Medaliony Zofii Nałkowskiej,
Opowiadania Tadeusza Borowskiego,
Zdążyć przed Panem Bogiem Hanny Krall
W stronę dokumentu
Charakterystyczną cechą prozy mówiącej o wydarzeniach II wojny światowej jest rezygnacja z fikcji literackiej. Po cóż zmyślenie, skoro rzeczywistość przerosła wyobraźnię? Omawiane tu utwory są dokumentami – opowiadają o wydarzeniach, które stały się udziałem konkretnych ludzi, ich autorzy starają się przy tym pokazywać to, co typowe, powtarzalne w wojennych losach. Są to jednocześnie dzieła niejednorodne formalnie. Medaliony łączą cechy opowiadania, reportażu, nawet eseju. W Opowiadaniach Borowskiego także znajdziemy refleksje nadające tekstom charakter eseistyczny. Utwór Hanny Krall jest wywiadem z Markiem Edelmanem, ale też po trosze reportażem, dokumentem beletryzowanym. Trzy wymienione dzieła łączy także duża dokładność w pokazywaniu wydarzeń wojny, szczegółowość opisu, niekiedy wprost skupienie na drobiazgach. „Dwie malutkie kosteczki” mogą mieć większą siłę wyrazu niż stos zwłok, a wspomnienie czerwonego swetra przypomina o ważnych emocjach i doznaniach. Autorzy nie komentują za wiele – to czytelnik ma ocenić, wyciągnąć wnioski. Rezygnuje z tego komentarza zwłaszcza Zofia Nałkowska, której Medaliony są określane jako „arcydzieło pisarskiej powściągliwości”.
Omawiane teksty są utworami o pamiętaniu, zapisem ludzkich przeżyć. Ten wspomnieniowy charakter najwyraźniej widać w tytule zbioru opowiadań Nałkowskiej. Medaliony to zdjęcia umieszczane na nagrobkach, pamiątka po zmarłych, świadectwo pamięci. Utwór jest więc takim pomnikiem ofiar wojny, formą przekazania następnym pokoleniom ich przeżyć, cierpień. Medalion to także rodzaj talizmanu. Tak można określić psychikę każdego z rozmówców Nałkowskiej – ci ludzie kryją w sobie jakieś przeżycia. Sprowokowani, otwierają się na moment. Na przykład bohaterka opowiadania Dwojra Zielona jest Żydówką – przedstawicielką narodu skazanego przez Niemców na zagładę. Mówi o swoich cierpieniach: oko straciła w czasie, gdy Niemcy świętowali sylwestra – zabawę znaleźli w strzelaniu do ludzi. Ukrywała się tygodniami na strychu, jedząc tylko znalezione tam kawę zbożową i kaszę mannę. Marzeniem kobiety było przekazanie prawdy o tych dniach wojny. Taka prawda jest subiektywna, czasem trudna do zaakceptowania. Na przykład wizja obozów u Borowskiego – wywołała wiele kontrowersji, pisarzowi zarzucano nihilizm. Taka jest jednak jego prawda.
Wspomnieniowy charakter może mieć też wpływ na kompozycję utworu. W Zdążyć przed Panem Bogiem mamy do czynienia z epizodami ułożonymi niechronologicznie. Może to sprawiać wrażenie chaosu – tak jednak układają się wydarzenia w ludzkiej pamięci. Hanna Krall powraca kilkakrotnie w rozmowie z Edelmanem do tych samych kwestii, stara się zrozumieć.
Koszmar ludobójstwa
Tym, co najmocniej przeraża w literackich obrazach wojny, jest masowość śmierci. Śmierci odhumanizowanej, anonimowej. Ofiar były miliony: pochody zdążały do komór gazowych Oświęcimia i na Umschlagplatz w warszawskim getcie. Cóż po nich pozostało?
Ktoś pokazywał znaleziony strzęp pudełka od zapałek z greckim nadrukiem, inny wymyte przez deszcze papierki z cudzoziemskimi firmami aptek. Ktoś na miejscu dawnego krematorium znalazł dwie malutkie kosteczki ludzkie.
(Człowiek jest mocny)
Taka śmierć budzi w człowieku wewnętrzny sprzeciw. Marek Edelman tłumaczy wybuch powstania w getcie właśnie „tęsknotą za pięknym umieraniem”, nie z głodu czy w komorze gazowej:
Przecież ludzkość umówiła się, że umieranie z bronią jest piękniejsze niż bez broni. […] Chodziło tylko o wybór sposobu umierania.
W obrazach niemieckiego ludobójstwa przeraża także perfekcyjne zorganizowanie machiny śmierci. Okazało się, że można zniszczyć cały naród – spokojnie i metodycznie. Los Żydów w czasie II wojny światowej jest tego tragicznym przykładem.
W cytowanym wyżej opowiadaniu Człowiek jest mocny Nałkowska pisze o obozie w Chełmnie. Do końca oszukiwani ludzie, pewni, że trafili do zakładu kąpielowego, byli duszeni spalinami w samochodach. Potem tylko wyrzucenie „ładunku” i kolejny kurs… Nikt się nie buntował, bo nie przeczuwał niebezpieczeństwa – Niemcy mogli spokojnie realizować swoje plany. W Opowiadaniach Borowskiego pokazany jest podobny mechanizm. Ludzie z transportu są kierowani najpierw do łaźni, mają się rozebrać i pozostawić swoje rzeczy. W rzeczywistości czeka ich nie kąpiel, ale bolesna śmierć w komorze gazowej. Krematorium pracuje dzień i noc, w opowiadaniu Ludzie, którzy szli Borowski pozwala czytelnikowi wyobrazić sobie tę masowość zabijania:
Wróciłem z piłką i podałem na róg. Między jednym a drugim kornerem za moimi plecami zagazowano trzy tysiące ludzi.
I to wszystko
bez czarów, bez trucizn, bez hipnozy. Paru ludzi kierujących ruchem, żeby tłoku nie było, i ludzie płyną jak woda z kranu za odkręceniem kurka (U nas w Auschwitzu…).
Oszukiwani są także Żydzi z warszawskiego getta, wywożeni z Umschlagplatzu do Treblinki (Zdążyć przed Panem Bogiem). Władze niemieckie ogłaszały, że to „przesiedlenie na wschód”, nawet dawano wygłodniałym ludziom bochenki chleba na drogę… I niewielu wierzy w możliwość zagłady – przecież nie marnowano by tyle chleba!
Szczególne wojenne przestrzenie
a) Getto
Z niemieckiego przeświadczenia o konieczności eksterminacji Żydów narodziły się getta – zamknięte dzielnice, w których gromadzono ludność żydowską. Oddzielone wysokim murem od „normalnego” świata kryły rzeczywistość jak z koszmaru – pokazuje to wyraźnie relacja Marka Edelmana w Zdążyć przed Panem Bogiem. Getto miało własny zarząd (na czele gminy warszawskiej stał Adam Czerniaków), własną policję, szkoły, szpitale. To jednak tylko zewnętrzne pozory normalności.
Głównymi problemami warszawskiego getta były przeludnienie i głód. Na niewielkiej przestrzeni stłoczono tysiące ludzi, pozbawionych pracy i majątku. Większość Żydów nie miała z czego żyć, a racje żywnościowe były minimalne. Trudno w pełni pojąć, jak straszny głód panował w getcie. Prowadził do przypadków kanibalizmu, do utraty wszelkich hamulców moralnych – wyrywano jedzenie dzieciom, zupę dla nich trzeba było dzielić w asyście policji. Lekarze w getcie prowadzili badania nad głodem. Hanna Krall cytuje wstrząsające fragmenty naukowego opisu zmian zachodzących w narządach wewnętrznych człowieka i w jego psychice. Ludzie stawali się ospali, senni – z apatii wyrywał ich jedynie widok jedzenia. Badania przerwała likwidacja getta, którą Niemcy rozpoczęli w 1942. „Zaraz po zniszczeniu surowca zginęli zresztą i badacze”.
b) Obóz
Przerażającym wytworem totalitarnego sytemu są także obozy koncentracyjne. W licznych świadectwach więźniów powtarzają się takie same elementy: straszliwy głód, prowadzący niekiedy do kanibalizmu (Dno), zimno, praca ponad siły, różnego rodzaju tortury i bicie, wyczerpanie fizyczne i psychiczne.
Najdokładniejszy obraz obozu znajdziemy w Opowiadaniach Borowskiego. Rzeczywistość Oświęcimia przedstawia nam będący wewnątrz obozowego życia narrator – vorarbeiter (pomocnik kapo) Tadek. To człowiek zlagrowany, obyty z realiami obozu – dzięki takiemu zabiegowi poznajemy prawdę o Oświęcimiu, jakiej nie dałoby relacjonowanie wydarzeń przez kogoś z zewnątrz. Czym jest obóz? Przede wszystkim miejscem powszechnego i dobrze zorganizowanego zabijania. Tłumy idą do komór gazowych, dzień i noc pracują krematoria. Obóz jest także przynoszącym milionowe zyski przedsiębiorstwem. Niemcy zagarniają majątki więźniów – nie tylko pieniądze i kosztowności, ale nawet okulary czy szczoteczki do zębów. Wszystko się może przydać. W relacji Borowskiego rampa oświęcimska jest nazywana kanadą – można na niej znaleźć wszystko. Trzeba to tylko zabrać i posegregować:
Fachowi, rutynowani ludzie będą (…) grzebać we wnętrznościach, wyciągną złoto spod języka, brylanty z macicy i kiszki odchodowej. Wyrwą im złote zęby. W zabitych szczelnie skrzyniach odeślą do Berlina.
Ba, nawet ludzkie ciała są przedmiotem wyzysku! Z włosów można przecież zrobić materace…
Na więźniach przeprowadzano eksperymenty naukowe, zmuszano ich do pracy ponad siły. Wstydliwą tajemnicą wielu niemieckich firm jest korzystanie z obozowych niewolników. Obóz stanowi miniaturowe miasto, ale jest „miastem oszustw”. Trawniki, alejki, imprezy rozrywkowe to tylko oszukańcze próby zachowania pozorów normalnego życia. Wszystko po to, by okłamać cały świat, by stworzyć pozory, że obóz jest normalnym miejscem:
Ci tam z zewnątrz myślą, że to jest potworne, ale przecież nie jest tak źle, skoro i orkiestra, i boks, i trawniczki, i koce na łóżkach… Oszukańcza jest porcja chleba, do której trzeba dokładać, aby żyć. Oszukańczy jest czas pracy, przy którym nie wolno mówić, siadać, odpoczywać. Oszukańcza jest każda szufla ziemi, którą niepełną rzucamy do rowu…
I wreszcie najstraszliwsza prawda wynikająca z Opowiadań Borowskiego – obóz jest także miejscem, do którego można się przyzwyczaić. Widać to choćby w jednym z tytułów: U nas w Auschwitzu… W pewnym momencie więźniowie przyjmują narzucane im prawa i zachowania. Społeczeństwo obozowe jest silnie zhierarchizowane – lepszą pozycję mają w nim ci, którzy potrafią sobie poradzić. Aby przeżyć, człowiek musi nauczyć się egoizmu i cwaniactwa – bezwzględnie walczyć o jedzenie (częste są np. zamiany kotłów czy kradzieże).
Psychiczne okaleczenie
Trudno pojąć w pełni ogrom ludzkich cierpień. Bez wątpienia jednak doświadczenia wojny okaleczają człowieka, bezpowrotnie pozbawiają go wrażliwości. To dlatego młody gdańszczanin w opowiadaniu Profesor Spanner spokojnie relacjonuje wyrabianie mydła z ludzkich zwłok. Nic go nie bulwersuje, nie zastanawia się nad godnością człowieka – po prostu się przyzwyczaił. Nałkowska ma wątpliwości, czy będzie on w stanie powrócić do normalnego świata:
Mogło się zdawać, że i tu rozwieszona jest między nami a nim jakaś „fioletowa zasłona”.
Jakimi ludźmi będą dzieci, które w ostatnim opowiadaniu z cyklu bawią się „w palenie Żydów”? One również uznały zło za normalny element rzeczywistości.
Nie ma miejsca na współczucie, gdy pragnie się przetrwać. To dlatego nikt nie pomaga Żydówce w Przy torze kolejowym. Ktoś przecież mógłby donieść… Ludzie zaczynają bać się siebie nawzajem – nikomu nie można zaufać. Złamanie solidarności międzyludzkiej, utrata wartości moralnych okaleczają człowieka. Nie ma miejsca na miłość, pomoc, przyjaźń, a przecież to one odróżniają nas od innych stworzeń! Tak dzieje się właśnie w obozach – więźniowie pokazani przez Borowskiego bardziej przypominają zwierzęta. Zabito w nich i wrażliwość moralną, i zdolność do protestu. Biernie obserwują obłąkaną rzeczywistość, uznając jej prawa za normę. W opowiadaniach Dno czy Dwojra Zielona Nałkowska przedstawia nam więźniarki obozów, które to piekło przetrwały. Są zrezygnowane, mają poczucie pustki duchowej. Przeżyły, ale nie umieją powrócić do dawnych uczuć, nie umieją nawet cieszyć się z ocalenia życia.
Porażenie wojenne jest udziałem nie tylko ofiar. Czy profesor Spanner nie jest w pewnym sensie także człowiekiem okaleczonym? Wojna pozwoliła mu zapomnieć o najbardziej elementarnych ludzkich zasadach. A ci, którzy są świadkami? „Kobieta cmentarna” nie może wyrzucić z pamięci krzyku zabijanych w getcie, widoku ludzi skaczących z okien płonących domów. Powtarza wciąż: „Nie można wytrzymać”.
Kim jesteś, człowieku?
„Ludzie ludziom zgotowali ten los” – takim mottem poprzedza Nałkowska swoje Medaliony. Człowiek jest więc nie tylko ofiarą, ale także katem. Twórcą kultury i jej burzycielem. Niemcy dali światu zarówno Bacha czy Goethego, jak i profesora Spannera, wyrabiającego mydło z ludzkiego tłuszczu! Utwory mówiące o czasach wojny nieuchronnie zmierzają do trudnego pytania o człowieczeństwo. I zazwyczaj nie pozwalają czytelnikowi powtórzyć za Marią Dąbrowską, że „warunki są tylko warunkami, a człowiek jest aż człowiekiem”. Wydarzenia II wojny światowej ostrzegają, do czego człowiek jest zdolny.
Pierwsze opowiadanie Medalionów – Profesor Spanner – rozpoczyna dokładny opis instytutu, w którym przerabiano ludzkie zwłoki. Cóż za porządek i zorganizowanie! Szczątki posegregowane według stopnia przydatności: głowy oddzielnie, oddzielnie torsy w wielkich baliach… „Recept” (przepis) wiszący na ścianie. Jak widać, intelekt ludzki może służyć rzeczom przerażającym. Spanner – w końcu człowiek wykształcony! – nie ma żadnych skrupułów. Niemieccy lekarze przeprowadzali eksperymenty na więźniach, testowali medyczne nowinki (Dno, U nas w Auschwitzu…). Przerażenie budzi także młody Polak mówiący podczas przesłuchania: „W Niemczech, można powiedzieć, ludzie umieją coś zrobić – z niczego…”. Niczym są dla niego człowiecze szczątki, czymś – mydło, abażur, materac… Gdzie w tym wszystkim poszanowanie ludzkiej godności?
Reifikację człowieka widać także w opisach selekcji na oświęcimskiej rampie. Ludzie są mniej istotni niż przedmioty, które ze sobą przywieźli. Korzyści ekonomiczne są cenione wyżej niż ludzka godność. Borowski stawia w swoich Opowiadaniach bardzo pesymistyczną diagnozę kryzysu europejskiej kultury. Nawet koniec wojny nie zmieni sytuacji braku prawdziwych wartości. Z tej etycznej próżni narodziły się obozy zagłady – ich istnienie jest wynikiem, nie przyczyną. A gdyby Niemcy zwyciężyli wojnę?
Wymordują nam rodziny, chorych, starców. Wymordują dzieci. I nikt o nas wiedzieć nie będzie. Zakrzyczą nas poeci, adwokaci, filozofowie, księża. Stworzą piękno, dobro i prawdę. Stworzą religię.
Piękno, dobro i prawda nie są więc wartościami absolutnymi, niezmiennymi. W czasach nieludzkich nie mogą stanowić ostoi, ratunku – człowiek jest skazany na etyczną pustkę.
Największe pragnienie – przeżyć
Utwory dotyczące lat wojny pokazują wyraźnie, jak nietrwałe są wartości moralne. Pragnienie przetrwania za wszelką cenę sprawia, że człowiek zapomina o miłości bliźniego, pomocy, odwadze. Łatwiej po prostu udawać, że się czegoś nie widzi. W opowiadaniu Przy torze kolejowym ludzie przynoszą rannej Żydówce mleko czy wódkę, jednak nikt nie chce naprawdę jej pomóc. Mają świadomość, że powinni tak zrobić, jednak strach jest silniejszy. I to strach przed sobą nawzajem – w pobliżu nie ma przecież żadnego Niemca! Mieszkańcy Warszawy też widzą płonące getto, żydowskie dzieci umierające z głodu na ulicach, ale są „z tej strony muru”. Łatwiej dać bułkę, niż zaopiekować się drugim człowiekiem. Marek Edelman opowiada o tym, jak własowcy gwałcili młodą dziewczynę w zatłoczonej sali – nikt nie zdobył się na słowo protestu. Jeśli chce się przetrwać w obozie, też trzeba zapomnieć o litości. Borowski opisuje w opowiadaniu U nas w Auschwitzu…, jak przed stojącymi dziesięcioma tysiącami mężczyzn przejechały samochody pełne kobiet przeznaczonych do gazu. Kobiety błagały o ratunek, jednak nikt nawet nie drgnął. Borowski komentuje z goryczą:
Widzisz: to mistyka. Oto jest dziwne opętanie człowieka przez człowieka. Oto jest dzika bierność, której nic nie przełamie. A jedyna broń – to nasza liczba, której komory nie pomieszczą.
Pragnienie życia jest silniejsze niż normalne ludzkie odruchy. W opowiadaniu Proszę państwa do gazu kobieta wyrzeka się własnego dziecka, by tylko nie trafić od razu na śmierć. W utworze Hanny Krall znajdziemy opisy rozpaczliwej determinacji Żydów broniących się przed „przesiedleniem”. Robiono wszystko, by otrzymać „numerek na życie” – małą, żółtą karteczkę z pieczątką chroniącą przed wywózką. Żydowski policjant pragnął swoją gorliwością uratować dziecko, które mu się właśnie urodziło. Dziewczyna odpychała od siebie matkę, która numerka nie dostała. Trzeba jednak zauważyć, że – zwłaszcza w relacji Edelmana – byli też ludzie umiejący pokazać siłę ducha. Postawienie w sytuacji ekstremalnej pozwala odkryć prawdziwą naturę człowieka.
Czy ocalenie życia może być winą?
Czy jednak obojętność wobec zła nie czyni nas za nie odpowiedzialnymi? Borowski nie ma tu złudzeń: nikt, kto przebywał w obozie, nie może pozostać dobrym, udawać, że nie jest odpowiedzialny za zło. W swoich Opowiadaniach pokazuje trudną do zaakceptowania prawdę, że więźniowie byli wobec siebie okrutniejsi niż sami oprawcy. Że kradli, bili, donosili. Nadanie narratorowi imienia Tadek oznaczałoby, że sam Borowski tak właśnie się zachowywał. Przeczą temu relacje świadków – pisarz w obozie starał się pomagać innym, nie stał się takim człowiekiem zlagrowanym jak bohater. Dlaczego w takim razie pokazuje siebie w gorszym świetle? Tę przemyślaną kreację tak tłumaczy Tadeusz Drewnowski w Ucieczce z kamiennego świata:
Utożsamienie Borowskiego z jego przeciętnym (…) bohaterem z masy obozowej, z upodlonym człowiekiem lagrów, jest gestem na wskroś romantycznym. […] Upomina się o jego godność przez wzięcie na siebie całego ciężaru.
To też pewien rodzaj świadectwa – pokazać, do czego ich doprowadzono. Jednocześnie sprzeciw Borowskiego budzą utwory przeciwstawiające złych Niemców niewinnym ofiarom. W komentarzu do jednego z takich tekstów napisał:
Opowiedzcie wreszcie, jak kupowaliście miejsca w szpitalach, na dobrych komandach, jak spychaliście do komina muzułmanów, jak kupowaliście kobiety i mężczyzn, co robiliście w unterkunftach, kanadach, krakenbaumach, na obozie cygańskim, opowiedzcie to i jeszcze wiele drobnych rzeczy […]. Ale piszcie, że właśnie wyście to robili. Że cząstka ponurej sławy Oświęcimia i wam się należy! Może nie, co?
Jakby było w nim poczucie winy, że przeżył, podczas gdy inni nie mieli tyle szczęścia. Podobne uczucie można zobaczyć we wspomnieniach Marka Edelmana, który wykonywany później zawód lekarza traktuje jako formę spłacenia długu. W czasie akcji likwidacyjnej stał przy bramie Umschlagplatzu, starając się wyciągnąć z tłumu tych, którzy byli potrzebni organizacji. Przeszło koło niego 400 tysięcy, ale ocalić mógł nielicznych. Zawód kardiochirurga także polega na ratowaniu ludzkiego życia, właśnie tego dotyczy tytuł utworu:
Pan Bóg już chce zgasić świeczkę, a ja muszę szybko osłonić płomień, wykorzystując jego chwilową nieuwagę. (…)
– Wyścig z Panem Bogiem? Cóż to za pycha!
– Wiesz, kiedy człowiek odprowadza innych do wagonów, to może mieć z nim później parę spraw do załatwienia.
Edelman wspomina też inny przypadek: młodej dziewczyny, która asystowała w getcie przy porodzie i zabiła dopiero co narodzone dziecko. Po wojnie ta dziewczyna została wybitnym pediatrą.
Zatarcie granicy między dobrem i złem
Absurd wojny prowadzi często do pomieszania pojęć, zatarcia granicy między dobrem i złem. Koledzy profesora Spannera, także ludzie wykształceni, tłumaczą wyrób mydła z ludzkich zwłok wypełnianiem rozkazu lub swoistym patriotyzmem („Niemcy przeżywały wówczas wielki brak tłuszczów”). Cóż za tragiczne pomieszanie pojęć! Uciekinierka z opowiadania Przy torze kolejowym zostaje zastrzelona – przez człowieka, który, jak się wydawało, najbardziej jej współczuł. I paradoksalnie – to zabójstwo jest interpretowane jako dowód litości! A przecież nikt nie zaprzeczy, że celem człowieka powinno być ratowanie życia, nie zabijanie. Bohater opowiadania Borowskiego Żyd Beker w imię zasad mordował ludzi za kradzież jedzenia – zabił nawet własnego syna. W więźniach Oświęcimia „bogaty” transport ludzi do komór gazowych nie budzi współczucia, ale nawet pewien rodzaj radości – „Wszyscy żyjemy z tego, co oni przywiozą”. Uczennice szkoły pielęgniarskiej w Zdążyć przed Panem Bogiem łamią ludziom nogi – chroniąc ich w ten sposób przed wywózką do obozu zagłady (Niemcy udają, że Żydzi jadą do pracy – chorzy nie są potrzebni). Młoda dziewczyna, asystująca przy porodzie, zabija noworodka – aby oszczędzić mu cierpień. Paradoksem jest pretensja pod adresem innej dziewczyny, która popełniając samobójstwo w czasie powstania, strzelała do siebie aż siedem razy („zmarnowała nam sześć naboi”). Za dowód wielkiego heroizmu uważa się czyn lekarki, która podczas likwidacji szpitala własny cyjanek oddała dzieciom. Zabiła je, ale dzięki temu miały łatwą, „lepszą” śmierć. Z tych samych względów pracownicy szpitala starali się wstrzyknąć truciznę swoim bliskim. To dobro czy jednak zło? Nie da się jednoznacznie ocenić. Te paradoksalne sytuacje pokazują jednocześnie, jak kruche, względne okazują się zasady etyczne wobec rzeczywistości wojny.
W poszukiwaniu wartości
Czy w takim świecie można w ogóle zachować człowieczeństwo? Autorzy nie dają nam wiele nadziei. Najmniej Tadeusz Borowski, który uważa wydarzenia wojny za dowód nietrwałości kultury, braku zasad moralnych. Ludzie łatwo ulegają złu, potrafią uwierzyć w jego zasadność (relatywizm!). By przeżyć, odrzucą wszelkie zasady, pozbędą się współczucia, wrażliwości. Wielu zarzucało później pisarzowi nihilizm, nie zgadzało się z jego skrajnie pesymistyczną diagnozą. Do oponentów należał Gustaw Herling-Grudziński:
Wyszedłem z Jercewa z iskierką nadziei, której z Oświęcimia nie wyniósł Borowski. Na tym, mówiąc najprościej, polega różnica między nami. Po prostu ja, inaczej niż Borowski, nie straciłem całkowicie wiary w podstawowe wartości ludzkie.
Autor Innego świata starał się pokazać przypadki bronienia przez ludzi swojej godności, u Borowskiego nie ma właściwie takich przypadków. Może jedynie kobieta, która z własnej woli bierze na ręce martwe niemowlęta, skazując się tym samym na „pójście do gazu”. Może piękna dziewczyna z godnością wybierająca swój los i rezygnująca z walki o życie. Jedyną formą pomocy w obozie jest zresztą tajenie prawdy, oszukiwanie do końca. Pracownik krematorium mówi do własnego ojca, że porozmawiają, gdy ten się wykąpie – a przecież doskonale wie, że to nie łaźnia, ale komora gazowa. Także w opowiadaniach Nałkowskiej niewiele znajdziemy przypadków heroizmu. Stara się ona raczej pokazać wewnętrzną siłę człowieka, wielkie pragnienie życia. To dlatego Dwojra Zielona była w stanie przetrwać koszmar ukrywania się na strychu, a bohaterka Dna przeżyć głód i wielogodzinną pracę w fabryce amunicji. W opowiadaniu Wiza bohaterka mówi o tym, jak modliła się do Boga, by nie czuć nienawiści do Niemców. W tym samym tekście pokazane zostały Greczynki – wyczerpane fizycznie, ale śpiewające po hebrajsku żydowski hymn. Stosunkowo najwięcej wiary w niezmienne wartości odnajdziemy w książce Hanny Krall. Ocalającą moc może mieć miłość: „Ludzie garnęli się wtedy do siebie jak nigdy przedtem, jak nigdy w normalnym życiu”. Marek Edelman wiele mówi o obronie godności. Wspomina Żyda, którego dwóch Niemców postawiło na beczce i wśród śmiechów obcinało mu po kawałku brodę. Niby nic strasznego się nie stało, ale:
Wtedy zrozumiałem, że najważniejsze ze wszystkiego jest nie dać wepchnąć się na beczkę.
Niekoniecznie musi to oznaczać konieczność walki: „niegodna śmierć jest tylko wtedy, kiedy się próbowało przeżyć cudzym kosztem”. Choć w Zdążyć przed Panem Bogiem tak wiele mówi się o śmierci, wartością nadrzędną wciąż pozostaje życie. Nie wolno pozostawać obojętnym wobec zła. Przecież „każde życie stanowi dla każdego całe sto procent”…
Heroizacja i deheroizacja
Omawiane utwory nie pokazują herosów, lecz zwykłych ludzi uwikłanych w koszmar przerastający ich psychikę. Typowym bohaterem świadectw obozowych nie jest ktoś podobny do ojca Maksymiliana Marii Kolbego, który poszedł na śmierć głodową za współwięźnia, ale raczej człowiek, który marzy o przetrwaniu i w imię tego nie cofnie się np. przed kradzieżą chleba. Szczególnie drastyczną deheroizację znajdziemy w Opowiadaniach Borowskiego. Pokazani przez niego więźniowie bardziej niekiedy przypominają zwierzęta niż ludzi – zatracili ludzkie odruchy i cechy. Kierują nimi jedynie biologiczne instynkty: za wszelką cenę znaleźć jedzenie, uniknąć bicia, odpocząć.
Ciekawie problem bohaterstwa interpretuje Marek Edelman. Jeśli nie można ocalić życia, trzeba za wszelką cenę ocalić godność. Z takiego założenia wyszli ci, którzy postanowili walczyć – 19 kwietnia 1943 roku w warszawskim getcie wybuchło powstanie. Członków ŻOB-u było, jak twierdzi rozmówca Hanny Krall, tylko 220 i niewiele mieli broni, a jednak walczyli. Edelman unika patosu, traktowania powstańców jako symboli bohaterstwa. Niektórych te zabiegi deheroizacyjne drażniły – na przykład komentarz, dlaczego Mordechaj Anielewicz został przywódcą: „Bardzo chciał nim być, więc go wybraliśmy”. Edelman pragnie pokazywać żywych ludzi, nie postacie z pomników. Z biografii Anielewicza przypomina raczej wstydliwy szczegół, jak ten malował na różowo skrzela ryb w sklepie matki, by towar wydawał się świeży. Bohaterstwo pokazane w Zdążyć przed Panem Bogiem nie jest jedynie heroizmem walki. Edelman przypomina tych, o których zapomniano. Polę Lifszyc wybierającą pójście na śmierć razem z matką, choć mogła ocalić życie (miała „dobry” wygląd). Przełożoną szkoły pielęgniarek Tenenbaumową, która swój „numerek na życie” oddała córce, a sama popełniła samobójstwo. Michała Klepfisza, młodego inżyniera, który własnym ciałem zasłonił karabin maszynowy. Zginął, ale jego oddział mógł przejść.
Jak zrozumieć ten koszmar?
Doświadczenia wojny przerastają człowieka, na zawsze odbierają mu spokój. Ludzie próbują sobie jakoś tłumaczyć to, czego byli świadkami. „Że niechby tylko Niemcy wojnę przegrały, to Żydzi wezmą i nas wszystkich wymordują…” – mówi z przekonaniem bohaterka opowiadania Kobieta cmentarna. To propaganda niemiecka, ale lepsze bezsensowne wytłumaczenie zbrodni niż żadne. Kobieta nie może jednak zapomnieć dzieci wyrzucanych przez okna, by nie spłonęły żywcem, samobójczej śmierci zrozpaczonych ludzi. Nałkowska komentuje filozoficznie, co nas broni przed szaleństwem:
Rzeczywistość jest do zniesienia, gdyż jest niecała wiadoma. Dociera do nas w ułamku zdarzeń, w strzępach relacji. Wiemy o spokojnych pochodach ludzi idących bez sprzeciwu na śmierć. O skokach w płomienie, o skokach w przepaść. Ale jesteśmy po tej stronie muru.
Takie strzępy relacji docierają też do współczesnego czytelnika. Czy bylibyśmy w stanie znieść całą prawdę? W dużo większym stopniu jesteśmy też przecież „po tej stronie muru”. Czy bylibyśmy w stanie tę prawdę zrozumieć? Widać wyraźnie trudność pełnego porozumienia między Markiem Edelmanem a należącą do innego pokolenia Hanną Krall. Dość często pada pytanie, czy warto na szkolnych lekcjach tak dokładnie analizować koszmarną rzeczywistość II wojny światowej. To było ponad 50 lat temu! – mówią uczniowie i nie do końca mają rację. „To” było też całkiem niedawno, w czasie wojny na Bałkanach. „To” dzieje się i teraz w jakimś innym zakątku świata. Literatura dotycząca czasów II wojny światowej jest czymś więcej niż tylko dokumentem. Jest także ostrzeżeniem – pokazuje, do czego człowiek jest zdolny, jak nietrwała okazuje się kultura. Zmusza nas do refleksji nad dramatem ludzkiego istnienia.
Zobacz: