Na jakie pytanie pragnął odpowiedzieć Stanisław Wyspiański, podejmując tematy historyczne i powracając wciąż do historii Polski?
Stanisława Wyspiańskiego fascynowała historia Polski, choć wiadomo ogólnie, że druga jego ukochana dziedzina to antyk. Swoje fascynacje potrafił zresztą genialnie łączyć, czego dowodem jest dramat Noc listopadowa, w którym mitologia splata się z dziejami powstania 1830 roku. Powstanie listopadowe powraca w dramacie Warszawianka. Polskie średniowiecze staje się osnową innych utworów, na przykład Bolesława Śmiałego, Kazimierza Wielkiego, Piasta, Henryka Pobożnego. Wesele – choć współczesne w warstwie realistycznej – w scenach wizyjnych przywołuje postacie i zdarzenia z historii. Nawet legendarna Wanda, ta właśnie, co nie chciała Niemca za męża, staje się bohaterką dramatu pt. Legenda. Czyli że historia ojczyzny fascynowała Wyspiańskiego – to fakt niezaprzeczalny.
Dlaczego wciąż do niej powracał, czego poszukiwał, obserwując historyczne procesy?
Może jak Sienkiewicz przywoływał historię „ku pokrzepieniu serc”, by przypomnieć społeczeństwu o dawnej świetności i wolności?
Na pewno tak. Polska przecież wciąż jest pod zaborami i przypominanie jej historii ma także wymiar patriotyczny i wychowawczy. Ale Wyspiański przywołuje dni chwały i dni klęski. Analizuje postawy rycerskie – i tchórzowskie. Musi być w tym coś więcej poza celem: dać świadectwo historii, przypomnieć o istnieniu i minionej potędze Polski. I jest.
Wyspiański traktuje historię jako materiał badawczy, obszar, który pomoże znaleźć mu odpowiedź na pytania wciąż obecne w jego twórczości.
- Jaki jest sens bytu jednostki i narodu?
- Jakie sprzeczne siły ścierają się w narodzie polskim, co jest źródłem klęsk i zwycięstw Polaków?
- Czego potrzeba, jakich wartości, by naród mógł odzyskać swoją potęgę i walczyć o wolność?
- Co spowodowało, że ją utracił?
Oto pytania, które stawia Wyspiański – już nie tylko jako artysta, ale jako filozof, patriota, pisarz zainteresowany historiozofią. Badając historię, staje się kimś więcej niż kronikarzem lub nawet interpretatorem. Obserwuje i opisuje odwieczny polski konflikt: zgrzyt pomiędzy dążeniem do potęgi, poczuciem mocy, a tragiczną niewiarą i pesymizmem. Z jednej strony wola działania, siła, chęć. Z drugiej dusza – płaczka, wielbiąca cierpienie i świętość, upojona własną klęską. Obie tendencje w polskim narodzie i w polskiej historii funkcjonują i są bardzo silne.
- Na przykład w Nocy listopadowej wybuch powstania jest aktem mocy i siły narodu, pragnienia niepodległości. Ale przeciw niemu wystąpi siła śmierci, niewiary, zamierającej jesienią przyrody. Nawet pożar – sygnał do wybuchu powstania, zgasi jesienny wiatr.
- Przeciwko bogom dynamicznym i zwycięskim (Ares, Atena) stanie Demeter i Kora – mit o nich to mit żałobny, zapowiadający wprawdzie odrodzenie, ale najpierw śmierć, smutek, zimę i żałobę.
Są to symbole tego, co rozgrywa się w duszy polskiej, co ujawnia się w historii. Te same pytania znajdują podobną odpowiedź w Weselu. Jest ta moc, ta chęć i siła walki. I zostaje zmarnowana. Zadziałał fałsz, pozór, złudzenie okazało się tylko złudzeniem, a prawdą – letargiczny taniec chocholi.
Ktoś dociekliwy mógłby spytać: jeśli tak, jeśli Wyspiański ujawnia taką antynomię sił i postaw w polskim narodzie, w polskiej duszy – to czy sam aby nie podsyca i nie utrwala tej pesymistycznej strony, tej niewiary w sukces, tej swoistej, masochistycznej satysfakcji z własnych cierpień? W pewnej mierze tak. Przecież Wesele to beznadziejność współczesnej Wyspiańskiemu chwili. Przecież Bolesław Śmiały – to akt niemocy silnego skądinąd króla i narodu. Warszawianka – to zauroczenie bohaterską śmiercią. Ale Wyspiański wierzy w przyszłość – chochoł to przecież róża, która zakwitnie na wiosnę, a mit o Korze i Demeter to opowieść o procesie następstwa pór roku – także obietnica odrodzenia życia.
Zobacz: