Kto chce, bym go kochała

Kto chce, bym go kochała, nie może być nigdy ponury
i musi potrafić mnie unieść na ręku wysoko do góry.

Kto chce bym go kochała, musi umieć siedzieć na ławce
i przyglądać się bacznie robakom i każdej najmniejszej trawce.

I musi też umieć ziewać, kiedy pogrzeb przechodzi ulicą,
gdy na procesjach tłumy pobożne idą i krzyczą.

Lecz musi być za to wzruszony, gdy na przykład kukułka kuka
lub gdy dzięcioł kuje zawzięcie w srebrzystą powłokę buka.

Musi umieć pieska pogłaskać i mnie musi umieć pieścić,
i śmiać się, i na dnie siebie żyć słodkim snem bez treści,

i nie wiedzieć nic, jak ja nie wiem, i milczeć w rozkosznej ciemności
i być daleki od dobra, i równie daleki od złości.

Przed Tobą portret wymarzonego mężczyzny. Ale jakże inny od pełnego zachwytów wizerunku, który pewnie sami odmalowalibyście. Oburzacie się trochę na to ziewanie i spoglądanie na trawkę? Nic dziwnego, bo kto może marzyć o takim znudzonym ekologu? A jednak…

Jaki jest mężczyzna marzeń?

Poetka droczy się z czytelnikami, jakby chciała puścić do nas oko. No bo przyznacie sami, ten portret nie jest tak do końca na serio. Raczej nie kochamy ludzi za siedzenie na ławce. Zwracamy uwagę na zalety ducha, ale przyglądanie się trawce nie jest tym, za co chcielibyśmy kogoś obdarzyć uczuciem.

Możemy przyjąć, że poetka bawi się i wtedy odbieramy jej słowa dosłownie, zabawnie i z dużym przymrużeniem oka. Portret wymarzonego mężczyzny staje się poetyckim żartem.

Ale z poezją najczęściej jest tak, że ukrywa między wierszami zupełnie co innego, niż wydaje się na pierwszy rzut oka. Spróbujmy więc spojrzeć na wiersz z innej strony, na przykład przełożyć go na naszą codzienność, przerysować portret stworzony przez poetkę na portret mężczyzny roku dwutysięcznego. I wtedy może okaże się, że siedzenie na ławce też ma swoje zalety. Ale zacznijmy od początku.

 

Kto chce, bym go kochała…

„nie może być nigdy ponury…”.
No i słusznie, ponurak na randce może przyprawić o wściekłość lub głęboką depresję. Zwróćcie jednak uwagę na to, że poetka nie używa słowa „poważny”, tylko „ponury”. Ukochany nie musi więc nieustannie żartować i błaznować – może trochę się powygłupiać, ale też trochę zamyślić nad życiem i podumać nad sobą.

„Musi potrafić mnie unieść na ręku wysoko do góry”
– sprawny fizycznie i na dodatek romantyk. Świetne i bardzo pożyteczne połączenie. W przyszłości może przeniesie przez kałużę wielkości małego jeziorka. Albo ściągnie z krzesła, na którym znalazłyśmy się z powodu myszy.

„Musi umieć siedzieć na ławce”
– cierpliwy. Pozwoli nam opowiadać o kłótni z Baśką i nie będzie przerywał w połowie zdania. Może nawet przytuli i pocieszy. Przecież nigdzie mu się nie spieszy. A kiedy już będziecie zmęczone relacjonowaniem swoich przygód koleżeńskich, spróbuje opowiedzieć o swoim dniu, który też był pełen przygód. (I tu rodzi się pytanie dodatkowe: Czy Wy umiecie „siedzieć na ławce”?).

„Przyglądać się bacznie robakom i każdej najmniejszej trawce”
– ekolog. Brzmi nieźle, ale ma swoje plusy i minusy. Zamiast na lody, pójdziecie do zoo (trzydziesty ósmy raz), ponieważ mały tygrysek ostatnio nie czuł się dobrze i trzeba sprawdzić, czy wszystko w porządku. Niewykluczone, że ukochany ekolog będzie na randkach przekonywał do diety wegetariańskiej, a w przyszłości chciałby zostać wojownikiem Greenpeace.

„Ziewać, kiedy pogrzeb przechodzi ulicą”
– na przekór zwyczajom i obowiązującym zasadom. Randka z takim chłopakiem może być niezapomnianą przygodą albo koszmarem, który będziecie pamiętać jeszcze na emeryturze. Na imieniny cioci przyjdzie w podartych dżinsach, a na akademii szkolnej zaszokuje wszystkich czerwoną fryzurą. Ale może być też lepiej: zabierze do muzeum i opowie mrożące krew w żyłach losy każdego eksponatu (on wcale nie musi być głupi) albo zorganizuje międzyszkolny turniej gry w domino (żeby nie było nudno).

„Musi być wzruszony, gdy na przykład kukułka kuka…”
– uczuciowy. To chyba najlepsza cecha – krzykniecie chórem. Ostrożnie. Uczucia też mogą być różne. Byłoby dobrze, gdyby po wysłuchaniu kukułki odwrócił się i swoje wzruszenie przelał na stojącą obok dziewczynę. Ale może się zdarzyć, że randkowicz tak rozsłucha się w kukaniu ptaszka, że zapomni o całym świecie i… o nas.

„Musi umieć pieska pogłaskać”
– to też ekolog, ale trochę spokojniejszy. Po prostu lubi zwierzęta, co bardzo dobrze wróży domowym przytulankom, mam nadzieję, że zechce pogłaskać również kota, nie pogardzi chomikiem ani króliczkiem. Jest tylko jedno niebezpieczeństwo: na ulicy będzie zachwycał się każdym psiakiem i romantyczny spacer może zamienić się w wielkie głaskanie.

„Nie wiedzieć nic, jak ja nie wiem”
– na dwoje babka wróżyła. Może po prostu nie być kujonem, i to duża zaleta, bo nie będzie spędzał całych dni nad książkami. Gorzej jeśli jego niewiedza jest galopująca i na randce można z nim porozmawiać w dialekcie „yyy, tego, no”.

„Być równie dalekim od dobra, i równie daleki od złości”
– na zakończenie sformułowanie trochę tajemnicze. Daleki od dobra, czyli nie idealny. Daleki od złości, czyli nie straszny. Trochę zalet, trochę wad. Czyli zwyczajny, jak my wszyscy.

 

Kogel-mogel, czyli wszystko w normie

Uff, przyznacie sami, że sporo tych cech omówiła poetka w wierszu. I choć na pierwszy rzut oka portret jej wymarzonego mężczyzny wydaje się zabawny i trochę nietypowy, po uważnej lekturze okazuje się, że dziwne wymagania poetki wcale nie są takie dziwne. Bo choć poetka – jak to poetka – używa pięknych metafor, które trochę komplikują ten portret, to tak naprawdę, po rozszyfrowaniu, mężczyzna marzeń wcale nie jest postacią wyidealizowaną.

Jaki zatem jest ten kandydat na ukochanego? Trochę wzniosły, trochę dziecinny, trochę zabawny, trochę nudny. Innymi słowy, ma w sobie „wszystkiego po kawałku”. Okazuje się zwyczajnym człowiekiem, który ma swoje wady i zalety.

 

Zobacz:

Maria Pawlikowska-Jasnorzewska

Maria Pawlikowska-Jasnorzewska na maturze

Maria Pawlikowska-Jasnorzewska – Babcia