Do jakich przemyśleń na temat trudnych problemów moralnych skłoniła się lektura wybranych utworów.
Moralność, piękne słowo. Jedno, niezmienne od tysiącleci… Tak to już jednak jest z człowiekiem, że im coś jest potężniejsze, tym bardziej różnorodne stają się zapatrywania na to. A moralność właśnie jest potężna niczym piramida egipska, którą każdy zwiedzający widzi z innej strony. Ludzie pióra od początku swego zaistnienia na Ziemi poruszają w swych dziełach problem moralności. Niektórzy starają się usidlić ją, zamknąć w klatce… zabić, lecz rzadkie są to przypadki. Moralności nie byłoby bez człowieka, więc do „badania” jej zachowań stał się on obiektem koniecznym. Wiedziano o tym już w starożytności, eksperymentowano więc – nie czynili tego wyłącznie poeci. Początkowo nad człowiekiem zawiśli różni bogowie, później przeznaczenie i miłość bliźniego, prawda i wierność, by wreszcie, gdy tego było już za mało, przyszła wojna, śmierć i zniszczenie. Człowiekowi pozostało jedynie… dostosować się.
Homer, człowiek ze starożytnej Grecji, dzięki swej ślepocie widział to, co dla zwykłych śmiertelników było ukryte. Żył w świecie, w którym panowały mity i legendy, a niebo roiło się od bogów. Takie czasy. W swych dziełach poruszał problemy moralne, ukrywał je jednak między wersami, gdyż ludzie nie lubili i nie lubią jak im się coś wytyka. Mity pełne są problemów moralnych, pełne! Homer jednak ukazał człowieka swoich czasów w innym świetle. Mawiano: „Takie jest moje przeznaczenie”. Zapominano jednak, że w świecie tysiąca bogów, Mojra czy Fatum to także jedno z bóstw. Bogowie trzymają z bogami, ludzie z ludźmi. A walka między nimi? Człowiek nie mógł pokonać bóstwa, próbował Marsjasz i jak skończył? Próbował Prometeusz… Homer, nie mówiąc tego dosłownie, ukazuje w „Odysei” boską zabawę człowiekiem. Odyseusz, człowiek światły, przeciwstawił się bogom i wyruszył do domu, a za nim wyruszyła Śmierć. Bogowie rozpoczęli eksperyment z człowiekiem… i przegrali. Nie przewidzieli, że Odyseusz mając do wyboru życie swoje czy swoich przyjaciół, wybierze życie dla swych kompanów. Bohater Homera otrzymał wagę życia, dobrze się nią posłużył i powrócił do swej Penelopy.
W innym miejscu, w innym czasie, żył inny, nowy człowiek. Usypał stos z bogów i podpalił go. Zaś Bóg, który wcześniej opiekował się tylko jednym narodem, zesłał na świat Syna i wziął w opiekę cały świat, całą Ziemię, wszystkich ludzi. Nowy człowiek budował swe życie na Jego prawach – na Dekalogu. Nastał czas miłości bliźniego, ale człowiek nie kocha bliźniego, jeśli ten jest innej wiary. Np. – wojny krzyżowe. Walczyć za ludzi, za wiarę. Piękna rzecz – śmierć(?). Jedynie nieliczni zorientowali się, że śmierć jednego pociąga za sobą setki. Franciszek z Asyżu (pięknie położonego na szczycie góry) zorientował się, że narzucanie miłości siłą wywołuje jedynie gniew, nienawiść, nawet śmierć. Nie można wymagać od kogoś miłości, jeśli sami jej nie okażemy. A hrabia Roland sławiony w pieśni? Rycerz – rzeczą rycerza jest umierać, ale także i bronić innych. Nie dałbym mu miecza! Poeta zapomniał o tych dziesiątkach czy setkach, którzy szli z Rolandem. Umrzeć za wiarę, piękna rzecz, ale by pociągać do Boga swych poddanych i wiernych żołnierzy? Dla własnej chwały poświęcać innych? Tysiąc razy lepszym człowiekiem był Franciszek, który żył dla ludzi, niż Roland, który umarł – za ludzi, za Boga. Czy gdyby Roland był powstańcem w Warszawie i poświęcił swoją grupę, czy owianoby go legendą? Lecz to już inny czas i inne miejsce.
Czasy rycerstwa to dla poetów piękny etap historii. Trzy wzorce, Bóg, smoki i księżniczki, baśnie i legendy, wierność i miłość, często tragiczna. Człowiek, który łamał zasady, popadał w konflikt z samym sobą.
Konrad Wallenrod, rycerz, wzór, ale czy na pewno? Według mnie tak. Kłamca, powie ktoś o nim. Nie wolno nam jednak zapominać, dlaczego kłamał. Człowiek, który został wychowany na rycerza nagle odrzuca swe dotychczasowe wartości, aby bronić słusznej sprawy. To wymaga ogromnej siły woli, nie złamanie zasad, lecz życie według tych, którym się nie hołduje. Lew, który musi żyć jak lis. Zwykły człowiek w takiej sytuacji z pewnością by się załamał. Bohater Mickiewicza stanął przed trudnym wyborem, wybrał, lecz czy wygrał? Zginął, to fakt, lecz za ludzi, których kochał i dlatego zwycięstwo leży po jego stronie.
Problemy moralne człowieka nadal jednak wabiły poetów. Dostojewski nie odstępuje od nich. W Zbrodni i karze ukazuje nam psychikę mordercy. Pamiętając o poglądzie głoszonym przez John’a Locke’a – tabula rasa, nikt nie jest od razu świętym czy mordercą. Człowiek jedynie staje się kimś. Zwykły chłopak, student, który zabija czy ma jakieś zasady? Jego moralność ewoluowała, ale nie zatraciła swych dobrych cech. Raskolnikow był słaby, słaby duchowo i łatwo przyjął tezę, że cel uświęca środki. Zmodyfikował ją jednak nieco tak, aby pasowała do jego potrzeb. Wiedział, że morderstwo nie jest czynem, za który otrzymuje się oklaski. Uważał jednak, że pieniądze przydadzą mu się bardziej niż starej lichwiarce. W psychikę Raskolnikowa mamy wstęp wolny, ale dlaczego Sonia zachowała się tak a nie inaczej? Oto jest prawdziwy problem. Potrafimy wyobrazić sobie psychikę mordercy, ale czy osoby wybaczającej także? Jako chrześcijanin – tak, potrafię wybaczyć. Ale, mimo że obowiązuje mnie przykazanie miłości, nie wiem czy potrafiłbym pokochać morderczynię. Taka sytuacja, chodzi mi o miłość do mordercy, jest bardzo interesująca z punktu widzenia moralności. Człowiek ceniący życie powinien odrzucać wszelkie zło. Sonia robi nie tylko to, ale i znacznie więcej! Wybacza grzesznikowi i nawraca go na właściwą drogę. Sprawia, że Raskolnikow przyznaje się do zbrodni, a gdy trafia do więzienia, zamieszkuje w jego pobliżu. Miłość potrafi zdziałać cuda.
Granica Zofii Nałkowskiej, kolejna epoka, ten sam temat – moralność. Kolejny człowiek i kolejny konflikt. Człowiek, który sięgnął szczytów okazał się słaby moralnie. Z wakacyjnej zabawy rodzi się romans na długie lata. Ziembiewicz nie kocha Bogutówny i wie o tym, jednak nie zaprzestaje spotkań z nią. Pamiętajmy, że w międzyczasie zostaje burmistrzem i ojcem (podwójnym prawie). Zenon był zbyt słaby, aby odrzucić kochankę, więc z dnia na dzień, z miesiąca na miesiąc przesuwał czas rozstania. Jeszcze trochę i jeszcze trochę. Jego moralność uległa „schiźmie”, stała się dualna. Bogutówna z rozpaczy wylewa na twarz burmistrza kwas, potem następuje samobójcza śmierć Zenona. Czy można było tego uniknąć? Najłatwiej mówi się po fakcie. Zenon ustawicznie przemieszczał granicę swej moralności, zajmując coraz to nowe obszary i stał się podobny rozwijającemu się mocarstwu, im większe, tym chce jeszcze więcej.
Przeniesiemy się teraz w najokrutniejszą epokę naszej cywilizacji, w której to moralność stała się dualna! Druga wojna światowa, czas „apokalipsy spełnionej”. I nastała „śmierć, ból i zgrzytanie zębów”.
Groby, mogiły pomniki (później postawione przez ocalałych), krematoria i obozy – oto symbole XX wieku. Potomni powiedzą o nas z pewnością tak: „Oto wiek, w którym ginęły narody, a świat bawił się na Campo di Fiori.”
Nałkowska w Medalionach ukazuje nam okropności wojny, laboratoria i mydło z ludzi dla ludzi. Uświadamia czytelnikowi, że człowiek jest w stanie przyzwyczaić się do wszystkiego, byle tylko żyć.
Jednak to Tadeusz Borowski wstrząsnął światem. Ukazał człowieka zlagrowanego, który posługuje się „prawem odwróconego dekalogu”. Ukazuje nam relatywność moralności w najskrajniejszym jej przypadku. Człowiek w obozie, to człowiek, który pragnie jedynie przeżyć, nawet kosztem innych. „Obozowicz” zapomina szybko o swych zasadach moralnych, które wyznawał zanim przekroczył wrota innego świata. Nie możemy osądzać tych ludzi, gdyż nas tam nie było i nie wiemy, jak my byśmy się zachowali. Moralność, która nie powinna być relatywna, stała się taką. Czy można dziwić się człowiekowi, który przeżył piekło, że odgradza się od swych wspomnień murem często nie do przebycia? Nikt nie pragnie cierpienia, nawet w wyobraźni. Czasy obozu były największą próbą ludzkiej świadomości. Obóz jest piekłem, ale wyjście z obozu jest jeszcze większą próbą. Czy można wybaczyć samemu sobie? Nawet jeśli się zrozumie, że wtedy było się kimś zupełnie innym. Ja tego nie wiem i raczej nigdy się nie dowiem.
A rosyjskie łagry? Piekło tym gorsze, że bez powrotu, bez szans na ucieczkę. Gustaw Herling-Grudziński miał „przyjemność” znaleźć się w takim miejscu. Ukazał miejsce, w którym łatwiej było kogoś zabić niż pomóc. Święci zdarzali się rzadko, a gdy już jakiś zawitał… długo go pamiętano. Moralność w obozie została rozstrzeliwana u jego bram, czyli nie istniała, nigdy? Człowiek silny pogardzał słabym, głodny zjadał umarłego. Człowiek nie potrafi żyć bez moralności, więc gdy jedną w nim zabiją, tworzy drugą, adekwatną do otoczenia. Czy łatwiej żyć z zabitą moralnością, czy tą kompatybilną do otoczenia?
Spoglądając na wieki naszej cywilizacji dostrzegamy, że człowiek bardzo często stawał przed trudnym wyborem i nie zawsze dokonywał dobrego. Patrząc jednak z drugiej strony, człowiek zawsze pragnął przeżyć trudne czasy i zawsze się odradzał, moralność powracała do dawnych kształtów. My zaś uświadamiamy sobie, z czym nie mogę się pogodzić, że moralność jest jednak relatywna. Zawsze też jednak miłość tkwiąca głęboko w nas pozwala odrodzić się jej na nowo. Los często rzuca nas między Scyllę a Charybdę. A może chociaż raz wiatr zawiałby nam w twarz, dobrze?
Zobacz:
Trudne wybory bohaterów literackich. Które popierasz, a które negujesz?