Bohater literacki – ofiary miłości
Nagła utrata osoby kochanej miłością wyjątkowo głęboką może wywołać uczucia szczególnie agresywne. W poczuciu krzywdy, raptownego osamotnienia człowiekiem zaczyna rządzić nieodparta potrzeba zemsty na niesprawiedliwym i bezwzględnym świecie.
Wściekła zemsta
Kiedy najdroższy sercu homeryckiego Achillesa przyjaciel – Patroklos ginie na polu bitwy z rąk Hektora, dumny rycerz spod Troi wpada w szał cierpienia. Chwyta oburącz gorący popiół i sypie sobie na głowę, pada na ziemię, tarza się w piasku. Odczuwając niewypowiedziany ból po stracie ukochanego towarzysza szuka zadośćuczynienia. Jego zapalczywa natura każe mścicielowi żądać od świata sprawiedliwości. Pragnie zemsty do tego stopnia, że w jej imię pogwałca własne – dotychczas nieodwołalne – postanowienie zaniechania udziału w wojnie. Sądzi, iż teraz stoi przed nim już tylko to jedno zadanie – pomszczenie Patroklosa – po którego wykonaniu chce umrzeć. Jest całkowicie zdeterminowany żądzą odwetu, bowiem stracił to, co stanowiło o jego szczęściu.
Podobnie do Achillesa bohater romantycznej powieści poetyckiej Byrona syci się wyłącznie przeszłością, która „trapi duszę” kochanka zamordowanej pięknej Leili. W pochmurnej twarzy Giaura widać zamyślenie, które czyni go nieobecnym wśród żywych. Zachowuje się dziwnie: cwałując nagle zatrzymuje konia, dobywa miecza jakby miał z kimś walczyć, choć nikogo nie ma dookoła; znowu gna wśród skał nad zatoką: „… widać było z twarzy i wejrzenia,/ że go opętał duch złego sumienia”. Wygląda strasznie. Przybywszy na pirackim statku do Porto-Leone Giaur chce pomsty – od tej pory to jego jedyny cel w życiu.
Akt zemsty rozwścieczonych bohaterów ma szczególnie okrutny charakter. W pojedynku z Hektorem Achilles przeraźliwie krzyczy, zachowuje się jak chciwy łupu zgłodniały jastrząb, ze zdwojoną siłą „pędem biegnie ognistym” za swą ofiarą, „wzrok wściekły toczy”, czuje w sobie siłę lwa i upór barana.
Od niezwykłej mocy jego włosy „na kształt błyskawicy jaśnieją”. Już nie rzuca, ale ciska w Hektora dzidą. Pragnie nasycić się widokiem konającej ofiary. Nazywa Hektora „psim plemieniem”, przemawia do niego mściwie: „Psy i sępy haniebnie pożrą cię pod niebem”; wykrzykuje z wściekłością, że rad by wyrwać wnętrze Hektora i jeść je. Jest nieustępliwy; twierdzi, że sam nie boi się śmierci, a więc, że nie boi się niczego, po czym zaczyna pastwić się nad bezbronnym ciałem wroga: „Ostrym żelazem nogi przedziurawił obie/ I do wozu swojego przywiązał powrozem”.
Bezczeszcząc w ten sposób zwłoki Hektora na oczach całej Troi, w tym jego matki i ojca, wsiada do wozu i triumfująco ciągnie trupa po ziemi. Celem jego szaleńczego planu jest zwielokrotnienie ofiar. Po Patroklosie płacze on sam, rekompensatą dla jego rozpaczy może być tylko rozpacz całego świata. Wciąż rządzi nim duma, która tym razem doprowadza go do czynu równie niegodnego co strasznego.
Również Giaur, domagając się od świata sprawiedliwej kary, wymierza ją Hassanowi – tak jak muzułmanin wymierzył ją bezbronnej niewiernej żonie, kochance cudzoziemca. Uczucia wrą w sercu Giaura jak w wulkanie, szuka więc ulgi w zbrodni. Giaur atakuje orszak Hassana z zaskoczenia. Planuje napad, zabija Hassana, przebijając mu pierś, odrąbując dłoń, przecinając mieczem turban. Staje nad zakrwawionym trupem, zatapia wzrok w unurzanego we krwi zmarłego, mówiąc z satysfakcją dokonanej zemsty: „Aż w końcu zdrajca padł ofiarą zdrady,/ Jam spełnił swoje, zemścił się nad tobą.”
Giaur nie odnosi jednak pełnej satysfakcji, bowiem prawdziwą zemstę upatruje w doprowadzeniu wroga do takiego stanu rozpaczy, w jakim on sam się znalazł, tymczasem szukając w „licu sinem, krwią nabiegłem,/ Znaków boleści” żadnych nie dostrzega.
Po zrealizowaniu okrutnego planu przychodzi nagłe uspokojenie.
Po przybyciu do swego namiotu Achilles wciąż zachowuje się jakby był pozbawiony ludzkiej wrażliwości – je i pije; który zwykły człowiek potrafiłby ucztować po tak strasznym przeżyciu? I dopiero rozpacz Priama błagającego Achillesa o wydanie zwłok jego syna pozwala uśmierzyć wściekłość, która przeradza się w skrajny w stosunku do niej stan smutnego, zawodzącego płaczu. Już po chwili dopilnowuje przygotowań do pogrzebu Hektora, częstuje zbolałego starca posiłkiem, prosi ducha zmarłego Patrokla o zrozumienie współczucia, które okazuje Priamowi. Jednak gniew Achillesa nie zostaje złamany do końca.
Bohater Iliady wciąż pozostaje potencjalnym mścicielem, bo chociaż mówi Priamowi, że bez względu na jego prośby miał zamiar oddać ciało Hektora rodzicom i Troi, to jednak równocześnie uprzedza kwilącego u jego stóp króla, by nie wzbudzał w nim ponownego gniewu, bo Achilles ciągle czuje w sobie gniew nieprzejednany.
Zemsta dokonana nie przywraca spokoju bohaterowi bajronicznemu. Kochanek nie powróci już do normalnego życia. Dokonawszy zbrodni Giaur będzie szukał odkupienia w ucieczce od świata żywych. Zamyka się w klasztorze na sześć lat, „Dni całe siedzi zamknięty w ukryciu”, „bezprzytomnie gada”, ma widzenia, rozmawia z duchem Leili, jest wyniosły, zaraża wszystkich braciszków gorzkim uśmiechem. Umarły jakby za życia wie, że Bóg nie odpuści mu jego straszliwej zbrodni. Otacza się samotnością w przekonaniu, że nikt nie może ani go zrozumieć, ani przynieść mu ulgi. Nadal jednak jest dumny, zacięty, niepokonany; mówi, że sam nie odbierze sobie życia, że potrafi doczekać wyroków świata; jest silny w swym trwaniu, w cierpieniu. Nie boi się kary za grzech zabójstwa. Jego męka polega na tym, że zrozpaczony nie może płakać, nie może swego bólu rozładować.
Dla dwudziestowiecznej powieści psychologicznej człowiek psychicznie chory staje się szczególnie interesującym tematem. W odróżnieniu od Homera i Byrona pisarz-psycholog przygląda się przede wszystkim ludzkim motywacjom działania, dopiero potem jego istocie i efektom.
Rozczarowana światem bohaterka Granicy Nałkowskiej zostanie postawiona w o wiele bardziej skomplikowanej sytuacji niż poprzedni bohaterowie. Spotka ją bowiem krzywda ze strony nie wroga, lecz ukochanego mężczyzny.
Plan zemsty porzuconej i upokorzonej kochanki dojrzewa powoli. Po śmierci matki Justyna czuje się sama na świecie. Toteż tym mocniej, z niespotykaną ufnością i oddaniem, powierza Zenonowi swój los. Ale, kiedy zostaje oszukana przez jedynego mężczyznę, którego kochała, wie, że nikt nie może jej pomóc. W jednej chwili miłosna ekstaza przeradza się w stopniowo pogłębiającą się nienawiść do kochanka. Kiedy Elżbieta mówi, że dziecko Justyny musi żyć, niebieskość w oczach Bogutówny stała się straszna, jakby przeciwna naturze, dziewczyna wydobyła z siebie niewiarygodny krótki krzyk mówiąc, że nic jej nie potrzeba. Zamiast dziecka rozwijała się w niej rozpacz po jego stracie. Po usunięciu ciąży stara się Justyna żyć zwyczajnie, ale z dnia na dzień pogłębia się jej rozpacz. Obserwuje synka Elżbiety, uporczywie wysyła Zenonowi listy, potrzebuje bowiem kontaktu emocjonalnego z ludźmi, ale jednocześnie nie może go nawiązać. Wpada w coraz głębszą apatię, depresję. Ta wcześniej wesoła, prostolinijna wiejska dziewczyna staje się zamyślona, smutna, milcząca. Doktor uspokaja Ziembiewiczów, że nie stwierdza u Justyny choroby psychicznej, a przecież wszystkie objawy, które wymienia w swoim teoretycznym wykładzie na temat schizofrenii odpowiadają stanowi nerwowemu Bogutówny:
„Pojawiają się zaburzenia usposobienia i charakteru, zakłócenia poczucia moralnego, zmniejszona uczuciowość wobec bliskich (…) Dementia praecox – teraz nazwana schizofrenią – zawsze prawie występuje we wczesnym wieku, często jest dziedziczna. Istnieją predyspozycje psychiczne u osobników małomównych i skrytych. Przyczyną mogą być zmęczenie, wycieńczenie fizyczne, przepracowanie, tak zwany surménage émotionnel”.
Praktykujący w Paryżu doktor Lefeld zaleca Justynie towarzystwo ludzi zaufanych, ale dziewczyna mieszka na peryferiach miasta, u obcych i nielubianych przez nią gospodarzy, a jedyną osobą, która ją odwiedza jest Zenon przynoszący jej wspomnienia potęgujące jedynie nienawiść do świata i do samej siebie.
Dręczą ją koszmarne sny o umierającym dziecku; godzinami leży bezczynnie w łóżku albo zapatrzona w ogień z kominka staje się nieobecna i obca; odmawia jedzenia. Objawia tym samym reakcje schizofrenika, który nie troszczy się o codzienne środki do życia, wygląd zewnętrzny, pozycję społeczną.
Wcześniej sumienna, lubiąca swoją pracę ekspedientka teraz traci ambicje zawodowe. Myśl o dziecku, któremu nie pozwoliła przyjść na świat pozostała w niej na zawsze i z dnia na dzień rozrasta się do rozmiarów jedynej rzeczywistości. Odczuwa niewolę w świecie psychotycznym. Winą za popełnioną zbrodnię obarcza Zenona, który dał jej pieniądze na usunięcie ciąży. Gdyby teraz miała przy sobie „to malutkie!”
Czuje, jak budzi się w niej zło. Mówi Zenonowi, że jest gorsza niż wściekły pies i przyznaje się otwarcie do myśli o zemście na nim lub na Elżbiecie; jest jak dziecko, które nie umie kłamać ani grać komedii. Zdaje sobie sprawę z własnego szaleństwa („teraz mam bzika”), pyta Zenona, czy się jej nie boi.
Justyna czuje się osaczona przez wrogów; nienawidzi lekarza, któremu udało się odratować ją po próbie popełnienia samobójstwa. W końcu myśl o zemście dojrzewa w niej: „Na moją mękę nie ma innego sposobu, tylko żeby ciebie nie było.” Justyna wymierza światu sprawiedliwość okaleczając Zenona; „mówiono, że zachowywała się w biurze Ziembiewicza jak histeryczka, że jej krzyk słychać było w całym gmachu.” Ten akt zemsty dyktowany poczuciem krzywdy niezawinionej uspokaja ją natychmiast; po aresztowaniu od razu przyznaje się do winy i daje się „bez protestu odwieźć do więzienia.” W tej scenie Nałkowska nie pozwala nam towarzyszyć bohaterce, jednak sugeruje, że Justyna ulega urojeniom grzesznościowym. Bogutówna z ulgą patrzy na swe potępienie i karę za grzechy (podwójne morderstwo) – w aresztowaniu upatruje akt oczyszczenia.
Śmiertelne obłąkanie
Przeświadczenie obydwojga lub jednego z kochanków o tym, że miłość jest jedynym sensem ich życia, ma charakter romantyczny. Zgodnie z Platońską koncepcją miłości idealnej bohaterowie pozostają w związku androgynicznym (dwie połówki jabłka), a zatem są sobie przeznaczeni, stanowią jeden byt, jedną osobę. Dlatego, skoro jedno z nich zostaje opuszczone przez kochankę lub kochanka, ma poczucie utraty sensu istnienia.
W doznawaniu stanu opuszczenia, wielkiego osamotnienia reaguje – odpowiednio do wagi i mocy doznania – ekstremalnie, wyjątkowo, szczególnie. Nie może już zaznać spokoju.
Karusia z Mickiewiczowskiej Romantyczności idzie zatem – wzorem Szekspirowskiej Ofelii – za duchem zmarłego kochanka, marą, snem, przewidzeniem. Po śmierci Jasieńka śni tylko o nim, choć minęły już dwa lata od czasu, gdy – mimo zakazów macochy – odnaleźli siebie w wielkim świecie. Normalne życie wśród zwyczajnych spraw ludzkich staje się dla Ofelii i Karusi niemożliwe. Tęsknota rodzi w obydwu bohaterkach inną rzeczywistość, do której uciekają od normalnego świata, popadając tym samym w obłęd.
Bagatelizując ostrzeżenia ojca Ofelia była w miłości do reszty oddana. Wierzyła, że odwzajemnione uczucie nigdy nie przeminie. Kiedy więc Hamlet niespodziewanie okazuje jej niechęć, kiedy nagle odtrąca ją, obraża, staje się nieprzystępny, obcy, kiedy szydzi nie tylko z jej miłości, ale z miłości niewiasty w ogóle – oszołomiona dziewczyna czuje się skrzywdzona, upokorzona, tragicznie zawiedziona. Opuszczona tymczasem przez brata Laertesa, podtrzymywana przez ojca w przekonaniu o szaleństwie Hamleta czuje się coraz bardziej samotna. Miara jej psychicznej odporności zostaje przekroczona, kiedy Hamlet morduje Poloniusza. Ojciec nie żyje, brat jest gdzieś daleko, kochanka dotknęło potworne szaleństwo – niewinna Ofelia nie potrafi unieść tych nieszczęść sama. Ucieka od rzeczywistości w świat urojeń, w którym zawiedzione uczucia tworzą zniekształcony obraz rzeczywistości. W tym świecie widzi nieżyjącego kochanka, zhańbioną, wykorzystaną i porzuconą przez chłopca dziewczynę, zdrajcę, który wykrada córkę swojego pana, wreszcie śmierć ojca, a refrenem tych urojeń są niewinne kwiatki, które wszędzie wokół siebie dostrzega. Ofelia cierpi, ponieważ jej wyobrażenie o szczęściu zweryfikowała rzeczywistość. Przerażający obłęd Ofelii powoduje, że urojeniowa rzeczywistość pochłania ją bez reszty, wykluczając niewinnie skrzywdzoną z ludzkiej wspólnoty. Samobójstwo pięknej niegdyś Ofelii jest aktem odejścia z okrutnego świata, pogodzenia się z losem jego ofiary.
„I macie odwagę to zwać obłędem, wy, kramarze słów, wylegujący się na poduszkach? Obłędem! O Boże!”
W ten sposób Werter Goethego zarzuca mieszczańskiemu społeczeństwu brak zrozumienia dla obłąkanych tragiczną namiętnością. Niespełniona miłość odbiera Werterowi chęć do życia; kładzie się do łóżka z myślą, by już się nie obudzić; drażnią go wszelkie oznaki dnia, otacza się ciemnością, czując się opętanym przez złego ducha.
Szykuje się do śmierci jak do podróży. Samobójstwo staje się jedyną ucieczką przed tym, co go gnębi. Im bardziej świat go odpycha, tym mocniej pociąga go śmierć.
Podobnie opętany miłością jest Mickiewiczowski Gustaw z IV części Dziadów. Wygląda jak straszydło w sukmanie pozszywanej z pstrych kawałków, z pękiem postrzępionych wstążek u piersi, z trawą i liśćmi na skroniach. Trzyma sztylet – rekwizyt samobójcy. Przemarznięty, drżący jak listek, blady wyrzuca z siebie potoki słów, głuchy na kwestie księdza, z którym rzekomo rozmawia. Czytane w młodości „książki zbójeckie” (sentymentalne powieści miłosne) wyznaczyły Gustawowi horyzonty wielkich pragnień i ukształtowały w nim brak zgody na kompromis z życiem. Ze stanu ekstatycznego szczęścia (kiedy kochał i był kochany przez Marylę) popada w stan czarnej rozpaczy. Cierpi na chorobę duszy, którą ksiądz nazywa pomieszaniem rozumu.
Jego świat wypełniają wspomnienia związane z Marylą. Odtwarza w wyobraźni ostatnie z nią pożegnanie. Widzi umarłą Marylę, choć wiadomo, że dziewczyna żyje, to znowu postrzega jej wesele z konkurentem, a więc zdradę kochanki. Czuje się komarem, sam jeden na świecie, staje się cieniem człowieka (duchem?). Ulega – co charakterystyczne dla neurotyka – zmiennym nastrojom: z jednej strony wszechogarniającej rozpaczy, która odbiera mu siłę, z drugiej – agresywnej chęci natychmiastowego działania – plecie, wybucha gniewem w pokusie zamordowania kochanki, szydzi z jej niewierności, zwraca się do niej z dziką ironią.
Co charakterystyczne, opętani bohaterowie romantyczni wyrzucają z siebie długie monologi, rozpamiętując cierpienie, jakie im zadaje nie spełniona miłość. Roztrząsanie własnego bólu powoduje jeszcze większy ból.
Są przekonani, iż nie ma ludzi bardziej nieszczęśliwych i chorych niż oni. Zamykają się w kokonie pielęgnowanych przez siebie cierpień, są autodestrukcyjni. Są skoncentrowani wyłącznie na własnych doznaniach, co w efekcie powoduje nasilenie się objawów choroby. Owładnięci depresją pozostają w przekonaniu, że w ich sytuacji nic nie może się zmienić na lepsze, że ich pragnienie, by być kochanym pozostanie na zawsze tylko pragnieniem. Wzorem Ofelii popełniają samobójstwa a ich wybranki tak, jak Lota czy Maryla wychodzą za mąż za zrównoważonych i życiowo ustabilizowanych mężczyzn.
Żona z Nie-Boskiej komedii Krasińskiego na zawiedzioną miłość reaguje odmiennie niż poprzednio wspomniani bohaterowie. Staje się przykładem podyktowanego miłością poświęcenia. Ponieważ nie spełnia – jak się okazuje – oczekiwań Męża, wyrzeka się własnej tożsamości, by ukochany mężczyzna już jej wieczorami nie porzucał, by nią nie gardził. Kiedy w domu hrabiostwa pojawia się widmo dziewicy, Maria rozumie, że pokochała nie tyle mężczyznę co poetę i że jako kobieta nie może wygrać pojedynku ze sztuką. Rozumie też, że poezja zgubi hrabiego, który jest jedynie urzeczony jej pięknem, ale przez którego strumień piękności nie przepływa. Dlatego postanawia ratować męża kosztem siebie, a nawet własnego syna. Z pragnienia, by utrzymać przy sobie i dziecko, i hrabiego Henryka popada w obłęd, mdleje, dostaje konwulsji; zostaje przewieziona do oddalonego od świata domu obłąkanych. Obłęd doprowadza ją do stanu zupełnego wyczerpania zarówno psychicznego, jak i fizycznego. Świadomość, że może zostać porzucona przez ukochanego każe jej zrobić absolutnie wszystko, by go zatrzymać. Płaci za ten rozpaczliwy akt śmiercią.
Romantyczna miłość szalona – jak sama nazwa wskazuje – implikuje szaleństwo, którego jedynym uleczeniem jest opuszczenie nieczułego, pozbawionego namiętności świata.
Zobacz: