Krzysztof Kamil Baczyński

Wybór

[…]
Maria czekała cicho. I zdało się, płynął
świat ogromny w oddechu nieba jak otchłanie,
co wiało wielkim oknem na stół, na posłanie
białe i nie dotknięte. Czekała. W milczeniu
na piersi ręce kładła i wtedy się pienił
krwi jej rozgrzany napój i owoce mleczne
pęczniały jej pod dłonią, i czuła, jak bije
bolesna piąstka serca. I czuła, że żyje
łodyżka w niej maleńka, listeczkami dwoma
obejmująca miłość całą, jaką ona
i on zamknęli w sobie. I gdy rękę niżej
obsunęła, poczuła, jak ją szorstko liże
płomienny język ciszy. Brzuch miała jak kroplę
ogromną, w rozłożystą misę biódr zamknięty.
W takiej ciszy słyszała, jak na godzin stopnie
pnie się w niej ten roślinny puch, twardnieje w orzech –
– to było dziecko małe, które wkołysali
ciepłym ciał swych pomrukiem jak szelestem morza
w jej pełnię i dojrzałość, która równa ziemi
ogarnęła i rosła rączkami drobnemi,
zarysem ust różowych, roślinką maleńką,
która czuła pod lekko wyciągniętą ręką
i która dziś się spełni i wzejdzie człowiekiem
nad przymrużoną lekko ziemi złej powiekę,
żeby się stać czym? kwiatem, powłoką czy łzą?

A on był z nimi razem. […]Oni stali bez ruchu. W ciemności widzieli,
jak z wolna ich otacza wróg, a hełmy lśniły
jak łuski wielkiej ryby, która nocą drąży.
Jan stał pośrodku, cichy jak wielki chorąży,
który sztandar przedśmiertny ogromnych niebiosów
unosi. Jego głowa i płonące włosy,
w których gwiazdy spalały ostatni swój płomień,
stały w sklepieniu nocy, w milczenia ogromie.
Tacy byli żołnierze, którzy bez mundurów,
w cywilnych czapkach, z bronią zza pasa wydartą
stali u serca ziemi jak burzliwe chmury
przeciw wierze bezsilnej i miłości martwej.

A tamci jeszcze bliżej. Więc ujęli w ręce
broń jak rzeźbiarz, co dłuto ujmuje z namysłem,
aby wyciąć nagrobny pomnik w takiej męce,
w takim bólu krzesany, aby czyny wszystkie,
wszystkie cierpienia i burz grzywy wciosać
w pomnika twarz, ramiona, w usta i we włosy.

Więc runął łańcuch strzałów. Najpierw po ogniwie
sypał się na bruk dźwięcząc, potem coraz ciężej.
I świst, jakby jęk łuku zerwanej cięciwy.
To ziarnka kul jak długie, rozpalone węże.
Ulica była ciemna. Bił głos. Z okien nisko
zlęknionych oczu płatek. Od krwi było ślisko.
Sypki grzechot o ściany. Potem świst. Schyleni,
przypadali głowami – jak do dnia – do ziemi.
Pocisk. Więc ciemność drgnęła, odprysło od bruku
i rozerwani na sylwetek palce
pełzali naprzód, już się gięli w walce:
to przypadną i bąki ostrych strzałów grają,
to z granatem w powietrzu bez ruchu przystają,
oczy szukają szybko, potem chmura tryśnie
i jeszcze większa ciemność w powietrzu zawiśnie.

Jan widział ciała ciemne i jeszcze raz nabił,
i jak oporne zwierzę długo w dłoni dławił
broń. Znów trzepotał skrzydłem ołowianym
zerwany łańcuch strzałów. Potem granat w górę
trysnął i raz na zawsze zamilczał w ciemności
zmiażdżony bruk i bezruch czarnych ciał.

On jeszcze chwilę wyższy jakby stał
u ściany, przedłużony cieniem, potem skośny
jak kostur, co przy murze postawiony czeka,
ruszony, upadł. Tylko plusk bezgłośny
zamknął się nad nim cicho. Noc się jak powieka
zmrużyła i zapadła. Jeszcze gwiazd ulewa
zza chmury wynurzona opadła w drzewa
i łopot strug ciemności wydymał się w wietrze,
i stało skamieniałe nad światem powietrze.

Więc cisza ogromna się stała jak woda,
ciemna, głęboka i ciepła, wchłonęła kształty i świat.
A anioł lekki nad ziemią cicho mu rękę podał
i szli wysoko, w obłoków rozchylający się kwiat.
I już się Jan kołysał nad ziemi dnem wypukłym,
kiedy dom w dole ujrzał, i łzy jak ciężkie gwiazdy,
pełne obrazów zmieszanych, w dół spadły, rozprysły się,
stłukły.
I począł ciążyć w dół jak próżny dźwięku dzwon,
bo widział Marię białą jak brzozę w burzy zgiętą,
schyloną nad dzieciątkiem w ogromnym lustrze leku.

„Podaj mi rękę – mówił anioł – bo jeszcze jeden krok,
a trwoga cię ogarnie i spadniesz suchym liściem
w drapieżną czułość ziemi, w pożary ludzkich rąk,
w jezioro mroczne czasu podobne ciemnym snom.”
Znów się muzyki ciepłej płomyk zapalił biały,
a on strwożony jeszcze, choć w górę lekko szedł,
zapłakał: „Czym nie zgrzeszył odchodząc od cierpienia,
odchodząc, kiedy za mną bolesne kwiaty wiały,
jej dłoni i jej oczu uderzał motyl trwożny
i do jej stóp maleńkich przykuta ciężka ziemia?
Jam szedł za tym płomieniem, co pali nieostrożny
i nieobaczny na nic”. A anioł mówił tak:
„Tyś był miłości wiernej nierozdzielony ptak,
który miał tyle serc, ileś twych braci miał,
i z każdym serc powiewem twój wielki płomień drżał,
i uczyniłeś wybór po wszelki świata czas,
jakże chcesz, żeby w trwodze o jedno ciało gasł?
Bo dusza jej to strumień, srebrzysty, żywy ton,
a nie napłynie otchłań w zielony, boży dom.”

I znów się cieszy całun w muzyki krąg układał,
a znów go strwożył czas i mówił: „Nim dorośnie
dzieciątko, czym się stanie, czy groza go nie wchłonie?”
A anioł wziął go w ciszy mocno za obie dłonie
i rzekł: „Czyś ty zapragnął krzyżować smugi dróg,
które wydążył przed nim ognisty boży pług?
Ale wiedz: kto zaufał, gdziekolwiek niesie lot,
miłością pooddziela od miłowania zło”.

Wtedy się serce Jana skruszyło w miękki popiół,
to serce, które z duszą porwane – ziemskie było.
I próchno się na ziemię jak rosa albo łza
zsunęło. Nisko w dali fala chmur białych szła.
Jeszcze dzwonek na wieży,
ptaki w locie i obłok,
wietrzyk dzwonił i gasł.
„Podaj mi rękę – mówił anioł –
oto się stajesz zapatrzeniem gwiazd”.

Ukończone 14 września 1943 roku,pisane w miesiącach: maj, lipiec, sierpień, wrzesień 1943 r.

Ten wiersz Baczyńskiego, jak to sam autor sygnalizuje, powstawał długo, przez kilka miesięcy, był wielokrotnie przepracowywany i to nie tylko ze względów artystycznych. Czas powstawania utworu był jednocześnie czasem dokonywania przez poetę dramatycznego wyboru. Takiego, przed którym stawali kiedyś zarówno poeci, jak i bohaterowie romantyczni. Baczyński musiał odpowiedzieć sobie na pytanie, czy w chwili, gdy trwa okupacja, ludzie z jego pokolenia walczą, on może poświęcić się wyłącznie sztuce. I zdecydował – w czerwcu 1943 roku wstąpił do AK, do batalionu „Zośka” Harcerskich Grup Szturmowych.

Jerzy Zagórski, poeta z pokolenia Czesława Miłosza, w swoim szkicu Śmierć Słowackiego ten wybór tłumaczy między innymi oddziaływaniem literatury romantycznej oraz biografii jej twórców na Baczyńskiego. Mickiewicz i Słowacki nie walczyli w powstaniu listopadowym i – jak pisze Zagórski – w ich „czułych […] sumieniach […] zalęgły się wyrzuty, że nie umieli podzielić losu wojowników. Po tych ich wyrzutach sumienia pozostał w naszej literaturze pewien osad, pewien żal, sen o rekompensacie, sen o poecie-żołnierzu, marzenie o kimś, kto wziąwszy na siebie wszystkie obowiązki artysty, nie zaniedba żadnego z innych obowiązków, sen o poecie-człowieku pełnym”.

Młodzi poeci Polski podziemnej próbowali ów ideał poety-żołnierza wcielić w życie, często wbrew radom artystów starszego pokolenia. Jerzy Zagórski przyznaje: „pozostanie na zawsze moim wyrzutem sumienia, że nie umiałem swego dość silnego i wyćwiczonego ramienia położyć na barkach tych kilku chłopców-poetów […] i pouczyć ich o klasztornej dyscyplinie sztuki, podpowiedzieć, że jedynie i wyłącznie pióro jest ich udolnym narzędziem w walce o egzystencję Ojczyzny”.

Baczyński i inni młodzi poeci: Wacław Bojarski, Tadeusz Gajcy, Andrzej Trzebiński, Zdzisław Stroiński wzięli do rąk poza piórem także broń i podzielili los bohatera wiersza Krzysztofa Baczyńskiego, Jana: zginęli kolejno bądź jeszcze w czasie okupacji, bądź – jak Baczyński – w powstaniu warszawskim.

 

Utwór Baczyńskiego jest przykładem liryki narracyjnej. To nie jest subiektywny monolog podmiotu lirycznego, ale relacja o charakterze fabularnym. Mówiąc prościej – ktoś opowiada nam historię.

  • Kompozycja utworu dzieli się wyraźnie na dwie części: pierwsza jest realistyczna, druga przenosi nas poza ziemski byt.
  • Punktem wyjścia jest konkretna sytuacja, z którą poeta mógł się w tamtych czasach zetknąć wielokrotnie. Mamy dwoje młodych ludzi, znamy ich imiona – to Maria i Jan. Jest noc, Maria czeka, posłanie Jana jest „białe i niedotknięte”. Maria to także kobieta oczekująca dziecka, które jest potwierdzeniem spełnienia jej i Jana miłoś­ci. Poeta mówi bardzo ciepło o „maleńkiej roślince” na razie bezpiecznej w matczynym brzuchu, który jest „jak ogromna kropla”, ale niebawem „wzejdzie człowiekiem na złej ziemi”. Dlaczego ziemia jest zła, zrozumiemy, kiedy narrator pokaże nam Jana. Jest on – jak wiemy – nie z Marią, ale także nie sam – „z nimi razem”. „Oni” to „żołnierze […] bez mundurów, w cywilnych czapkach”. Po prostu młodzi konspiratorzy, tacy jak ci, wśród których znalazł się sam Baczyński po dokonaniu swojego wyboru. Jan wraz z innymi walczy.
  • Poeta wprowadza do opisu sytuacji konkretne rzeczowniki; broń, strzały, granaty, kule, pociski. Walczących „z wolna otacza wróg”. Baczyński dynamizuje obraz walki, używa licznych czasowników, operuje krótkimi zdaniami lub ich równoważnikami. Jak na filmie widzimy ruch, słyszymy różnorodne odgłosy, aż wreszcie zapada cisza, a ciała pogrążają się w bezruchu. Autor przygotował nas na taki finał – sygnalizowały to epitety: „przedśmiertny, martwy”. Żołnierze ujmowali broń „jak rzeźbiarz […], aby wyciąć nagrobny pomnik”.
  • Jan i jego współtowarzysze to ci, o których pisał Baczyński, że „dorośli do trumny”, a ich „piersi zgniecie czas czarną łapą”. Nie przewidywał dla tego pokolenia innego losu. Śmierć Jana otwiera drugą część wiersza – tę odrealnioną. Następuje rodzaj apoteozy bohatera, któremu anioł podaje rękę i unosi go ponad ziemię.Przypomnij sobie, że już wcześniej zetknęliśmy się w literaturze z gloryfikacją ginącego w walce: do raju nieśli aniołowie duszę Rolanda, Kochanowski pisał, że „jeśli komu droga otwarta do nieba, tym co służą ojczyźnie”, Ordon miał być „patronem szańców”, A Jan Sobolewski (III cz. Dziadów), obserwując ze schodów kościelnych w czasie ofiarowania wywózkę młodych patriotów na Sybir, porównał ją ze zbawczym cierpieniem Chrystusa:

I rzekłem: „Panie! Ty, co sądami Piłata
Przelałeś krew niewinną dla zbawienia świata,
Przyjm tę spod sądów cara ofiarę dziecinną,
Nie tak świętą i wielką, lecz równie niewinną!”

  • W tym momencie Jan należy już do sfery nie ziemskiej, ale niebiańskiej, Paradoksalnie dopiero teraz ujawniają się jego rozterki, wewnętrzny dramat, którego źródłem jest – jak u bohaterów romantycznych – wybór między miłością do kobiety i dziecka a miłością do ojczyzny. Jan zastanawia się, czy jego wybór, śmierć w walce, nie były w gruncie rzeczy ucieczką od cierpienia.
  • Przesłanie wiersza, a jednocześnie rozstrzygnięcie rozterek bohatera znajdziemy w słowach towarzyszącego mu anioła. On uświadamia Janowi wartość jego wyboru, który podyktowany został miłością nie do „jednego ciała”, ale do wielu ludzi, zbiorowości, narodu. Jan „szedł za tym płomieniem, co pali nieostrożny i niebaczny na nic”. Płomień może tu być symbolem ofiary, mającej tym większą wartość, że poniesionej z miłości tak jak ofiara Chrystusa. Ten, kto w takim celu oddał życie, zostaje wyniesiony do sfery niebieskiej. To, co ziemskie, jak i pytanie o przyszły los mającego się narodzić dziecka, musi pozostawić Boskiej opatrzności, której wyroków nie może zmienić, ale powinien jej ufać. Jan – według słów anioła – „staje się zapatrzeniem gwiazd”. Nie ma żadnej wątpliwości, że dokonał właściwego wyboru.

Antologia cytatów

….A gdy kraj ocalę,
nie zasiądę na tronie, przy tronie, pod tronem,
Ja się w chwili ofiarnej jak kadzidło spalę…
(Juliusz Słowacki Kordian)

Lecz zaklinam – niech żywi nie tracą nadziei
I przed narodem niosą oświaty kaganiec;
A kiedy trzeba, na śmierć idą po kolei,
Jak kamienie przez boga rzucane na szaniec
(Juliusz Słowacki Testament mój)

Choćby nie było na świecie
Jednego już nawet Polaka,
To ja jeszcze zginąć muszę
Za miłą moją ojczyznę.
(Juliusz Słowacki Sowiński w okopach Woli)

………wiem, gdzie dusza Ordona.
On będzie patron szańców! – Bo dzieło zniszczenia
W dobrej sprawie jest święte, jak dzieło tworzenia…
(Adam Mickiewicz Reduta Ordona)

Bo choć w pokoju zakwitnie świat cały,
Choć się sprzymierzą rządy, ludy, zdania,
Syn twój wyzwany do boju bez chwały
Do męczeństwa… bez zmartwychpowstania.
Adam Mickiewicz Do Matki Polki)

Ja kocham cały naród! – objąłem w ramiona
Wszystkie przeszłe i przyszłe jego pokolenia,
Przycisnąłem tu do łona.
Chcę go dźwignąć, uszczęśliwić,
Chcę nim cały świat zadziwić.
………………………………………………………………..
Ja i ojczyzna to jedno,
Nazywam się Milijon – bo za milijony
Kocham i cierpię katusze.
……………………………………………………………….
Czuję całego cierpienia narodu…
)Adam Mickiewicz III cz. Dziadów)


Romantyczny ideał patrioty

  • Gotowość do złożenia ofiary z życia, poświęcenie, heroizm. Może to być heroizm walki lub zachowanie godnej postawy wobec represji, w męczeństwie.
  • Obowiązek wobec ojczyzny jest nakazem najwyższym, kiedy trzeba wybierać między szczęściem osobistym lub wiernością zasadom a walką.
  • Bezkompromisowość, nienawiść w stosunku do wroga. Patriota odrzuca ewentualne korzyści materialne czy karierę, których ceną jest postawa ugodowa. Współpracę z wrogiem ocenia się jako zdradę własnego narodu.
  • Poeta służy ojczyźnie swoją poezją, która jest formą walki, tyrtejską pobudką, odbiciem tego, czym żyje zniewolony naród.
  • Poświęcenie dla ojczyzny, męczeństwo, śmierć w walce zyskują w świadomości romantyków rangę sacrum, bywają zestawiane z ofiarą Chrystusa.

Zobacz:

Krzysztof Kamil Baczyński – jak pisać o…

Czy Krzysztofa Kamila Baczyńskiego możemy określić mianem katastrofisty swojego pokolenia?

Poezja Krzysztofa Kamila Baczyńskiego

Poezja Krzysztofa Kamila Baczyńskiego

Elegia o… (chłopcu polskim) – Krzysztof Kamil Baczyński

Wymień motywy tematyczne najczęściej podejmowane przez Krzysztofa Kamila Baczyńskiego.

Krzysztof Kamil Baczyński – Pokolenie