Marlow opowiada swoim kolegom marynarzom pewne zdarzenie – twierdzi, że rzuciło ono
(…) jak gdyby pewien rodzaj światła na to, co mnie otaczało i na moje myśli.
Powrócił do Londynu po dłuższej żegludze po Oceanie Indyjskim. Choć spędził tak 6 lat, spotkania z rodziną i ze znajomymi zaczęły go nużyć. Marzył o Kongu – to miejsce interesowało go już od dzieciństwa. Dowiedział się o istnieniu wielkiego towarzystwa handlowego – Belgijskiej Spółki Akcyjnej do Handlu z Górnym Kongo.
Dzięki znajomościom swojej ciotki szybko udało mu się dostać tam pracę. Zanim wsiądzie na statek, ma dwa dziwne przeżycia. Pierwsze to spotkanie z dwiema kobietami – Parkami, drugie zaś to wizyta u lekarza, który ma ocenić stan jego zdrowia przed podróżą. Medyk ma do niego taką samą prośbę, jak do innych swoich pacjentów – pyta, czy może zmierzyć Marlowowi czaszkę i dokonuje zdumiewająco dokładnych pomiarów.
W końcu nasz bohater wyrusza i po około 30 dniach żeglugi dociera do ujścia wielkiej rzeki. Tu ma miejsce przerwa w podróży. W jej trakcie Marlow widzi, jak Murzyni są zmuszani do wyniszczającej pracy, głodzeni, ubrani w łachmany. Powoli umierają. Zawiera także znajomość z eleganckim, pilnym i sumiennym księgowym. Podziwia jego wytworny wygląd, zwłaszcza że warunki pracy tego człowieka są okropne. Te widoki rodzą w nim nieufność co do poczynań i interesów Spółki. Księgowy opowiada mu o Kurtzu, kierowniku stacji we właściwym kraju kości słoniowej. Nazywa go „wybitnym człowiekiem”.
Gdy Marlow dociera w końcu do swojej stacji, okazuje się, że jego parowiec zatonął. Zanim wypłynie, miną 3 miesiące. Dyrektor stacji robi na nim nie najlepsze wrażenie – to pospolity pod każdym względem człowiek. Jeszcze gorsze wrażenie robi na nim przybyły niedługo potem wuj dyrektora, kierownik Wyprawy Odkrywczej Eldorado – łupieżca i cwaniak o „sennej przebiegłości” w oczach. Pewnej nocy słyszy dziwną rozmowę dyrektora i jego wuja, w której mówią o Kurcie inaczej niż do tej pory, nie jako o „uniwersalnym geniuszu”, lecz „łajdaku” i człowieku, który „wodzi wszystkich za nos”.
W końcu Marlow może wyruszyć razem ze swoją półdziką załogą. Podróż jest bardzo ciężka i dziwna.
Drogę do Kurtza wskazuje Marlowowi młody, sympatyczny Rosjanin w połatanym ubraniu. Widać, że czci i uwielbia Kurtza.
Gdy w końcu dochodzi do spotkania Marlowa i Kurtza, ten jest już bardzo chory. Nie może już chodzić i jest bardzo słaby, zachował jednak wspaniały, silny głos: „uroczysty, głęboki, wibrujący – a zdawałoby się, że ten człowiek nie jest zdolny do szeptu”.
Marlow widzi, że Kurtz opętany jest pragnieniem władzy i zaszczytów – okrutny i pyszny. I tak jest w rzeczywistości. Marlow dowiaduje się prawdy – zamiast kierować misją handlową – Kurtz objął władzę wśród tubylców i zorganizował sobie minipaństwo totalitarne, oparte na terrorze i władzy absolutnej.
Teraz wszak jest umierający – daje Marlowowi fotografię swojej narzeczonej, listy i referat o obyczajach dzikich z prośbą o przechowanie.
Marlow towarzyszy mu w ostatnich chwilach. Duże wrażenie robi na nim fakt, że ostatnie słowa wypowiedziane przez mężczyznę brzmią „Zgroza! Zgroza!”. Dopiero na łożu śmierci Kurtz pojmuje, że zachowywał się jak łajdak i potwór, że ma na sumieniu straszne czyny. Marlow tak interpretuje ten krzyk umierającego:
Było to potwierdzenie, moralne zwycięstwo okupione licznymi klęskami, obrzydliwym przerażeniem, obrzydliwym dosytem. Ale to było zwycięstwo!
Po powrocie z kraju kości słoniowej Marlow przechowuje papiery Kurtza, nie bardzo wiedząc, co z nimi zrobić. Matka zmarłego także już od jakiegoś czasu nie żyje. W końcu Marlow postanawia oddać je narzeczonej Kurtza.
Pełna godności i wiary w niemalże świętość narzeczonego kobieta ubrana na czarno robi na nim duże wrażenie. Gdy prosi, by wyjawił jej, jakie były ostatnie słowa ukochanego, po krótkim wahaniu decyduje się skłamać i mówi, że to było jej imię… Dzięki temu kobieta jest wzruszona i szczęśliwa. I w tym momencie kończy się opowieść Marlowa.
Uwaga
Choć przeżycia Marlowa są podobne do przeżyć samego Conrada, nie powinno się utożsamiać jego głosu z głosem autora. Conrad podkreśla dystans, który dzieli go od współbohatera i narratora Jądra ciemności, głównie poprzez ironię. Oto dwa przykłady:
- Marlow twierdzi, że nie umie kłamać, ale oszukuje narzeczoną Kurtza. Mówi jej, że ostatnim słowem wypowiedzianym przez umierającego Kurtza było jej imię. Doskonale wie, że to właśnie chciała usłyszeć, podczas gdy tak naprawdę Kurtz zawołał „Zgroza!”.
- Marlow mówi także, że podbój ziem nie jest wprawdzie „rzeczą piękną”, ale może go odkupić przyświecająca ludziom idea – w tym wypadku idea cywilizacji i postępu. Ale dalszy ciąg jego opowieści jest totalnym oskarżeniem tej idei.
Zobacz: