Jan Twardowski
Suplikacje
Boże, po stokroć święty, mocny i uśmiechnięty –
iżeś stworzył papugę, zaskrońca, zebrę pręgowaną –
kazałeś żyć wiewiórce i hipopotamom –
teologów łaskoczesz chrabąszcza wąsami –
dzisiaj, gdy mi tak smutno i duszno, i ciemno –
uśmiechnij się nade mną
Czym jest wiersz?
Utwór jest bardzo prosty, jak cała poezja księdza Twardowskiego, więc nie trudno też określić jego myśl przewodnią. W apostrofie podmiot zwraca się do Boga. Będzie to więc rodzaj liryki inwokacyjnej. Patetyczne wezwanie z pierwszej strofy, przeradza się dalej w szczerą prośbę, osobisty dialog, w odsłanianie wewnętrznych przeżyć. Ponieważ nadawcą słów jest człowiek, a ich adresatem Bóg, wiersz staje się rodzajem modlitwy i możemy go zakwalifikować jako lirykę religijną.
Tytuł wiersza
„Suplikacje” – to słowo dzisiaj zbyt wiele nam już nie mówi i domyślamy się, że musimy sięgnąć do zasobu słownictwa religijnego, by rozwikłać zagadkę. Najpierw sięgnijmy jednak do zwykłego słownika wyrazów obcych, z którego dowiemy się, że łacińskie supplicatio oznacza prośbę, błaganie.
W Kościele katolickim istnieje bardzo stara pieśń błagalna, którą właśnie nazywa się suplikacjami. Zaczyna się ona od słów: „Święty Boże, święty mocny, święty a nieśmiertelny zmiłuj się nad nami”. Była ta pieśń jakby zaklinaniem Boga i prośbą o litość, zmiłowanie, zachowanie przy życiu, ratunek od zagłady. W XVII wieku, w okresie zawieruchy wojennej i „potopu” szwedzkiego dodano do suplikacji prośbę: „od powietrza, głodu, ognia, od nagłej a niespodziewanej śmierci – wybaw nas Panie”.
Kościelne suplikacje wielokrotnie przetwarzano w poezji. Kornel Ujejski napisał parafrazę tej pieśni. Zaś w katastroficznym okresie swej twórczości hymn Święty Boże przetworzył Jan Kasprowicz.:
O niezgłębione, nieobjęte moce!
Skrzydłami trzepocę
jak ptak ten nocny,
któremu okiem kazano skrwawionem
patrzeć w blask słońca…
[…]
A oko moje zachodzi mgłą,
która jest skonem
i mego serca, i duszy mej!
Niech będzie skonem i Twoim!
Święty Boże! Święty mocny!
Do tradycji tej pieśni, do historii związanej z jej smutnym błaganiem nawiązuje ksiądz Jan Twardowski swoim krótkim lirykiem. Mówi o tym sam tytuł – Suplikacje, ale mówi nam o tym również podmiot liryczny w pierwszym wersie swego wyznania: „Boże, po stokroć święty…”.
Podmiot liryczny
Podmiot liryczny jest tym, który będzie dyskutował z wielowiekową, tradycyjną tonacją pieśni Święty Boże. Nie wytacza jednak wielkich argumentów teologicznych czy smutnego bagażu doświadczenia życiowego. Mówi w pogodnym tonie: „Boże, po stokroć święty […] uśmiechnij się nade mną”. Nie prosi o litość i miłosierdzie, lecz o zwykły, prosty uśmiech. Wyjawia tym samym, jakie jest przesłanie wiary – wiara ma być radością, szczęśliwym obcowaniem ze Stwórcą, nie zaś bólem, jękiem i łzami. Wiara to dziękczynienie za dobry świat.
Wypowiedź podmiotu jest niejednorodna. Pierwsze cztery wersy, jak zostało już powiedziane, stanowią rodzaj inwokacji. Dalej jednak podmiot liryczny występuje w pierwszej osobie. Jego obecność ujawnia się najpełniej w dwóch ostatnich wersach: „gdy mi tak smutno […] uśmiechnij się nade mną”.
W podmiocie możemy rozpoznać osobę autora – księdza zwracającego się w modlitwie do swego Boga. Nigdzie jednak w sposób wyraźny osoby kapłana nie wychwytujemy. Sytuacja liryczna staje się bardziej uniwersalna. Podmiotem może być jakikolwiek człowiek wierzący, który ma dość melancholii wiary, a pragnie poczuć, że to przed czym klęka, jest radością i szczęściem.
„Pomysł na Pana Boga”
Dosyć mamy w życiu codziennym obrazów „głodu, ognia i wojny”. Dosyć mamy norm, nakazów, zakazów. Nie chcemy patrzeć na zło, pragniemy dobra. Nie potrzebujemy Boga-policjanta, Boga strasznego, mocnego, gromowładnego. Pragniemy Boga, który jest miłością. Taki „pomysł na Pana Boga” przynoszą nam kolejne tomiki Jana Twardowskiego. Taki pomysł niosą Suplikacje. Z wiersza emanuje Boska dobroć. Na czym to polega? Przede wszystkim na tym, że surowy i nieśmiertelny Bóg z wiejącej grozą kościelnej pieśni stał się Bogiem śmiejącym. Co więcej, to Bóg żartujący sobie ze zbyt poważnych i napuszonych teologów, moglibyśmy powiedzieć wręcz: robiący kawały („teologów łaskoczesz chrabąszcza wąsami”). Dobroć Boga objawia się też w Jego szczególnym stosunku do świata przyrody (to też stały motyw w twórczości Jana Twardowskiego). Uczony teolog powie: „Wielkość Boga objawia się w stworzeniu człowieka, który stanowi obraz i podobieństwo Najwyższego i Najdoskonalszego”. Podmiot liryczny z prostotą wyzna: „iżeś stworzył papugę, zaskrońca, zebrę pręgowaną…”. Boska dobroć ogarnia wszystkie istoty. Czyż nie przypomina nam ta poezja nurtu franciszkańskiego? Gdy czytamy kolejne wersy liryku, staje nam przed oczami Franciszek z Asyżu, dla którego ów zaskroniec stałby się bratem, a papuga i zebra kochanymi siostrami. Gdzieś w tle znowu przywołujemy postać Jana Kasprowicza, który po swoim buncie wyrażonym m.in w hymnie Święty Boże, przeszedł również na tony franciszkańskie, przestając się wadzić z Bogiem. W Księdze ubogich, podobnie jak w wierszu Twardowskiego, Pan Bóg jest Bogiem prostym i traktowanym z dowcipnym dystansem:
Żyli dwaj staruszkowie
W ogromnej zażyłości
Z staruszkiem Panem Bogiem,
Prostym jak oni prości.
Chodzili z Nim na „jednego”
Do Pietra czy do Jakuba,
Nigdy się nie zachwiała
Przyjazna z Nim rachuba.
(Jan Kasprowicz Przeprosiny Boga fragment)
W poezji franciszkańskiej Bóg staje się przyjacielem, wręcz kompanem. Znika dystans i strach, a wraca optymizm i humor. Takiego Boga pragnie też podmiot wiersza księdza Twardowskiego.
Jeszcze o kompozycji…
Proste treści ubiera poeta w najprostszą formę: strofa czterowersowa stanowi inwokacyjne wezwanie, strofa dwuwersowa to rodzaj pointy.
Pierwsza zwrotka buduje pewną scenę: pogodnie uśmiechający się Pan Bóg, papuga z kolorowymi piórami, pręgowana zebra, zaskroniec ze lśniącą skórą, ruda wiewiórka i śmieszny hipopotam. Do tego wszystkiego widzimy skrzywionego teologa siedzącego nad jakąś księgą i odpędzającego natrętnego chrabąszcza. Scena wręcz malarska, prosi o pędzel i płótno. Tworzywem poetyckim jest więc obraz. Niewiele epitetów, oszczędne słowa, brak wielkich metafor. Obraz poetycki utworzony został za pomocą szeregu rzeczowników, które odnoszą nas do konkretnych, znanych nam przedmiotów i wywołują grę wyobraźni. (Poetyka wyliczenia elementów świata.)
Pointa wydaje się trochę inna niż w znanych nam fraszkach. Jest nagłym zwrotem od opisu ku refleksji, przenosi nas ze świata przyrody do świata człowieka. Stanowi prośbę, w której dalekim tle brzmią znowu słowa hymnu: „od powietrza, głodu, ognia…”. Pomiot mówi: „gdy mi tak smutno i duszno, i ciemno”. Widzimy, że wykorzystana została zasada kontrastu. Świat przyrody jest barwny, radosny, pogodny, stanowiący jakby odprysk Boskiego śmiechu. Świat ludzki natomiast wieje smutnym zawodzeniem z pieśni Święty Boże. Z tego kontrastu bierze się prośba podmiotu, by Bóg uśmiechający się nad światem zwierząt, uśmiechnął się również do człowieka, rozpraszając jego melancholię i łzy.
Nie wszystko zostało powiedziane w wierszu. Sugerują to myślniki. Są zawieszeniem głosu i zawieszeniem myśli. Nie da się opowiedzieć bowiem do końca całego piękna stworzonego świata, nie da się wspomnieć o szeregu zwierząt i roślin, nad którymi uśmiecha się Najwyższy. Nie da się też wypowiedzieć tego bezbrzeżnego smutku, który od pradawnych czasów trapi ludzką duszę, a który wymownie symbolizuje stara kościelna suplikacja. Jedyna prawda, która została w liryku domknięta, to ostatnie stwierdzenie: „uśmiechnij się nade mną”. Bo tu tkwi prawda pewna i niezmienna, prawda stanowiąca przesłanie poezji księdza Jana: natura stworzona została do radości, w religii nie ma tragizmu. Zdejmijmy więc wreszcie tę dramatyczną maskę nakładaną od wieków na ludzkie twarze. Uśmiechnijmy się wraz ze światem zwierzęcym i naszym Stwórcą pełnym subtelnego humoru.
Zobacz: