Cyprian Norwid
W Weronie
1
Nad Kapuletich i Montekich domem,
Spłukane deszczem, poruszone gromem,
Łagodne oko błękitu –
2
Patrzy na gruzy nieprzyjaznych grodów,
Na rozwalone bramy do ogrodów,
I gwiazdę zrzuca ze szczytu –
3
Cyprysy mówią, że to dla Julietty,
Że dla Romea, ta łza znad planety
Spada – i groby przecieka;
4
A ludzie mówią, i mówią uczenie,
Że to nie łzy są, ale że kamienie,
I – że nikt na nie nie czeka!
Czym właściwie jest meteoryt?
To jeden z tzw. „programowych” utworów – utwór pod mylącym tytułem W Weronie. Śliczny – i niezbyt skomplikowany, zważywszy na inne poetyckie pomysły Norwida. Nie jest to wiersz o miłości – przynajmniej nie w swojej zasadniczej wymowie – dlatego mówię wyżej, że tytuł jest mylący. A niezbyt skomplikowany, bo na przykład z wiedzy ogólnej, do której się odnosi, wymaga tylko świadomości kim byli Romeo i Julia (wiemy) i że istniał, i istnieje spór między nauką i jej wyznawcami, a uczuciem, wiarą i jej wyznawcami, spór o interpretację zjawisk tego świata. Dodajmy, że dyskusja szczególnie ważna w romantyzmie (wiemy – „szkiełko i oko” contra „czucie i wiara”). Jeśli Romeo i Julia to miłość – powiesz. Nie. Nieszczęsna para kochanków z tragedii Szekspira jest tu tylko przykładem ludzi, którym nie udało się szczęście. Są tzw. exemplum ludzkości wszech czasów. Są przykładem nas – naszych pragnień, niepowodzeń, burz i kłótni, miłości, wreszcie śmierci. Dlatego wiersz nie jest o nich, a refleksja filozoficzna nie tylko ich dotyczy – lecz w ogóle człowieka i jego kondycji. Słowem – jest o naszym bytowaniu na Ziemi – choć na przykładzie biednych potomków skłóconych rodów Capulettich i Montecchich.
Jest więc liryk W Weronie refleksją, jest zadumą poety zapatrzonego w grobowiec, w scenerię nocnego ogrodu, a my patrzymy na to wszystko jego oczami. Patrzy też ktoś trzeci – łagodne oko błękitu. Bóg? Niebo? Czy tylko księżyc świeci? Za chwilę coś się zdarzy… Tak – cały utwór to taka fabularna scenka. Spróbujmy ją prześledzić.
Najpierw – opis miejsca, w którym się znaleźliśmy – ogród, noc, cisza po burzy, gruzy domostw. Prawdziwie romantyczny nastrój, ogromnie wyciszony, statyczny – nieco baśniowy… „nad Kapuletich i Montekich domem…”. Nastrój uspokojenia daje odpowiedni dobór epitetów (łagodne oko błękitu) i kontrast – wcześniej zostało „spłukane deszczem, poruszone gromem”. W tej jakby zatrzymanej, zaczarowanej scenerii coś się poruszyło. Oto niebo „zrzuca gwiazdę ze szczytu”. Inaczej mówiąc, spada meteoryt – nie ze świstem, spokojnie. Spadł i tyle go widziano. Śledzimy za Norwidem spadającą gwiazdę, zapytajmy więc siebie szczerze:
Czym jest meteoryt?
Wiadomo, że fizycy mają gotową, pewną, naukową odpowiedź. Mniej uczeni, ale uczeni rzekną – zwykłe zjawisko astronomiczne. Romantycy przypomną, że według wierzeń ludowych uważano meteoryty za łzy aniołów, i tak też brzmi to w utworze – „łza znad planety”. Tu właśnie pobrzmiewa echo starego sporu między realistami a romantykami.
Norwid dzieli dyskutantów następująco: cyprysy, przyroda są za romantyczną interpretacją meteorytu – współczują tragedii kochanków, płaczą nad ludzkim nieszczęściem. „Cyprysy mówią” – to chwyt personifikacji, dzięki któremu Norwid ożywia przyrodę, stawia ją na równi z człowiekiem. A ludzie mówią – właśnie, że to fizyczne zjawisko, i że to zwykły kamień, który może co najwyżej narobić nieszczęść. Nikt na nic nie czeka. Zapewne sądzi tak większość współczesnych ludzi. Zauważcie – jeśli rzeczywiście tak jest, że meteoryt to tylko kamień – i niebo nie płacze nad człowiekiem, i przyroda nie współczuje mu wcale – to jakże samotny jest człowiek na tej ziemi? I w dodatku – w gruncie rzeczy do końca nie zbadano kosmosu i gwiazd, i natury, dlatego wrażliwe dusze zawsze będą mogły pomyśleć: a może to jednak łza?
Norwid pozostawia spór otwarty, czytelnicy wiersza sami decydują, po której są stronie, choć wyczuwa się tęsknotę autora do tej romantycznej interpretacji…
Dodajmy, że ów spór został w utworze podkreślony przez kontrast obu racji – twardy materializm człowieka contra uczucie i wrażliwość natury.
Warte uwagi są też metafory: łagodne oko błękitu (księżyc, ale też skojarzenie oka boskiego nie będzie bez racji), i gwiazda – łza znad planety, która spada (jak gwiazda) i groby przenika (jak kropla deszczu lub łza). Refleksyjności wiersza, a także pewnemu naśladowaniu opowieści, sprzyja rytmika i rymy.
Co powinien wynieść z lektury liryku W Weronie początkujący poeta?
Po pierwsze – wart uwagi jest odmalowany poetycko krajobraz w pierwszej części utworu. Zauważyliśmy epitety i metaforę. O ile kunsztowna metafora to już wyższa szkoła jazdy, o tyle epitet nie powinien budzić większych wątpliwości. Epitet – to przecież określenie rzeczownika, przedmiotu, który chcemy udekorować czy podkreślić jego cechę. Najłatwiej uczynić to, używając przymiotnika, np. twarde serce, ale może to być też imiesłów (tańczące promienie) lub rzeczownik (szmaragd oka). Ostatni epitet był zarazem metaforą – jak wyschłe serca, gorące słowa. Aby rozwijać swoją wyobraźnię poetycką, warto namiętnie tworzyć duże ilości epitetów. Radzę po obserwacji początku „W Weronie” wymyślać – gdzie chcielibyście umieszczać „zdarzenia” swojego utworu i rysować je słowami – epitetami. Możemy poczuć się jak stwórcy światów, nowych przestrzeni.
Owo miejsce to może być las nocą, las w południe, morze, góry, miasto, księżyc – co tylko przyjdzie nam do głowy. Nie trzeba się powstrzymywać ani w szalonych pomysłach, ani w ilości tworzonych określeń – pozwólmy sobie raz zaszaleć, w końcu nikomu nie musimy pokazywać naszych ćwiczeń. Każdy człowiek czuje czasem potrzebę wyładowań emocjonalnych. Piszcie więc epitety wszelkiego rodzaju, bezwstydnie, sucho, emocjonalnie. Tylko zanim wyrzucicie je do kosza – zastanówcie się, których wstydzicie się nieco i dlaczego? Czy są banalne? Czy dziecinne? Może stereotypowe? Może zbyt rozlewne? Nie szkodzi – nawet marne, świetnie ćwiczą wyobraźnię. A kiedy znudzą się wam zwykłe epitety – spróbujcie stworzyć coś takiego, jak Tetmajer: srebrzystoturkusowa cisza.
To już nie tylko epitet – to synestezja – czyli „współpostrzeganie” – chwyt, który polega na „zamianie” wrażeń zmysłowych, przypisywanie dźwiękom barw, barwom zapachu, woniom dźwięków itd.
U Tetmajera cisza otrzymała cudny kolor. Synestezję łatwo ćwiczyć – np. jakie barwy można by nadać dźwiękom, gdyby tak namalować muzykę?
Poeta Rimbaud „pokolorował” samogłoski. Nie powiem jak, bo może zechcecie zrobić to sami, według własnej wyobraźni, a potem porównać. Jaki kolor powinien mieć wiosenny wiatr, a jaki listopadowy, przenikliwy chłód? Zamknijcie oczy – odpowiedź przyjdzie sama. Pomijając wszystko inne, to bardzo przyjemne zajęcie.
A idąc za Norwidem – spróbujcie grupować swoje epitety i krajobrazy tak, by tworzyć obrazy ciche, stonowane, spokojne, tak jak zatrzymane kadry (tu podpowiadam chłodne barwy) i dla kontrastu tereny ruchliwe, krzykliwe, dynamiczne (tu – dużo czasowników i barw ciepłych).
Uwaga
Okoliczności powstania utworu: pobyt poety w Weronie, podczas którego miał okazję zwiedzić domniemane rezydencje Montekich i Kapuletich oraz grób Romeo i Julii na cmentarzu Campo Fiera , prawdopodobnie zaraz po burzy. Niewykluczone, że Norwid napisał ten wiersz jeszcze tej samej nocy, pozostając pod bezpośrednim urokiem chwili.
Typ liryki: opisowa, sytuacyjna – podmiot mówiący przejmuje funkcję lirycznego narratora, poetycko opowiada o pewnym zjawisku w konkretnej czasoprzestrzeni, osobę przemawiającą w tekście można utożsamić z samym autorem
Cechy wiersza: stroficzny o regularnej budowie: każda zwrotka składa się z trzech wersów, z których dwa pierwsze są jedenastozgłoskowe a trzeci ośmiozgłoskowy, stały, dokładny układ rymów: np. domem / gromem, błękitu / szczytu itd.
Kompozycja tekstu: Układ strof ujawnia wyraźny, dwudzielny porządek kompozycyjny: dwie pierwsze są opisem zjawiska, dwie ostatnie jego interpretacją a zatem klasyczny zabieg przejścia od opisu do refleksji.
Zobacz: