Ludzie oświecenia wcale nie są pomnikowymi sylwetami. Tu się słyszy, że Trembecki swoje tłumaczenia w karty przegrał, tam się czyta, że Książę Poetów był nie lada smakoszem, wielbił egzotyczne delicyje i precjoza, a Adam Naruszewicz, choć w szacie duchownej, miał co nieco do powiedzenia o wdziękach niewieścich. Zerknijmy na konterfekty oświeconych Polaków:
Ignacy Krasicki
Zasługuje na pierwsze miejsce wśród oświeceniowych twórców. Był kapłanem, biskupem, poetą i pierwszym powieściopisarzem. Typowy człowiek oświecenia – głoszący ideały rozumu i niestroniący wcale od uroków życia tzw. galantoma – dusza towarzystwa, dowcipny, błyskotliwy, a do tego przystojny. Nic dziwnego, że był też lubiany, zwłaszcza że miał zdolności dyplomaty – żył w zgodzie z rozmaitymi skłóconymi ze sobą stronnictwami. Był ulubieńcem dam – i to mu wytykano: „Ten nowomodny galant mszy nigdy nie miewa,/ale tylko z damami sursum corda śpiewa”.
Był przyjacielem monarchów! W liczbie mnogiej, bo najpierw bliskie stosunki łączyły go z królem Stanisławem Augustem, z którym współdziałał w dziele reform, a gdy Polskę rozebrano – znalazł się pod panowaniem króla pruskiego. Z nim także się zaprzyjaźnił i bywał gościem monarchy. I to także wytykają mu niektórzy krytycy, bo woleliby, by autor Hymnu do miłości ojczyzny był patriotą walczącym i cierpiącym. Tymczasem książę biskup niewątpliwie był patriotą, o czym świadczy nie tylko powyższy hymn, ale cała jego twórczość i działalność w Monitorze, natomiast nie zamierzał być ani cierpiący, ani walczący. Nie uważał się za polityka, wolał refleksje swoje zamieszczać w satyrach. Poza tym wciąż miał kłopoty finansowe, a bardzo potrzebował pieniędzy – na cenne księgi do swej biblioteki, rośliny do wypielęgnowanego ogrodu, smakołyki do wytwornej jadalni. Bardzo szybko zadłużył się po uszy, a Lehndorff pisał o nim tak: „Umie na pamięć dawnych i nowych poetów, zna też pracownie znaczniejszych malarzy i pisarzy, ale nie potrafi zliczyć 10 talarów”.
Bo i nie był, w przeciwieństwie do swojego bohatera Podstolego, rozsądnym gospodarzem. I pomyśleć, że jedną z przyczyn, dla których przywdział sutannę były pieniądze. Sam o tym mówi: Szedłem dla grosza i dla chwały bożej.
Niemniej książę biskup warmiński jest niewątpliwie polskim przykładem umysłu oświeconego, twórcy utalentowanego i wykształconego, obdarzonego wyrafinowanym smakiem i intelektem. Zwano go „księciem poetów”, był faworytem króla (a właściwie królów, bo po rozbiorach chętnie goszczono go na dworze Fryderyka Wielkiego). Urodził się w Dubiecku nad Sanem, miał czterech braci (wszyscy prócz jednego wybrali stan duchowny). Ignacy w trzydziestym szóstym roku życia został biskupem warmińskim, bywalcem dworu i ważną postacią w Rzeczypospolitej. Był autorytetem. Nigdy nie dorobił się fortuny, przeciwnie – tkwił w długach, prawdopodobnie dlatego, że mimo szaty duchownej cenił uciechy życia. Uwielbiał cenne księgi i wykwintne trunki, dbał o zaopatrzenie swoich piwnic. Na stoły sprowadzał egzotyczne delikatesy, wykwintne słodycze i owoce. Wśród licznych rozrywek pasjonowało go też ogrodnictwo, łożył zatem artysta-biskup na swoją pasję. Jak widać nie jest posągową, nudną postacią z podręcznikowego portretu, być może dlatego, że cenił śmiech, obdarzony był poczuciem humoru, umiał dowcipem szermować. Odwoływał się do wielkich filozofów: Horacego, Erazma z Rotterdamu, Woltera, uznawał za autorytet Jana Kochanowskiego. Nie był politykiem, nie był wojującym patriotą, nie bardzo też wierzył w skuteczność reform Sejmu Wielkiego. To, co powiedział o kraju, o królu, o wadach szlachty – było głosem obserwatora, nie czynnego uczestnika, słowem – mędrca patrzącego z boku. Kiedy przyszły rozbiory, uznał się za poddanego króla Prus i wygodnie żył w Heiselbergu. Zmarł w Berlinie w 1801 r.
Adam Naruszewicz
Także duchowny i też mu zarzucano, że nie stroni od towarzystwa dam. Pochodził z bardzo wysokiego magnackiego rodu, lecz miał pięcioro rodzeństwa, a ojciec umarł im wcześnie – i trzeba było jakoś ratować się z finansowego niedostatku. Adam zdecydował się na karierę duchowną – uczył się w jezuickich szkołach i wstąpił do zakonu jezuitów. Później dostał się pod mecenat Michała Czartoryskiego, a ten przedstawił go królowi. Od tej pory Adam Naruszewicz stał się stałym bywalcem obiadów czwartkowych, bliskim współpracownikiem króla i… piewcą jego czynów. Zarzucano wciąż poecie, że jego panegiryzm jest nie– smaczny, że zachowuje się jak „chudy pachołek odzywający się do tronu” (cytat z Oświecenia M. Klimowicza). Mogło to razić, zwłaszcza gdy prosił o protekcję dla rodziny, bo podobno jeśli chodzi o czyny królewskie – chwalił tylko warte tego, uznane potem przez historyków. Sam Naruszewicz był historykiem – bardziej być może niż poetą. Podjął się przecież napisania historii Polski i tak powstała Historia narodu polskiego. Przed nim próbował takiego dzieła tylko Jan Długosz. Ale nie z Długoszem go porównywano. Dla współczesnych Adam Naruszewicz był spadkobiercą liry „polskiego Horacego”, czyli Macieja Sarbiewskiego. Król kazał nawet wybić medal z profilami obu poetów.
Stanisław Trembecki
Kto wie, czy nie najciekawsza to biografia – i pewnie najbardziej dyskusyjna. „Poeta-dworak”, bywalec salonów tworzy poezję polskiego rokoka, zyskuje miano polskiego libertyna. W młodości przebywał we Francji, gdzie podobno przyjaźnił się z encyklopedystami, uwodził piękne kobiety, przywiózł stamtąd wspaniałą bibliotekę (2500 tomów!). Zdradził w pewnej dyplomatycznej misji konfederatów barskich na rzecz króla Stanisława Augusta. Mówiono o nim, iż jest awanturnikiem, a nawet „zabójcą markizów”. Jak widać, młodość gwałtownego poety płynęła burzliwie. Niestety – pozostał bez pieniędzy, zresztą na skutek działań własnej mamy, która wydała się ponownie za mąż. Oddał się zatem Trembecki pod opiekę króla, został szambelanem królewskim i poetą dworskim. Potem zresztą miał innego opiekuna – jednego z targowiczan, Szczęsnego Potockiego i jego żonę Zofię, dla której napisał poemat Sofiówkę.
Zmienny, rozrzutny, w szponach nałogu – hazardu, był jednak bardzo utalentowanym poetą. Paul Cauzin nazwał jego bajki arcydziełami, Mickiewicz całe życie był wielbicielem jego twórczości. Sam o sobie Trembecki napisał: „byłem jeden z najzuchwalszych burdów, jeden z najognistszych pijaków, jeden z najzapamiętalszych miłośników. Byłem potem jeden z najpiękniejszych (jak zowią) graczów, potem jeden z najobszerniejszych czytelników”. Cytuję za Czesławem Miłoszem – Historia literatury polskiej – który napisał tak: „O ile Krasicki był wcieleniem uśmiechniętego racjonalizmu to Trembecki ilustruje inną stronę osiemnastego stulecia: namiętną pogoń za przyjemnością i szalonymi uciechami”.
Julian Ursyn Niemcewicz
Trudno byłoby pominąć osobę Niemcewicza – posiadacza bardzo zacnej, patriotycznej i bogatej biografii. Niemcewicz stał się wielkim autorytetem dla Polaków XIX wieku, być może takim jak Żeromski w XX. Nic dziwnego: gorąco walczył o zreformowanie kraju podczas Sejmu Wielkiego (nawet Powrót posła jest tego świadectwem), był adiutantem Tadeusza Kościuszki, brał udział w insurekcji, trafił do rosyjskiego więzienia. Poznał los emigranta dwukrotnie – 11 lat był w Stanach Zjednoczonych, a po upadku powstania listopadowego przebywał w Europie. W powstaniu brał udział – był członkiem rządu. Historia uczyniła go zatem uczestnikiem wielkich wydarzeń, obecnym w dwóch epokach, bo przecież i w romantyzmie. Pochodził z bardzo licznej rodziny – był najstarszy z szesnaściorga Niemcewiczów! Wykształcenie otrzymał bardzo dobre, był wszak absolwentem Szkoły Rycerskiej. Wielką część jego życia zajęły podróże – w Ameryce się ożenił, przyjął zresztą później obywatelstwo amerykańskie. Zmarł w Paryżu, ale jeszcze jako człowiek osiemdziesięcioletni zadziwiał temperamentem, aktywnością i działalnością na rzecz ojczyzny.
Franciszek Karpiński
Poeta serca, obrońca uczuć w dobie rozumu – ojciec sentymentalizmu. Nie lubił miasta. Owszem, próbował kariery prawnika, guwernera, dworaka, w końcu jednak porzucił miasto (Warszawę), by zaszyć się na wsi.
Franciszek Karpiński ma jeszcze jedno miano w polskiej literaturze, mianowicie – „śpiewaka Justyny” lub „kochanka Justyny”. Imię to nadawał wciąż bohaterkom swoich wierszy, imię Justyna powtarza się obsesyjnie w jego twórczości. Co ciekawe, trzy kobiety jego życia, prawdziwe „Justyny” miały na imię Marianna, Marianna i… Franciszka. Pierwsza – uboga sierota – jest adresatką słynnego Do Justyny. Tęskność na wiosnę, a uczucie to rozwijało się nader romantycznie – spotkania przy księżycu, rozstania o świcie. Zakończyło się racjonalnie: poeta doradził dziewczynie, by wyszła bogato za mąż. Druga Marianna – dużo starsza od poety – była jego „przewodniczką”, gdy została wdową, nie wyszła jednak za mąż za niego, ale… wyposażyła go finansowo! Trzecia dziewczyna – choć ukochana, była zaręczona i została wkrótce księżną Puzyniną – a z Karpińskim do starości pisywali do siebie sentymentalne listy. W tych warunkach musiał poeta zostać reprezentantem polskiego sentymentalizmu, czyż nie? Miłość podobna do wzorca Rousseau i wybór drogi życiowej był podobny. Po rozbiorach Karpiński osiadł w Karpinie (Kraśnik na skraju Puszczy Białowieskiej) i wiódł żywot na łonie natury, karczując wraz z chłopami las. „W tym miejscu oddalony od wielkiego świata, myślę kończyć resztę dni moich tęsknych” – pisał w liście do Franciszki.
Jan Potocki
O tym twórcy rzadko się wspomina, a szkoda. Wprawdzie niezbyt pasuje do oświecenia, raczej do romantyzmu, ale przecież żył w latach 1761-1815. Tymczasem biografię posiadał nie nudniejszą niż Byron, znajdziemy mnóstwo przygód i w życiu, i w powieści Pamiętnik znaleziony w Saragossie, którą zasłynął. Napisał ją po francusku, zawarł w niej tajemnicze, nadprzyrodzone siły, czar starego rękopisu, góry, w których straszy, itd. Romantyzm w pełni. Rękopis znaleziony w Saragossie jest wzorem powieści szkatułkowej, czyli takiej, w której każde następne opowiadanie jest „szkatułką” w większej. Pierwsze przedstawia narratora – ten opowiada historię, w której narrator opowiada następną historię itd.
Jeśli zaś chodzi o osobowość Potockiego – był ekscentrycznym arystokratą zafascynowanym Orientem. Przywiózł sobie z Turcji lokaja i przywdział turecki strój. Był w Grecji, Egipcie, walczył z piratami w obronie Malty. Ożenił się z księżniczką, ale polską – Lubomirską. Znał osiem języków, interesował się źródłami słowiańszczyzny – właściwie był pierwszym archeologiem prasłowiańskim. I to nie wszystko: latał balonem, wybrał się do Chin z ekspedycją naukową, którą zakończył w Mongolii. Ten niezwykły człowiek był w Polsce podczas Sejmu Czteroletniego i poparł obóz reform. Nie mógł umrzeć zwyczajnie. W 1815 roku, po ukończeniu powieści – zastrzelił się srebrną kulą z własnego pistoletu. Właściwie szkoda, że uczymy się o nim i o jego utworze tak mało.
.