Próba określenia wewnętrznego imperatywu, poszukiwanie autorytetu? Zinterpretuj wiersz Zbigniewa Herberta Głos wewnętrzny, zwracając uwagę także na kompozycje utworu.
Uwaga!
Temat sugeruje kierunek interpretacji, coś nawet podpowiada – ale wymaga również uwag o kompozycji utworu Zbigniewa Herberta.
Zbigniew Herbert
Głos wewnętrzny
mój głos wewnętrzny niczego nie doradza
niczego nie odradza
nie mówi ani tak|
ani nie
jest słabo słyszalny
i prawie nieartykułowany
nawet jeśli się bardzo głęboko pochyli
słychać tylko oderwane
od sensu sylaby
staram się go nie zagłuszać
obchodzę się z nim dobrze
udaję że traktuję go na równi
że mi na nim zależy
czasami nawet
staram się z nim rozmawiać
– wiesz wczoraj odmówiłem
nie robiłem tego nigdy
teraz też nie będę
– glu – glu –
– no więc sądzisz
że dobrze zrobiłem
– ga – go – gi
dobrze że się zgadzamy
– ma – a –
– no a teraz wypocznij
jutro znów pogadamy
nie jest mi na nic potrzebny
mógłbym o nim zapomnieć
nie mam nadziei
trochę żalu
gdy leży tak
przykryty litością
oddycha ciężko
otwiera usta
i stara się podnieść
bezwładną głowę
Kim jest tytułowy bohater?
Czym jest dla mnie głos wewnętrzny? Tak mógłby spytać siebie każdy rozsądny autor pracy, zanim jeszcze zastanowi się czym jest ów głos dla Herberta. Głos wewnętrzny – może to głos sumienia, wewnętrzny imperatyw moralny – jak chce temat – autorytet podpowiadający co robić? Człowiek ma go w sobie – jak drugie ja, jakby coś co tkwi w duszy i odzywa się, wcale nie zawsze wtedy kiedy trzeba. Rzeczywiście – to głos. Czasem jęczy, czasem złorzeczy, czasem odbiera sen. Jeden cichutki, drugi tubalny. Jeśli słyszałeś taki głos – wiesz o czym mówi Herbert. Jeśli interesowałeś się filozofią stoików – wiesz coś jeszcze. Oto stolicy zalecając ludziom wyzbycie się namiętności, harmonię i spokój, nazwali ów wewnętrzny głos – daimonionem, iskrą bożą, boskim podszeptem w duszy człowieka.
I to jest właśnie cnotą szczęśliwego człowieka i szczęściem w życiu, gdy się wszystko czyni zgodnie z głosem wewnętrznym przemawiającym w każdym człowieku i zgodnym z wolą rządcy wszechświata.
Diogenes Laertios (stoik)
Dobrze byłoby znać tę definicję Diogensa, by łatwiej zrozumieć wiersz, ale jeśli odbiorca utworu jej nie zna– nie szkodzi. Nawet najbardziej odległy od stoicyzmu człowiek jest w stanie zdefiniować głos wewnętrzny jako własny, miarodajny autorytet, wewnętrznego kontrolera czynów, czyli mądrymi słowy – imperatyw. Ale, ale – jakiż on jest? Zapytał o to właśnie Herbert, który rzecz jasna doskonale znał pomysły stoików i często z nimi dyskutował. Wspaniały, boski, zgodny z wolą rządcy wszechświata – głos wewnętrzny, jaki jest naprawdę?
Osoby wiersza
Sytuacja, jaką stwarza utwór jest następująca. Podmiot liryczny zagląda w głąb siebie, poświęca chwilę refleksji swojemu wewnętrznemu głosowi. Może przeczytał właśnie myśli stoików i pragnie ujrzeć własny daimonion. „W siebie pochylon” (jak Norwid) niemal wyjmuje na zewnątrz i stawia sobie przed oczyma głos wewnętrzny – ale nie jako cień, dźwięk, mgłę – lecz pod postacią istoty tak bardzo podobnej do człowieka, że śmiało możemy mówić o personifikacji (uosobieniu) głosu. I w ten sposób mamy już dwie osoby wiersza – podmiot liryczny i uosobiony głos wewnętrzny. Ta personifikacja jest bardzo ważnym zabiegiem kompozycyjnym – nawet dominantą kompozycyjną – bo dzięki niej portret czegoś zupełnie abstrakcyjnego nabiera konkretnych kształtów. Jakich?
Portret głosu
Szukamy w utworze: oto jest.
Niczego nie doradza
Niczego nie odradza
Nie mówi tak
ani nie
jest słabo słyszalny
i prawie nieartykułowany.
W takim razie – niezbyt stanowczy. Jakiś wylękniony i wyliniały, niezdecydowany. Nie budzi podziwu – budzi współczucie. Dziękuję bardzo za taki „imperatyw”. Posłuchaj go:
– glu – glu –
– ga – go – gi –
– ma – a –
Po tej wypowiedzi idzie odpoczywać. Kto tak mówi i ma tak mało sił? Anemik? Dziecko? Osobnik wyczerpany, niedorozwinięty, półidiota, któremu współczuje się i pomaga, lituje się nad nim, ale przecież się go nie słucha i nie radzi!
gdy leży tak
przykryty litością
oddycha ciężko
otwiera usta
i stara się podnieść
bezwładną głowę.
Mistrzowska metafora – głos przybrał formę postaci (bo przecież personifikacja to metafora). Postać ta jednak jest słaba i chora, mocno bezradna. Głos wewnętrzny zachorował, ogłupiał, zniszczyły go postępki właściciela – a może nigdy nie miał szans rozwoju? Czy znaczy to, że mamy do czynienia (podmiot liryczny) z człowiekiem pozbawionym wewnętrznego głosu, sumienia, kośćca moralnego, imperatywu, czy też – daimoniona? Wyzutego z zasad? To coś w rodzaju atrofii (zaniku) moralności i sumienia. Cóż – to przykre, ale tak słabiutko, a chwilami koniecznie, prezentuje się tytułowy głos wewnętrzny, że na to wygląda. Kim jest jego właściciel?
Kim jest podmiot liryczny
Wcale nie jest zbrodniarzem, przestępcą, nihilistą. Naprawdę nie, zobacz co mówi:
– staram się z nim obchodzić bardzo dobrze
– staram się z nimi rozmawiać
– wiesz wczoraj odmówiłem
– nie robiłem tego nigdy
– teraz też nie będę
Więc jednak skrupuły, jednak wierność jakimś postanowieniom (tak typowa dla Herberta). Ale czy to Herbert? Podmiot liryczny wypowiada się w pierwszej osobie, nie wyczuwa się dystansu między podmiotem a poetą – stąd sugestie interpretatorów utożsamić podmiot i Herberta. Że Herbert rezygnuje tym razem z tak lubianej liryki roli i mówiąc „mój głos wewnętrzny” grzebie we własnej duszy i mówi o sobie.
Nie jest to jednak ani Herbert we własnej osobie, ani jego stanowisko. Jest to swoista, poetycka konstrukcja everymana. Everyman – człowiek każdy, to jak pamiętasz, reprezentant ogółu ludzkości, człowiek zupełnie przeciętny. Ani specjalnie zły, ani dobry, trochę przyzwoity, trochę łotrowaty. Taki – rozbawiony, o rozklekotanym systemie moralnym Czy to nie on wypowiada się w wierszu? To dużo bardziej prawdopodobne niż przypisywanie Herbertowi – moraliście takiego byle jakiego stanowiska w sprawie etyki.
Po co Herbertowi everyman?
Bo konfrontuje on stoicki pomysł na wiarę i moc głosu wewnętrznego ze światem współczesnym. Możemy nawet przyjąć, że w ogóle sprawdza siłę i status wewnętrznego głosu sumienia w przypadku współczesnego człowieka, który wszak różni się od antycznego. Sam Herbert pisał w wierszu Dlaczego klasycy, że skarleliśmy wobec klasyków. Tam wielcy, oszczędni w emocje jak Tucydydes, teraz – my, małe rozbite dzbanki z wielkim płaczem nad sobą… Kto płacze w dzbanku? Głos wewnętrzny, głos wewnętrzny człowieka współczesnego. U nas, teraz – nawet apokalipsa mała, bo trudno tu oprzeć się skojarzeniu z obserwacjami Tadeusza Konwickiego:
Grzech przybrał ciało cnoty. Imponderabilia moralności spłowiały a spod ich rysunku wyłaniały się imponderabilia amoralności (…) Zło włączyło się w nasze kody etyczne i stało się dobrem. Fatalnym, rakowatym dobrem.
Tadeusz Konwicki
Rozbawione? Nie do odróżnienia zło od dobra, twardy głos sumienia od bełkotu „glu – glu – ga – go – gi –?” To tak jak byśmy znaleźli się w Herbertowskim wierszu. To współczesny everyman ma taki zbiedniały, zniszczony głos wewnętrzny. Więc jednak liryka roli. Tak jeśli uznamy, że Herbert konstruuje podmiot – everymana współczesnego. Nie – jeśli uznamy, że również siebie wpisuje w całą gromadę ludzi współczesnych, dotkniętych zarazą zaniku zasad moralnych, coraz cichszych głosów wewnętrznych. I chyba tak jest.
A może to drwina?
Owszem, poeta trochę sobie kpi. Ze stoików, ich pewności siebie. Z wielkich moralistów tego świata – wierzących w potęgę głosu wewnętrznego silnego jak dzwon. Drwiący jest dialog z głosem wewnętrznym wrysowany w wiersz. Jest w tym również ironia, tak jakby poeta mówił: żyj w zgodzie z głosem wewnętrznym? Proszę bardzo: ga – ga glu – glu… Użyto onomatopeję na wzór gaworzenia niemowlęcia lub obłąkańczo degradują wzniosły wewnętrzny głos.
„obchodzą się z nim dobrze” – jak ze zwierzęciem;
„udaję, że traktuję go na równi” – czyli w rzeczywistości dyskryminuję go;
„nawet staram się z nimi rozmawiać”.. Staram się – ale nic z tego. Nie ma jedności, Herbert polemizuje ze stoikami jak to czynił. „Dobranoc Marku, lampę zgaś” – radził Aureliuszowi, najbardziej stoickiemu spośród cesarzy. Dziś… „Elektra pracuje w spółdzielni. Orestes studiuje farmację” (brak węzła). inne czasy – inna kondycja głosów wewnętrznych. Ale stwierdza to Herbert – nie bez żalu. Podobnie jak Tadeusz Różewicz w swoim wierszu o naszych czasach:
byle jaki Gustaw
przemienia się
w byle jakiego Konrada (…)
słyszę
jak byle kto mówi byle w
do byle kogo
byle jakość ogarnia masy, elity
ale to dopiero początek
Tradycja romantyczna zamiast antycznej, ale… prognoza tak samo katastroficzna.
W obronie głosu wewnętrznego
Nie mam nadziei
trochę żalu
– wyznaje Herbert, jak ojciec nad nieuleczalnie chorym dzieckiem. I to skojarzenie jest obroną głosu wewnętrznego. Dziecko, szaleniec – tylko oni mówią prawdę, tylko oni są niewinni. Nie przystają do rzeczywistego świata fałszu – są bezradni wobec zła. A jednak wymagają miłości, czułości i opieki. Tak jak głos wewnętrzny w wierszu Herberta, głos, który w gruncie rzeczy pozostał niezagłuszonym, może ostatnim, śladem dobra we wnętrzu człowieka, o którym mowa w wierszu. W końcu to głos wewnętrzny – i wciąż jeszcze jest. Więc może jest nadzieja?
Uwagi
Analizując utwór powinieneś dostrzec:
- personifikację tytułowego „bohatera”;
- onomatopeje – lingwistyczne zabiegi dźwiękonaśladowcze;
- dialog wrysowany w wiersz;
- pierwszoosobową lirykę wyznania;
- pozorną rezygnację z liryki roli – subtelny dystans pomiędzy poetą a podmiotem lirycznym;
- kolokwialny język utworu (prostota mowy potomnej);
- metaforę: gdy leży tak/przykryty litością.
Krótka definicja utworu:
- jest polemiką ze stoickim pojmowaniem daimonionu i szczęścia;
- jest autorefleksją, obserwacją i pytaniami postawionym osobie – o wewnętrzny imperatyw moralny;
- jest to pełna goryczy diagnoza moralności człowieka współczesnego.
Zobacz:
Funkcje nawiązań do Biblii i mitologii w twórczości Zbigniewa Herberta