Napisz list, jaki Rymwid mógłby wysłać przed śmiercią do swojego syna.
Jak to napisać?
Postaraj się, aby Twój list był nasycony emocjami, nie zawierał jedynie suchych informacji. Celem pracy jest także ukazanie sceny sądu, tak jak to widział Rymwid – w noweli jest to przekazane we wspomnieniach generała.
Wstęp
Lasy świętokrzyskie, karczma Zagoździe, 1864, noc
Synu mój!
Kiedym Cię opuszczał, byłeś dla mnie Piotrusiem. Teraz, kiedy czytasz ten list, jesteś już pewnie Piotrem i każesz zwać się mężczyzną, nie chłopcem. Wierzę, że list ten do Twoich rąk trafił, i z tą nadzieją na śmierć się szykuję. Nie wiem, co ludzie powiedzą Ci o ojcu i o sprawie, za którą zginął. Więc zaklinam, choćby od lat karmili Cię nienawiścią i pogardą dla mnie, list ten przeczytaj, dowiedz się prawdy. Tyleś mi winien, jako mój syn.
Rozwinięcie
Od małego byłem chowany po wojskowemu. Ojciec – oficer, stryj także. Brat do armii poszedł, więc i ja poszedłem. Służba w carskim wojsku łatwa nie jest, dyscyplina taka, że wielu nie wytrwało. Ale dla mnie to chleb był powszedni, bom nigdy nie był rozpieszczany. Ojciec miał twardą rękę, stryj również. Awansowałem więc i na miano dobrego żołnierza szybko zasłużyłem. Dopóki walki na wschodnich obrzeżach imperium się toczyły, dowództwo armii miało ze mnie pożytek. Ale kiedy doszły do nas słuchy o powstaniu i o tym, że my, Polacy, mamy stanąć z bronią przeciwko Polakom, którzy przecież za naszą wolność życie chcą narażać… Coś we mnie się przerwało. Jakaś fala żalu, złości na ojca, stryja i wszystkich tych, którzy chcieli, żebym język zapomniał, żebym polskości się wyrzekł. Podjąłem decyzję – dołączę do nich, znajdę braci i będę walczyć do upadłego. Z dnia na dzień oczekiwałem okazji, aby szeregi armii opuścić. Lecz czasem jakaś taka żałość mnie ogarniała, że muszę zdradzić tych wiernych żołnierzy, oddanych mi, że muszę złamać przysięgę, w którą tak długo święcie wierzyłem. I że oni odtąd o mnie jak o zdrajcy mówić będą. Bo nie ma, synu, dla żołnierza nic cenniejszego ponad honor. A ja właśnie miałem swój honor zamienić na łachmany i zimne noce w bagnach i błotach. Odszedłem. Stryjowi zostawiłem list. Tłumaczyłem, wzywałem, żeby w moje ślady poszedł, bo przecież żołnierz tak doskonały przydałby się sprawie. Ale nie wierzyłem, że posłucha. On kochał tylko armię. A potem los sprawił, że nasze drogi w tak okrutny sposób się przecięły.
Bandami nas nazywali, zbójami. A jakże mieliśmy walczyć, jak nie podstępem? Na nas nie czekała ciepła kwatera i menażka pełna zupy. Bywały dni, kiedy nic żem w ustach nie miał, oprócz wody z rzeki. Brakowało koni, brakowało dział. Ale mieliśmy serca dzielne i mężne. Do końca, nawet teraz, gdy sprawa już przegraną się okazała. Wreszcie przyszła ostatnia dla mnie bitwa. Pojmali mnie ci, którzy kiedyś przede mną salutowali. I widziałem, że ciężko im było.
Zaprowadzili mnie do kwatery. Sąd miał się odbyć jak najszybciej. Wiadomo, na sądzie jeden może tylko zapaść wyrok. Śmierć. Tak ze zdrajcami robią. A ja jestem zdrajcą. Wolałem od razu, w lesie paść, niż w więzieniach gdzieś gnić. I teraz wiem, że z woli stryja zostanę tu w lesie, w którym każde drzewo znam, każdy dół i wykrot. Świeca dopala się, za oknem już świt. Żołnierze, moi druhowie, kopią dół. Grób dla mnie, jeszcze żywego. Przede mną Twoja fotografia, na niej najdroższa mi osoba. Gdybyś Ty wiedział, jak mi ciężko, że nigdy Cię już nie zobaczę.
Sąd. A wśród sędziów stryj mój, do którego kiedyś biegłem pocieszenia szukać. Nie wiem, komu trudniej było w tej chwili. Chyba jemu, bo mnie już śmierć nie dziwiła i nie przerażała. Szybko to się potoczyło. Kilka pytań, krótkie odpowiedzi. Jedynie kapitan Szczukin nie wytrzymał i od zdrajców mnie wyzwał, krzywoprzysięzców. Żal do mnie miał, bom pod nim służył. Jeno, że mnie już sądy ludzkie nie obchodziły, ja już przed Bogiem zdawałem sprawę. Przed Bogiem i Tobą, mój mały synku. Zanim mnie wyprowadzili, ostatnią swą wolę prosto w twarz stryjowi powiedziałem. Zażądałem, abyś na Polaka był chowany i prawdę o ojcu poznał.
Synu! Jesteś Polakiem i nikt nie ma prawa tego zmienić, poza Tobą samym. Nie wstydź się polskości, bo to wielka i piękna, choć bolesna rzecz. Oby Bóg sprawił, żebyś dorastał w wolnej Ojczyźnie i nigdy nie musiał stanąć przeciwko tym, których kochasz. Piszę to i sam w to nie wierzę. Walczyliśmy do ostatniej krwi, z największym poświęceniem, i wszystko na nic. Za mało nas było, za mało. Wiele lat jeszcze musi minąć, zanim Polska wolna będzie.
Ostatnią wolą skazańca zobowiązałem stryja mego, żebyś na Polaka był wychowany. Stryj człowiekiem honoru jest, więc, choć ten nakaz nie po jego myśli, to jednak sprzeciwić mu się nie powinien. Ostatnia wola zmarłego jest święta. Ale jak jest naprawdę, tego nie dowiem się nigdy. Chcę, żebyś wiedział, że nie mam żalu do nikogo spośród tych, którzy mnie skazali. Wyrok ten sam na siebie wydałem, kiedym opuszczał rosyjską armię w poszukiwaniu rodaków. Na śmierć gotowy jestem i jak żołnierz ją przyjmę. Gdybym jeszcze wiedział, że moja wola spełnioną została. O ile lżej byłoby mi umierać. Ale tego nie dowiem się nigdy…
Zakończenie
Synu, idą po mnie. Czas i nam się żegnać. Pamiętaj o ojcu swym i pamiętaj, żeś Polakiem.
Jeszcze Polska nie zginęła
Jan Rozłucki Rymwid