Zbigniew Herbert

Mona Lisa

przez siedem gór granicznych
kolczaste druty rzek
i rozstrzelane lasy
i powieszone mosty
szedłem –
przez wodospady schodów
wiry morskich skrzydeł
i barokowe niebo
całe w bąblach aniołów
– do ciebie
Jeruzalem w ramach

stoję
w gęstej pokrzywie
wycieczki
na brzegu purpurowego sznura
i oczu
no i jestem
widzisz jestem
nie miałem nadziei
ale jestem

pracowicie uśmiechnięta
smolista niema i wypukła

jakby z soczewek zbudowana
na tle wklęsłego krajobrazu

między czarnymi jej plecami
które są jakby księżyc w chmurze

a pierwszym drzewem okolicy
jest wielka próżnia piany światła

no i jestem
czasem było
czasem wydawało się
nie warto wspominać

tyka jej regularny uśmiech
głowa wahadło nieruchome

oczy jej marzą nieskończoność
ale w spojrzeniach śpią ślimaki

no i jestem
mieli przyjść wszyscy
jestem sam

kiedy już
nie mógł głową ruszać
powiedział
jak to się skończy
pojadę do Paryża

między drugim a trzecim palcem
prawej ręki
przerwa
wkładam w tę bruzdę
puste łuski losów

no i jestem
to ja jestem
wparty w posadzkę
żywymi piętami

tłusta i niezbyt ładna Włoszka
na suche skały włos rozpuszcza

od mięsa życia odrąbana
porwana z domu i historii

o przeraźliwych uszach z wosku
szarfą żywicy uduszona

jej puste ciała woluminy
są osadzone na diamentach

między czarnymi jej plecami
a pierwszym drzewem mego życia

miecz leży
wytopiona przepaść

Podmiot liryczny, wyraźnie wypowiadający się w wierszu w pierwszej osobie, to równocześnie bohater zarysowanej w wierszu sytuacji – oglądania najsłynniejszego obrazu Leonarda da Vinci w paryskim Luwrze. Herbert konstruuje swój tekst dwutorowo: – z jednej strony mamy bezpośrednie wypowiedzi bohatera kierowane bądź do sportretowanej postaci, bądź do siebie samego; – z drugiej opis obrazu.
Dwudzielność kompozycji podkreśla język wiersza: kolokwialny, bliski potocznej prozie lub rytmiczny, bogatszy w środki poetyckie.

Kim jest oglądający obraz?

To człowiek „zza żelaznej kurtyny”, prawdopodobnie mający za sobą przejścia wojenne. Mówi, że przyszedł jak w baśni przez siedem gór, rzek i lasów, ale epitety dodane do rzeczowników są brutalnie skontrastowane z klimatem baśniowym. Góry są „graniczne”, lasy „rozstrzelane”, mosty „powieszone”. Poeta mówi tu zarówno o okrucieństwie wojennych przeżyć, jak i o istniejącym po wojnie podziale świata oraz wynikających z tego trudnościach w przekraczaniu granic. Jedno i drugie tłumaczy zdania bohatera: „nie miałem nadziei/ale jestem”.
Dotarcie bohatera do obrazu Leonarda to nie zwykła, turystyczna wycieczka – to pielgrzymka, dawno wymarzona, planowana i nie dla każdego realna, skoro „mieli przyjść wszyscy, jestem sam”.

Monę Lizę nazywa się „Jeruzalem w ramach”. Jeruzalem to święte miasto trzech religii, właśnie cel pielgrzymek, miasto idealne. A w takim razie dzieło Leonarda to coś więcej niż zwykły obraz, to symbol. W czasie wojny marzenie o wyjeździe do Paryża było tożsame z nadzieją na przeżycie, powrót do normalności: „jak to się skończy/pojadę do Paryża”.

W okresie powojennym, w czasie izolacji Polaków od kultury europejskiej, która trwała do „odwilży” 1956 roku, Mona Liza i Paryż były tej kultury symbolem. Pragnąć obejrzeć dzieło Leonarda znaczyło też chcieć wolności.

Kontemplacja obrazu w paryskim Luwrze to w takim razie konfrontacja z mitami, także z mitem największego arcydzieła malarstwa. Bohater dąży do obrazu „przez wodospady schodów’’, ignorując inne dzieła tak jak wielu turystów. Obserwuje obraz, stojąc „w gęstej pokrzywie wycieczki”. Ta oryginalna metafora jest zupełnie jasna dla każdego, kto chciał obejrzeć Monę Lizę w Luwrze. Trudno przebić się przez stłoczoną ciżbę turystów fotografujących niewielki (77×53 cm) obraz, trudno w skupieniu podziwiać sławny portret, trudno nawet swobodnie oddychać. Inni ludzie „parzą” jak pokrzywa. Czy przed każdym znanym obrazem tak jest? Oczywiście, nie! To mit Giocondy ściąga tłumy.

Jak postrzega arcydzieło obserwator z wiersza Herberta?

Mona Liza jest „pracowicie uśmiechnięta”. To zaskakujące połączenie wyrazów przypomina, że już parę wieków uśmiech portretowanej intryguje, jest częścią mitu obrazu Leonarda. Gioconda jest „smolista i wypukła”. Jeśli porównamy tekst poetycki z reprodukcją obrazu, dostrzeżemy, że sylwetka malowana jest ciemnymi barwami, a dzięki zastosowaniu nowatorskich w owych czasach technik (światłocień, perspektywa) twórcy udało się osiągnąć wrażenie przestrzenności. Mona Liza znajduje się – co też dostrzega wnikliwy obserwator – na tle krajobrazu. Między nią a tłem „jest wielka próżnia piany światła”. Co nam to mówi o dziele? Sugeruje, że pejzaż nie jest ściśle związany z postacią, jej życiową rolą. Malarz nie sportretował jej wśród sprzętów domowego użytku czy w reprezentacyjnej komnacie domu. Umieścił za nią pejzaż, który ktoś określił jako „kosmiczny”, bo trudno stwierdzić, jaką – konkretnie – krainę przedstawia. Składają się raczej na niego typowe elementy: woda, skały, lasy, niebo.

Charakterystyczna jest także sama technika stosowana przez Leonarda da Vinci, zwana „sfumato”, dzięki której osiąga on efekt lekkiego zamglenia, złagodzenia konturów. Uważny obserwator dostrzega przerwę „między drugim a trzecim palcem prawej ręki”, w którą to jak w ręce bóstwa składa „puste łuski losów” tych, którzy nie mogli wziąć udziału w tej szczególnej pielgrzymce. Obcowanie z dziełem Leonarda to z jednej strony dostrzeganie w portretowanej cech przedmiotu (wahadło, soczewki, woluminy) lub po prostu „tłustej i niezbyt ładnej Włoszki”, ale z drugiej jednak fascynacja arcydziełem. Nie ma znaczenia, kim Gioconda była prywatnie (nie ma zresztą co do tego absolutnej pewności), jakie były jej losy, skoro symbolizuje wielką sztukę, fascynuje ludzi od dawna. Aby to stało się możliwe, musiała zostać niejako „wyjęta” z prywatności, rzeczywistości historycznej: „od mięsa życia odrąbana/porwana z domu i historii”. Dziś jest mitem.

Co wynika z faktu, że Mona Lisa to nie tylko obraz jak inne, ale także mit?

  • Bardzo trudno o zupełnie spontaniczny, własny odbiór tego dzieła.
  • Bezpośredni kontakt z obrazem może przynieść rozczarowanie – spodziewamy się wstrząsu, niezwykłych wrażeń, a one nie przychodzą, bo oczekiwania były wygórowane.
  • „Pielgrzymowanie” do „Giocondy” daje jednak zawsze poczucie uczestniczenia w misterium, obcowania z wielką SZTUKĄ.

Efekt sfumato daje powtarzanie linii równoległych do horyzontu jako także równoległych względem siebie, a prostopadłych do horyzontu jako zbiegających się w jednym punkcie. Przedmioty bliższe są większe, a dalsze mniejsze.
Perspektywa powietrzna – zmiana barwy i ostrości przedmiotów na obrazie w miarę ich oddalania się od patrzącego.

Zapamiętaj!

  • Mona Lisa albo Gioconda (od nazwiska Francesco del Giocondo, męża sportretowanej damy florenckiej). Leonardo da Vinci malował ten portret w latach 1503-1505. Woził potem obraz ze sobą, poprawiał, zabrał go do Francji, gdzie po śmierci malarza przeszedł na własność króla Franciszka I i dziś znajduje się w Luwrze.
  • Sfumato – z włoskiego fumo – dym. W obrazie zabieg polegający na niwelowaniu ostrości przejść między plamami. Daje efekt przymglenia, zadymienia.
  • Światłocień – rozłożenie świateł i cieni w obrazie, grafice lub rysunku przez zastosowanie różnego natężenia barw lub zagęszczenia kreski.
  • Perspektywa – sposób wywoływania w kompozycji wykonanej na płaszczyźnie wrażenia przestrzennej głębi. Właściwą perspektywę linearną (inaczej renesansową) stosowali właśnie artyści odrodzenia. Zjawisko perspektywy powietrznej opisał i wykorzystywał w swojej twórczości Leonardo.

Zobacz:

Zbigniew Herbert – biografia

Zbigniew Herbert – jak pisać o…

Portret Pana Cogito na podstawie wierszy Zbigniewa Herberta

Na czym polega oryginalność poezji Zbigniewa Herberta?

Twórczość Zbigniewa Herberta

Poezja Zbigniewa Herberta

Zbigniew Herbert – praca domowa

Demaskacja mitów w poezji Zbigniewa Herberta

Funkcje nawiązań do Biblii i mitologii w twórczości Zbigniewa Herberta

Zbigniew Herbert na maturze

Poezja Zbigniewa Herberta