Czy opowiadanie Stanisława Lema Przyjaciel Automateusza to utwór wskazujący na nieograniczone możliwości techniki, czy też pojawia się w nim pewien krytycyzm w stosunku do świata robotów?

Zdaniem Lema technika ma zdecydowanie ograniczone możliwości. Udowadnia to za pomocą prostej historyjki. Robot Automateusz przed wyjazdem w długą podróż zakupił sobie przyjaciela-doradcę Wucha, który miał mu służyć radą w każdej, nawet najbardziej niespodziewanej sytuacji. Początkowo wydawało się, że Wuch sprawuje się bez zastrzeżeń, ale oczywiście prawdziwa okazja do sprawdzianu wszechwiedzącego robota nadarzyć się miała dopiero w ekstremalnych warunkach.
W czasie rejsu doszło do katastrofy, okręt się rozbił, a Automateusz z elektroprzyjacielem w uchu znalazł się na bezludnej wyspie. Wuch rozpoczął swe działanie. Wszak można zorganizować sobie życie nawet na bezludnej wyspie – nieraz dowiodła tego literatura. Okazuje się jednak, że tym razem sytuacja jest znacznie gorsza niż wszelkie robinsonady – na brzegu nie widać żadnych niezbędnych do życia rzeczy, które mogły pochodzić z rozbitego okrętu. Warunki naturalne są zupełnie nieodpowiednie do życia i stworzenia cywilizacji – wszędzie tylko piach i skały, brakuje nawet jaskini, w której można by zamieszkać, a dookoła wyspy rozciąga się bezkresne morze. Taką sytuację elektroprzyjaciel Wuch uznaje za całkowicie beznadziejną i udziela Automateuszowi szczegółowego instruktażu, jak najszybciej doprowadzić do własnej śmierci. W tak beznadziejnej sytuacji nie da się znaleźć żadnego wyjścia, nie ma więc sensu walczyć o przetrwanie – trzeba popełnić samobójstwo, czyli utopić się. Nie taką radę spodziewał się usłyszeć Automateusz, dlatego poczuł się zawiedziony, rozczarowany, rozgoryczony. Postanowił natychmiast pozbyć się swego doradcy z ucha. Kiedy zdesperowany szamotał się z elektroprzyjacielem, nagle pojawiła się pomoc – szalupa ratunkowa cudem przysłana z przepływającego obok okrętu. Rozwiązanie się znalazło, ale nie pochodziło od Wucha, który radził Automateuszowi poddać się, zrezygnować z życia. Doskonale przeliczył prawdopodobieństwo pojawienia się pomocy, ale nie uwierzył w szansę ratunku – jedną na czterysta tysięcy, nie potrafił przewidzieć niespodziewanych okoliczności, które uratowały Automateusza. Technika przegrała więc z cudem, niespodziewanym przypadkiem.