Rachunek w banku, rachunek w sklepie, rachunek za telefon…Człowiek dorosły ciągle coś rachuje, oblicza. Na ogół są to pieniądze. Pokwitowania, wyciągi z konta – przeliczamy, sprawdzamy, zastanawiamy się czy nas nie oszukany. Szelest przekładanych papierów, dźwięk przeliczanych monet. Na tym opieramy pewność swojego życia. I pośród tych wszystkich obliczeń pojawia się „rachunek sumienia”. Czyżby oksymoron? Wszak jak obliczyć, zmierzyć coś tak nieuchwytnego i nienamacalnego jak sumienie?
Jan Twardowski
Rachunek dla dorosłego
Jak daleko odszedłeś
od prostego kubka z jednym uchem
od starego stołu ze zwykłą ceratą
od wzruszenia nie na niby
od sensu
od podziwu nad światem
od tego co nagie a nie rozebrane
od tego co wielkie nie tylko z daleka ale i z bliska
od tajemnicy nie wykładanej na talerz
od matki która patrzyła w oczy żebyś nie kłamał
od pacierza
od Polski z raną
ty stary koniu
Tytuł utworu
Na początku podać należy uwagę wyjaśniającą: czytamy wyraźnie rachunek dla dorosłego, a mówimy „rachunek sumienia”. Dlaczego? Tytuł bowiem jest rodzajem elipsy, czyli takiego sformułowania, w którym pominięto jakiś element budowy zdania (w tym wypadku przydawkę). Dla analizującego wiersz jasne jest, że chodzi tu o „rachunek sumienia”, a nie rachunek telefoniczny i że właśnie taki, a nie inny epitet został pominięty w tytule.
Zwrot „rachunek sumienia” możemy potraktować jako frazeologizm, który oznacza tyle, co wezwanie do zastanowienia się, przypomnienia sobie, namyślenia się na swoimi czynami (w domyśle: czy nie narozrabiał). Jednak ten rachunek, który pojawia się w tytule utworu odnosi nas nie do sytuacji metaforycznej, lecz dosłownej. Żeby zrozumieć tytuł wiersza, a zarazem integralnie związaną z tytułem sytuację zarysowaną w wierszu, musimy przenieść się na teren religijno–filozoficzny.
Zatrzymajmy się na moment nad elementem „wyrzuconym”, a jakże istotnym w wierszu. Sumienie – często się o nim mówi, a nikt dokładnie nie wie, co to jest. Filozofowie twierdzą, że sumienie to taki najtajniejszy ośrodek w człowieku, w którym dokonuje się jak najbardziej własny, osobisty osąd, co w danej sytuacji należy czynić, jak postępować. U podstaw tego osądu leży elementarne, wszczepione w naturą ludzką przeświadczenie o tym, co dobre i złe, jakaś intuicja moralna, a może „szósty zmysł”, który podpowiada nam prawdę o dobru i złu. Człowiek religijny (w polu widzenia musimy mieć autora wiersza, który jest osobą wierzącą) doda jeszcze, że sumienie jest tym miejscem, gdzie człowiek spotyka się z Bogiem i że właśnie w sumieniu najdonośniej rozbrzmiewa głos Boga.
Na czym zaś miałby polegać ów tytułowy „rachunek sumienia”? Autor (w tytule wiersza ujawnia się osoba piszącego) odwołuje się do aktu, który ma obowiązek spełnić człowiek wierzący przed przystąpieniem do spowiedzi. Ma on mianowicie w ciszy i w skupieniu zastanowić się nad sobą, nad własnym postępowaniem, nad tym, czy wybierał on dobro, a unikał zła. Tak to się rysuje w sferze postulatów. W rzeczywistości zabiegany i zmęczony dorosłym życiem człowiek odklepuje suche formułki, powtarza od dwudziestu lat te same rzeczy i faktycznie nigdy porządnego rachunku sumienia nie robi. Jest wierzący, ale jego wiara stała się martwa, bo tak naprawdę nigdy on nie znalazł czasu, aby w sanktuarium swojego sumienia przebywać z samym sobą przyzywając jedynie Boga na świadka.
Autorem wiersza jest ksiądz, człowiek, który z doświadczenia konfesjonału dobrze wie, jak wyglądają rachunki sumienia dorosłego człowieka. Jednak nie trzeba aż doświadczenia kapłańskiego, by domyślić się, jak wyglądają rozmowy człowieka z samym sobą. Na ogół po prostu one w ogóle nie mają miejsca.
Kim jest podmiot liryczny?
Nie trudno określić. Podmiot liryczny ujawnia się już w pierwszym wersie. To osoba, która zadaje szereg pytań pojawiających się w wierszu. Pytania podmiot kieruje do konkretnego rozmówcy (bohatera lirycznego), mamy wręcz wrażenie, że słyszy on odpowiedzi osoby, z którą prowadzi dialog. Co więcej, możemy się domyślić, jaki to był rodzaj odpowiedzi, skoro w podsumowaniu mówi podmiot pobłażliwie: „ty stary koniu”. Wiemy więc już, że podmiot liryczny wyraźnie zaznacza swoją obecność i że prowadzi dialog. Kim on jednak jest?
Po pierwsze – nasuwa nam się najprostsze skojarzenie: sytuacja spowiedzi. Pamiętamy cały czas, że piszący to kapłan. Idąc tym tropem, możemy przypuszczać, że osoba podmiotu lirycznego utożsamia się z osobą autora. Widzimy więc oczyma wyobraźni piękny, barokowy kościół wizytek, przy którym pełni swoją posługę poeta-duchowny. Widzimy rzeźbiony konfesjonał, a w nim księdza Jana. Słucha spowiedzi. Słucha, czy też sam mówi? Może trochę znudzony „wyliczanką” penitenta sam mu zaczyna zadawać pytania, próbując przy ich pomocy dotrzeć do głębi duszy człowieka, którego spowiada.
Ku takiej identyfikacji osoby podmiotu i zarazem sytuacji nakreślonej w utworze skłania nas kompozycja wiersza. Sugeruje ona monotonię rutynowych spowiedzi – tę monotonię doskonale oddaje anaforyczna struktura wiersza (zaczynanie każdego wersu od przyimka „od”). Sytuacja spowiedzi jest jednak poniekąd odwrócona, bo to nie penitent wylicza swoje winy, ale duchowny sam mu je sugeruje. Pozorną zaś nudę anafory rozbija głębia stawianych pytań, głębia, z którą kontrastuje ironiczno–zawadiackie wezwanie końcowe: „ty stary koniu”.
Czy to rzeczywiście sytuacja liryczna nawiązuje do spowiedzi, a podmiot liryczny identyfikuje się z osobą piszącego kapłana? Oczywiście można w ten sposób interpretować utwór. Są jednak również inne ścieżki.
Podmiotem może być nasze ludzkie sumienie, któremu wreszcie udało się dojść do głosu. Rozmowa zaś to rodzaj obrachunku z samym sobą. Liryczny dialog stanowi zaś tylko przesłonę pulsującego pod nimi toku monologowego. Ów głos wewnętrzny prowadzi z nami samymi rozmowę przypominającą swym kształtem dialogi sokratyczne. Stawiane pytania to droga do prawdy, to bolesna droga pytań sokratejskich. Najpierw trzeba poznać własną niewiedzę, niedoskonałość, aby potem, po oczyszczeniu z brudu nieświadomości i załamania, móc jasnym umysłem poznawać prawdę i stawać się lepszym człowiekiem. Sokrates ból dochodzenia do wiedzy porównywał z bólem rodzenia. W Rachunku dla dorosłego, trudna znajomość prawdy o sobie rozjaśniona jest ciepłym uśmiechem ironii czy pobłażliwości. Jakby podmiot chciał powiedzieć: znaj samego siebie, ale nie traktuj siebie zbyt serio, nie bądź taki poważny i naburmuszony. Poznawaj siebie zachowując jednocześnie dystans do własnej osoby.
Co mówi głos sumienia?
Przede wszystkim mówi prosto, zwyczajnie. Nie używa skomplikowanych metafor, wymyślnych epitetów, nie próbuje zadziwić nagłymi i olśniewającymi skojarzeniami. Jednak ta prosta mowa pełna jest głębokiej symboliczności i ukrytych znaczeń. Przyjrzyjmy się kolejnym pytaniom.
Pyta więc podmiot w początkowych wersach, jak daleko jesteśmy w swoim życiu od prostoty, od zwyczajnych sprzętów symbolizowanych przez stół, kubek, ceratę. Jak daleko pociągnęła nas wystawność, przepych, bogactwa. Otaczamy się być może zbytkiem, na który musimy ciężko pracować, zapominając, że człowiekowi do szczęścia wiele nie potrzeba i że przedmioty materialne tego szczęścia nie potrafią dać. Żyjemy zbyt zachłannie i nie jesteśmy zadowoleni. Czasami tylko odzywa się głos sumienia i zarazem tęsknego wspomnienia, że kiedyś, gdy się miało tylko symboliczny kubek i zniszczony stół, to wszystko było jakieś prostsze, łatwiejsze, radośniejsze.
Niektórzy mają łzy na każdą okazję, przyklejone uśmiechy obliczone na wiele sytuacji. Potrafią współczuć, ubolewać, żałować, nie czując naprawdę nic. Życie uczy pewnej pozy, sztuczności. Stajemy się coraz bardziej nieautentyczni, może wręcz fałszywi. Daleko jesteśmy od prawdziwego wzruszenia, o którym mówi czwarty wers. A może w ogóle nie potrafimy się wzruszać? Może jesteśmy puści i wyjałowieni z wszelkich uczuć?
Zarabiamy pieniądze, wierzymy bezgranicznie w nasze konta, myślimy o wspaniałych dyplomach, o indeksie na najlepszy i najbardziej oblegany kierunek. To wszystko dobre, nawet bardzo dobre rzeczy. Ale gdy zbyt mocno się na tym skoncentrujemy, to gdzieś ucieknie nam to, co stanowi istotę, „sens” (wers piąty) życia. Bo żadna z wymienionych rzeczy nie jest nieśmiertelna i wieczna. Wręcz przeciwnie. Dyplom? Pieniądz? Indeks? Podłóż pod to wszystko zapałkę, a poznasz znamiona trwałości rzeczy, którym tak ufa i wierzy współczesny człowiek.
Życie to nieustanna gonitwa. W zatłoczonych autobusach pędzimy do szkoły, do pracy, później na dodatkowe zajęcia, kursy, korepetycje. I tak, w szalonym tempie, upływa dzień po dniu. Nie ma czasu na „podziw nad światem”, o którym mówi szósty wers utworu. Umykają nam gdzieś piękne krajobrazy, dostojna cisza i zaduma lasów, kwiecistość łąk.
Jak daleko jesteś „od tego co nagie a nie rozebrane”? To znaczy, jak daleko jesteś od tego, co pierwotne, naturalne, prawdziwe. Jak bardzo przystroiłeś się w sztuczność, na jak bardzo fałszywych tonach nadajesz i odbierasz informacje. Zdejmij z siebie pióra pawia, papugi, gęsi i pokaż kim naprawdę jesteś. Może orłem lub sokołem?
Zachwycamy się ludźmi poznanymi na ulicy, w teatrze, kawiarni. Są oni mili, inteligentni, dowcipni. Wystarczy jednak przyjrzeć się bliżej, poprosić o pomoc, znaleźć się wspólnie w trudnej sytuacji. Od razu czar pryska, a my zastanawiamy się, czy spotkaliśmy człowieka, czy też karła. I wtedy zaczynamy marzyć o tym, „co wielkie nie tylko z daleka…”.
W wierszu napięcie narasta – tak jak na ogół ma to miejsce w konstrukcjach anaforycznych. W ostatnich wersach utworu padają słowa, za którymi stoją rzeczy święte: „tajemnica”, „matka”, „pacierz”, „Polska”.
„Tajemnica” i „pacierz” to symbole, które odnoszą nas do rzeczywistości przekraczającej granice wyobraźni. Stajemy wobec sacrum, które w życiu człowieka, powinno odgrywać najważniejszą rolę. Powinno decydować o „sensie”, motywować do „zachwytu nad światem”, być tym, „co wielkie”. Natomiast w klasie rzeczy ziemskich tę wzniosłą i niemalże sakralną rolę pełni matka i ojczyzna. Bohater liryczny święte i istotne sprawy zepchnął na daleki plan, odszedł od nich, zapomniał. Teraz go męczy sumienie, czy może ktoś, kto to sumienie zastępuje (ksiądz, przyjaciel).
Jednak, gdy napięcie w wierszu osiągnie punkt kulminacyjny, a wyrzuty sumienia przywdzieją postać czterech wielkich słów, nagle nastąpi rozładowanie sytuacji niespodziewanym zwrotem „ty stary koniu”. Czyżby nawet do świętości należało podchodzić z pogodnym uśmiechem?
Po co symbol?
Symbol to motyw występujący w dziele jako znak treści ukrytych, do których czytelnik musi sam dotrzeć, jeśli ma uchwycić sens tego, co czyta. Symbol nigdy nie jest w pełni określony, nie zna reguł jednoznacznego odczytania. Symbol daje nieodmiennie szansą różnym, równoprawnym rozumieniom. Każdy z wersów w Rachunku dla dorosłego jest nasycony symbolicznością, poddaje się wielorakiej interpretacji, odsyła do indywidualnych odczuć, skojarzeń i wzruszeń każdego czytelnika. Symbol jest tu podstawową zasadą, która, wraz z podporządkowaną mu strukturą anaforyczną, rządzi kompozycją wiersza.
Po co jednak symbol? Przeczytaj jeszcze raz przedstawioną wyżej interpretację poszczególnych wersów. Z czym się to kojarzy? Natrętne moralizatorstwo, prawda? I tak by właśnie było, gdyby poeta zrezygnował z przedstawienia symbolicznego na rzecz dosłownego. Stałby się nudnym kaznodzieją, prawiącym wytarte morały. Symbol pozwala mu natomiast dotrzeć do każdego i każdego poruszyć. Wiersz jest wprawdzie zapisem przeżyć człowieka wierzącego, co więcej – kapłana, aczkolwiek przyjęte sformułowania są na tyle ogólne, iż mogą stać się własnością każdego czytelnika. Na tym właśnie polega uniwersalny charakter twórczości katolickiego księdza, którym jest Jan Twardowski. Podsumujmy słowami samego poety „Pisanie w świecie, w którym króluje technika, to także próba pozostania wiernym wewnętrznym przeżyciom i tęsknocie, które człowiek nosi głęboko w sercu”. I tym właśnie jest analizowany wiersz.
Zobacz:
Analiza i interpretacja wiersza Jana Twardowskiego Nie rozdzielaj