„Ojcowie – Termopile, Synowie – za ile?” (Stanisław Jerzy Lec).
Zaprezentuj dialog swojego pokolenia z bohaterskim dziedzictwem w literaturze.

Zawarty w temacie aforyzm, odwołujący się do powszechnie znanego symbolu Termopil, kładzie akcent dość jednoznacznie i, trzeba to powiedzieć, jednostronnie. Termopile, do których odwoływali się licznie poeci – między innymi Słowacki w wierszu Grób Agamemnona – są bowiem synonimem absolutnego poświęcenia się dla ojczyzny. W tym nieistniejącym już obecnie wąwozie w roku 480 przed naszą erą trzystu bohaterskich Spartan pod wodzą króla Leonidasa walczyło do ostatniego żołnierza z wojskami króla perskiego Kserksesa I, wiedząc, że robią to jedynie dla zasady, w imię honoru. Tego typu postawy, tyrtejskie, bohaterskie są szczególnie częste w wieku XIX, w romantyzmie, ale i później. Wątpliwości budzi jednak sugerowane przez aforyzm określenie całej przeszłości mianem bohaterskiej. Dla współczesnych młodych ludzi wręcz obraźliwe może być podsumowanie ich ideałów za pomocą określenia „za ile”. Zwykło się myśleć o naszych czasach jako o zdominowanych przez materializm, pogoń za zyskiem, działania konsumpcyjne, często postawy, którym nie towarzyszą żadne skrupuły. Nie wszyscy młodzi ludzie są tacy. Dla wielu z nas to zabawne z pozoru powiedzonko może być krzywdzące.

Skoro już mam poprowadzić dialog (polemikę?) mojego pokolenia z bohaterskim dziedzictwem literackim, to postaram się odnaleźć mniej chwalebne oblicze tego bohaterstwa. Warto zwrócić uwagę na to, że zwłaszcza my, Polacy, kochamy widowiskowe wyczyny, lubimy iść „z szabelką na czołgi”, często nie zauważając granicy między bohaterstwem a bohaterszczyzną i nadmierną brawurą. Spójrzmy oczami krytycznego racjonalisty i pragmatyka z początku XXI wieku na sylwetki niektórych „bohaterów” i ich dokonania.

Bohaterem eposu rycerskiego jest Hrabia Roland, jeden z rycerzy cesarza Franków, Karola Wielkiego. Odwaga, honor, wierność religii chrześcijańskiej i jej obrona – to wartości, które miały przyświecać jego poczynaniom. Jak wyglądało to w praktyce? Roland, dbając przede wszystkim o swój honor, wzdraga się przed użyciem rogu i wezwaniem na pomoc wojsk królewskich. Dlatego wraz w wiernymi mu dziesiątkami rycerzy i przyjacielem Olivierem – ginie. W zakończeniu eposu archanioły przychodzą po jego duszę i śmierć rycerza nabiera wymiaru świętości. Dziś postawa Rolanda wydaje się nierozsądna, a przede wszystkim nieodpowiedzialna. Wolał zginąć niż przeprowadzić skuteczną obronę. Skazał też beztrosko na śmierć wielu ludzi, którzy może dalej dobrze służyliby Kościołowi i Francji. I to wszystko w imię źle pojętego honoru. Myślę, że dziś politycy czy stratedzy wojskowi uznaliby Rolanda za człowieka nieodpowiedniego na stanowisku dowódcy oddziału. Gdy przyglądamy się rycerzom średniowiecznym, to uderza nas przede wszystkim fakt, że mimo rzekomych ideałów ich działaniami kierowało często bestialskie okrucieństwo, fanatyzm religijny, chęć zemsty, a nawet chciwość, krwiożerczość. Trudno byłoby uznać nam, ludziom ceniącym dialog i tolerancję, za bohatera na przykład rycerza walczącego w wyprawach krzyżowych, czyli w istocie „ogniem i mieczem” nawracającego innowierców. Widać więc, że średniowieczne kanony bohaterstwa zupełnie nie przystają do dzisiejszego systemu wartości, ocen moralnych jednostki. Są wręcz grzechem przeciwko szeroko pojętemu humanizmowi.

Inną epoką pełną bohaterów jest romantyzm, zwłaszcza polski. Dwa powstania niepodległościowe, w 1831 i 1863 roku, były aktami odwagi i spontaniczności. To jednak za mało, by powstańcy mogli odnieść sukces. Można dyskutować, czy były potrzebne, skoro tylko zaostrzały represje wobec naszego narodu ze strony zaborców; „tradycja bohaterska” powstań była już zresztą podawana w wątpliwość przez samych romantyków, na przykład Słowackiego w Kordianie, a zwłaszcza Zygmunta Krasińskiego. Wielu ówczesnych poetów było jednak skłonnych przedstawiać je jako wspaniałe i patetyczne zrywy niepodległościowe całego, solidarnego narodu.

Śladem tych wizji jest wspomnienie powstania w Nad Niemnem Elizy Orzeszkowej. Dzisiaj, z perspektywy czasu, widzimy, że były to przedsięwzięcia nieprzemyślane, często źle dowodzone. Zarzucić też można ich przywódcom, że nie dbali o to, by zaangażować w nie cały naród, lekceważyli na przykład udział chłopstwa. Takiej krytycznej oceny nie dokonujemy pierwsi. Można się tu odwołać choćby do wstrząsającego opowiadania Stefana Żeromskiego Rozdzióbią nas kruki, wrony… Narażanie życia garstki zapaleńców może i jest bohaterstwem, ale w ogólnym wymiarze historycznym zupełnie się nie opłaca.

Bohaterami są też, zgodnie z tradycyjnymi ocenami, postaci literackie stworzone w dwóch różnych epokach, ale bardzo podobne. Chodzi o Jacka Soplicę i Sienkiewiczowskiego Andrzeja Kmicica. Dzisiejszy czytelnik odnosi się ze sceptycyzmem także do ich „bohaterstwa”. Owszem, druga część życia każdego z nich może służyć za przykład ofiarności i poświęcenia, ale czy rzeczywiście pozwala im się zrehabilitować? Dzisiaj oceniamy raczej całokształt czyichś dokonań, na przykład bardzo często nie możemy różnym ludziom, choćby politykom, wybaczyć ich przeszłości. Tymczasem literatura wymaga, byśmy zaakceptowali to, że zamordowanie Stolnika przez Jacka Soplicę czy zdrada Kmicica właściwie zostały odkupione. W ogóle nasi „bohaterowie” niezbyt mi się podobają. Mam wrażenie, że znacznie częściej kierują się względami osobistymi i emocjami niż autentyczną, świadomie wybraną hierarchią wartości. Nie do końca wierzę w możliwość nagłej metamorfozy, która radykalnie zmienia psychikę i morale człowieka.

Być może mój stosunek do bohaterów wojowników wyda się komuś tendencyjny, a nawet ironiczny. Rzeczywiście, dla mnie słowo „bohater” ma inne nieco znaczenie. Nie jest to ktoś, kto dokonuje kilku widowiskowych wyczynów, nawet narażając życie. Za bohatera skłonna byłabym raczej uznać kogoś, kto musi zwalczyć obawy, strach, aby podjąć właściwy wybór. Dlatego znacznie bliższym mi bohaterem jest budzący kontrowersje Tomasz Judym z „Ludzi bezdomnych”. Jego bezkompromisowość, fakt, że porzuca wszystko, co kochał, aby móc całkowicie poświęcić się swojemu powołaniu – to bohaterstwo, które mi imponuje. Myślę jednak, że niewielu ludzi z mojego pokolenia miałoby odpowiednio dużo wewnętrznej siły, aby takiego wyboru dokonać. Dlaczego? Czy jesteśmy zbyt słabi, wygodniccy? Wydaje mi się, że przyczyna jest inna. Dziś nie wierzymy chyba w sens wielkich idei. Słowa takie jak prawda, miłość, sprawiedliwość zostały pozbawione treści. Zbyt wielu ludzi podłych i małych miało je na ustach. Zbyt często byliśmy świadkami tego, jak za fasadą tych słów ukrywają się chciwość, żądza władzy i kłamstwo. Sadzę, że dzisiaj nie lubimy wielkich słów, boimy się patosu i wzniosłości. Stąd bierze się nasze sceptyczne nastawienie do tradycji bohaterskiej.

Gdy czytamy o Rolandzie, Hektorze czy Konradzie Wallenrodzie, wydają nam się oni nieprawdopodobni psychologicznie, niezrozumiali. Zdecydowanie jednak będę protestować przeciw przypisywaniu ludziom mojego pokolenia dążeń tylko materialnych. To nieprawda, że ciągle pytamy „za ile” i że za odpowiednią sumę pieniędzy jesteśmy skłonni dopuścić się każdego draństwa. Nieprawda, że wszystko jest tylko kwestią ceny. W każdej epoce żyli ludzie, którym pieniądz przesłaniał świat, moralność i drugiego człowieka. Większość z nas traktuje jednak pieniądze jako rzecz normalną, jako coś, co uprzyjemnia życie, jako środek do celów, często szlachetnych. Niekoniecznie musimy poruszać się między skrajnościami: bohater ideowiec – „zgniły” materialista. Prawda – także o współczesnych ludziach – jest gdzieś pośrodku. Moim zdaniem bliższa jest nam skromna, ale przyzwoita postawa wobec życia doktora Rieux z Dżumy Camusa. Walczyć ze złem, pomagać ludziom, uczciwie żyć i pracować można bez ostentacji, krzyków, rozdzierania szat. Wydaje się, że dziś bardziej niż kiedyś ludzie kierują się rozumem, logiką, przemyślaną ostrożnością, mniej podatni są na krótkotrwałe „błyski” bohaterstwa. Dawni rycerze i bohaterowie to dla nas tylko postaci literackie. Rzeczywistość XXI wieku jest zbyt skomplikowana, aby mogły nam wystarczyć tak „proste” wzory.