranego za żebraka i dzielnie pomaga pozbyć się bezczelnych zalotników Penelopy.
Tak w skrócie rysuje się motyw, na którym oparty został Ulisses Joyce’a. Symboliczna odyseja, czyli długa wędrówka albo raczej tułaczka obfitująca w niebezpieczeństwa i cudowne przygody, przeniesiona została w wiek XX.
Akcja nowej odysei, a więc Ulissesa, rozgrywa się w ciągu osiemnastu godzin przeciętnego dnia. Datę możemy określić dokładnie, jedna z bohaterek wystukuje ją na klawiaturze – 16 czerwca 1904 r. Labiryntem, po którym wędrują bohaterowie, jest Dublin. W utworze przedstawione zostały wydarzenia z życia trzech głównych postaci: Leopolda Blooma, akwizytora ogłoszeniowego, jego żony Molly oraz młodego nauczyciela i poety – Stefana Dedalusa. Paralelę z Odyseją Homera można przedstawić stosunkowo prosto: Bloom odpowiadałby Odysowi, Molly – Penelopie, a Dedalus – Telemachowi.
Bohaterowie, wyobcowani w świecie zewnętrznym, są jak wygnańcy poszukujący duchowej ojczyzny, jak wędrowcy poszukujący na ziemi zrozumienia. Przeciwnie niż Odys nie znajdują tego, czego szukają. Nie znajdują drogi wyjścia z labiryntu samotności, smutku i frustracji. Czy ich wędrówka kończy się klęską? Może nie chcą dojść kresu, wiedząc, że sens życia tkwi nie w znalezieniu, lecz w nieustannym poszukiwaniu.
Wędrówka w głąb świadomości
Bohaterowie wędrują po ulicach Dublina. Nie jest to jednak podstawowy obszar ich odysei. Zapuszczają się przede wszystkim w głąb własnej świadomości.
Czas i przestrzeń Ulissesa zaczyna się rozrastać do ogromnych rozmiarów, wypełniając setki stron powieści.
To już nie tylko 16 czerwca 1904 r. – pamięć bowiem przenosi bohaterów w daleką przeszłość. Bloom wspomina pierwsze chwile spotkania ze swoją Molly, trumienka dziecka zauważona na ulicy przypomina mu pogrzeb jego synka Rudiego, w piętnaste urodziny córki wspomina jej dzieciństwo. Bloom przypomina sobie pewne fakty, jednocześnie rejestrując zdarzenia teraźniejszości. Oto Leopold Bloom z gazetą pod pachą wędruje do wychodka (Joyce „podgląda” swych bohaterów nawet w najintymniejszych sytuacjach). Rejestruje informacje zawarte w starym numerze Perełek, jednocześnie zastanawiając się, czy wczorajsze zatwardzenie nie sprowadzi hemoroidów. Jego myśli wybiegają jeszcze dalej w przeszłość, przekraczając ramy dnia wczorajszego – przypomina sobie bal dobroczynności, muzykę z tamtego wieczoru i taniec swojej żony. Nie tylko przeszłość i teraźniejszość splatają się w zadumie Blooma siedzącego w wychodku. Czytana gazeta nasuwa mu myśli o przyszłości: może by tak napisać jakiś szkic, który by podpisali pan i pani Bloom? Konwencjonalne ramy czasu zostają zburzone. Nie ma prostego następstwa przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. W głębi świadomości bohatera powstaje system równoczesny (symultaniczny). Symultaniczne jest odczuwanie i przenikanie się uczuć doznanych w przeszłości, przeżywanych „teraz” i tych, które będą odczuwane kiedyś.
To już nie tylko Dublin – wędrując po zakamarkach własnej wyobraźni, przenoszą się bohaterowie do miejsc odległych. Na Westland Row pan Bloom przystanął przed witryną herbarciarni. Jego myśli popłynęły na skutek skojarzenia gdzieś bardzo daleko. Wybrał się na Daleki Wschód i oczami wyobraźni zobaczył piękne miejsce, „ogród świata, wielkie leniwe liście, na których można pływać, kaktusy, ukwiecone łąki”.
Wędrówka po czasie i przestrzeni oddawana jest w monologach wewnętrznych, które wyznaczają kompozycję Ulissesa. Monolog wewnętrzny polega na bezpośrednim rejestrowaniu pracy mózgu ludzkiego podczas procesu tworzenia się w nim myśli i wrażeń, które pisarz przenosi na papier w stanie nieskorygowanym. W utworze Joyce’a uwagę zwracają końcowe partie utworu. Monolog Molly Bloom stał się klasycznym wzorem tego, co nazywano strumieniem świadomości. Przez wiele stron ciągną się rozważania Molly. Luźno łączą się w jej myślach różne wątki. Przypominają się jej zatargi z dorastającą córką, która szczęśliwie wyjechała z domu. Zestawia fakty, które rodzą podejrzenia zdrady męża, wspomina swą pierwszą szaloną miłość i zastanawia się jednocześnie, czy wciąż może być atrakcyjna. Posłuchajmy fragmentu myśli zazdrosnej Molly:
jeżeli to nie to to musi być jakaś dziwka jedna albo druga z którą się zszedł gdzieś albo przygadał ją sobie ukradkiem gdyby go tylko znały tak dobrze jak ja tak bo przedwczoraj gryzmolił coś list kiedy weszłam od frontowego pokoju po zapałki żeby mu pokazać o śmierci Dignama w gazecie jakby mi coś powiedziało i zakrył to bibułą udając że myśli o interesach więc pewnie to było to do którejś która myśli że znalazła w nim frajera…
Ciąg myśli płynie swobodnie – nie przerywają go przecinki, kropki, myślniki. Jest wartkim strumieniem wewnętrznego życia, które nieustannie pulsuje w człowieku, choć do końca nie bywa uświadamiane. Monolog wewnętrzny pozwala na symultaniczne przedstawianie różnych, czasem odległych zjawisk, zarówno zewnętrznych, jak i wewnętrznych, rejestrowanych na rozmaitych piętrach świadomości bohatera. Zapis strumienia świadomości pozwala poruszać się wewnątrz umysłu, docierać nawet w te zakamarki, gdzie swobodna myśl nie uzyskała kształtu powiązanych ze sobą logicznie słów.
Akt artystycznej negacji
Bardzo ważnym elementem budującym powieść jest niezwykle plastyczny język, w którym ma znaczenie każde zdanie, każde słowo, znak przestankowy i nawet pusta przestrzeń pomiędzy znakami.
W jednym z epizodów Bloom i Dedalus wracają piekielnie zmęczeni, mając za sobą nieprzespaną noc, orgię w domu pani Cohen, pijaństwo. Otóż opis tego epizodu jest równie zmęczony jak jego bohaterowie. Fragment jest przeraźliwie długi, zdanie wlecze się za zdaniem, słowo potyka się o słowo. Co chwila gubi się sens w nieskończonej ilości nic nieznaczących wyrazów, niejasnych aluzji, błędów gramatycznych, niedokończonych myśli. Stopienie się stylu ze stanem bohaterów jest zupełne, nieporadne zaś zdania nie wynikają z nieudolności pisarza, lecz są wynikiem jego oryginalnego pomysłu.
Zdania, które odczytujemy w Ulissesie, nie przypominają swą budową tych, które konstruuje się zgodnie z zasadami składni. Urywane bywają często w niespodziewanym momencie, pozbawione niektórych składników, zamiast zdań pojawiają się czasem luźne wyrazy. Są niedokończone i zawieszone w próżni, jak myśli, które nie łączą się ze sobą w swobodnym ciągu skojarzeń. Taka konstrukcja języka pokazuje nam, że podczas pracy mózgu rejestracja wrażeń odbywa się zupełnie inaczej niż wtedy, gdy rozważania te przejdą w mowę i utrwalone zostaną za pomocą głosu lub pisma.
Taka konstrukcja rozbija narrację. Szarpie ją na strzępy. Opowieść trzecioosobowa, czyli komentarz odautorski, swobodnie miesza się z wypowiedziami pierwszoosobowymi, oddającymi nam wewnętrzny świat przeżyć. W niektórych fragmentach te dwa sposoby prowadzenia narracji stają się wręcz trudne do odróżnienia.
T. S. Eliot powiedział, że Joyce „zabił i pogrzebał wiek dziewiętnasty”. Nic nie pozostało z realizmu powieści dziewiętnastowiecznej w ustalonym porządku przedstawiającej swój świat. Lecz czy powieść Joyce’a nie jest jeszcze bardziej realistyczna? Próbuje nam ona przedstawić pełną prawdę o człowieku. Stara się oddać pełne życie i funkcjonowanie tego, co decyduje w ogóle o człowieczeństwie – pracę rozumu, umysłu. Wchodzi w najtajniejsze zakamarki mózgu, odkrywa proces powstawania skojarzeń, pokazuje działanie pamięci. W niezwykle drobiazgowy sposób przedstawia również ludzkie ciało, poświęcając każdy epizod analizie innego organu. Mówi o pięknie i brzydocie ciała, o tym, co w człowieku anielskie i odrażające, o wszystkich aspektach bycia istotą ludzką.
James Joyce stworzył najdoskonalszy, obok Prousta, model powieści psychologicznej.
Stosował technikę strumienia świadomości – czyli rejestrowania luźnych skojarzeń, wywołanych bodźcami z zewnątrz, wspomnieniami i sygnałami wypływającymi z głębin podświadomości.
Nie był wynalazcą tej techniki, stosowała ją równolegle np. Virginia Woolf.
Ulisses to akt artystycznej negacji – Joyce sparodiował w nim mistrzowsko różne rodzaje tradycyjnej narracji powieściowej, różne style i odmiany języka angielskiego.
James Joyce (1882-1941) – bardzo irlandzki i bardzo postmodernistyczny. Dlatego modny. Nad Ulissesem, wydanym w Paryżu 1922 r., pracował długie lata. Początkowo powieść nie spotkała się z uznaniem. Egzemplarze pierwszego angielskiego wydania zostały spalone przez nowojorski urząd pocztowy. W USA książka ta była zabroniona do 1933 r. Obecnie Ulisses uznawany jest za jedno z arcydzieł literatury światowej, wywarł ogromny wpływ na rozwój prozy II połowy XX wieku.