Omów najważniejsze konflikty i spory pomiędzy bohaterami w Nad Niemnem.

1. Konflikt między Benedyktem Korczyńskim a jego synem Witoldem

Najbardziej wyeksponowany w powieści. Kończy się pojednaniem i wybuchem miłości, lecz nie można bagatelizować jego znaczenia, choćby ze względu na to, że przewija się on przez cały utwór. Zarazem może sprawiać wrażenie konfliktu pozornego, jeśli weźmie się pod uwagę, że Witold i Benedykt byli w gruncie rzeczy bardzo do siebie podobni, mieli zbliżone zainteresowania i cele. Młody Korczyński jest optymistyczniej nastawiony do świata, bardziej postępowy niż ojciec, pełen zapału. Tymczasem jego ojciec – zmęczony troskami finansowymi, brakiem porozumienia z żoną i zaogniającym się konfliktem z mieszkańcami zaścianka – jest ostrożniejszy w formułowaniu sądów. Stara się być realistą i zatracił już wszechogarniającą życzliwość, która cechuje Witolda. Entuzjazm syna, który kojarzy mu się z naiwnością – zaczyna go drażnić. Ich relacje są dosyć skomplikowane – właściwie mogłyby zakończyć się zerwaniem stosunków. Jednak w zamyśle autorki nie taki los był im pisany. Witold podziwia ojca za jego pracowitość, ofiarność, zapobiegliwość. Ale jest też nim rozczarowany – chce, aby Benedykt był bardziej wzniosły, życzliwszy i bardziej skłonny do ustępstw. Korczyński jest dumny z syna, pokłada w nim duże nadzieje – ale nie zawsze umie okazać mu to w inny sposób, niż tylko upominając go, przestrzegając.

Pretensje Benedykta i zarzuty stawiane synowi

Benedykt martwi się, że Witold jest bezkompromisowy. Zarzuca mu, że nie porozmawiał z Darzeckim, nie odprowadził go i nie podał płaszcza – co mogło być odebrane jako oznaka złego wychowania. Witold twierdzi, że nadskakiwanie człowiekowi, dla którego nie ma szacunku i którego uważa za sybarytę, pyszałka o ograniczonych horyzontach – jest poniżej jego godności. Dlatego było mu przykro i głupio, gdy widział płaszczącego się przed Darzeckim ojca. Korczyński, sam trochę zawstydzony, stara się zbyć syna stwierdzeniem, że jest za młody na osądzanie i krytykowanie.

Konflikt między nimi jako – przykład konfliktu uniwersalnego

Choć reakcja Benedykta jest sztampowa – prawie każdy słyszał od rodziców, że jest za młody na to czy tamto – z kłótni tej można wysnuć jeden optymistyczny wniosek. Otóż Witold odczuwa potrzebę rozmowy z ojcem, nawet na drażliwe i osobiste tematy. Ponadto nie boi się powiedzieć mu o swoich odczuciach, co chyba oznacza, że mimo wszystko stary Korczyński jest rodzicem dość otwartym.

Chłopak uważa, że ojciec wychowa jego siostrę Leonię na salonową lalkę i głupią kokietkę – i to przeważa szalę: Benedykt mówi do chłopaka, że ten nikogo nie kocha i nie szanuje, umie tylko krytykować (kolejny przykład zarzutu, jaki usłyszał już kiedyś lub jeszcze usłyszy większość z nas). Ta wymiana poglądów kończy się wykrzyczanymi przez rozgniewanego Benedykta słowami: „Idź precz”.

Przyczyny nieporozumień między nimi są też bardziej prozaiczne: Witold dużo czasu spędza poza domem, „szwendając się” – czyli chodząc po wsi, rozmawiając z ludźmi zajmującymi niższą pozycję społeczną, biorąc udział w ich rozrywkach i przyjemnościach. Często wraca późnym wieczorem, a Benedykt martwi się o niego i jest trochę zazdrosny.

Benedykt chciałby także, żeby chłopak częściej bywał w domu, częściej z nim rozmawiał – jak dawniej. Jest rozżalony i uważa Witolda za egoistę, ale nawet wtedy ma łzy w oczach i widać, że bardzo za synem tęskni. Z rozrzewnieniem wspomina lata, kiedy maleńki Witold zachwycał się rodzinną okolicą, przytulał się do niego, opowiadał o tym, że ciotka Marta piecze ciastka z malinami… Niestety, te czasy już minęły. Teraz Witold potrafi tylko czynić mu wyrzuty, że chłopi skarżą się na niego, bo nie jest dla nich wyrozumiały i życzliwy. Podobnie nieszczęśliwy jest Witold – rozdarty między miłością do ojca a, jak to nazywa, „świętymi ideami”, pragnieniem poprawy swoich stosunków z ojcem i naprawy świata. To wszystko sprawia, że chłopak zarzuca sobie zuchwałość i to, że między sobą a ojcem wzniósł „ścianę nieprzebitą”, która mogłaby „rozdzielić ich na zawsze”. Witold sięga po jedną ze strzelb wiszących na ścianie w pokoju ojca z oczywistym zamiarem… Benedykt powstrzymuje go, wzruszony i przerażony zarazem. Martwi się, że syn „z tą zapalczywością swoją, z tym ogniem” – zginie, nie da sobie rady w życiu. Uważa jednak, że Witold to jego krew i nadzieja na przyszłość. Stara się wytłumaczyć chłopakowi – to bardzo ważny fragment powieści – że sam też był młody, że i w jego ustach brzmiało hasło: „Młodości! ty nad poziomy ulatuj!”, że i on był gotów do wielkich poświęceń.

Racje Benedykta. Co usprawiedliwia jego rozdrażnienie?

Życie brutalnie rozprawiło się z Benedyktem – młodym idealistą – i jemu podobnymi. Odpiera zarzuty Witolda dotyczące braku patriotyzmu wśród Korczyńskich: jego brat Andrzej przypłacił życiem udział w powstaniu, a on, Benedykt – jakoś mu tego zazdrości. Ze wszystkich sił starał się utrzymać ziemię w swoich (polskich) rękach – co nie było łatwe ze względu na wysokie podatki i wiele innych utrudnień. Ta walka o byt uczyniła go twardym, pozornie mniej wrażliwym, a na pewno mniej skorym do ustępstw. Dzięki tej rozmowie chłopak lepiej poznaje ojca. I w scenie, która dzisiejszym czytelnikom może wydawać się nieco kiczowata, Witold zarzuca ojcu ramiona na szyję, scałowuje jego łzy i dziękuje, że nie wychował go na lalkę salonową – że go „nigdy od reszty ludzkości nie oddzielał”. Po tej rozmowie obaj czują się „oczyszczeni”, jakby zrzucili z piersi olbrzymi ciężar. Nawet upór syna, który ciągle powraca do sprawy chłopów, nie drażni już Korczyńskiego. Wydaje mu się on cechą rodową wszystkich wartościowych ludzi z rodu Korczyńskich – jego samego i jego brata, powstańca Andrzeja.

Szczęśliwy finał i nadzieja na pełne porozumienie

Prawdziwy happy end: po tej oczyszczającej rozmowie Benedykt proponuje synowi, by razem układali plany, projekty gospodarcze i nie tylko. Sugeruje mu też wspólną wyprawę na grób powstańców – mogiłę, której dawno już nie odwiedzał. Zaczyna traktować syna poważnie – to właśnie z nim, a nie z żoną dzieli się swoimi najboleśniejszymi wspomnieniami. Dotąd raczej skryty i małomówny, otwiera się. Do tej pory uważał syna za inteligentnego, rozgarniętego, ale zbyt porywczego. Po tej ważnej rozmowie odkrył, że syn może stać się jego przyjacielem – powiernikiem i wspólnikiem w interesach. Że można mu zaufać, można znaleźć w nim oparcie. Aby to nastąpiło, obaj musieli dać z siebie sporo. Benedykt musiał wyrzucić z siebie to, o czym bardzo trudno było mu mówić i co sprawiało mu duży ból. Witold z kolei musiał wyrwać się z kręgu swoich górnolotnych, co chwila wykrzykiwanych idei – i nauczyć się słuchać. Obaj gotowi są na pewne ustępstwa, starszy z nich przychyla się do próśb młodszego i idzie na rękę mieszkańcom zaścianka. Młodszy gotów jest do współpracy z ojcem, do rozmowy z nim – a nie tylko przedstawiania mu próśb i żalów biedniejszych sąsiadów. Na pewno po tej rozmowie stanie się mniej skłonny do krytykowania ojca i wytykania mu błędów. Obaj Korczyńscy – dość zapalczywi, skłonni do uniesień i uparci – musieli pokonać własną naturę, aby do tego happy endu doszło. Takiego zakończenia konfliktu można by życzyć każdemu. Benedykt uważał, że życie niszczy marzenia. Tłumaczy Witoldowi, że gdy sam zajmie jego miejsce, przejmie prowadzenie gospodarki i interesów, zrozumie, „jakie różnice zachodzą pomiędzy teorią a praktyką, rzeczywistością a sielanką”. Młody Korczyński broni swoich ideałów i zapewnia, że jeśli jego teorie nie będą mogły być w żaden sposób pogodzone z praktyką – zabije się, ale za nic od nich nie odstąpi. Tymczasem los skorygował postawy obu, aplikując Benedyktowi zastrzyk optymizmu i nadziei, a Witoldowi realizmu i rozsądku.

Do zbliżenia obu Korczyńskich nie doszło wcale szybko. Przez dłuższy czas ich stosunki tylko na pozór były bez zarzutu. Spacerowali razem po polach, rozmawiali o studiach agronomicznych Witolda, lecz „dusze ich coraz bardziej oddalały się od siebie”. Omawiali sprawy codzienne i obojętne, ale zrażony postawą ojca chłopak nie poruszał nigdy tematu swoich planów na przyszłość. Raniło to i irytowało Benedykta. Dlatego niekiedy unikali siebie nawzajem, nie wchodzili sobie w drogę. Czasem zaś spędzali ze sobą sporo czasu, ale obaj robili wszystko, żeby w rozmowie się nie wygadać, czyli aby nie padło żadne serdeczne słowo i aby nie poruszyć tematu zbyt osobistego.

 

2. Brak porozumienia między Witoldem a matką

Prawdopodobnie jednak Witold nigdy nie dojdzie do porozumienia z matką. On nigdy nie zrozumie jej, a ona jego. Chłopakowi pani Emilia wydaje się kobietą ładną i delikatną, ale bardzo dziwną. Dlaczego matka stroni od świeżego powietrza i spacerów, które na pewno poprawiłyby jej samopoczucie i humor? Dlaczego ciągle przesiaduje w swoim wykwintnie urządzonym pokoiku, obojętna na resztę świata? Co jej daje towarzystwo egzaltowanej Teresy i rozmowy z nią o przeczytanych romansach? Dlaczego jej świat ogranicza się do picia kakao, napadów migren i zastanawiania się razem ze swą towarzyszką, czy Eskimosi potrafią gorąco kochać? Gdy Witold prosi matkę, by pozwoliła jego siostrze potańczyć na wiejskim weselu, ta jest przerażona: prośbę syna uważa za niesłychaną – taka rzecz nie mieści jej się w głowie. Z wrażenia momentalnie dostaje silnego ataku bólów. Witold na próżno przekonuje ją, że Leonia powinna więcej czasu spędzać na powietrzu, poznawać ludzi. Emilii wydaje się, że w ten sposób syn wypomina jej słabe zdrowie, skłonność do histeryzowania i niezaradność.

Tak jak od wszystkich, pani Korczyńska oczekuje od syna zrozumienia i przede wszystkim współczucia. Tak jak od wszystkich, Witold oczekuje od niej otwarcia się na świat i ludzi, energicznego działania w imię dobra innych. Niestety, to dwa inne światy. Świadczyć o tym może scena niemalże symboliczna: Witold bawi się na hucznym i rozśpiewanym wiejskim weselu. Pieśni wieśniaków słychać nawet w zacisznym saloniku pani Emilii, która zdegustowana tym hałasem każe Teresie zaciągnąć zasłonę. Matka czuje wielki żal do syna, że nie umie jej kochać i rozumieć – a tak by tego pragnęła. Tymczasem sama nic właściwie nie wie o swoim dziecku.

 

3. Problemy Justyny z ojcem i Martą

Justyna jako dobra i opiekuńcza córka

Problemy z ojcem ma nie tylko Witold, lecz także Justyna. Pan Orzelski to człowiek bardzo uzdolniony muzycznie, lecz poza tym niezdolny do głębszych uczuć, zdziecinniały żarłok. Justyna jest do niego bardzo przywiązana, ale chyba nie można powiedzieć, by darzyła go miłością. Opiekuje się nim, pilnuje także, by starzec – wyjątkowo wdzięczny obiekt dowcipów Kirły – nie padał ich ofiarą zbyt często.

Jej ojciec jako niewdzięcznik

Justyna to cierpliwa i dobra córka, która nie może liczyć ze strony ojca na wsparcie czy choćby chwilę rozmowy. Pan Orzelski bowiem umie mówić tylko o jadłospisie, szyneczce i „caca serenadkach”. Ojciec Justyny w pewnym sensie okazuje się niewdzięcznikiem – na wieść o planowanym ślubie córki z Jankiem wpada w rozpacz. Sądzi bowiem, że będzie musiał przeprowadzić się do chaty, w której na pewno nie ma gdzie postawić fortepianu i gdzie zamorzą go głodem. Gdy Benedykt zapewnia go, że nadal będzie mógł u niego mieszkać, a Marta zaraz prześle mu śniadanie – uspokaja się i zadowolony wraca na górę do swoich serenadek.

Justyna i Benedykt

Prawdziwym opiekunem dziewczyny jest Benedykt. Rozumieją się dobrze i szanują. Benedykt sprawia nawet wrażenie bardziej wyrozumiałego dla Justyny niż dla własnego syna. Bez problemu akceptuje decyzję Justyny o zamiarze poślubienia schłopiałego szlachcica – słusznie zauważa, że jest pełnoletnia, rozsądna i ma prawo do podejmowania decyzji o swojej przyszłości.

Znajomość z Janem – początkiem psucia się relacji Justyny z Martą

Znajomość Justyny z Jankiem jest za to przez długi czas przyczyną niezadowolenia Marty i jej gorzkich wymówek. Marta stara się przestrzec dziewczynę przed tym uczuciem. Sama kochała się kiedyś – z wzajemnością – w stryju wybranka Justyny, Anzelmie. To uczucie przyniosło obojgu tylko ból i zakończyło się rozstaniem. Marta, pochodząca z wyższej sfery niż Anzelm, bała się połączyć z ukochanym. Cały czas o niej plotkowano, wytykano ją palcami. Poza tym bała się ciężkiej pracy w polu i w domu. Nie chce, aby podobny los spotkał Justynę – to dlatego bukiety, które Jan daje dziewczynie, nazywa pogardliwie miotłami. Gdy okazuje się, że Justyna ma wyjść za Jana, kobiecie wydaje się, że świat stanął na głowie. A potem nagle przestaje kpić z Justyny i ją straszyć. Co więcej, postanawia zamieszkać razem z nimi, aby pomagać Justynie i służyć jej radą.

 

4. Bez szans na happy end: Andrzejowa Korczyńska i jej syn Zygmunt

Charakterystyka stron konfliktu i ich postaw życiowych

Happy endem nie kończy się natomiast konflikt między Zygmuntem Korczyńskim a jego matką, panią Andrzejową. Wdowa po Andrzeju Korczyńskim to zacna, otoczona powszechnym szacunkiem matrona. Prawdziwy wzór cnót – bogobojna, prawa, pełna godności, żona dzielnego powstańca, wielka pani. Mimo iż od śmierci jej męża upłynęło już kilkadziesiąt lat, nadal nosi żałobę. Nie wiadomo, w kogo wdał się jej syn Zygmunt. Trudno dopatrzyć się w nim zalet matki. Trudno też znaleźć cechy, które dziedziczyłby po swoim ojcu – patriocie. Zygmuntowi często jest wszystko jedno. Trochę zapału udaje mu się wykrzesać, gdy pragnie ponownie rozpocząć romans z Justyną.

Stosunek obojga do rodzinnego majątku

Stosunek do rodzinnej posiadłości to pierwszy powód niezgody między matką a synem. Pani Andrzejowa kocha Osowce także dlatego, że przypominają jej one zmarłego męża. Zygmunt uważa okolicę za nudną, „prozaiczną”. Brakuje mu tu rozrywek, ciekawego towarzystwa. Brakuje mu też natchnienia i tematów – jest przecież malarzem. Marzy o podróżach, a najchętniej zamieszkałby w Rzymie. Matce nie mieści się to w głowie – aby opłacić podróż, trzeba by sprzedać rodzinny majątek. Nie może opuścić kraju, bo tu pochowany jest jej mąż. Zygmunt uważa, że matka jest dziwaczna, zacofana, nie potrafi zrozumieć jej przywiązania do kawałka brzydkiej, według niego pozbawionej walorów estetycznych ziemi. A matka nie bardzo umie mu to wytłumaczyć. Pani Andrzejowa nie potrafi dostrzec w synu zwyczajnego, nieco zblazowanego i kapryśnego mężczyzny. Wydawało jej się zawsze, że syn bohaterskiego, ukochanego męża – no i jej samej – musi być kimś wyjątkowym, odznaczać się niepospolitymi zdolnościami. I miała szczęście, okazało się bowiem, że jej jedynak ładnie rysuje. Rozpieszczany i wychowywany w cieplarnianych warunkach Zygmunt uważał się za centrum świata i jedyny możliwy przedmiot uwielbienia – w czym, nie da się ukryć, było trochę winy matki. Ani ona pełna uwielbienia dla Zygmunta, ani Zygmunt pełen uwielbienia dla siebie – nie zauważyli, że pochwały głoszące wielki talent malarski młodzieńca niekoniecznie odpowiadały rzeczywistości. Powodzenie obrazka Zygmunta spowodowane było tym, że miał on dość wysokie stanowisko towarzyskie i dosyć pokaźny majątek.

Niespełnione nadzieje pani Andrzejowej

Szlachetna matrona wyobrażała sobie, że tak jak Andrzej na ołtarzu ojczyzny złożył ofiarę ze swojego życia, tak ich syn złoży na nim ofiarę ze swego geniuszu i pracy. Drugim powodem niezgody było więc marnowanie talentu przez Zygmunta. Pani Andrzejowa myśli ze zgrozą o tym, że, być może, syn wcale nie jest artystą. Zajrzawszy do jego pracowni, zauważyła tam mozolnie, ale i niedokładnie namalowane obrazki, „żadnego śmiałego rzutu myśli ani oryginalnego uderzenia pędzla”. Czyżby więc Zygmuś był zwyczajnym pacykarzem? Jedyne jego dobre dzieła to te… kupione za granicą.

Małżeństwo syna początkiem nowych zgryzot

Trzeci powód niezgody to małżeństwo syna z Klotyldą. Pani Andrzejowa bardzo polubiła swą uroczą młodą synową. Poza tym jej, która przez całe życie stanowiła ze swoim mężem zgodną i kochającą się parę, nie mieści się w głowie, że zaledwie dwa lata po ślubie Zygmunt przestał się interesować żoną i coraz wyraźniej Klotyldy unika. Pani Korczyńska próbuje z nim o tym rozmawiać, lecz on udziela pokrętnych, wymijających odpowiedzi.

Różny stosunek matki i syna do pamięci o Andrzeju Korczyńskim

Czwartym i najważniejszym powodem niezgody w relacjach tych dwojga jest stosunek do „widma” – jak to określa Zygmunt – czyli do zmarłego Andrzeja Korczyńskiego. Pani Andrzejowa często widzi męża, przemawia do niego – daje jej to pewną pociechę w bólu. Postrzega go już niemal jako świętego, a nie jako człowieka, z którym niegdyś dzieliła życie. Pragnie, aby dla Zygmunta, tak jak dla jego ojca miłość do ojczyzny była źródłem „siły, męstwa, moralności wielkiej”. Zygmuntowi tymczasem dobro ludu jest zupełnie obojętne. Smutek wdowy po Andrzeju Korczyńskim powiększa jeszcze fakt, że Zygmunt uważa ojca za szaleńca i krańcowego idealistę, człowieka nieżyciowego. Zrozpaczona matka wysyła go na mogiłę ojca, łudząc się, że może tam zmieni zdanie… Syn jednak stanowczo odmawia. Uważa, że przed nim życie i sława – po co mu więc grobowce! Pani Andrzejowa załamuje się, gdy syn nazywa ojca szaleńcem „do najwyższego stopnia szkodliwym”. Matka wypędza go wtedy z pokoju. A może i z własnego serca? Pojednanie tych dwojga wydaje się najzupełniej niemożliwe.

Zobacz:

Nad Niemnem jako epopeja

Postacie Nad Niemnem

 

Jakie hasła programowe pozytywizmu propaguje Orzeszkowa w Nad Niemnem?

W jaki sposób Eliza Orzeszkowa udowadnia wartość pracy? Odpowiedz na podstawie Nad Niemnem.

Jak wygląda ocena romantyzmu i romantyków w świetle Nad Niemnem?