Wydaje mi się, że rzadko który młody czytelnik poezji Wojaczka rozumie ją lub próbuje zagłębić się w znaczenia i sensy. Ot – powstała już legenda buntu i niepokorności. Bunt i niepokorność – wszak miłe to pojęcia dla uszu młodych pokoleń. Do tego dochodzi bardzo ważna rzecz: drastyczny, brutalny, szokujący czasem dobór słów i tematów, aby ten swój bunt wyrazić. Dodajmy, że często odbywa się to w sferze zagadnień erotyczno-cielesnych. Wprawdzie były już w poezji mniej i bardziej dosadne erotyki, turpiści oswoili nas z brzydotą, rozkładem, śmiercią – ale Wojaczek jeszcze bardziej rozbabrany świat do poezji wprowadził. A tak już jest, że tam gdzie wszystko gnije, trwa piekło gwałtu, sadyzmu, masochizmu i poniżenia – tam się człowiek dobrze czuje – a gdy w poezji pada słowo z rynsztoka – to pojawia się dreszczyk emocji i rumieniec ciekawości. I czytamy. I to nie koniec, bo za poezją zawsze stoi człowiek-twórca, a Rafał Wojaczek ofiarował odbiorcom nie tylko szokujące wiersze, ale i życie. To nie podręcznikowa biografia wieszcza. To szalony człowiek – awanturnik miał na sumieniu rozmaite rozróby, akty agresji, pił, przebywał w więzieniu, żył w aurze skandalu. Leczył się także psychicznie, odczuwał lęk przed normalnym życiem. Zostawiła go żona, zmieniał miłości swojego życia jak i wynajmowane mieszkania. W końcu popełnił samobójstwo – otruł się nadmiarem leków psychotropowych, a nie była to pierwsza próba odebrania sobie życia. Próbował także się powiesić, fakt ten natrętnie tkwi w głowie, gdy czyta się wiersz pt. Kochanka powieszonego. A weźmy pod uwagę, że w chwili śmierci miał zaledwie 26 lat – pozostał więc na zawsze młody, zbuntowany, prowokujący.
Co znaczy outusider?
Odszczepieniec. Ousider stoi z boku, czuje się wykluczony ze społeczności i chce być z niej wykluczony. Jest inny, nieprzystosowany, odizolowany. Termin zrobił swoistą karierę w literaturze, która w swej historii widziała już wielu outsiderów. Tyle, że mogliby założyć własne ugrupowanie…, no ale wówczas przestaliby być outsiderami. Na pewno typem klasycznego outsidera był Rafał Wojaczek. Dlatego ostrożnie należy postępować z przyporządkowaniami do nurtów, bo istota odszczepieńca w tym tkwi, że się przyporządkowywać nie da. I tak gdy przypisuje się go do Nowej Fali, to od razu myślimy o kontestacji, buncie wobec fałszu, walce o prawdę. A outsider nie musi przyjmować postawy walczącej, jego bunt może być po prostu profanacją, szyderstwem, destrukcją. I tak chyba jest tutaj. Potraktujmy Wojaczka odrębnie.
List do nie wiadomo kogo
Niejakiemu Wojaczkowi
Takich mając aliantów jak dobra krew, mózg
Obfite białko spermy, pot, łzy, wzrok i słuch
Ciesząc się sercem zdatnym do spazmu, płucami
Wydolnymi na tyle, być mógł zdmuchnąć gwiazdki
Drobnych klęsk, co od czasu do czasu się w oczach
zapalały – to jednak nie był jeszcze pożar
(…)
Mogąc mieć swoją gwiazdę i manierę własną
1 przy pewnych dochodach mieć jeszcze dość czasu
Aby kochać miłością w dobrym tonie smutną
Ale pożywną, jakąś dziewczynę niegłupią
Studentkę filologii albo medycyny
Zamożną z domu, ładną, z gustem oraz czystą –
Ty mogłeś być poetą. Ale ciągle „nie”
Uparcie powtarzając dziś nie wiesz kimś jest!
1969
Powyższy utwór Rafała Wojaczka jako List do nie wiadomo kogo został zadedykowany Niejakiemu Wojaczkowi. O sobie, do siebie, od nikogo do nikogo. Zostawmy cynizm i niechęć w patrzeniu na zwykłe życie, owszem, w „pożywnej dziewczynie” i „w dobrym tonie” pospolitość skrzeczy, mieszczuchowatość razi i skręca kiszki poety-outsidera. Ta nuta podoba się ludziom (obrastacie w tłuszcz!) – nikt wszak nie chce obrastać. Zostawmy też to co wyłazi z końcówki wiersza „rozdwojenie w sobie”, stracone ideały, zmarnowane życie i podcięte skrzydła poety. To już było – romantyzm dyszał takimi, np. Hrabia-Mąż z Nie-Boskiej komedii miał podobne problemy, tylko że żył dużo wcześniej i dziś już mniej go rozumiemy.
Popatrzmy na coś innego: na próbę zdefiniowania swojego istnienia. Podchodził do tego niejeden rymopis! Wojaczek po swojemu – poprzez cielesność. Krew, mózg, płuca itd. – to alianci. Ciało – to dowód egzystencji ludzkiej. Nie duch, nie myśl – ale ciało jest dowodem życia. „Cierpię – więc jestem” twierdzi Wojaczek. Nie chodzi mu o inne wymiary, ani o przemijalność czy kruchość istnienia (po to dotąd objawiano w poezji cielesność, rozkład ciała i ból). Ciało, instynkt, cierpienie, popęd, płyny ciała, odczuwanie bólu to to, co wyodrębnia człowieka i definiuje go tu i teraz. Ciało to tożsamość, to ludzkość – nie myśl, nie uczucia wyższe. Właśnie dzięki ciału człowiek jest pewien, że istnieje i rozpoznaje siebie spośród innych istnień. To jakby podstawa całej filozofii – ale jeszcze nie koniec.
Następnie bowiem poddaje ciało – to uświadomione ciało – rozmaitym torturom. Wyrabia z nim okropne rzeczy. Podgląda fizjologię, sadystycznie męczy: struga biodra, przekłuwa piersi, nawija kiszki na widelec. Do tego – bije. Interesuje go zwłaszcza ciało kobiety – inna nieco cielesność, lecz tym bardziej dowód istnienia. „Męskość polega na tym, aby bić kobietę” – brzmi ponura prowokacja. Więc bije, współżyje z jej ciałem, gwałci ją, zjada.
Piosenka o poecie
Ponieważ bity jest ciągle jak dziecko,
Poeta, sztuki nie znający wcale,
Pięść poematu zaciska i bije
Bije kobietę, bowiem się podmywa,
Wyciska wągry oraz się maluje
Bije swą żonę za to, że kobieta.
I za to samo bije swoją matkę.
I ojca bije za to, że z nią jest
Władzę opluwa prędkimi stychami.
(…)
Czy nie kojarzy ci się młodopolski twórca-destruktor prosto od Tetmajera? Tamten mimo wszystko był lepiej wychowany. Ten profanuje matkę, przetrąca jeszcze „główkę embriona w macicy” – tak objawia się jego wściekłe wycie, gniew wobec świata. Po co Wojaczek tak męczy ludzkie ciało? Czy po to by szokować? Tak.
Czy po to, aby wyrazić swoje lęki, obsesje, wewnętrzne dewiacje sadomasochistyczne? Pewnie tak. To jednak podejrzenia drugorzędne. W myśl swojej filozofii – poeta sprawdza, cały czas sprawdza istnienie. Sponiewierane ciało boli – więc jest. Każdy bodziec bólu mówi ci – jesteś. Dotkliwie tak jak zaspokojenie. Dzięki niemu rozpoznajesz siebie. To rozpoznanie siebie najprawdziwszego okazuje się jeszcze trudniejsze.
Jak oddzielić to co prawdziwe, z wnętrza człowieka wynikające – od tego co dane i narzucone przez wychowanie, kulturę, obyczaj, rzeczywistość? Poprzez ból, gniew, popęd – one odsłaniają to co organicznie do człowieka należy i to co oddziela go od otoczenia. Gdy nie ma reakcji cielesnej – nie ma człowieka. Przeczytaj taką oto potworność:
Piosenka z najwyższej wieży
Piersi przekłute drutem do robótek
Ma moja żona I ciągle jej rad
I wciąż jej krwawe ciało wielbi kat
Kuchennym nożem grubo biodra struże
I parzy stopy i opala łydki
Wyłuskał jabłka z kolan żyły z ud
Teraz otworzył krzywym cięciem brzuch
I na widelec ponawijał kiszki
I szuka dalej Wymacawszy odkrył
Kość ogonową i odrąbał ją
I nożyczkami do naskórków srom
Wypreparował i wyłupił oczy
(…)
Co czynisz poeto-oprawco memu bratu-ciału? – zawołałby zapewne zatrwożony święty Franciszek. Postępuję jak uczony, dokonuję sekcji zwłok. Poszukuję – życia. Jakiejkolwiek reakcji. A tej reakcji nie ma, bo choć jest ciało – nie ma już bólu życia i żaden drastyczny akt nie jest w stanie go przywrócić.
A co z miłością?
Otrzymała nową postać w tej poezji. Także cielesną, biologiczną, opisywaną słowem brutalnym – nie oglądającym się na kulturowe, konwencjonalne ograniczenia. Czy są granice – np. przyzwoitości – poza które literatura nie powinna wykraczać? Czy chodzi o przyzwoitość, pruderię czy estetykę? Najbardziej profanujący wydaje się akt odarcia uczucia i zespolenia ludzi z czułości. Nadal bowiem poeta poszukuje potwierdzeń życia. Nadal rolę nadrzędną odgrywa ból i upokorzenie. Kobieta musi zostać poniżona, sprowadzona do pozycji niewolnika, musi się bać – wtedy jest. Dlaczego tak? Skoro – przecież tu akurat, w erotykach Wojaczka – paradoksalnie ciało zdaje się odgrywać mniejszą rolę, tak jakby i zmysły, i ból to jeszcze za mało do spełnienia miłości. Męskość mówi:
Bo, choć szukam, językiem cię nie umiem, naga
powiedz mi, że się boisz, uwierzę, że jesteś.
Że jesteś w sobie, ciału swemu przytomna
A głos kobiecy prosi:
Zrób coś, abym otworzyć się mogła jeszcze bardziej
Już w ostatni por skóry tak dawno mi wniknąłeś
Że nie wierzę, iż kiedyś jeszcze nie być tam mogłeś
I choć nie wierzę, by mógł być ktoś bar–dziej otwarty
Dla ciebie niż ja jestem, zrób coś, otwórz mnie, rozbierz.
Z czego, jeśli „najcieńsze wspomnienie sukienki także zmyłam”? Czyżby z ciała? Czy musi zniknąć, aby mogli naprawdę poznać miłość i stać się jednością? Albo jest tu niekonsekwencja, albo nie ma niekonsekwencji – tylko miłość staje się nagle kategorią ponad istnienie, ważniejszą od cielesności, nadzieją na ocalenie. Wierzmy w to drugie.
Kończę
Pytaniem jak odczuwać to wszystko i jak odbierać. Poetę, który nie lubił rzeczywistości i starał się z niej wyrwać – przez prowokację, ból, odrzucenie konwencji – w końcu przez miłość. Mnie osobiście przeraża poszukiwanie człowieczeństwa przez zadanie bólu, odrzucenie piękna, wiarę w brzydotę i cierpienie jako źródło swojego istnienia. One są – ale jest i piękno. A może czegoś nie rozumiem w tej poezji?
Ata Wrońska
Zobacz: