„Nikt się nie może ostać wobec prawdy, ona jest wielką, wieczną tryumfatorką.” Słowa Emila Zoli zdają się napawać optymizmem wszystkich tych, którzy przeczytali Spójrzmy prawdzie w oczy Stanisława Barańczaka. Wydźwięk słów Zoli jest jasny i stanowczy – prawda zawsze wygrywa!
Barańczak nie kwestionuje tego stwierdzenia (które zresztą jest co jakiś czas potwierdzane przez historię), pokazuje jednakże jego dodatkowy aspekt. O prawdę należy walczyć. A każda walka pociąga za sobą ofiary. Nawet jeśli przyjąć, że „prawda” stanowi absolut, to nie jest on nam dany po wieki w swojej formie najczystszej – czego najlepszym przykładem jest opisana przez Stanisława Barańczaka rzeczywistość sprzed wydarzeń Okrągłego Stołu. Przy rozważaniach na temat prawdy nie sposób uciec od przemyśleń, czym ona w ogóle jest. Jednak dywagacje na ten temat zawsze przypominają brnięcie w ślepy zaułek. Bo odpowiedzi jest zawsze tyle, ilu dyskutantów. Sposób na rozróżnienie zaproponował między innymi Georges Brogue: „Prawda istnieje. Wymyśla się tylko kłamstwo”. Można także posłużyć się sposobem Lwa Tołstoja: „Niezawodną oznaką prawdy jest prostota i jasność. Kłamstwo zawsze bywa skomplikowane, wymyślne i wielosłowne”.
O wiele łatwiej jest odpowiedzieć na pytanie, jaka jest prawda, niż czym jest. Większość definicji opiera się na zasadzie opozycji. Prawda nie jest kłamstwem, czyli bytem wymyślonym. Istnieje niezależnie, jest bytem samodzielnym i niezależnym.
Ma ogromną moc. Nie każdy jej w stanie jest podołać. Stąd pochodzą teorie, że nie zawsze powiedzenie prawdy jest wyjściem najsłuszniejszym. Sposób sprawdza się w przypadku zdarzeń drobnych, codziennych, ale jeżeli przełożyć go na całe życie, staje się kuriozalnym tworem pełnym absurdów. I o takiej właśnie sytuacji pisze Stanisław Barańczak. Z tym że w jego poetyckim ujęciu rzeczywistości nie ma elementów absurdalnych, które być może wywołałyby krzywy uśmieszek u czytelnika. Świat zatrzymany w słowach utworu Spójrzmy prawdzie w oczy jest szary, odarty z jakichkolwiek kolorów. W takim świecie można żyć, chyba tylko z przyzwyczajenia, albo, co bardziej prawdopodobne, ze strachu, z posłuszeństwa.
O tym, że nie jest to jednak ostateczność, mówi już sam tytuł wiersza. „Spójrzmy prawdzie w oczy” to bardzo popularny zwrot frazeologiczny stosowany w większości dyskusji. Sięgamy po niego zazwyczaj w momencie, kiedy chcemy zaznaczyć, że jednak coś wygląda naprawdę zupełnie inaczej. Nie inaczej jest w przypadku analizowanego przeze mnie utworu.
Stanisław Barańczak nie tylko nawołuje do zmiany. Przede wszystkim pokazuje beznadzieję i nierealność stanu istniejącego. Wiersz pochodzi z tomu Jednym tchem, wydanego w roku 1970. Data jest tutaj bardzo znacząca. To czas pełnego rozkwitu PRL-owskich pseudowartości. O tym, że są to wartości sfabrykowane i zakłamane, Stanisław Barańczak mówi wprost.
Utwór Spójrzmy prawdzie w oczy to przykład poezji zaangażowanej; manifestu do wszystkich ludzi żyjących w wirtualnym, komunistycznym świecie. Szczególnie znaczące jest tutaj użycie przez poetę pierwszej osoby liczby mnogiej „my”. To my wszyscy żyjemy w zakłamanym otoczeniu, wśród nauczonych posłuszeństwa ludzi. I to my powinniśmy coś z tym zrobić. „Spojrzeć prawdzie w oczy” i uświadomić sobie, że jest źle. Dopuścić do swojej świadomości fakt, że jesteśmy manipulowani. Przy analizie utworu szczególną uwagą należy obdarzyć trzy kluczowe słowa: oczy, szarość i posłuszeństwo.
Oczy stanowią oś kompozycyjną wiersza. Towarzyszące im epitety odnoszą się nie tylko do nich samych, ale także określają ówczesną rzeczywistość. Wybór jest nieprzypadkowy, bo to o oczach mówi się, że są zwierciadłem duszy. I jakkolwiek może wydać się to banalne, to nie można zapominać, że siła banału kryje się w prawdziwości. Najlepszym przykładem metaforycznego opisu PRL- owskiej rzeczywistości mogą być chociażby : nieobecne oczy, szare oczy, pośpiesznie ocierane z łez nieposłusznych. Należałoby tutaj postawić kilka pytań. Dlaczego oczy są nieobecne? Być może dlatego, że najłatwiej jest nie widzieć kłamstwa i obłudy? Być może dlatego, że w ludziach, którym przyszło żyć w takich czasach, umarła chęć postrzegania? Być może dlatego, że oni tak samo jak ich oczy, są nieobecni. Nie będzie nadużyciem interpretacyjnym, jeśli na wszystkie postawione pytania dana będzie odpowiedź twierdząca. Podobnie ma się sytuacja z epitetem „szare”. W analizowanym utworze Barańczaka pojęcie szarości pojawia się w co najmniej dwóch znaczeniach. Pierwsze ma związek ze zmysłowym postrzeganiem kolorów i oznacza po prostu nijaki, brzydki kolor. Drugie znaczenie ma konotacje egzystencjalne. Wiąże się z nic nieznaczącym, pozbawionym głębszego znaczenia życiem. Należałoby zwrócić uwagę, że szare oczy nie mogą należeć do osoby, której dni są przepełnione radością lub poczuciem spełnienia czy zadowolenia. Szare oczy należą do szarych ludzi. Szarzy ludzie mają szare życie, a to wszystko dlatego, że takie samo jest ich otoczenie. W tym zdaniu kryje się jedna z bardziej trafnych odpowiedzi na zawarte w tytule pracy pytanie. Rzeczywistość ukazana przez Stanisława Barańczaka jest szara. Tak jak ubłocony śnieg czy twarze wyczerpanych ludzi albo życie pozbawione marzeń. Prawdzie zwykło się przypisywać jeden kolor, biały lub czarny. Prawda jest przeciwstawna kłamstwu. Dlatego mówi się, że coś jest białe lub czarne, prawdziwe lub kłamliwe. W czasach PRL-u nie było tak. Półprawdy mieszały się z zupełnymi kłamstwami i dlatego efektem była wszechogarniająca szarość. W całym utworze nie dostrzeżemy ani jednego koloru! Świat nakreślony piórem poety jest bardzo pesymistyczny. Jest pesymistyczny, bo… jest prawdziwy w opisie tamtych, jakże kłamliwych czasów. Ten pozorny paradoks wzmacnia wymowę utworu. Pierwszy krok został wykonany! Poeta posłużył się PRAWDĄ dla opisania kłamstwa!
W utworze pojawia się moment, kiedy oczy ocierane są z łez nieposłusznych. To bardzo ważna chwila. Ujawnia ona bowiem, że nie umarła jeszcze w ludziach wrażliwość. Oni sami są posłuszni, ale łzy nie. Uczucia nigdy nie mogą być posłuszne, dopóki bije serce. Nie ma najmniejszych powodów ku temu, żeby przypuszczać, że opisane łzy to efekt nagłego szczęścia. Wniosek, że ludziom żyje się źle, jest oczywisty.
Poeta nie jest tutaj tylko osobą, która zapisuje, utrwala stan rzeczy. Poeta sam zalicza się do tego milionowego tłumu szarych przechodniów. Jego utwór jest apelem. Apelem o złamanie niszczącego ich posłuszeństwa wobec szarości. Spójrzmy prawdzie w oczy, żyjemy w kłamstwie i uległości wobec systemu niszczącego każdą wyróżniającą się jednostkę. Poeta nie obiecuje, że będzie to łatwe. Nie obiecuje, że natychmiastowo wywoła to tęczę barw i mnóstwo radości. Podkreśla, że trzeba będzie stanąć na wysokości oczu, czyli zadania. A nie będzie to zadanie łatwe. Będzie wymagało odwagi, takiej jaka byłaby potrzebna do napisania kredą na murze swoich poglądów, niekoniecznie zgodnych z wolą większości. Prawda jest wartością najwyższą i dającą poczucie wolności. W tym zarazem zawiera się jej niebezpieczeństwo. Wolność pociąga za sobą lęk i odpowiedzialność za własne czyny. Nie każdy jest w stanie unieść takie brzemię. Jednakże zdaniem poety życie w szarym, monotonnym świecie jest dalece gorsze.
Kto miał rację, rozstrzygnęła historia. Tryumfatorem okazała się PRAWDA i cóż, trzeba oddać honor Stanisławowi Barańczakowi. O słuszności jego teorii możemy przekonać się MY, pokolenie, które PRL pamięta jedynie z opowieści rodziców. Czy teraz jest łatwiej? Unikałbym jednoznacznej odpowiedzi. Jedno jest pewne, w oczach ludzi jest teraz zdecydowanie łatwiej dostrzec kolor. Szkoda tylko, że najczęściej jest to odbicie migających sklepowych lampek czy kolorowych reklam, a nie odbicie ich wnętrza.