W połowie XIX wieku Europa przeżywa kryzys wartości. Zmęczeni rewolucjami, zrywami powstańczymi, jej mieszkańcy tęsknią za spokojem i dobrobytem. Nowa klasa społeczna, burżuazja, rośnie w siłę, dorabiając się zawrotnych fortun na przemyśle i na giełdach. Troska o codzienność sprzyja w Europie postawom apolitycznym. Na tę stabilizację moda nie zareagowała ekstrawagancją. Niewygodne krynoliny, ściskające ciało gorsety, surduty i kamizelki – to odpowiedniki skrępowania w sferze moralności.
Utylitaryzm a moda kobieca
Utylitaryzm, mający kształtować postawy pozytywistycznego społeczeństwa, nie znalazł zastosowania w sferze kobiecej mody. W latach pięćdziesiątych XIX stulecia nieoczekiwanie wróciły do łask szerokie, mające kształt dzwonu spódnice, rozpięte na obręczach lub włosiance. W 1856 roku ówcześni inżynierowie skonstruowali lekką, elastyczną klatkę z giętkiej, stalowej taśmy, która stała się nieodłącznym elementem mody II Cesarstwa. Krynolina – „najtrwalsze dzieło Napoleona III”, jak złośliwie podsumowano lata panowania cesarza – pojawiła się ponoć za sprawą cesarskiej małżonki, pięknej Eugenii, która dzięki niej chciała zatuszować ciążę. To zaś skomentowano ironicznie, mówiąc: „kobieta zaczyna zajmować dużo miejsca w świecie, czego dowodem jest jej sposób ubierania się”. Krynolina zrobiła jednak zawrotną karierę. Była strojem królowych i służących.
Dzięki wynalezieniu w połowie XIX wieku maszyny do szycia możliwe stało się zdobienie sukien niespotykanym dotąd bogactwem falbanek i koronek, które powiększały jeszcze obwód spódnicy. Maszyny do szycia i do mechanicznego haftu umożliwiały również rozpoczęcie na wielką skalę wyrobu dodatków do sukni: haftowanych mankietów, kołnierzy czy czepków. Powodzeniem cieszyły się szale i koronkowe chustki w formie narzutek na ramiona. Za okrycie wierzchnie służył kloszowy płaszcz, odpowiednio szeroki, by otulić spódnicę.
Niedościgłymi ideałami w wielkim świecie były dwie konkurujące ze sobą piękności: cesarzowa Eugenia, żona Napoleona III, oraz Elżbieta, żona cesarza Austrii Franciszka Józefa, sławna z urody Sissi. Naśladowano nie tylko ich styl ubierania się, ale również uczesanie. Na fryzurze Eugenii wzorowano modny wówczas sposób ułożenia włosów: rozdzielone na środku równym przedziałkiem i miękko zaczesane na uszy, upinano z tyłu, by opadały na szyję w formie loków. Zdecydowanie trudniej było naśladować austriacką monarchinię, słynącą z pięknych, długich włosów, których kunsztowne upinanie zajmowało jej nadwornym fryzjerkom dobrych kilka godzin. To właśnie prowadząca aktywny tryb życia Sissi pierwsza pozbyła się krynoliny, która dla niej musiała stanowić wyjątkowo uciążliwy element garderoby. Elżbieta bowiem jeździła konno, pływała i uprawiała mordercze dla towarzyszących jej osób, wielogodzinne spacery.
Na początku lat siedemdziesiątych moda kobieca osiągnęła apogeum skrępowania i niewygody. Co prawda z krynoliną panie pożegnały się w roku 1868 roku, ale pozostały inne ograniczenia. Najbardziej dokuczliwym był – usztywniony stalowymi wkładkami, grubym płótnem i twardą, gumową taśmą – gorset. Kobiety dobrowolnie godziły się na tę torturę, traktując ów pancerz jako skuteczny sposób na mankamenty sylwetki. Noszenie gorsetu, który dzięki sznurowaniu uwydatniał cienką talię, przynosiło jednak więcej zdrowotnych szkód niż estetycznych korzyści. Powodowało nie tylko omdlenia, lecz także deformacje ciała, a nawet poronienia.
Szczytem niewygody była również tak zwana turniura – skrzętnie ukryta pod ubraniem konstrukcja uwydatniająca tył spódnicy; w latach osiemdziesiątych zastąpiła ją zwykła mała poduszeczka, przywiązywana w talii tasiemkami. Pojawieniu się turniury towarzyszył nowy trend. Popularne stały się wąskie, prawie pętające nogi suknie i wysokie, ułożone z loków fryzury, wyraźnie nawiązujące do mody z czasów Marii Antoniny. Miniaturowy kapelusik zakładany na starannie ufryzowaną głowę pełnił funkcję dekoracyjnego przybrania. Zaznaczyła się też wyraźna różnica między zdecydowanie krótszą suknią spacerową a wizytową toaletą z trenem. Długi ogon sukni, stale noszony w ręku, stanowił jeszcze jeden niepraktyczny element ówczesnych strojów. Nie tylko utrudniał chodzenie, siadanie czy taniec, ale przede wszystkim brudził się niemiłosiernie, zwłaszcza jeśli dama pozbawiona karety musiała pieszo pokonywać trotuary zabłoconych ulic. Przed kurzem i błotem nie chroniły nawet buciki z wysoką, sznurowaną lub zapinaną na szereg guziczków cholewką, i koniecznie na obcasach.
Nieco bardziej praktyczne stroje pojawiły się w drugiej połowie XIX wieku na Wyspach Brytyjskich. Do uprawiania sportów, gry w tenisa, krokieta czy jazdy konnej angielska lady potrzebowała bowiem ubioru, który zapewniałby jej swobodę ruchów. Strojem takim okazała się dopiero suknia z lat dziewięćdziesiątych, z szeroką, odsłaniającą kostki spódnicą. Dla końca stulecia znamienne jest również poszukiwanie inspiracji w modzie męskiej. Pojawiły się kostiumy składające się ze spódnicy, bluzki i żakietu. Popularność zyskał także czarny melonik, zakładany przez damy do jazdy konnej.
Tużurek i melonik
Anglia coraz częściej zabiera głos na temat mody, zarówno w kwestii fasonu, koloru, jak i gatunków tkanin. Jeśli chodzi o modę męską, druga połowa XIX stulecia nie przyniosła jednak rewelacji. Nadal obowiązują te same zasadnicze typy ubioru: tużurek i surdut oraz okrycia wierzchnie określane jako palta. Surdut to uwspółcześniona wersja habitu. Noszony na kamizelce, szyty z grubych, wełnianych tkanin, służyć mógł również za płaszcz. Tużurek, ciemny, z aksamitnym kołnierzem, kieszonką na lewej piersi i wąskimi rękawami, zapinany z przodu na pięć guzików, stanowił strój codzienny; ze względu na swój funkcjonalny charakter cieszył się powodzeniem aż do początku XX wieku. Jeśli chodzi o krój męskich ubrań, zaznaczyła się z czasem tendencja do zaniechania dopasowanego fasonu na rzecz luźnego, który nie podkreśla talii.
Typowym elementem mody męskiej stał się w drugiej połowie stulecia kapelusz filcowy bądź sztywny, czarny melonik, który w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych pojawił się również w modzie kobiecej.
O tym, że ubiór męski nie był jednak całkowicie wolny od konwenansów, świadczy obowiązujący wówczas strój sportowy. Aktywni, sprawni fizycznie panowie występowali na kortach tenisowych w pełnej gali: w długich spodniach, koszulach z długimi rękawami, mankietami i wysokimi kołnierzami, w krawatach i kapeluszach. W latach osiemdziesiątych, z inicjatywy pomysłowych arystokratów z Dublina, pojawił się biały strój tenisowy, który miał stanowić rozwiązanie wstydliwego problemu związanego z uprawianiem sportu: mniej widoczny był na nich pot.
Czerń, czamary i konfederatki
Dzieje powstania styczniowego na długo określiły styl ubierania się Polek, które za pomocą surowych i poważnych strojów manifestowały postawę patriotyczną. Już w okresie poprzedzającym wybuch powstania większość kobiet przywdziała czarne suknie na znak żałoby narodowej. Smutną i dostojną czerń ożywiała jedynie biel koronkowych kołnierzy i mankietów. Okazuje się jednak, że nawet w tragicznych okresach historii narodu kobiety nie przestają być wrażliwe na modę. Triumfalny pochód krynoliny dotarł również do Polski i nie oparły się jej nawet największe patriotki. Zresztą krynolina zapisała się w dziejach mody również jako pomocna w działalności konspiracyjnej: szerokie spódnice umożliwiały przemycanie tajnych dokumentów, a nawet broni.
Wszelkie odstępstwa od mody narodowej uznawano za zdradę, a noszenie złota i brylantów za świętokradztwo. Kosztowne zasoby szkatuł przekazywano na potrzeby Rządu Narodowego. Do prostej, skromnej sukni odpowiednia była jedynie biżuteria patriotyczna: krzyżyki i medaliony z czarno spatynowanej stali, bransolety w formie więziennych łańcuchów, broszki dekorowane motywem cierniowej korony.
Charakterystycznym strojem ówczesnych mieszczan była czamara, pozostałość po osiemnastowiecznym stroju polskim, przypominająca krojem szlachecki kontusz, ale z wykładanym kołnierzem, prostymi, nierozciętymi rękawami i szamerowaniem przy zapięciu. Czamary jeszcze na początku lat pięćdziesiątych zastępowały surdut. W okresie powstania styczniowego pełniły funkcję mundurów. Popularnym wśród powstańców nakryciem głowy, uważanym za element stroju narodowego, była konfederatka, czapka bez daszka, okolona barankiem, ewentualnie zdobiona piórami.
W patriotycznym zwyczaju było także noszenie kontuszy i żupanów, które przywoływały dawną świetność Rzeczpospolitej i pozwalały zademonstrować przywiązanie do narodowej tradycji. Niezbędnymi dodatkami do „stroju starożytnego” były pas lity i karabela; Polacy pod zaborami musieli wnosić do ówczesnych władz petycje z prośbą o pozwolenie na ich noszenie.
Patriotyczny obowiązek noszenia odpowiednich strojów spoczywał również na dzieciach. Chłopcom zakładano powstańcze czamary, szamerowane kożuszki i czapki obszyte barankiem.
Dziewczynki w czarnych sukienkach nawet swoje lalki ubierały na czarno, a kółka do zabawy obwiązywały żałobną szarfą.
Wiek dżinsów?
Aż trudno uwierzyć, że dżinsy zostały wymyślone w konserwatywnym i purytańskim wieku XIX. Dzisiejsza nazwa lewisy pochodzi od imienia ich twórcy, Claude’a Lévi-Straussa. W okresie kalifornijskiej gorączki złota z płótna przeznaczonego do reperowania żagli statków, które cumowały w portach Zachodniego Wybrzeża, uszył spodnie dla poszukiwaczy kruszcu. Aby dłużej służyły, ich szwy wzmocnił metalowymi nitami, a białe płótno ufarbował na niebiesko. Tak oto nie tylko został krawcem, ale też na produkcji dżinsów, początkowo szytych dla amerykańskich robotników, dorobił się majątku.
O sufrażystkach, spodniach i równouprawnieniu
Na lata czterdzieste XIX stulecia przypada początek walki kobiet o prawo do chodzenia w spodniach. Niejaka Amalia Bloomer z Ohio w Ameryce, jedna z pierwszych emancypantek na świecie, ogłosiła wówczas wszem wobec, że kobieta, podobnie jak mężczyzna, ma prawo publicznie pokazywać się w spodniach. Na dowód tego, że traktuje sprawę serio, zaczęła lansować nową modę: nosiła pantalony ściągane w kostce, które na cześć gniewnej bojowniczki nazwano bloomerkami. Ponieważ nie dodawały kobietom wdzięku, częściej były obiektem zainteresowania satyryków niż krawców. Problem jednak pozostał i od tej pory kwestia spodni zajmowała ważne miejsce w publicznej dyskusji z udziałem sufrażystek. W latach osiemdziesiątych angielskie feministki jawnie wypowiedziały wojnę spódnicy. „Spódnica jest oznaką niewoli kobiety. W spódnicy nie można stworzyć nic wielkiego. Mężczyźni nam ją narzucili podobnie jak jarzmo wołu” – deklarowały. Doprowadziły nawet do stworzenia teorii naukowej, zgodnie z którą dotychczasowy sposób ubierania się kobiet miałby być przyczyną chorób i wszelkiego zła. Wśród propozycji reformatorek, prócz całkowitego wyeliminowania spódnicy, pojawiły się także rozwiązania pośrednie, jak propozycja podzielenia jej na dwie nogawki. W 1885 roku na wystawie londyńskiej pojawiły się pierwsze warianty kostiumów spodniowych. W tych bojach nie chodziło jednak o przewrót w modzie, ale o coś znacznie poważniejszego – o równouprawnienie polityczne i obyczajowe.