Młodość w literackich i filmowych dziełach współczesności.
Epoką, której zawdzięczamy niespotykaną ani wcześniej, ani później apoteozę młodości – był romantyzm. Nie znaczy to jednak, że temat ten nie pojawiał się w innych okresach literackich. Przeciwnie, wydaje mi się, że dla literatury, a współcześnie także dla filmu, to właśnie młodość jest zagadnieniem podstawowym, swoistym punktem wyjścia, wobec którego niemal każdy twórca próbuje się jakoś ustosunkować. Gdyby zebrać dzisiejsze opinie o młodym pokoleniu, do wyjątków należałyby pochwały lub przynajmniej słowa uznania. A przecież oczywiste jest, że mówienie o „młodzieży” jako takiej nie tylko upraszcza zagadnienie, ale wręcz je fałszuje. Młodzi ludzie są po prostu, choć zabrzmi to banalnie, różni. I właśnie współczesna literatura, a także kino, które stało się obecnie najpopularniejszym środkiem kulturowego przekazu, znakomicie tę różnorodność pokazują.
Kim jest zatem współczesny młody człowiek? Jaki jest? To przede wszystkim ktoś, kto odbiera świat w sposób niezwykle intensywny, kto w dużej mierze kieruje się w życiu emocjami. Jest tak choćby w wypadku bohaterów „Kamieni na szaniec”, którzy, jak pisał Kamiński, „w tych niesamowitych latach potrafili żyć pełnią życia”, „pięknie umierać i pięknie żyć”. Kiedy mijam miejsca, w których walczyli podczas drugiej wojny, przypominam sobie o tej ich pasji życia – i przechodzą mnie ciarki… Podobna intensywność w odbiorze świata cechuje Holdena z „Buszującego w zbożu” Salingera. Jego plan przeczekania paru dni w internacie po tym, jak po raz kolejny wyrzucono go ze szkoły, zmienił się pod wpływem chwili. Wystarczyło jedno nieprzemyślane słowo współlokatora, by Holden wywołał bójkę, a następnie spakował swoje rzeczy i rozpoczął trzydniową tułaczkę po Nowym Jorku. Bohater ten ma tendencję do popadania w stany skrajne, od euforii po poczucie całkowitego bezsensu. „Winna” jest oczywiście jego niezwykła wrażliwość, dla większości osób, zwłaszcza ze starszej generacji, niezrozumiała. Właśnie wrażliwość to, moim zdaniem, jedna z ważniejszych cech młodych bohaterów współczesnego filmu i literatury, a zarazem podstawowe źródło konfliktu ze światem, który tej wrażliwości nie jest w stanie pojąć. Osobowość niezwykle inteligentnego i oczytanego Holdena okazuje się zbyt trudna dla jego nauczycieli. Nawet nie starają się go zrozumieć. O wiele łatwiej przyczepić chłopcu etykietkę wyrośniętego lenia i wyrzucać go z kolejnych szkół.
Podobnie niezrozumiała dla świata zewnętrznego pozostaje osobowość tytułowego bohatera „Ptaśka” Whartona. Jego fascynacja ptakami i skłonność do uciekania od banalności dnia codziennego w świat fantazji i marzeń uznana zostaje za chorobę psychiczną. O chorobę tę posądzana jest również tytułowa bohaterka „Bożej podszewki”, ponieważ wyróżnia się na tle rodzeństwa i rówieśników. Nudzi ją codzienne życie i zwykłe obowiązki. Ucieka od nich w świat piękna, który potrafi dostrzec wokół siebie. W swojej rodzinie karana jest za to najcięższą pracą, staje się popychadłem, tytułową „bożą podszewką”, niezrozumianą i odrzuconą.
Młodzi bohaterowie są zatem nadzwyczaj wrażliwi, co przejawia się często w tym, że widzą więcej lub inaczej. Jest tak choćby w wypadku bohatera filmu „Arizona Dream” Emira Kusturicy, który dostrzega wokół siebie latające ryby (nie wiadomo, czy to sen, czy jawa), będące odzwierciedleniem jego marzenia o wzniesieniu się nad ziemię. Podobnie jest w wypadku piętnastoletniej bohaterki powieści Olgi Tokarczuk „E.E.”, mającej niezwykłą zdolność widzenia duchów i dostrzegania zjawisk, na przykład dźwięków, z innej, nieziemskiej rzeczywistości, a także poruszania przedmiotów. Symboliczne znaczenie ma fakt, że te niezwykłe umiejętności dziewczyna traci w chwili pierwszej menstruacji – jakby wejście w świat dorosłych wiązało się z koniecznością wyzbycia się wrażliwości, zamknięcia na to, co niezwyczajne, niezbadane, tajemnicze, metafizyczne. Nie znaczy to, rzecz jasna, że młodzi bohaterowie są postaciami idealnymi. Na szczęście, dzięki temu ich kreacje stają się bardziej wiarygodne. Przykładem może być tytułowa postać z filmu „Co gryzie Gilberta Grape’a”. To bohater wrażliwy, ciepły, w sposób godny podziwu opiekujący się rodziną, zwłaszcza otyłą mamą i chorym psychicznie bratem. Marzenie Gilberta jest zwyczajne i niezwykłe zarazem: chce być dobrym człowiekiem. A jednak i on ma chwile słabości. Zaangażował się w romans z dorosłą, zamężną kobietą, któregoś dnia nie wytrzymał również ciśnienia obowiązków i zbił nieposłusznego, ale zupełnie niewinnego brata. Postacią daleką od ideału jest także wspomniany Holden z „Buszującego w zbożu”. Ujmuje czytelnika jego ciepły stosunek do Phoebe, Alika, D.B., matki i w ogóle wszystkich ludzi. Zresztą nie tylko: podczas rozmowy z profesorem Spencerem nagle i niespodziewanie przejął się losem kaczek zimujących w parku. Jednocześnie Holden to osoba niezwykle porywcza, działająca pod wpływem chwili, niezbyt sumienna, jeśli idzie o stosunek do obowiązków szkolnych, nieustannie kreująca siebie w rozmowie z innymi ludźmi, mająca za sobą wiele niezbyt chwalebnych doświadczeń. Jedna z najważniejszych jego cech to skłonność do buntu. Nie jest on co prawda, jak James Dean, „buntownikiem bez powodu” – jego zachowanie wynika przecież z niezgody na otaczający świat i nieumiejętności odnalezienia się w nim (lub też braku chęci ku temu). Ale czy jego buńczuczny stosunek do tradycji i konwencji nie jest, choćby w minimalnym stopniu, realizacją mitu o buntowniczej naturze młodości?
Jak pokazują zarówno literatura, jak i film, jest w młodych ludziach niewyjaśniona do końca tęsknota za łamaniem ustalonych wzorów, przekraczaniem tradycyjnych norm, realizacją mitu o „niegrzecznej młodości”. Idolami nastolatków od dziesiątków lat są postaci niepokorne, łamiące przyjęte ogólnie zasady życia w społeczeństwie. Wystarczy wymienić Janis Joplin, Jimiego Hendrixa czy Jima Morrisona. To dlatego właśnie, jak sądzę, bohater „Chłopięcego świata”, kreowany przez Leonarda DiCaprio, przyjmuje rolę krnąbrnego, konfliktowego chłopca, dostarczającego zgryzot matce, zadającego się z tak zwanym złym towarzystwem. To sposób na zwrócenie na siebie uwagi, zaznaczenie swojej inności i indywidualności, tępionej przez szkołę, społeczeństwo, a przede wszystkim okrutnego ojczyma. W sposób groteskowy młodzieńczą potrzebę buntu pokazał Sławomir Mrożek w „Tangu”. Śmiejemy się z formy, w jakiej Artur przeciwstawia się rodzicom, z jego postulatów przywrócenia zarzuconych norm i konwencji. Ale utwór ten dowodzi jednoznacznie, że młodzi ludzie czują potrzebę buntu, tylko że, jak to pokazał Mrożek, coraz częściej nie ma już przeciwko czemu się buntować.
Dążenie do sprzeciwu i przekraczania norm, występowania przeciwko temu, jak zachowuje się większość, nie oznacza, że młodzi ludzie chcą działać samodzielnie. Przeciwnie, jest w nich potrzeba głębokich więzi z ludźmi. Młodość to czas, kiedy chce się być w grupie, kiedy niezbędne jest poczucie akceptacji, a jednocześnie wspólnoty. Pragnie się przebywać z ludźmi, z którymi łączą nas wspólne zainteresowania czy świat wartości. Widać to wyraźnie w działalności „Stowarzyszenia umarłych poetów”, które przypomina nieco istniejące w romantyzmie towarzystwa filomatów i filaretów. Wspólne ideały, wspólne odczytywanie wierszy, wspólne poznawanie świata, wspólne przeżywanie sukcesów i klęsk. Niezwykła przyjaźń łączy również bohaterów „Kamieni na szaniec” – dramatyczne doświadczenia są dla tej grupy czasem próby. Nie tylko nie niszczą one przyjaźni, lecz jeszcze ją wzmacniają. Akceptacja i poczucie przynależności do grupy są też niezwykle ważne dla bohatera „Chłopięcego świata”, choć jego grupa miała charakter znacznie mniej idealistyczny niż na przykład Kolumbów, a także dla Marysi Kawczak z „Panny Nikt”; jej potrzeba przyjaźni została zresztą przez Kasię i Ewę sprytnie wykorzystana. Ta potrzeba dotyczy oczywiście nie tylko związków przyjacielskich. O tym, jak silnie młodzi mogą przeżywać łączące ich uczucie, pisał chociażby Konwicki w „Kronice wypadków miłosnych”. Miłość Wicia i Aliny jest,jeśli można tak powiedzieć, typowo młodzieńcza: bezgraniczna, bezwarunkowa, zachłanna i zaborcza. Niestety, naznaczona również piętnem czasu. W historię dwojga kochanków wkrada się groza nadciągającej wojny, która skłoni młodych do próby samobójczej. Uczucie łączące Wicia i Alinę ma wymiar duchowy, ale również zmysłowy. Jak dowodzą przykłady różnych bohaterów filmowych i literackich, wszelkie próby oddzielania tych sfer kończą się zazwyczaj klęską. Pomysł Holdena, by skorzystać z usług prostytutki, okazał się wielką pomyłką. Podobnie romans Grape’a ze starszą od niego i zamężną kobietą był błędem, z czego bohater zdał sobie sprawę w momencie poznania nowo przybyłej do miasteczka dziewczyny, jego wielkiej miłości. Także erotyczne przygody bohaterów filmu „W pogoni za Amy” mają o wiele większe znaczenie dla ich przyszłych związków, niż się początkowo wydaje. Pozostawiają psychiczne rany, których nic już nie jest w stanie wyleczyć. Na tym tle zupełnie inaczej wygląda uczucie bohatera „Madame” Antoniego Libery. Jego fascynacja nauczycielką języka francuskiego to realizacja ideału miłości, który właściwie nie rości sobie nawet prawa do spełnienia. Młodemu licealiście wystarcza przebywanie w towarzystwie obiektu jego westchnień, zdobywanie informacji o kobiecie. Narastająca fascynacja nauczycielką sprawia, że bohater zmienia się pod jej wpływem, doskonali, dojrzewa. Zaczyna rozumieć, czym naprawdę jest miłość.
Jedną z najistotniejszych cech młodości jest nieustanne stawianie pytań, poszukiwanie – przede wszystkim samego siebie. To poszukiwanie bywa – a może jest zawsze – bardzo bolesne, jak w wypadku bohaterów filmu „W pogoni za Amy”. Jak odnaleźć prawdę o sobie, o swojej tożsamości – społecznej, seksualnej? Bohaterowie wybrali metodę prób i błędów, która jednak doprowadziła do głębokich zranień. Nie o wszystkich błędach młodości można zapomnieć, nie wszystkie można wybaczyć. Młody człowiek szuka i stawia pytania, ponieważ nie wie jeszcze, kim jest. Nie może zresztą tego wiedzieć, ponieważ dopiero się kształtuje – pod wpływem konkretnych warunków, sytuacji lub ludzi. Przykładem mogą być bohaterowie „Kamieni na szaniec”. Byli to przecież zwykli, młodzi ludzie, tacy jak my dzisiaj. Z tysiącem pytań, wątpliwości, obaw. Z cechami dobrymi i złymi. Historia postawiła ich jednak w sytuacji nadzwyczajnej i zmusiła, o czym pięknie pisał Baczyński, do przyspieszonego dojrzewania. To właśnie dramatyczne doświadczenie wojny ukształtowało ich charaktery.
Dla bohaterów „Stowarzyszenia umarłych poetów” takim bodźcem jest z kolei postawa profesora Keatinga. Początkowo uczniowie traktują go jak dziwaka. Niekonwencjonalny pedagog szybko jednak zdobywa ogromną sympatię, staje się autorytetem, a nawet przyjacielem. Potrafi rozwinąć w młodych ludziach to, co najlepsze. Obudzić to, co do tej pory było uśpione, co szkoła i otaczający świat chciały zabić. Wrażliwość, dobroć, pasję życia, chęć realizowania marzeń. Nie zawsze jednak ów bodziec musi być pozytywny.
Bohaterka „Panny Nikt”, piętnastoletnia Marysia, tuż po przeprowadzce do Wałbrzycha jest osobą prostą, czystą, dobrą, wyznaje tradycyjne zasady. Pod wpływem dwu nowych koleżanek, Kasi i Ewy, zaczyna się diametralnie zmieniać. Ponieważ dom nie stanowi dla niej oparcia, a rodzice nie są dla niej autorytetem, Marysia okazuje się niezwykle podatna na wpływy innych ludzi. Pokusa jest nie do odparcia – Kasia i Ewa reprezentują zupełnie inny, nowy, fascynujący świat. Kasia oczarowuje Marysię wrażliwością na muzykę, swoją „uduchowioną” naturą, a jednocześnie nowym i niezwykle krytycznym spojrzeniem na wartości, które dla wiejskiej dziewczyny były do tej pory niepodważalne. Z kolei Ewa jest synonimem kuszącego świata, którego Marysia nie znała – świata bogactwa i luksusu. Dwie dziewczyny obudziły w tytułowej pannie Nikt nieujawnione dotychczas ciemne strony osobowości, w jakimś sensie ją ukształtowały. Dla nich była to tylko zabawa, która zresztą szybko im się znudziła. Dla Marysi był to życiowy dramat, który doprowadził ją do próby samobójczej (nie wiemy, czy rzeczywistej).
Jak pokazują współczesne kino i literatura, młodzi ludzie dorastają dziś w trudnej sytuacji. Zagubieni, jak Marysia z powieści Tomka Tryzny, we współczesnym świecie, pełnym błyskotek i fałszywych wartości, szukają prawdy o świecie i o sobie, często nie radząc sobie z czyhającymi na nich po drodze niebezpieczeństwami. Przykładów choćby we współczesnym kinie nie brakuje, wystarczy wymienić takie tytuły jak „Młode wilki”, „Zagubiona autostrada”, „W pogoni za Amy”, „Trainspotting” czy najnowszy film Mariusza Trelińskiego „Egoiści”.
Jak zaznaczyłem na początku, współczesne dzieła literackie i filmowe tworzą wielobarwny, złożony portret młodych ludzi, ponieważ tylko taki jest prawdziwy. Dzieła te w sposób oczywisty są mi bliskie. Odkrywam w nich cząstkę siebie, swoich problemów i rozterek, swojego patrzenia na świat, emocjonalnego doświadczania sytuacji, zdarzeń, obrazów, dźwięków… Cząstkę swoich złudzeń, wyobrażeń na temat świata – i cząstkę swoich rozczarowań. Muszę przyznać, że takie książki czy filmy jak „Buszujący w zbożu”, „Madame” czy „Stowarzyszenie umarłych poetów” działają na mnie otrzeźwiająco. Śledząc wydarzenia moich literackich lub filmowych rówieśników, przypatrując się ich życiu, uświadamiam sobie, jak bardzo ugrzęzłem w przyziemnych problemach. Wracam do tych lektur, do tych filmów, by po raz kolejny rozbudzić w sobie pasję życia, idealizm, intensywność doświadczania każdego dnia.
Zobacz: