Hamlet jako arcydzieło
Czołową pozycję na liście arcydzieł literatury renesansu zajmują dzieła twórcy teatru elżbietańskiego – Williama Szekspira. Nikt poza nim nie potrafił tak doskonale oddawać meandrów ludzkiej psychiki i zawiłości wstrząsających nami uczuć! Niemal każda z jego sztuk zasługuje na miano arcydzieła, ale dwie wyróżniają się szczególnie, gdyż przynoszą wizerunki bohaterów i sytuacji, które w naszej kulturze urosły do rangi symbolu. To Hamlet oraz Romeo i Julia.
Pierwsza przyciąga uwagę wielowymiarowym portretem psychologicznym tytułowego bohatera. Duński książę Hamlet jest synem niedawno zmarłego króla o tym samym imieniu. Lat ma już, co prawda, trzydzieści, ale jego psychikę wciąż charakteryzuje młodzieńcza nadwrażliwość i idealizm. Jednocześnie myśli głęboko – skłonność do refleksji i analizowania faktów nie pozwala mu uwierzyć, że ojciec zmarł śmiercią naturalną. Matka, Gertruda, za szybko zdjęła żałobę, a jej nowy mąż – stryj Klaudiusz – ze zbyt wielką ochotą zasiadł na opustoszałym tronie. Obawy Hamleta potwierdziły się podczas jego nocnej rozmowy z duchem ojca, który zobowiązał syna, by pomścił jego krzywdę. I w tym momencie zaczyna się to, co w całym dramacie najważniejsze: studium wewnętrznego rozdarcia bohatera, jego uwikłania w moralne dylematy, zagubienia. Młody książę staje bowiem przed zadaniem, które przerasta jego wewnętrzne możliwości. Z jednej strony chciałby wypełnić synowską powinność zemsty, ale z drugiej ma moralne skrupuły przed dokonaniem zbrodni – nawet jeśli jego ofiarą miałby się stać morderca ojca. Z tego powodu popada w rozterkę, melancholię i stan ogromnego przygnębienia. Skąd my to znamy? Każdy z nas niejednokrotnie przeżywał sprzeczne, wykluczające się nawzajem uczucia, czuł się wewnętrznie rozdwojony i uwikłany, chociaż powody rozdarcia na pewno nie dotyczyły aż tak dramatycznych wyborów! Ale wróćmy do Hamleta. Gdy nasz bohater uświadamia sobie, jak trudno jest żyć w świecie, który „wypada z formy” i nie potrafi dokonać wyboru, zaczyna myśleć, że uwolnieniem od tej męki byłoby samobójstwo (słynny monolog zaczynający się od słów: „Być albo nie być – oto jest pytanie!”).
Ktoś może powiedzieć, że już sam pomysł targnięcia się na własne życie spycha Hamleta na pozycję tchórza (śmierć jest przecież ucieczką!), a powody, dla których zdecydował się jednak „być”, jeszcze to wrażenie wzmacniają (zatrzymała go „obawa przed tym, co będzie po śmierci”), ale wszystkie lęki duńskiego księcia dowodzą tylko jego człowieczeństwa, prawdziwości, autentyzmu. To nie jest papierowa postać! Kto z nas nie boi się przekroczenia progu egzystencji? Czy jakikolwiek człowiek – nawet najmocniej wierzący – może mieć stuprocentową pewność, co stanie się z nim po przejściu na „drugą stronę”? Wreszcie – czy można bez cienia moralnych skrupułów, kierując się wyłącznie wyrozumowanymi racjami, zabić drugiego człowieka? Sądzę, że osoby, które odpowiedziałyby twierdząco na te pytania, albo udają silniejszych, niż są, bo nie mogą pogodzić się do końca z wpisaną w naszą naturę słabością, albo już swoje człowieczeństwo zatraciły… Hamlet nie popełni samobójstwa. Czy dokona zemsty? Też nie. Co prawda stryj zginie z jego ręki, ale dopiero pod koniec akcji tragedii, a zadana mu śmierć nie będzie dokładnym wypełnieniem nakazu, który usłyszał od ducha ojca. Zresztą sam jej fakt w zestawieniu z bezmiarem przeżytego przez Hamleta bezwładu, wręcz paraliżu woli, setkami jego wahań i niepewności schodzi na dalszy plan i wydaje się śmiesznie mały. Nikt przed Szekspirem nie dokonał tak wnikliwej analizy stanu psychicznej niemocy, która nie „jest podszyta” tchórzostwem ani złą wolą! Żaden bohater literacki – oprócz Hamleta – nie uosabia w tak doskonałym stopniu postawy pełnego napięcia wahania i bezsilności, nic więc dziwnego, że gdy w późniejszych utworach, zwłaszcza romantycznych, zaczęły pojawiać się postacie uwikłane w wewnętrzne dylematy, wraz z nimi narodziło się pojęcie hamletyzowania.
Z dramatu Szekspira płynie jeszcze jedna, wciąż aktualna życiowa nauka: to przypomnienie, abyśmy nie brali pozorów za fakty. W pewnych momentach fabuły Hamlet sprawia wrażenie obłąkanego: wypowiada krańcowo sprzeczne sądy o swoim uczuciu do Ofelii, dziwnie zachowuje się po śmierci Poloniusza. Czy naprawdę pod wpływem silnych przeżyć stracił świadomość czy – jak sądzi Klaudiusz – jego obłęd jest rodzajem wygodnej maski („W tym szaleństwie jest metoda”)? Tego do końca się nie dowiemy – nieprzenikniony bohater każdym gestem i słowem przypomina, że nie można drugiej osoby poznać do końca. Studiowanie człowieka jest co najwyżej próbą zbliżenia się do tajemnicy o nim!
Hamlet – jak wszystkie zresztą dramaty Szekspira – jest bardzo czytelny w odbiorze. Nic dziwnego, bo autor – prawdziwy wirtuoz teatru – zrewolucjonizował kształt utworów scenicznych. Zrezygnował z klasycznych trzech jedności: miejsca, akcji i czasu, a także obecnego dotąd na scenie chóru; wprowadził sceny zbiorowe (dotychczas były relacjonowane przez którąś z postaci lub właśnie chór) i – co najważniejsze – odświeżył język. Nie jest on już patetyczną retoryką z tragedii klasycznych, lecz żywą, zindywidualizowaną mową współczesnych, dopasowaną do psychiki i kondycji społecznej każdej z postaci.
Tragedia o losach duńskiego księcia stała się inspiracją dla wielu późniejszych dzieł literackich – w Polsce do jej tradycji nawiązuje Kordian Słowackiego (bohater mimo dobrych intencji niezdolny jest do czynu i niczym jego angielski pierwowzór pyta: „Żyć albo i nie żyć?”, a cały utwór jest jednym wielkim dramatem niemożności).
Zadane w Hamlecie pytania (czy istotnie w życiu liczą się tylko konkrety, czy na świecie jest miejsce dla ludzi nadwrażliwych, refleksyjnych, wewnętrznie uwikłanych, których archetypem stał się bohater dramatu?) podejmie współcześnie Zbigniew Herbert, kontynuując Szekspirowskie wątki w Trenie Fortynbrasa (Fortynbras – wskazany przez umierającego Hamleta sukcesor duńskiego tronu).
A jak funkcjonuje w dwudziestowiecznej kulturze cały dramat? Ciągle należy do żelaznego repertuaru teatrów całego świata, ale mogą go oglądać też miłośnicy kina! W 1991 roku Franco Zeffirelli nakręcił na podstawie dramatu film, w którym tytułową rolę zagrał Mel Gibson. Inną ekranową wersję Hamleta stworzył Kenneth Branagh.
Zobacz:
Na czym polega wielkość i uniwersalność słynnego monologu Hamleta?