„Wiara zaczyna się tam, gdzie ustaje myślenie”
Søren Kierkegaard 1813-1855

Bóg zażądał od Abrahama ofiary w postaci jedynego syna. Patriarcha podporządkował się woli Boga. Wyruszył z Izaakiem na ofiarną górę Moria. Co czuł wtedy? Był posłuszny, ale co czuł? Nie rozumiał okrutnego rozkazu Boga – trudno jednostce ludzkiej rozumem pojąć prawidła nieskończonego Absolutu. Abraham gorąco w Boga wierzył… co nie znaczy, że nie targały nim lęk i niepokój. Kiedy podnosił rękę, by zabić ukochanego jedynaka – w tej jednej sekundzie zanim Bóg go powstrzymał – wiara i cierpienie musiały stoczyć straszliwą walkę. Na chwilę zostały zawieszone prawa logiki i moralności czy rozumu – zastąpiła je żarliwa wiara. Czy zadrżała ręka Abrahama? Czy właśnie w tej sekundzie ogarnął go egzystencjalny lęk: poczucie samotności, strach końca i ciężar odpowiedzialności, bo decyzję musiał podjąć sam? Nie wypowiedział Abraham swojej wiary ani uczuć, bo cały czas milczał. Nawet pytania Izaaka pozostawił bez odpowiedzi. Milczał, bo w najważniejszych sprawach swojego istnienia człowiek nie potrafi porozumieć się z innym człowiekiem.

I oto okazało się, że jesteśmy samotni na wielkim, zaludnionym świecie. Że do końca nikogo nie znamy. Tak naprawdę nigdy nie zajrzymy w głąb duszy człowieka, który żyje obok nas, nigdy nie poznamy naprawdę jego wnętrza. Nikogo też nie wpuścimy do własnej duszy. I nie odgadniemy prawdy o drugim człowieku, np. wzorując się na sobie. Nie – bo nie ma dwóch identycznych egzemplarzy, dwu powielonych jednostek. Każdy jest inny, czyż nie?

Tak. Istotą myśli Sørena Kierkegaarda było dogłębne przekonanie o wyjątkowości, niepowtarzalności i wartości jednostkowego życia. Absolutnie buntował się przeciw romantycznym koncepcjom widzenia świata i wszelkich istnień jako „jedności”. Protestował też przeciw racjonalnym próbom wytłumaczenia wszystkiego rozumem, szukania oparcia w wiedzy i nauce. Wskazał, że romantycy zapomnieli (lub zlekceważyli) indywidualne cechy każdej jednostki a ci, którzy pokładają ufność w rozumie – pominęli wagę ludzkich uczuć i odczuć.

Kierkegaard wywalczył w filozofii XIX wieku miejsce dla indywidualizmu człowieka i ludzkich uczuć. Zwrócił uwagę na samotność każdej jednostki postawionej wobec lęku o życie, obawy przed śmiercią, odpowiedzialności za własny los.
I dlatego uważany jest za prekursora egzystencjalizmu – nurtu, który niezwykle ważny będzie w XX wieku i wpłynie na literaturę (Sartre, Camus, Beckett). Z tym, że egzystencjaliści zależnie od odłamu różnie traktowali sprawę Boga… Dla Kierkegaarda była to natomiast sprawa najważniejsza.

Urodził się w Kopenhadze w domu zamożnym, ale przesyconym surową religijnością. Część licznego rodzeństwa Sørena zmarła, w domu panowała obsesja śmierci, poczucie grzechu. Prawdopodobnie nader religijny, obarczony poczuciem winy ojciec wpłynął na rozwój psychiki młodego filozofa, choć można też przeczytać, że zapewnił on swojej rodzinie dostatek, a Søren odziedziczył po nim żywy temperament, inteligencję i… poczucie humoru.

Na pewno odegrała w życiu Kierkegaarda dużą rolę kobieta i związana z nią romantyczna historia. Oto pokochał Kierkegaard dziewczynę – Reginę Olsen. Miłość ta nigdy się nie miała spełnić, ale nie dlatego, że kochał bez wzajemności lub różniło ich pochodzenie czy majątek. Nic z tych rzeczy! Søren zerwał zaręczyny (czego towarzyska śmietanka kopenhaska nie mogła mu darować, zarówno pannę jak młodzieńca wzięto ostro na języki). Porzucił Reginę Olsen ze względów ideologicznych – nie czuł się godny, nosił w sobie przeczucie teologicznej misji… Regina Olsen wyszła za mąż za innego mężczyznę.

Kierkegaard – studiował teologię, ale przeciw tej nauce i przeciw Kościołowi zwrócił swoją myśl. Oto ten żarliwy chrześcijanin nie mógł zgodzić się z tym, że nauka Kościoła próbuje umotywować wiarę rozumem, udowodnić (!) istnienie Boga. Wiara to zupełnie coś innego niż rozum – twierdzi Kierkegaard. Rozum w ogóle nie może poznać tego, co naprawdę warte poznania. Rozum buduje systemy, uogólnienia, jakieś abstrakcyjne definicje – a wszelkie ogólne systemy pomijają cechy indywidualne, a więc najważniejsze.

Co znaczy „człowiek” w ogóle? Nic nie znaczy, bo to co wspólne wszystkim ludziom jest bez znaczenia. Prawdę o danej jednostce stanowi to co charakterystyczne tylko dla niej. A tu – jak już wiemy – cudzy rozum nie zajrzy… I podobnie jest z wiarą – tam potrzebna, gdzie rozum odpada. „Credo quia absurdum” – wierzę, bo to absurd, powtarza myśliciel za Tertulianem. Przypomnij Abrahama. Tam gdzie rodzi się absurd, pozostaje tylko wiara. Tam gdzie zrozumieć nie można swojej egzystencji we wszechświecie, swojej samotności i lęku przed śmiercią – pozostaje wiara i Bóg.

 

Zobacz:

Egzystencjalizm