Przyjrzyj się realizacji tematu opartego na fragmencie „Ludzi bezdomnych” Stefana Żeromskiego.
„Ludzi bezdomnych” opublikował Stefan Żeromski w 1899 roku. Powieść ta została przyjęta z olbrzymim entuzjazmem. Uważano, że Żeromski wytyczył program działania dla polskiej inteligencji, postać doktora Judyma stała się czymś w rodzaju wzorca osobowego. Dzisiejsi czytelnicy nie dzielą już tych zachwytów. Dlaczego? Zanim znajdziemy odpowiedź na to pytanie, proponuję zatrzymać się chwilę nad samą postacią doktora Tomasza.
Był to człowiek targany dwoma uczuciami, które uznał za sprzeczne, rozdarty pomiędzy pragnieniem posiadania domu, rodziny, szczęścia, miłości a chęcią całkowitego poświęcenia się dla idei pracy u podstaw. Ostateczną decyzję Judym podjął w jednej z ostatnich scen powieści podczas rozmowy z ukochaną i kochającą go kobietą, nauczycielką Joasią Podborską. Powiedział wówczas:
„Nie mogę mieć ani ojca, ani matki, ani żony, ani jednej rzeczy, którą bym przycisnął do serca z miłością, dopóki z oblicza ziemi nie znikną te podłe zmory. Muszę wyrzec się szczęścia. Muszę być sam jeden. Żeby obok mnie nikt nie był, nikt mnie nie trzymał!”
Trudno nie zadać sobie pytania, czy naprawdę warunkiem skutecznego pomagania ludziom jest wyrzeczenie się samego siebie – własnych pragnień, marzeń, miłości. I czy zrezygnowanie z siebie, w jakimkolwiek celu, może człowiekowi wyjść na dobre?
Żeromski nie opisał dalszych losów Judyma, powieść kończy się rozstaniem bohatera z Joasią i symbolicznym obrazem rozdartej sosny. My możemy się jednak zastanowić nad tym, czy brak rodziny, bliskiego człowieka, jakiegokolwiek stałego punktu oparcia istotnie wyjdzie na dobre bohaterowi. Czy człowiek, który nie potrafił przyjąć własnego szczęścia będzie mógł skutecznie zabiegać o dobro drugich? Wątpię – myślę, że Judym szybko zgorzknieje, straci wiarę w swoje ideały – wszak on nawet swojej pracy lekarskiej nie wykonuje z zamiłowaniem, a tylko z obowiązku, w poczuciu, że kształcąc się, opuszczając sutereny, zaciągnął jakiś dług, który teraz musi spłacić. Nawet nie „chce”, tylko „musi”.
Myślę, że odrzucając część swojej istoty, doktor Judym skazał się na klęskę, wewnętrzne wyjałowienie. Symbol rozdartej sosny dobrze to oddaje:
„Widział z głębi swojego dołu jej pień rozszarpany, który ociekał krwawymi kroplami żywicy. Patrzał w to rozdarcie długo, bez przerwy”.
Judym to istota rozdarta, cierpiąca, kaleka. Trudno powiedzieć, czy wpatrując się tak w rozdarte drzewo, bohater w jakiś chory sposób syci się własnym nieszczęściem, czy też doznaje pewnego rodzaju objawienia, odkrywa jakąś prawdę o sobie?
Z poetyckiego opisu rozdartego drzewa dowiadujemy się, że „Pień jej stał jedną połową swoją w górze, a drugą szedł wraz z zawaliskiem, niby istota ludzka, którą na pal wbito”. Nie można pominąć dramatyzmu tego porównania rozdartej sosny do konającego w strasznych męczarniach człowieka. Tak jak ta sosna i ciało skazanego na wbicie na pal, tak samo została rozdarta dusza Judyma.
Co może zaoferować innym ktoś, kto sam (tak jak owa sosna) ledwie utrzymuje się nad brzegiem przepaści?
Kilkakrotnie mieliśmy możliwość obserwowania doktora Judyma w trakcie podejmowanych przez niego reformatorskich działań. I… niestety, niewiele sukcesów ma ten młody idealista na swoim koncie. Najpierw zraził do siebie środowisko warszawskich lekarzy: nie tylko nie udało mu się nikogo zachęcić do zajęcia się najuboższymi dzielnicami miasta, ale i sam, nie mając żadnych pacjentów, został zmuszony do opuszczenia placówki. Rozpoczął pracę w sanatorium w Cisach. Tutaj również udało mu się doskonale zdiagnozować problem – osuszenie bagien niewątpliwie wyszłoby na dobre i okolicznej ludności, klientom zakładu leczniczego. I tego zamiaru nie udało się jednak Judymowi doprowadzić do pomyślnego końca. To prawda, że wina leży w olbrzymiej części po stronie zwierzchników młodego lekarza – to ich egoizm, ich gonienie wyłącznie za własną wygodą i prywatnym interesem, nieczułość na los innych – wyraźnie zresztą piętnowane przez Żeromskiego – doprowadziły do wyrzucenia Judyma z pracy. Ale i nasz szlachetny obrońca pokrzywdzonych też nie był człowiekiem bez wad. Pierwszą z nich jest jego wybuchowy charakter, drugą – skłonność do manifestowania swojej wyższości intelektualnej (czego raczej nikt nie lubi), kolejną – domaganie się od otoczenia takiego samego (jak jego własny) poziomu moralnej i społecznej wrażliwości, poczucia obowiązku i potrzeby poświęcania się dla bliźnich.
Tak więc pod koniec powieści nasz pozytywny skądinąd, bohater, nie może poszczycić się żadnym szczególnym osiągnięciem, ma za to na swoim koncie co najmniej dwie nieudane próby. Ponieważ Judym nic w swoim postępowaniu nie zmienił ani zmienić nie zamierza – można się spodziewać, że i kolejne jego działania zakończą się porażką.
Decyzję o rozstaniu z Joasią oceniam, oczywiście, negatywnie. Była to osoba, która dzięki swemu taktowi, swej umiejętności rozmawiania z ludźmi mogłaby pomóc doktorowi w realizacji wielu jego zamierzeń. Jeżeli by go „zatrzymała”, to z pewnością wyłącznie od popełnienia kolejnego głupstwa. Myślę, że jednym z największych błędów Judyma było niedocenianie innych ludzi, tkwiącego w nich potencjału – dlatego w Joasi zamiast zdolnej współpracowniczki dostrzegł przeszkodę.
Pozostaje jeszcze odpowiedzieć na pytanie, dlaczego publiczność początku XX wieku tak wysoko ceniła ideę zawartą w powieści. Najważniejszymi przyczynami są, moim zdaniem, po pierwsze popularność, przynajmniej wśród warstw wykształconych, pozytywistycznych idei organicyzmu, utylitaryzmu, programu pracy organicznej i pracy u podstaw. Oczywiście musimy pamiętać, że omawiana powieść wyszła drukiem już w epoce Młodej Polski, ale pamiętajmy również, że nazwy nadaje się epokom z perspektywy czasu i że idee, które pojawiły się i zdobyły popularność wśród elity w pozytywizmie, dopiero w Młodej Polsce mogły ogarnąć szersze rzesze społeczeństwa. A wszelkie daty początków i końców historycznoliterackich epok mają charakter umowny. Po drugie Polska znajdowała się wciąż jeszcze pod zaborami – w takiej sytuacji politycznej wszelkie indywidualne inicjatywy na rzecz kraju, wszelkie ofiarnicze porywy miały w oczach społeczeństwa olbrzymią wartość, świadczyły o patriotyzmie Polaków, o ich niezgodzie na panujący porządek. Po trzecie, choć to już zapewne najmniej oddziałało na recepcję Ludzi bezdomnych, rodził się w naszym kraju i zdobywał coraz liczniejszych sympatyków ruch socjalistyczny.
Negując decyzję Judyma, absolutnie nie potępiam wszystkich jego poczynań. Na świecie istnieli i istnieją ludzie wykorzystywani, krzywdzeni, tacy, którym należy pomóc. Istnieją również egoiści, myślący tylko o własnym interesie, istnieje zło. Należy z nim walczyć. Ale wiara w jednostkowe cuda, które zbawią świat i samotne poświęcanie siebie na ołtarzu społecznego dobra na pewno nie jest działaniem, które może przynieść jakieś wymierne sukcesy.
Zobacz:
Jak rozumieć tytuł powieści Stefana Żeromskiego Ludzie bezdomni
Przedstaw treść powieści Stefana Żeromskiego Ludzie bezdomni
Omów kompozycję powieści Stefana Żeromskiego Ludzie bezdomni