Arcydzieła tysiąclecia – jak o nich pisać?

Przykłady tematów

  • „…tuż przed końcem drugiego tysiąclecia, ciągle siebie zapytuję, ile z tego, co się zdarzyło, znalazło się w książkach”. Odpowiedz na to pytanie sformułowane przez Czesława Miłosza, wykorzystując znajomość literatury XX wieku.
  • Jesteś człowiekiem przełomu wieków. W których dziełach literackich szukałbyś inspiracji do dobrego i mądrego życia w nowym stuleciu? Uzasadnij wybór, odwołując się do dwóch, trzech tekstów.
  • Jakie wyobrażenie człowieczeństwa pragniesz przenieść w nowe stulecie? Odwołaj się do tekstów, które wspierają Twoje przemyślenia.
  • „Nie znam roli, którą gram” (Wisława Szymborska). Literatura w poszukiwaniu prawdy o człowieku. Twoje rozważania na ten temat inspirowane lekturami wybranych utworów.
  • Maski – ich rola i znaczenie w życiu człowieka. Rozważ problem, nawiązując do wybranych utworów z literatury polskiej i obcej.
  • Według Szekspira „Świat jest teatrem, aktorami ludzie”. A kto wyznacza im role: Bóg, człowiek, fatum, przypadek…? Przedstaw swoje poglądy na ten temat, odwołując się do wybranych utworów.

 

Zanim zaczniesz pisać…

Zastanów się, co stanowi istotę tego tematu. Nie jest on pytaniem o listę rankingową Twoich ulubionych lektur! Oczywiście Twoje upodobania literackie będą tu odgrywały ogromną rolę, bo temat zakłada dużą dowolność i subiektywność. Sam przecież zadecydujesz, o których utworach będziesz pisać, ale żeby praca miała sens i została wysoko oceniona, ich zestaw musi być precyzyjnie przemyślany. Wskaż dzieła naprawdę wielkie i wyjaśnij, na czym polega ich niezwykłość na tle dorobku literackiego całego tysiąclecia.

Jak je wybrać?

Przyjrzyj się utworom literackim pod kątem:

  • problematyki – musi być uniwersalna i ponadczasowa, a jednocześnie – świeża i odkrywcza. Czy te wymagania dadzą się pogodzić? Oczywiście! Wielkie dzieła często uzmysławiają nam stare, na co dzień pomijane prawdy, zwracają uwagę na odwieczne problemy egzystencjalne, ukazują je w nowym świetle i… uczą człowieczeństwa;
  • wartości artystycznych – tu liczy się indywidualność! Arcydzieło nie może naśladować innego dzieła, ale nie wszystko, co nowatorskie, zasługuje na jego miano. Zastanów się, co sprawia, że to wybrane przez Ciebie ujmuje czytelnika swoją doskonałością: pokaż mistrzostwo języka i stylu pisarza, zwróć uwagę na gatunek. Czy dzieło wpisuje się w już istniejący, czy też daje początek nowym tendencjom? Postaraj się, by wśród zaprezentowanych przez Ciebie utworów znalazły się różne rodzaje literackie i różne gatunki;
  • dalszego funkcjonowania tekstu w kulturze – czy cały utwór bądź zaczerpnięte z niego motywy stały się inspiracją dla innych twórców? Jakich? Przedstaw znane Ci nawiązania i kontynuacje oparte na tekście (filmy itp.). Uwaga! Nie przywołuj zbyt wielu tekstów, bo to zmieni Twoją pracę w powierzchowną wyliczankę. Omów cztery utwory, najwyżej pięć, za to możliwie wszechstronnie umotywuj, dlaczego to właśnie te uznałeś za arcydzieła.

 

Kanon twórców i motywów

Przez najwybitniejsze dzieła literackie przewija się wiele tematów, których nie wolno Ci pominąć, są też twórcy (chociażby Szekspir), których koniecznie musisz uwzględnić w swojej pracy. Na jakie wątki musisz zwracać uwagę, szukając przykładów arcydzieł?

  • Psychologiczne skomplikowanie człowieka, jego wewnętrzne bogactwo. To właśnie ono owocuje wielkimi namiętnościami i uczuciami, które często wymykają się jednoznacznej klasyfikacji. Mistrzem w ich ukazywaniu był Szekspir, głęboką analizę psychologiczną spotykamy też u Dostojewskiego.
  • Problemy egzystencjalne. Jaki sens ma nasze życie? W jakim stopniu sami jesteśmy odpowiedzialni za swój los, a w jakim determinują nas sytuacje zewnętrzne? Tu masz szerokie możliwości: może Beckett (np. Czekając na Godota)? A może paraboliczne powieści Kafki – Proces lub Zamek (bezsilność jednostki wobec zorganizowanej grupy)? Możesz też ująć wątek od innej strony i popatrzeć na ludzkie życie w kategoriach walki między formą a treścią (dramaty Witkacego, Ferdydurke Gombrowicza).
  • Dramaty postaw moralnych, trudne wybory etyczne, wierność zasadom i samemu sobie. Od razu przychodzi na myśl Dżuma Camusa, ale możesz odwoływać się do Conrada (Lord Jim) albo Saint-Exupéry’ego (Nocny lot; Ziemia, planeta ludzi).

 

Przykład:

I. Warianty wstępu

A.

Kończące się stulecia zawsze prowokowały do podsumowań. Co nowego osiągnęliśmy w nauce, technice, ale i w sztuce? Jakie wartości moralne przekażemy nadchodzącym pokoleniom? Czy nasza epoka pozostawi po sobie trwały ślad w postaci dzieł literackich, które nie ugną się przed prawem przemijania, kolejnymi fascynacjami i modami? Co po nas zostanie? My, ludzie z przełomu XX i XXI w., jesteśmy w sytuacji trudniejszej niż nasi przodkowie sprzed stu czy dwustu lat: za ich życia kończył się tylko wiek, my zaś wkraczamy w nowe tysiąclecie. A jakby pokusić się o przygotowanie listy literackich arcydzieł całego pierwszego milenium? Co z literackiego dorobku minionych dwudziestu wieków powinni przeczytać ci, którzy żyć będą w drugim tysiącleciu, by z jednej strony poznać nasze problemy, wartości i… nauczyć się człowieczeństwa, z drugiej zaś przekonać się, jak znakomici pisarze tworzyli w naszej epoce?

B.

Określenie utworu literackiego mianem arcydzieła jest bardzo zobowiązujące. Zakłada, że to dzieło wyjątkowe, ważne, niemal doskonałe. W każdej epoce powstaje wiele książek, które się podobają, wzbudzają aplauz czytelników i krytyki, wydają się nowatorskie, odkrywcze, świeże, ale, niestety, tylko przez pewien czas. Po kilku latach ich sława przygasa, walory bledną, a świat zachwyca się już nowym twórcą i nowym dziełem. Ale niezależnie od tych sezonowych mód i „objawień” istnieje kanon lektur, po które z przyjemnością sięgają kolejne pokolenia czytelników, by się wzruszyć, odkryć jakąś prawdę o sobie i świecie, przez chwilę obcować z pięknem. Te ponadczasowe teksty bez wahania możemy wpisać na listę literackich arcydzieł minionego niedawno tysiąclecia! Wybór nie będzie prosty, bo w ciągu dwudziestu wieków powstało dużo wartościowych dzieł – czyje nazwisko i jakie książki powinny się na niej znaleźć?

 

Przykładowe rozwinięcie tematu

II. Arcydzieła ukazujące głębię ludzkiej psychiki i wielkie namiętności

Hamlet

Moją listę arcydzieł zainicjują dzieła twórcy renesansowego teatru elżbietańskiego – Williama Szekspira. Nikt poza nim nie potrafił tak doskonale oddawać meandrów ludzkiej psychiki i zawiłości wstrząsających nami uczuć! Niemal każda z jego sztuk zasługuje na miano arcydzieła, ale dwie wyróżniają się szczególnie, gdyż przynoszą wizerunki bohaterów i sytuacji, które w naszej kulturze urosły do rangi symbolu. To Hamlet oraz Romeo i Julia.

Pierwsza przyciąga uwagę wielowymiarowym portretem psychologicznym tytułowego bohatera. Duński książę Hamlet jest synem niedawno zmarłego króla o tym samym imieniu. Lat ma już, co prawda, trzydzieści, ale jego psychikę wciąż charakteryzuje młodzieńcza nadwrażliwość i idealizm. Jednocześnie myśli głęboko – skłonność do refleksji i analizowania faktów nie pozwala mu uwierzyć, że ojciec zmarł śmiercią naturalną. Matka, Gertruda, za szybko zdjęła żałobę, a jej nowy mąż – stryj Klaudiusz – ze zbyt wielką ochotą zasiadł na opustoszałym tronie. Obawy Hamleta potwierdziły się podczas jego nocnej rozmowy z duchem ojca, który zobowiązał syna, by pomścił jego krzywdę. I w tym momencie zaczyna się to, co w całym dramacie najważniejsze: studium wewnętrznego rozdarcia bohatera, jego uwikłania w moralne dylematy, zagubienia. Młody książę staje bowiem przed zadaniem, które przerasta jego wewnętrzne możliwości. Z jednej strony chciałby wypełnić synowską powinność zemsty, ale z drugiej ma moralne skrupuły przed dokonaniem zbrodni – nawet jeśli jego ofiarą miałby się stać morderca ojca. Z tego powodu popada w rozterkę, melancholię i stan ogromnego przygnębienia. Skąd my to znamy? Każdy z nas niejednokrotnie przeżywał sprzeczne, wykluczające się nawzajem uczucia, czuł się wewnętrznie rozdwojony i uwikłany, chociaż powody rozdarcia na pewno nie dotyczyły aż tak dramatycznych wyborów! Ale wróćmy do Hamleta. Gdy nasz bohater uświadamia sobie, jak trudno jest żyć w świecie, który „wypada z formy” i nie potrafi dokonać wyboru, zaczyna myśleć, że uwolnieniem od tej męki byłoby samobójstwo (słynny monolog zaczynający się od słów: „Być albo nie być – oto jest pytanie!”).

Ktoś może powiedzieć, że już sam pomysł targnięcia się na własne życie spycha Hamleta na pozycję tchórza (śmierć jest przecież ucieczką!), a powody, dla których zdecydował się jednak „być”, jeszcze to wrażenie wzmacniają (zatrzymała go „obawa przed tym, co będzie po śmierci”), ale wszystkie lęki duńskiego księcia dowodzą tylko jego człowieczeństwa, prawdziwości, autentyzmu. To nie jest papierowa postać! Kto z nas nie boi się przekroczenia progu egzystencji? Czy jakikolwiek człowiek – nawet najmocniej wierzący – może mieć stuprocentową pewność, co stanie się z nim po przejściu na „drugą stronę”? Wreszcie – czy można bez cienia moralnych skrupułów, kierując się wyłącznie wyrozumowanymi racjami, zabić drugiego człowieka? Sądzę, że osoby, które odpowiedziałyby twierdząco na te pytania, albo udają silniejszych, niż są, bo nie mogą pogodzić się do końca z wpisaną w naszą naturę słabością, albo już swoje człowieczeństwo zatraciły… Hamlet nie popełni samobójstwa. Czy dokona zemsty? Też nie. Co prawda stryj zginie z jego ręki, ale dopiero pod koniec akcji tragedii, a zadana mu śmierć nie będzie dokładnym wypełnieniem nakazu, który usłyszał od ducha ojca. Zresztą sam jej fakt w zestawieniu z bezmiarem przeżytego przez Hamleta bezwładu, wręcz paraliżu woli, setkami jego wahań i niepewności schodzi na dalszy plan i wydaje się śmiesznie mały. Nikt przed Szekspirem nie dokonał tak wnikliwej analizy stanu psychicznej niemocy, która nie „jest podszyta” tchórzostwem ani złą wolą! Żaden bohater literacki – oprócz Hamleta – nie uosabia w tak doskonałym stopniu postawy pełnego napięcia wahania i bezsilności, nic więc dziwnego, że gdy w późniejszych utworach, zwłaszcza romantycznych, zaczęły pojawiać się postacie uwikłane w wewnętrzne dylematy, wraz z nimi narodziło się pojęcie hamletyzowania.

Z dramatu Szekspira płynie jeszcze jedna, wciąż aktualna życiowa nauka: to przypomnienie, abyśmy nie brali pozorów za fakty. W pewnych momentach fabuły Hamlet sprawia wrażenie obłąkanego: wypowiada krańcowo sprzeczne sądy o swoim uczuciu do Ofelii, dziwnie zachowuje się po śmierci Poloniusza. Czy naprawdę pod wpływem silnych przeżyć stracił świadomość czy – jak sądzi Klaudiusz – jego obłęd jest rodzajem wygodnej maski („W tym szaleństwie jest metoda”)? Tego do końca się nie dowiemy – nieprzenikniony bohater każdym gestem i słowem przypomina, że nie można drugiej osoby poznać do końca. Studiowanie człowieka jest co najwyżej próbą zbliżenia się do tajemnicy o nim!

Hamlet – jak wszystkie zresztą dramaty Szekspira – jest bardzo czytelny w odbiorze. Nic dziwnego, bo autor – prawdziwy wirtuoz teatru – zrewolucjonizował kształt utworów scenicznych. Zrezygnował z klasycznych trzech jedności: miejsca, akcji i czasu, a także obecnego dotąd na scenie chóru; wprowadził sceny zbiorowe (dotychczas były relacjonowane przez którąś z postaci lub właśnie chór) i – co najważniejsze – odświeżył język. Nie jest on już patetyczną retoryką z tragedii klasycznych, lecz żywą, zindywidualizowaną mową współczesnych, dopasowaną do psychiki i kondycji społecznej każdej z postaci.

Tragedia o losach duńskiego księcia stała się inspiracją dla wielu późniejszych dzieł literackich – w Polsce do jej tradycji nawiązuje Kordian Słowackiego (bohater mimo dobrych intencji niezdolny jest do czynu i niczym jego angielski pierwowzór pyta: „Żyć albo i nie żyć?”, a cały utwór jest jednym wielkim dramatem niemożności).

Zadane w Hamlecie pytania (czy istotnie w życiu liczą się tylko konkrety, czy na świecie jest miejsce dla ludzi nadwrażliwych, refleksyjnych, wewnętrznie uwikłanych, których archetypem stał się bohater dramatu?) podejmie współcześnie Zbigniew Herbert, kontynuując Szekspirowskie wątki w Trenie Fortynbrasa (Fortynbras – wskazany przez umierającego Hamleta sukcesor duńskiego tronu).

A jak funkcjonuje w dwudziestowiecznej kulturze cały dramat? Ciągle należy do żelaznego repertuaru teatrów całego świata, ale mogą go oglądać też miłośnicy kina! W 1991 roku Franco Zeffirelli nakręcił na podstawie dramatu film, w którym tytułową rolę zagrał Mel Gibson. Inną ekranową wersję Hamleta stworzył Kenneth Branagh.

 

Romeo i Julia

Szekspir powołał też do życia jedną z najbardziej znanych w światowej literaturze parę kochanków – Romea i Julię. Opowiedziana przez niego historia zyskała taką popularność, że sam tytuł dramatu od wieków funkcjonuje jak swoiste hasło wywoławcze etosu miłości wielkiej i – mimo wzajemności – nieszczęśliwej, niedozwolonej. Rękę niespełna czternastoletniej Julii Capuleti przyrzeczono arystokracie Parysowi, ale zanim nastąpią zaślubiny, los chce, żeby na balu dziewczyna poznała Romea. Wszyscy znamy dalszy ciąg fabuły: miłość od początku znajomości i… zadawnioną nienawiść między rodzinami Capuletich i Montecchich, romantyczne wyznania pod balkonem Julii, wreszcie – potajemny ślub.

I znowu krytyczny sceptyk mógłby powiedzieć, że to nic nadzwyczajnego, bo przecież tylu młodych kochało się i kocha wbrew woli rodziców, trwając w swym uczuciu wiernie aż do… następnej miłości! Ale tu nie ma o niej mowy! Dla Julii bez ukochanego świat nie ma wartości. Gdy – obudzona z wywołanego sztucznie snu bierze śpiącego Romea za zabitego, przebija się jego sztyletem. Miłość jest w tym wypadku silniejsza niż śmierć – kochankowie, którzy nie mogli być ze sobą za życia, złożeni zostają we wspólnym grobie, a rodziny, mając na uwadze wielkie uczucie swych dzieci, w końcu przebaczają sobie i rezygnują z dawnych konfliktów.

Odbiorców z kolejnych epok wzruszał ten wielki triumf serca, nieszczęśliwie zakochani szukali w historii renesansowych kochanków pocieszenia, inni modlili się o równie wielkie i autentyczne uczucie…! Nawiązujący do niej artyści podchwycili głównie wątek nie zwycięstwa miłości (co prawda dopiero po śmierci bohaterów), ale miłosnego cierpienia. Szekspirowski motyw znowu zainspiruje przede wszystkim twórców romantycznych. Czymże, jak nie nawiązaniem do modelu miłości nieakceptowanej przez świat, są Julia, czyli Nowa Heloiza Jana Jakuba Rousseau, Cierpienia młodego Wertera Johanna Wolfganga Goethego czy nawet miłość Jacka Soplicy do Horeszkówny z Pana Tadeusza? W tych utworach przywołany zostaje sam jej schemat, natomiast bezpośrednim nawiązaniem do dramatu jest wiersz Norwida W Weronie. Tragiczna historia posłużyła jako wymarzone libretto wielu oper (XVII-wiecznej – Vincenza Belliniego, XVIII-wiecznej – Ch. Gunoda) oraz przedstawień baletowych (Piotra Czajkowskiego oraz Sergiusza Prokofiewa). Rola Julii jest marzeniem niemal każdej młodej aktorki teatralnej, ale zagrać ją można także na ekranie! W najnowszej, uwspółcześnionej adaptacji filmowej dramatu (fabuła przeniesiona w dwudziestowieczne realia!), wyreżyserowanej w 1996 roku przez Baza Luhrmanna, wcieliła się w nią Claire Danes, zaś Romea zagrał Leonardo DiCaprio.

 

III. Narodziny powieści-paraboli (Zamek Kafki)

Ale oto zmieniamy epokę i konwencje literackie… W tej chwili znajdujemy się w nieznanej nam z nazwy wsi, nad którą góruje tajemnicza wieża. Nietrudno się domyślić, z jakim utworem mamy do czynienia: to, oczywiście, Zamek Kafki! Na początku jego lektura nie jest porywająca. Fabuła przedstawia banalne wydarzenie: do wsi, z polecenia mieszkającego w zamku hrabiego, przybywa geometra. Jego postać niemal zupełnie pozbawiona jest indywidualnych rysów – nie ma nawet imienia i nazwiska, pisarz określa go jako K. Ma wykonać pomiary, ale podczas podróży zaginęli jego pomocnicy ze sprzętem, chce się więc spotkać z panem zamku, by prosić o następnych i omówić szczegóły czekającej go pracy. Ale te naturalne z punktu widzenia geometry oczekiwania okazują się niemożliwe do spełnienia. Hrabia porozumiewa się ze światem tylko przez swoich urzędników, wśród nich też obowiązuje sztywna hierarchia i biurokracja – jedyną formą kontaktu z ważniejszymi pozostają wyłącznie listy! Zaczyna się ich wymiana, napięcie, oczekiwanie… K. ma nadzieję: skoro nie ma co marzyć o spotkaniu z samym hrabią, to może uda mu się zobaczyć z jego prawą ręką – Klammem? Zaczyna starać się chociaż o to, ale znowu wyrasta przed nim góra trudności.

Książka powoli zaczyna wciągać, mało tego – przychodzi moment, że nie możemy uwolnić się od jej lektury! Czy K. osiągnie cel? Ale bohater staje przed barierą coraz silniejszej niemożności: kolejni sekretarze odsyłają go jeden do drugiego, zagubiony błąka się w przestrzeni, która wydaje się nieskończona i nabiera rysów świata z sennego koszmaru. Zamek? Nie! To bezduszna machina, labirynt, forteca! Ale chociaż jego urzędnicy nie dają K. żadnej szansy, wiedzą o każdym jego kroku. K. czuje się przytłoczony sytuacją: oczekiwaniem, nadmierną biurokracją (gdy nie ma przy sobie przepustki, zostaje w nocy wyrzucony z oberży i musi spać w szkole), wreszcie wrogością mieszkańców wsi. My też odczuwamy znużenie i bezsilność – Kafka tak sugestywnie opisał udręki bohatera, że wydaje nam się, iż to my jesteśmy śledzeni, inwigilowani i odrzuceni. Na tym właśnie polega magia tego utworu, że nie sama akcja (losy K.) jest tu najważniejsza – istotniejsze od wydarzeń jest ich metaforyczne przesłanie. Książka jest przypowieścią (parabolą) o ponadczasowym i ponadjednostkowym sensie.

Jak ją rozumieć?
Zbiurokratyzowany, wszechwiedzący zamek kojarzy się z mechanizmem państwa totalitarnego (powieść byłaby proroczą zapowiedzią rodzącego się właśnie systemu!), ale nie jest to jedyne możliwe odczytanie. Można ją odbierać jako opowieść o wpisanym w ludzką egzystencję dramacie wzajemnego niezrozumienia, bezsilności jednostki wobec każdej zorganizowanej grupy, międzyludzkiej wrogości. Interpretacje można mnożyć i każda z nich będzie w jakimś stopniu uzasadniona. To cecha gatunku stworzonego właśnie przez Kafkę! Dla powieści-paraboli ważne jest też zaproszenie do aktywnej współpracy czytelnika. Angażując wyobraźnię i interpretując zgodnie ze swą wrażliwością, nadaje on tekstowi ostateczny, skończony kształt. Zamek jest książką nie do przecenienia: nowatorska (dała początek charakterystycznej dla XX-wiecznej literatury powieści-paraboli), wizjonerska (w moim odczuciu traktuje o totalitaryzmie), zmuszająca do myślenia. To prawdziwe arcydzieło!

 

IV. Problem wyborów moralnych i postaw człowieka wobec zła (Dżuma Camusa)

Kolejna książka też należy do stworzonego przez Kafkę gatunku, ale powstała o wiele później, bo w latach czterdziestych XX wieku. Oceniam ją tak wysoko nie ze względu na kształt, chociaż i on jest bardzo ciekawy, ale dlatego, że jest doskonałą lekcją człowieczeństwa. To Dżuma Alberta Camusa.

Znajdujemy się w Algierii, w Oranie. Miasto opanowała epidemia śmiertelnej choroby. Narasta panika, w mgnieniu oka mnożą się ofiary – każdy może się stać tą kolejną. Ale zanim to nastąpi, jest jeszcze chwila, by podjąć desperacką próbę ratunku. Może postarać się o zezwolenie na wyjazd z Oranu (w mieście obowiązuje kwarantanna)? Albo zatroszczyć się o azyl wewnętrzny: od razu pogodzić się ze złem, powiedzieć sobie, że tak być musi, poddać się, nie stwarzać fałszywych nadziei sobie i innym? Autor – zwolennik egzystencjalizmu – zgodnie z założeniami tej filozofii pozostawia swoim bohaterom swobodny wybór zachowania, bo to podstawowe prawo każdego człowieka. Jedyną „instancją”, przed którą odpowiadamy za nasze czyny, jest własne sumienie – nie każde jest w stanie udźwignąć taki sam ciężar. Ile przyjmują na siebie poszczególni bohaterowie? Lekarz, doktor Rieux, ani przez chwilę nie ma wątpliwości: z dżumą trzeba walczyć! Skoro wcześniej z takim samym oddaniem leczył i bogatych, i biednych, dlaczego miałby się poddać właśnie teraz, gdy jest szczególnie potrzebny?

Zmagając się z epidemią, pracuje po dwadzieścia godzin na dobę, ale nie zamierza w ten sposób kreować się na bohatera. Zależy mu jedynie na zachowaniu uczciwości, bo wierzy, że tylko w ten sposób można się przeciwstawić złu („Ta myśl może wydawać się śmieszna, ale jedyny sposób walki z dżumą to uczciwość”). Pisarz czyni tę postać swoim porte-parole i wkłada w jej usta własne, pięknie i prosto sformułowane przekonania, które brzmią jak aforyzmy („Wszyscy ludzie, którzy nie mogą być świętymi i nie chcąc zgodzić się na zarazy, starają się jednak być lekarzami”). O ironio, w momencie, gdy epidemia jest prawie opanowana, Rieux przeżywa osobistą tragedię: umiera jego żona i przyjaciel, Tarrou. Cierpi, ale zwycięstwo i tak należy do niego: w momencie próby pokazał, do jakiego poświęcenia zdolny jest człowiek, jak ogromne są możliwości naszej natury! To imponująca osobowość, ale według mnie o wiele bardziej interesujący i godni podziwu są bohaterowie, którzy oprócz dżumy mieli jeszcze jednego wroga w postaci własnej słabości.

Przybyły z Paryża dziennikarz Rambert od początku epidemii usilnie stara się o pozwolenie opuszczenia miasta. Czuje się tu obcy, nie wchodzi w związki z ludźmi, a w Paryżu zostawił dziewczynę! I gdy wreszcie otrzymuje upragnioną przepustkę, decyduje się… pozostać. Nagle czuje, że dżuma, którą przeżył z obcymi ludźmi, bardzo go z nimi związała. Nie czułby się w porządku, gdyby teraz ich opuścił i był szczęśliwy, podczas gdy inni cierpią! Wątek Ramberta ilustruje, jak z egoisty można stać się człowiekiem współczującym i wrażliwym. Może warto zetknąć się ze złem, żeby pod wpływem zagrożenia doświadczyć takiej przemiany?

Ciekawą ewolucję przechodzi też ksiądz Paneloux, który na początku zachowuje całkowitą bierność – uważa dżumę za karę bożą, której należy się bez protestu poddać. Ale gdy widzi cierpienie małego, niewinnego dziecka, budzi się w nim protest przeciwko złu (bo czym, jeśli nie metaforą zła, jest epidemia?) i włącza się do pracy w kolumnie sanitarnej.

Powieść Camusa wydaje się wartościowa również dlatego, że powraca w niej w różnych wariantach przekonanie, że ludzka psychika nie jest monolitem – człowiek zawsze może się zmienić, dojrzeć, zrobić coś dobrego dla innych. Nigdy nie jest na to za późno! Nie wszyscy rodzą się ludźmi czynu, jak doktor Rieux albo zbuntowany przeciwko wszelkim postaciom zła Tarrou – są wśród nas także ludzie cisi i niepozorni niczym urzędnik Grand, ale niemal w każdym człowieku więcej „zasługuje na podziw, niż na pogardę”. Osobą jednoznacznie złą jest tylko przestępca Cottard, dla którego dżuma jest wygodnym azylem przed więzieniem. Nic dziwnego, że gdy zostaje opanowana i wszyscy tańczą z radości, on popełnia samobójstwo.

Mimo smutnej tematyki powieść Camusa nastraja optymistycznie, niesie nadzieję. Co prawda autor wkłada w usta jednego z bohaterów (Tarrou) przestrogę, że „każdy nosi w sobie dżumę (…) i trzeba czuwać nad sobą nieustannie, ażeby w chwili roztargnienia nie tchnąć dżumy w twarz drugiego człowieka”, ale jednocześnie pokazuje, jak ludzie solidarnie potrafią walczyć ze złem. Pokazując ludzkie bohaterstwo, przekonuje, że dobro jest jednak wpisane w naszą naturę. Nie są to puste słowa i łatwy optymizm – autor przeżył przecież II wojnę światową (w latach czterdziestych, kiedy ukazała się powieść, dżumę odebrano jako metaforę), miał więc niejedną okazję obcować i z ludzką wielkością, i z upodleniem. Wiara w możliwość ocalenia ludzkiej godności pochodząca od takiego pisarza zamienia jego utwór w arcydzieło współczesnego humanizmu.

 

V. Nowatorskie spojrzenie na problematykę egzystencjalną (Czekając na Godota Becketta)

Dziełem na miarę tysiąclecia jest też prekursorski dramat teatru minimalnego – Czekając na Godota Samuela Becketta. Ten nowatorski, eksperymentalny nurt poszukiwań teatralnych dążył do tak daleko posuniętego uproszczenia formy, że nie tylko ograniczał środki sceniczne (dekoracje, liczbę aktorów), lecz rezygnował nawet z… akcji rozumianej jako rozbudowany ciąg powiązanych w przyczyny i skutki wydarzeń. Te tak ascetyczne, wręcz ubogie dramaty od lat przykuwają uwagę czytelników (i widzów) bogactwem i ważkością treści, zdumiewają głębokością refleksji.

O czym traktuje Godot? O tragizmie ludzkiej egzystencji, niemożności znalezienia równowagi między istniejącym w nas pierwiastkiem duchowym a cielesnością, nietrwałości dokonań naszej kultury, wreszcie – nadziei i wierze. Tematy odwieczne, ale jakże nam wszystkim bliskie i jak nowatorsko podane! Tekst obfituje w symbole: każdy, nawet najskromniejszy element ma znaczenie wykraczające daleko poza dosłowność. Opozycja między cielesnością a duchowością pojawia się już na poziomie imion głównych bohaterów (Vladimir – z rosyjskiego władca świata – reprezentuje intelekt, Estragon – nazwa przyprawy kuchennej – biologizm). Obydwaj spotykają się co wieczór przy drodze (symboliczny wytwór człowieka) pod drzewem, aby czekać na Godota. Owa tajemnicza postać (imię kojarzy się z angielskim słowem god – Bóg), która nie pojawi się do końca sztuki, ma im powiedzieć, co robić, by ich życie stało się lepsze, wartościowsze, ciekawsze. Zapada noc. Naszkicowany przez Becketta mikrokosmos pogrąża się w ciemności i już wiadomo, że Godot i tym razem nie przyjdzie. Przyjaciele są zawiedzeni, ale umawiają się na następny dzień: jutro też będą czekać!

Bo kimkolwiek byłby Godot: rzeczywiście Bogiem, mądrzejszym niż inni człowiekiem czy tylko ideą, warto na niego czekać, gdyż sama wiara w to, że nadejdzie, jest schronieniem przed lękiem istnienia, egzystencjalnym bólem i nadaje życiu sens.

Ta piękna, przejrzysta i – wbrew pobieżnej lekturze – nie do końca pesymistyczna metafora ludzkiego losu od razu, mimo szokującej nowatorstwem formy, została zaakceptowana przez krytykę i widzów. Jej światowa prapremiera odbyła się w Paryżu na początku lat pięćdziesiątych, rozpoczynając epokę wielkiego triumfu teatru absurdu. To Beckett – a zwłaszcza jego pierwsza sztuka – utorował drogę takim twórcom jak Sławomir Mrożek czy Eugène Ionesco. Dlatego zasługuje, by wpisać ją na listę arcydzieł!

 

VI. Poetyckie spojrzenie na rzeczywistość

Czy wśród najwybitniejszych utworów tysiąclecia znajdą się dzieła twórców polskich? Oczywiście! Na wyróżnienie zasługuje wiele – np. zwraca uwagę odkrywcza refleksja historiozoficzna zawarta w Szewcach Witkiewicza, dramatyczne ambiwalencje (rozdarcie między tym, co wewnętrzne, autentyczne a wartościami narzucanymi przez świat) w Ferdydurke Gombrowicza. Dla mnie jednak prawdziwym arcydziełem jest proza Brunona Schulza: Sklepy cynamonowe i Sanatorium Pod Klepsydrą. Oto razem z pisarzem zagłębiamy się w świat jego wspomnień. Największą wartością obu utworów jest sposób prowadzenia narracji. Narrator, będący jednocześnie głównym bohaterem, nie snuje opowieści z pozycji osoby dorosłej, która w realistyczny sposób przywoływałaby minione wydarzenia, lecz mówiąc o nich odnajduje swą dziecięcą wrażliwość i na nowo stwarza świat takim, jakim malował się przed jego kilkuletnimi oczyma.

Pisarz zabiera nas do swego rodzinnego miasta – Drohobycza, ale nie jest to tylko konkretny, geograficzny punkt na mapie – to świat jak ze snu: nie do końca realny, poetycki, płynny i baśniowy. Z taką wrażliwością mogą postrzegać go tylko artyści i dzieci! Bohater-narrator wychowany w konserwatywnej żydowskiej rodzinie otacza kultem swojego ojca i upostaciowaną w jego osobie tradycję, a jednocześnie fascynuje się coraz śmielej wkraczającą do miasteczka nowoczesnością. Odnajduje ją na ulicy Krokodyli przepełnionej manekinami i dziewczętami w czarnych pończochach. W jego życiu pojawiają się pierwsze symbole erotyczne (np. dłoń wyciągnięta w geście łaskotania) i lęk przed kobietą, która nieodmiennie dominuje nad mężczyzną (służąca Adela – ojciec, ciotka – wuj Marek). Wybujała fantazja chłopca kreuje dodatkowy, trzynasty miesiąc, każe ojcu zamienić się w ptaka (kondora), przepełnia cały świat niewyobrażalnie bujną przyrodą i witalnością. Poezja i piękno obecne są na każdym kroku – nawet w zapełnionej warzywami kuchni i przy zwykłych domowych czynnościach. W ich wydobywaniu z codzienności pomaga Schulzowi niezwykły, pełen neologizmów język. Pisarz – jak dziecko – bawi się słowami, gromadzi podobne brzmienia, eksperymentuje („strychy, wystrychnięte ze strychów”).

Nie będzie przesady w stwierdzeniu, że awangardowa proza Schulza zwróciła uwagę na piękno tkwiące w powszedniości i… rzeczach pozornie brzydkich (skorzystał z tego turpizm!), a poetykę sennego marzenia po latach odnajdziemy w powieściach Tadeusza Konwickiego (Sennik współczesny, Mała apokalipsa). W oparciu o prozę Schulza nakręcono dwa filmy: fragment Sklepów cynamonowych posłużył jako scenariusz krótkometrażowego obrazu braci Quay (Ulica Krokodyli), zaś Sanatorium Pod Klepsydrą zostało sfilmowane przez Wojciecha Jerzego Hasa. Niesłabnącym zainteresowaniem na całym świecie cieszą się też grafiki Schulza (główny motyw: erotyzm), których wystawy przyciągają tłumy widzów.

VII. Wnioski

Na liście arcydzieł znalazły się utwory bardzo od siebie odległe i czasowo, i pod względem artystycznym, ale wszystkie mają jedną wspólną cechę: to głębia poruszanych uniwersalnych problemów, które istnieją od stuleci. Obcowanie z tymi tekstami pozwala poznać prawdę o człowieku, daje nam wgląd w samych siebie i czyni nas godnymi spadkobiercami literatury całego tysiąclecia. Mam nadzieję, że przywołane dzieła będą pełniły taką samą rolę także i w przyszłym tysiącleciu.