Kronika podróży?
W zbiorze Sonety krymskie jest 18 utworów, nie zostały uporządkowane zgodnie z trasą podróży, choć stanowi ona zasadniczą ramę kompozycyjną. Poetycka podróż zaczyna się na bezkresnym stepie (Stepy akermańskie), a kończy u stóp góry (Ajudah). Zgodnie z tradycją sonet jest gatunkiem służącym do wyrażania uczuć oraz emocji i poeta przedstawia je, ale nie w sposób bezpośredni. Obrazy natury – stepów, morza i gór, orientalnych zabytków – służą ukazaniu uczuć podmiotu lirycznego. Ponieważ poeta, zdaniem romantyków, ma moc boską, to przedstawione obrazy są bardziej kreacją niż opisem. Może dlatego zaciera się niekiedy granica między świadomością poety a naturą. Świat przedstawiony jest pochodną jego świadomości. Poeta panuje nad światem jak demiurg. Przenika naturę, ale jego osobowość, osobowość człowieka jest tak bogata, że niekiedy nie starcza natury, żeby ją wyrazić.
Dlaczego sonety?
Sonet jest gatunkiem bardzo trudnym, obwarowany od czasów Petrarki sztywnymi regułami wymaga od autora żelaznej dyscypliny, konsekwencji, logiki i świetnie opanowanego warsztatu. Składa się z dwóch 4-wersowych strof opisowych o rymach okalających i dwóch strof 3-wersowych, refleksyjno-filozoficznych o rymach krzyżowych. Trudno uznać go, w przeciwieństwie do ballad i dramatu romantycznego, za gatunek romantyczny. Klasyczna erudycja poety wyklucza przypadek. Czyżby sięgając po klasyczny sonet, chciał poeta udowodnić warszawskim salonom swoją poetycką wirtuozerię? Raczej nie. Mickiewicz był witany w Rosji jak słowiański Byron, jak znakomitość. Przyjmowano go na salonach, gdzie deklamował swoje improwizacje, odnosił sukces za sukcesem. Nie musiał nikogo przekonywać o swoim talencie.
Przegląd wszystkich sonetów
Stepy akermańskie
To chyba najsłynniejszy utwór w cyklu. Dwie pierwsze strofy są opisem stepu, który pokonuje wóz z podróżnymi, jednym z nich jest podmiot liryczny. Falujący trawami step zostaje potraktowany jak ocean. Ta metafora jest wyjątkowo trafna, uświadamia bowiem odbiorcy bezmiar stepowych przestrzeni, w których, jak na morzu, łatwo zgubić drogę. Żeby ją odnaleźć, należy spojrzeć w gwiazdy. Nastrój melancholijnej zadumy, charakterystyczny dla chwili, w której zachodzi słońce i nad morską tonią zapada mrok.
W dwóch ostatnich tercynach poeta z powodzeniem dokonuje rzeczy zdawałoby się niemożliwej – pokazuje ciszę. Jest to cisza tak ogromna, że razem z podmiotem lirycznym nie tylko ją słyszymy, ale także widzimy. To zasługa po mistrzowsku przywołanych obrazów zjawisk, którym w naturze nie towarzyszy żaden dźwięk, a więc lecących żurawi, kołyszącego się motyla i sunącego w trawie węża. Tego faktycznie człowiek nie może usłyszeć. W takiej ciszy głośny staje się najmniejszy szelest, ale nie słychać głosu z Litwy – „nikt nie woła”. Nie ma powrotu do ojczyzny. Ta smutna refleksja kończy wiersz.
Cisza morska
Cisza morska
Na wysokości Tarkankut
Już wstążkę pawilonu wiatr zaledwie muśnie,
Cichymi gra piersiami rozjaśniona woda;
Jak marząca o szczęściu narzeczona młoda
Zbudzi się, aby westchnąć, i wnet znowu uśnie.
Żagle, na kształt chorągwi gdy wojnę skończono,
Drzemią na masztach nagich; okręt lekkim ruchem
Kołysa się, jak gdyby przykuty łańcuchem;
Majtek wytchnął, podróżne rozśmiało się grono.
O morze! pośród twoich wesołych żyjątek
Jest polip, co śpi na dnie, gdy się niebo chmurzy,
A na ciszę długimi wywija ramiony.
O myśli! w twojej głębi jest hydra pamiątek,
Co śpi wpośród złych losów i namiętnej burzy;
A gdy serce spokojne, zatapia w nim szpony.
To pierwszy utwór w morskim tryptyku. Morska przeprawa stanowiła bowiem inspirację trzech kolejnych w cyklu sonetów.
Jak można wywnioskować z tytułu, w części opisowej (dwie pierwsze strofy) pokazuje poeta spokojne morze, ucichły wiatry nie walczy z żaglami, łagodne fale zaledwie muskają burtę okrętu. Kołysanie jasnej wody porównuje poeta do snu, marzącej o szczęściu młodej narzeczonej, która budzi się tylko na moment, żeby westchnąć i z powrotem zapada w słodki sen. Odetchnęli marynarze i podróżni. Zapanował nastrój odprężenia. Z obrazem spokoju kontrastuje wizja, przedstawiona w trzeciej (2-wersowej) strofie. Ten spokój panuje tylko na powierzchni oceanu, a gdzieś w głębinach żyje polip, który śpi, gdy na górze się chmurzy, ale ożywia się w czasie ciszy. Do tego stwora porównuje podmiot liryczny ludzką świadomość. Każdy człowiek wie, o czym mowa. Zdarza się, że potrafimy zachować spokój w trudnych chwilach, a nie umiemy zapanować nad trwogą i złymi myślami, kiedy żyjemy w spokoju.
Żegluga
Żegluga
Szum większy, gęściej morskie snują się straszydła,
Majtek wbiegł na drabinę, gotujcie się dzieci!
Wbiegł, rozciągnął się, zawisł w niewidzialnej sieci,
Jak pająk czatujący na skinienie sidła.
Wiatr! — wiatr! — dąsa się okręt, zrywa się z wędzidła,
Przewala się, nurkuje w pienistej zamieci,
Wznosi kark, zdeptał fale, i skróś niebios leci,
Obłoki czołem sieka, wiatr chwyta pod skrzydła.
I mój duch masztu lotem buja śród odmętu,
Wzdyma się wyobraźnia jak warkocz tych żagli,
Mimowolny krzyk łączę z wesołym orszakiem;
Wyciągam ręce, padam na piersi okrętu,
Zdaje się że pierś moja do pędu go nagli,
Lekko mi! rzeźwo! lubo! wiem co to być ptakiem.
Czy znasz uczucie, jakie ogarnia człowieka, gdy pędzi przed siebie i czuje powiew wiatru na twarzy? Ma wtedy wrażenie, że frunie i jest wolny jak ptak. Takie doznanie może nas spotkać nie tylko na lotni, ale w czasie jazdy na koniu, rowerze, nartach, otwartym samochodem. Właśnie o tym jest ten sonet.
W pierwszych dwóch strofach znajdziemy opis żaglowca. Dzięki sile wiatru i zręczności nastawiających żagle marynarzy statek pokonuje morskie fale. Poeta porównuje go do konia, który zerwał się z wędzidła i pędzi co sił przed siebie. Okręt nie płynie spokojnie, ale „dąsa się”, „nurkuje w pienistej zamieci” i „obłoki czołem sieka”. (Wspaniała metaforyka, personifikacje mistrzowskie.)
Kolejne dwie strofy nie dotyczą już sytuacji zewnętrznej, ale tego, co dzieje się w duszy podmiotu lirycznego – podróżnika. Czuje się zespolony z naturą. Stan jego świadomości odzwierciedla sytuację na morzu: „I mój duch masztu lotem buja śród odmętu”. Ogarnia go poczucie siły, szczęścia i nieograniczonej wolności: „Lekko mi! rzeźwo! lubo! wiem, co to być ptakiem”.
Burza
Burza
Zdarto żagle, ster prysnął, ryk wód, szum zawiei,
Głosy trwożnej gromady, pomp złowieszcze jęki,
Ostatnie liny majtkom wyrwały się z ręki,
Słońce krwawo zachodzi, z nim reszta nadziei.
Wicher z tryumfem zawył. a na mokre góry
Wznoszące się piętrami z morskiego odmętu
Wstąpił genijusz śmierci i szedł do okrętu,
Jak żołnierz szturmujący w połamane mury.
Ci leżą na pół martwi, ów załamał dłonie,
Ten w objęcia przyjaciół żegnając się pada,
Ci modlą się przed śmiercią, aby śmierć odegnać.
Jeden podróżny śledział w milczeniu na stronie
I pomyślił: szczęśliwy, kto siły postrada,
Albo modlić się umie, lub ma z kim się żegnać.
Sytuacja liryczna tak nasycona akcją, że pierwsze dwie strofy można by wziąć za początek epickiego poematu, a nie sonetu. Opis targanego morską nawałnicą okrętu jest pełen śmiertelnej grozy. Spienione fale są jak ogromne góry, marynarze stracili panowanie nad statkiem. W blasku „krwawo” zachodzącego słońca słychać ryk, szum i jęki. Nie ma nadziei na ratunek.
O zachowaniu podróżnych w obliczu nieuchronnej śmierci traktuje trzecia strofa. W tej ekstremalnej sytuacji ludzie na statku zachowują się bardzo różnie. Czekają w odrętwieniu na koniec, rozpaczają, żegnają się z przyjaciółmi, modlą o wybawienie z opresji.
Bohaterem ostatniej strofy jest samotny podróżny. Patrzy wokół i zazdrości innym, gdyż sam czuje się tak samotny, że nawet nie potrafi się modlić. To poczucie wyobcowania i niechęci do konwencjonalnych reakcji jest bardzo charakterystyczne dla romantycznego światopoglądu. Domyślamy się, że ten nieszczęśnik to alter ego autora.
Widok gór ze stepów Kozłowa
Widok gór ze stepów Kozłowa
Pielgrzym i Mirza
Pielgrzym
Tam? czy Allah postawił ścianą morze lodu?
Czy aniołom tron odlał z zamrożonej chmury?
Czy Diwy z ćwierci lądu dŹwignęli te mury,
Aby gwiazd karawanę nie puszczać ze wschodu?
Na szczycie jaka łuna! pożar Carogrodu!
Czy Allah, gdy noc chylat rozciągnęła bury,
Dla światów żeglujących po morzu natury
Tę latarnię zawiesił śród niebios obwodu?
Mirza
Tam? – Byłem; zima siedzi, tam dzioby potoków
I gardła rzek widziałem pijące z jej gniazda.
Tchnąłem, z ust mych śnieg leciał; pomykałem kroków,
Gdzie orły dróg nie wiedzą, kończy się chmur jazda,
Minąłem grom drzemiący w kolebce z obłoków,
Aż tam, gdzie nad mój turban była tylko gwiazda.
To Czatyrdah!
Pielgrzym
Aa!!
W tym sonecie po raz pierwszy w całym cyklu pojawiają się postacie Pielgrzyma i Mirzy. Pielgrzym to przybysz z dalekiej krainy, zwiedzający obce strony. Mirza to tubylec, znający okolice. Służy za przewodnika. Stojąc na stepie, patrzą na piętrzące się przed nimi góry. Rozmawiają. Dwie pierwsze strofy to kwestia Pielgrzyma. Każde wypowiedziane przez niego zdanie kończy znak zapytania lub wykrzyknik, ponieważ albo pyta, albo wyraża pełen zdumienia podziw. Metaforyka tych zwrotek, co charakterystyczne dla romantyzmu, odwołuje się do kultury orientalnej. Pielgrzym nie mówi Bóg, tylko „Allach”, nie płaszcz, ale „chylat”. Pragnie poznać tajemnicę potęgi i urody pokrytych lodem szczytów, od których bije ognista łuna. Dwie krótsze strofy to odpowiedź Mirzy, który był tam, gdzie biorą swój początek rzeki i kończą się chmury. Urzeczony siłą natury Pielgrzym, odpowiada tylko – „Aa!”.
Można zapytać, czy rzeczywiście tak wielkie i wspaniałe są góry na Krymie. Ta hiperbolizacja ma służyć podkreśleniu boskiego charakteru natury, o którym romantycy byli święcie przekonani.
Bakczysaraj
Zmiatane czołem baszów ganki i przedsienia,
Sofy, trony potęgi, miłości schronienia,
Przeskakuje szarańcza, obwija gadzina.
Wdzierając się na głuche ściany i sklepienia,
Zajmuje dzieło ludzi w imię przyrodzenia
I pisze Baltazara głoskami »Ruina«.
To fontanna haremu: dotąd stoi cało,
I perłowe łzy sącząc, woła przez pustynie:
Wy macie trwać na wieki, źródło szybko płynie;
O! hańbo, wyście przeszły, a źródło zostało…
Tak nazywa się miasto krymskie, które zanim w drugiej połowie XVIII w. zostało wcielone do Rosji, było stolicą chanatu krymskiego. W 1825 r. opuszczony i popadający w ruinę pałac tatarskich władców był już tylko turystyczną atrakcją, ale dla poety atrakcją niemałą. Romantycy kochali ruiny, kulturę Orientu, mroczną i tajemniczą atmosferę klęski. Te czynniki oddziaływały na ich wyobraźnię i wrażliwość.
Pierwsze strofy sonetu to obraz triumfu przyrody nad dziełem ludzkich rąk. Ściany pięknego i tętniącego niegdyś życiem pałacu zarasta różnobarwna roślinność. Znalazły w nim schronienie węże i szarańcza. Mickiewicz porównuje zrujnowany pałac Girajów do ziejącego pustką miasta biblijnego króla Baltazara.
W sali haremu ocalała niezniszczona fontanna, której źródło bije jak dawniej, a płynąca niby łzy woda przypomina jednocześnie o przemijaniu ludzi oraz ich poczynań i o wiecznym trwaniu natury.
Bakczysaraj w nocy
Bakczysaraj w nocy
Rozchodzą się z dżamidów pobożni mieszkańce,
Odgłos izanu w cichym gubi się wieczorze,
Zawstydziło się licem rubinowym zorze,
Srebrny król nocy dąży spocząć przy kochance.
Błyszczą w haremie niebios wieczne gwiazd kagańce,
Śród nich po safirowym żegluje przestworze
Jeden obłok, jak senny łabędź na jeziorze,
Pierś ma białą, a złotem malowane krańce.
Tu cień pada z menaru i wierzchu cyprysa,
Dalej czernią się kołem olbrzymy granitu,
Jak szatany siedzące w dywanie Eblisa
Pod namiotem ciemności; niekiedy z ich szczytu
Budzi się błyskawica i pędem farysa
Przelatuje milczące pustynie błekitu.
Ten sonet powstał najwyraźniej pod wpływem fascynacji egzotyką Orientu i kultury islamu. Aby opisać pogrążające się w nocy krymskie miasto, poeta musi użyć wielu obcych wyrazów, gdyż ich odpowiedniki w polszczyźnie nie istnieją, a więc: dżiami to muzułmańska świątynia, zwana też meczetem; izan jest zawołaniem na modlitwę, wyśpiewywanym z galerii minaretów – wieżyczek umieszczonych na rogach świątyni; Elbis jest dla mahometan tym, czym Lucyper dla chrześcijan; farysem Beduini nazywają rycerza. Metaforyka jak z opowieści Szeherezady. „Srebrny król nocy dąży spocząć przy kochance”. O kim mowa? – to księżyc wschodzący na niebie, które układem gwiazd i obłoków przypomina misterny wzór wschodniego kobierca, utrzymanego w kolorach bieli, granatu, błękitu, srebra i złota. Elementy opisu podporządkowane są kreowaniu nastroju, w jakim znajduje się podmiot liryczny. Ta błyskawica, która „(…) pędem farysa/ Przelatuje milczące pustynie błękitu” zdaje się rozświetlać nie tylko ciemności nad Bakczysarajem, ale także duszę zafascynowanego widokiem tatarskiego grodu turysty.
Grób Potockiej
Grób Potockiej
W kraju wiosny, pomiędzy rozkosznymi sady,
Uwiędłaś, młoda różo! bo przeszłości chwile,
Ulatując od ciebie jak złote motyle,
Rzuciły w głębi serca pamiątek owady.
Tam na północ ku Polsce świecą gwiazd gromady,
Dlaczegoż na tej drodze błyszczy się ich tyle?
Czy wzrok twój ognia pełen, nim zgasnął w mogile,
Tam wiecznie lecąc jasne powypalał ślady?
Polko! – i ja dni skończę w samotnej żałobie;
Tu niech mi garstkę ziemi dłoń przyjazna rzuci.
Podróżni często przy twym rozmawiają grobie,
I mnie wtenczas dŹwięk mowy rodzinnej ocuci;
I wieszcz, samotną piosnkę dumając o tobie,
Ujrzy bliską mogiłę i dla mnie zanuci.
Legenda głosi, że w mogile wzniesionej w Bakczysaraju, niedaleko pałacu chanów, spoczywa niewolnica, podobno Polka, Potocka, którą władca Kerim Giraja bardzo kochał.
W dwóch pierwszych strofach podmiot liryczny stwierdza, że otoczona troską i miłością młoda branka umarła z tęsknoty za ojczyzną. Strofy ostatnie wyrażają przekonanie, że on umrze tak jak ona – „w samotnej żałobie”. Jest tu także prośba do przyjaciół o pochówek w grobie polskiej niewolnicy, przy którym często zatrzymują się Polacy, oraz wyznanie (patrz margines).
Mogiły haremu
Mogiły Haremu
Mirza do Pielgrzyma
Tu z winnicy miłości niedojrzałe grona
Wzięto na stół Allacha; tu perełki Wschodu,
Z morza uciech i szczęścia, porwała za młodu
Truna, koncha wieczności, do mrocznego łona.
Skryła je niepamięci i czasu zasłona,
Nad nimi turban zimny błyszczy śród ogrodu,
Jak buńczuk wojska cieniów, i ledwie u spodu
Zostały dłonią giaura wyryte imiona.
O wy, róże edeńskie! u czystości stoku
Odkwitnęły dni wasze pod wstydu liściami,
Na wieki zatajone niewiernemu oku.
Teraz grób wasz spojrzenie cudzoziemca plami,
Pozwalam mu, – darujesz, o wielki Proroku!
On jeden z cudzoziemców poglądał ze łzami.
Mirza pokazuje Pielgrzymowi marmurowe grobowce, w których zostały pochowane żony i nałożnice chanów i sułtanów. W pierwszych dwóch strofach muzułmanin opowiada cudzoziemcowi, chrześcijaninowi, o złożonych w mogiłach pięknościach, które śmierć „porwała za młodu”. Mówiąc o nich, posługuje się wspaniałymi peryfrazami: „perełki Wschodu”, „miłości niedojrzałe grona”.
W trzeciej i czwartej zwrotce zwraca się już nie do Pielgrzyma, ale do leżących w mogiłach: „O wy, róże edeńskie!” i do Mahometa: „o wielki Proroku!”. Tłumaczy, dlaczego dopuścił się świętokradztwa i pokazał grobowce „niewiernemu oku”. Cudzoziemiec zasłużył sobie na to, ponieważ „poglądał ze łzami”.
Wprowadzenie postaci Mirzy pozwoliło na pokazanie podmiotu lirycznego z innej perspektywy. O jego uczuciach świadczą nie bezpośrednie wyznania, ale opinia bezstronnego obserwatora, przedstawiciela innej religii i kultury. Dzięki temu obraz bohatera całego cyklu zyskuje dodatkowy wymiar. Słowa Mirzy potwierdzają jego wyjątkową uczuciowość.
Bajdary
Bajdary
Wypuszczam na wiatr konia i nie szczędzę razów;
Lasy, doliny, głazy, w kolei, w natłoku
U nóg mych płyną, giną jak fale potoku;
Chcę odurzyć się, upić tym wirem obrazów.
A gdy spieniony rumak nie słucha rozkazów,
Gdy świat kolory traci pod całunem mroku,
Jak w rozbitym zwierciedle, tak w mym spiekłym oku
Snują się mary lasów i dolin, i głazów.
Ziemia śpi, mnie snu nie ma; skaczę w morskie łona,
Czarny, wydęty bałwan z hukiem na brzeg dąży,
Schylam ku niemu czoło, wyciągam ramiona,
Pęka nad głową fala, chaos mię okrąży;
Czekam, aż myśl, jak łódka wirami kręcona,
Zbłąka się i na chwilę w niepamięć pogrąży.
Bajdary to piękna dolina, przez którą najczęściej wjeżdża się na południowy brzeg Krymu. W tym sonecie po raz kolejny poeta pokazuje bliskość człowieka i natury, która i odzwierciedla, i kształtuje ludzkie emocje. Bohater sonetu dosiadłszy konia, pędzi przez lasy i doliny ku morskiemu brzegowi. Jazda go upaja, jednak stopniowo „świat kolory traci pod całunem mroku”. Gdy dociera do brzegu, ziemię ogarnia już sen, ale on nie może spać, jego świadomość przypomina czarne, wydęte bałwanami, huczące i niespokojne morze. Ostatnie dwa wersy sonetu to wyznanie: „Czekam, aż myśl, jak łódka wirami kręcona,/ Zbłąka się i na chwilę w niepamięć pogrąży”. Można by powiedzieć, że wrażliwość na przyrodę, ta uczuciowa z nią symbioza jest typowo romantyczna. O podobnych emocjach pisał w swych listach do przyjaciela młody Werter.
Ałuszta w dzień
Ałuszta w dzień
Już góra z piersi mgliste otrząsa chylaty,
Rannym szumi namazem niwa złotokłosa,
Kłania się las i sypie z majowego włosa,
Jak z różańca chalifów, rubin i granaty.
Łąka w kwiatach, nad łąką latające kwiaty,
Motyle różnofarbne, niby tęczy kosa,
Baldakimem z brylantów okryły niebiosa;
Dalej sarańcza ciągnie swój całun skrzydlaty.
A kędy w wodach skała przegląda się łysa,
Wre morze i odparte z nowym szumem pędzi;
W jego szumach gra światło jak w oczach tygrysa,
Sroższą zwiastując burzę dla ziemskiej krawędzi;
A na głębinie fala lekko się kołysa
I kąpią się w niej floty i stada łabędzi.
Opisując Ałusztę – jedno z najpiękniejszych na Krymie miejsc, do którego nie docierają zimne północne wiatry, po raz kolejny sięga Mickiewicz po obce słownictwo, aby jak najlepiej oddać egzotyczną atmosferę wschodniego krajobrazu. W pierwszej strofie mowa więc o górze, która „z piersi mgliste otrząsa chylaty”. Chylat to honorowa szata ofiarowana przez władcę osobie zasłużonej. Szum traw brzmi jak namaz, czyli modlitwa, którą muzułmanie odmawiają pięć razy dziennie, siedząc twarzą w stronę Mekki i bijąc pokłony. Owoce morw i granatów są jak wykonane z najszlachetniejszych kamieni paciorki z różańca chalifów. Chalif (kalif) to zwierzchnik mahometan, uważany przez muzułmanów za następcę lub namiestnika Proroka.
W drugiej zwrotce aż skrzy się od jasności i światła, tak że bez trudu przedstawiony w niej obraz skojarzymy z impresjonistycznym krajobrazem. To widok kolorowej łąki.
Ze spokojem strof opisowych kontrastują w pewnym sensie dwie ostatnie 3-wersowe zwrotki. Uderzające o pobliskie skały morze „wre” i „pędzi”, „w jego szumach gra światło jak w oczach tygrysa”. To zwiastuje, że panujący na brzegu spokój nie jest dany na zawsze.
Ałuszta w nocy
Ałuszta w nocy
Rzeźwią się wiatry, dzienna wolnieje posucha,
Na barki Czatyrdachu spada lampa światów,
Rozbija się, rozlewa strumienie szkarłatów
I gaśnie. Błędny pielgrzym ogląda się, słucha:
Już góry poczerniały, w dolinach noc głucha,
Źródła szemrzą jak przez sen na łożu z bławatów;
Powietrze tchnące wonią, tą muzyką kwiatów,
Mówi do serca głosem tajemnym dla ucha.
Usypiam pod skrzydłami ciszy i ciemnoty;
Wtem budzą mię rażące meteoru błyski,
Niebo, ziemię i góry oblał potop złoty!
Nocy wschodnia! ty na kształt wschodniej odaliski
Pieszczotami usypiasz, a kiedym snu bliski,
Ty iskrą oka znowu budzisz do pieszczoty.
Pierwsze strofy to poetycki opis chwil, w których dzień zamienia się w noc. Słońce – „lampa światów” – spada na najwyższą górę, Czatyrdah, i zanim zgaśnie, oblewa wszystko szkarłatnym blaskiem, potem góry czernieją i zapada noc. Błędny pielgrzym poznaje urodę otaczającego go świata już nie wzrokiem, ale innymi zmysłami – słuchem i węchem. Słyszy szmer źródeł i czuje zapach kwiatów. Zmysłowa, pełna tajemniczych dźwięków i woni atmosfera wschodniej nocy nie pozwala zasnąć.
Czatyrdah
Czatyrdach
Mirza
Drżąc muślemin całuje stopy twej opoki,
Maszcie krymskiego statku, wieki Czatyrdachu!
O minarecie świata! o gór padyszachu!
Ty, nad skały poziomu uciekłszy w obłoki,
Siedzisz sobie pod bramą niebios, jak wysoki
Gabryjel pilnujący edeńskiego gmachu;
Ciemny las twoim płaszczem, a janczary strachu
Twój turban z chmur haftują błyskawic potoki.
Nam czy slońce dopieka, czyli mgła ocienia,
Czy sarańcza plon zetnie, czy giaur pali domy –
Czatyrdachu, ty zawsze głuchy, nieruchomy,
Między światem i niebem jak drogman stworzenia,
Podesławszy pod nogi ziemie, ludzi, gromy,
Słuchasz tylko, co mówi Bóg do przyrodzenia.
W tym sonecie podmiotem lirycznym jest Mirza, który zwraca się do Czatyrdahu, najwyższego szczytu, ze słowami zachwytu i podziwu dla jego potęgi i podziwu. Przemawia muzułmanin, człowiek Wschodu, i dlatego metaforyka jego wyznania odwołuje się do orientalnych skojarzeń. Apostrofy, których używa, to: „Maszcie krymskiego statku, wielki Czatyrdahu!/ O minarecie świata! O gór padyszachu!”. Posługuje się hiperbolą, nazywając ten w rzeczywistości nie tak wysoki szczyt świątynią świata, i personifikacją, tytułując go jak tureckiego sułtana. Jak na sułtana przystało, Czatyrdah odziany jest w turban z chmur ozdobiony haftem z błyskawic. Ze swoim nieposkromionym zachwytem Mirza idealnie przystaje do romantycznej wrażliwości i romantycznej apoteozy natury.
W ostatnich dwóch strofach poeta wydobywa kontrast między potężnym Czatyrdahem a ludźmi, których dotykają wszelkiego rodzaju nieszczęścia: spiekota i zimno, głód i pożoga. Czatyrdah spogląda na to niewzruszony i słucha „co mówi Bóg do przyrodzenia”.
Pielgrzym
Pielgrzym
U stóp moich kraina dostatków i krasy,
Nad głową niebo jasne, obok piękne lice:
Dlaczegóż stąd ucieka serce w okolice
Dalekie i — niestety! — jeszcze dalsze czasy?
Litwo! piały mi wdzięczniej twe szumiące lasy,
Niż słowiki Bajdaru, Salhiry dziewice;
I weselszy deptałem twoje trzęsawice,
Niż rubinowe morwy, złote ananasy.
Tak daleki, tak różna wabi mię ponęta!…
Dlaczegóż roztargniony wzdycham bez ustanku
Do tej, którą kochałem w dni moich poranku?
Ona w lubej dziedzinie, która mi odjęta,
Gdzie jej wszystko o wiernym powiada kochanku,
Depcąc świeże me ślady, czyż o mnie pamięta?…
Jest to wyznanie Pielgrzyma, który podróżuje, zwiedza wspaniałe miejsca, podziwia cuda natury, przebywa w towarzystwie pięknej kobiety, ale myślą i sercem jest nieobecny. Tęskni do Litwy, której lasy są mu milsze niż wszystkie egzotyczne wspaniałości – „słowiki Bajdaru”, „rubinowe morwy”, „złote ananasy”. (Ta myśl wróci w Panu Tadeuszu, choćby w wypowiedzi młodego Soplicy o niezrównanej urodzie litewskiego nieba i litewskich lasów.)
Nie jest to tylko tęsknota do ziemi ojczystej, ale przede wszystkim żywe wspomnienie pozostawionej kochanki, pierwszej wielkiej miłości i dręcząca, bolesna wątpliwość.
Pielgrzym jest typowym bohaterem bajronicznym. Nosi w sobie tajemnicę, która sprawia, że jest nieszczęśliwy, choć młody i silny. Jest samotny wśród ludzi. Nie może połączyć się z ukochaną. Niewiele wiadomo i o jego przyszłości i przeszłości.
Droga nad przepaścią w Czufut-Kale
Droga nad przepaścią w Czufut-Kale
Mirza
Zmów pacierz, opuść wodze, odwróć na bok lica:
Tu jeździec końskim nogom swój rozum powierza.
Dzielny koń! Patrz, jak staje, głąb okiem rozmierza,
Uklęka, brzeg wiszaru kopytem pochwyca,
I zawisnął… Tam nie patrz! Tam spadła źrenica,
Jak w studni Al-Kairu o dno nie uderza.
I ręką tam nie wskazuj: nie masz u rąk pierza:
I myśli tam nie puszczaj: bo myśl jak kotwica,
Z łodzi drobnej ciśniona w niezmierność głębiny,
Piorunem spadnie, morza do dna nie przewierci,
I łódź z sobą przechyli w otchłanie chaosu…
Pielgrzym
Mirzo, a ja spojrzałem! Przez świata szczeliny
Tam widziałem… Com widział, opowiem — po śmierci;
Bo w żyjących języku niema na to głosu.
W tym sonecie zabiera głos aż dwóch bohaterów lirycznych – Mirza i Pielgrzym. Obydwaj przemierzają konno wąską drogę, wiszącą nad przepaścią. Jest tak niebezpiecznie, że „jeździec końskim nogom swój rozum powierza”, gdyż jeden fałszywy ruch grozi upadkiem w przepaść, a człowiek nie jest ptakiem i spadając, zginie. Mirza zaklina Pielgrzyma, żeby zmawiając pacierz, powierzył swe życie boskiej opatrzności i ani nie patrzył w niebezpieczną czeluść, ani pod żadnym pozorem o niej nie myślał.
Pielgrzym jednak spogląda w dół, zbyt kusząca była perspektywa choćby dotknięcia tajemnicy bytu. Nie potrafi opowiedzieć Mirzie o tym, co zobaczył i co czuł. „Bo w żyjących języku nie ma na to głosu”. To stwierdzenie idealnie pasuje do romantycznego przekonania, że nie można poznać świata jedynie za pomocą rozumu. Język to racjonalizm, dosłowność. Można dzięki niemu opowiedzieć tylko o tym, co nazwane.
Góra Kikineis
Góra Kikineis
Mirza
Spójrzyj w przepaść – niebiosa leżące na dole,
To jest morze; – śród fali zda się, że ptak-góra,
Piorunem zastrzelony, swe masztowe pióra
Roztoczył kręgiem szerszym niż tęczy półkole,
I wyspą śniegu nakrył błękitne wód pole.
Ta wyspa żeglująca w otchłani – to chmura!
Z jej piersi na pół świata spada noc ponura;
Czy widzisz płomienistą wstążkę na jej czole?
To jest piorun! – lecz stójmy, otchłanie pod nogą,
Musim wąwóz przesadzić w całym konia pędzie;
Ja skaczę, ty z gotowym biczem i ostrogą,
Gdy zniknę z oczu, patrzaj w owe skał krawędzie:
Jeśli tam pióro błyśnie, to mój kołpak będzie;
Jeśli nie, już ludziom nie jechać tą drogą.
Mirza i Pielgrzym dotarli na szczyt góry Kikineis. W pierwszych dwóch opisowych strofach muzułmański przewodnik opowiada swojemu towarzyszowi o rozciągającym się w dole widoku. Jego relacja pełna jest epitetów, metafor i peryfraz rodem z perskiej mitologii, jakby jedną z baśni z Księgi z tysiąca i jednej nocy opowiadała Szeherezada. Niebiosa u ich stóp porównuje do morza, a jeden z niższych szczytów do „ptaka-góry”, wielokrotnie przez poetów Wschodu opisywanego mitycznego ptaka Simiurga. Chmura płynąca niżej jest jak wyspa. Mirza mówi o niej jak o odalisce: „Z jej piersi na pół świata spada noc ponura;/ Czy widzisz płomienistą wstążkę na jej czole?”. Poetyka słów Mirzy odzwierciedla targające podróżnikami emocje. To strach, brawura i ciekawość, to chęć zmierzenia się z niebezpieczeństwem, spojrzenia śmierci w oczy. Chcą „wąwóz przesadzić z całym koniem w pędzie”. To gra z losem o życie. Motyw prosto z Byrona, nie mówiąc już o romantycznych rekwizytach i scenerii – skały, urwisko, chmury, błyskawice, jeździec na koniu.
Ruiny zamku w Bałakławie
Ruiny zamku w Bałakławie
Te zamki, połamane zwaliska bez ładu,
Zdobiły cię i strzegły, o niewdzięczny Krymie!
Dzisiaj sterczą na górach jak czaszki olbrzymie,
W nich gad mieszka lub człowiek podlejszy od gadu.
Szczeblujmy na wieżycę! Szukam herbów śladu;
Jest i napis, tu może bohatera imię,
Co było wojsk postrachem, w zapomnieniu drzymie,
Obwinione jak robak liściem winogradu.
Tu Grek dłutował w murach ateńskie ozdoby,
Stąd Italczyk Mongołom narzucał żelaza
I mekkański przybylec nucił pieśń namaza.
Dziś sępy czarnym skrzydłem oblatują groby;
Jak w mieście, które całkiem wybije zaraza,
Wiecznie z baszt powiewają chorągwie żałoby.
W tym sonecie występują bardzo charakterystyczne dla poezji romantycznej motywy – historii, natury, przemijania i sławy. Poeta zwiedza na Krymie ruiny starego zamku, który kiedyś był pełen ludzi. Przed wiekami zbudowali go Grecy, potem zdobyli Włosi, na koniec znalazł się w arabskich rękach.
Ale nikt już nie pamięta imion dawnych bohaterów, a wyryte w kamieniu napisy zarosły „liściem winogradu”. Dzieło człowieka odchodzi w niepamięć, a wieczna natura trwa. W miejscach, gdzie niegdyś tętniło życie „Dziś sępy czarnym skrzydłem oblatują groby;/ Jak w mieście, które całkiem wybije zaraza,/ Wiecznie z baszt powiewają chorągwie żałoby”.
Ajudah
Ajudah
Lubię poglądać wsparty na Judahu skale,
Jak spienione bałwany, to w czarne szeregi
Ścisnąwszy się buchają, to jak srebrne śniegi
W milionowych tęczach kołują wspaniale.
Trącą się o mieliznę, rozbiją na fale,
Jak wojsko wielorybów zalegając brzegi,
Zdobędą ląd w tryumfie, i napowrót zbiegi,
Miecą za sobą muszle, perły i korale.
Podobnie na twe serce, o poeto młody!
Namiętność często groźne wzburza niepogody;
Lecz gdy podniesiesz bardon, ona bez twej szkody
Ucieka w zapomnienia pogrążyć się toni,
I nieśmiertelne pieśni za sobą uroni,
Z których wieki uplotą ozdobę twych skroni.
To ostatni z sonetów, zamykający cykl. Siedzący na nadmorskich skałach poeta obserwuje spienione fale. Dwie pierwsze strofy to opis urody i potęgi morskiego żywiołu. W strofach refleksyjnych Mickiewicz porównuje serce młodego poety do wzburzonego oceanu, ale wie, że nie ma niepogody, będącej przeszkodą dla jego talentu. Jest pewien geniuszu, sławy i nieśmiertelności, którą zdobędzie dzięki swym pieśniom.
Pierwsze słowa sonetu: „Lubię poglądać wsparty na Judahu skale,” zainspirowały wielu artystów malarzy. Chyba najsłynniejszym wizerunkiem poety jest obraz Walentego Wańkowicza zatytułowany Mickiewicz na Judahu skale.
Podróże kształcą
Był rok 1824. Młody prowincjonalny poeta Adam Mickiewicz miał 26 lat i na koncie dwa tomy poezji, które zjednały mu wielu wielbicieli, głównie wśród ludzi młodych, a także wielu przeciwników, przede wszystkim w gronie salonowych teoretyków i znawców poezji. Wydane w 1822 r. Ballady i romanse, a także opublikowane w 1823 r. Grażyna oraz Dziady cz. II i IV zrewolucjonizowały polską literaturę, otwierając w jej dziejach nową epokę – romantyzm. Tymczasem ich autor za udział w tajnych związkach młodzieży został skazany na wyjazd w głąb Rosji. Wyjeżdżając, nie przypuszczał, że nigdy już na Litwę nie powróci. Przebywał w Petersburgu i Odessie, skąd jesienią wyruszył zwiedzać Krym w towarzystwie Henryka Rzewuskiego i jego siostry Karoliny Sobańskiej. Poetyckim zapisem tej podróży są wydane w 1826 r. Sonety, zawierające dwa poetyckie cykle Sonety odeskie i Sonety krymskie.
Zobacz:
Zaprezentuj wybrane Sonety krymskie. W czym upatrujesz ich wartość?
Udowodnij, że orientalizm jest cechą polskiej literatury romantycznej
Zaprezentuj wybrane Sonety krymskie. W czym upatrujesz ich wartość?